Meditatio: moment konfrontacji

Fragmenty rekolekcji ze św. Piotrem p.t. "Ty wiesz, że Cię kocham"

Meditatio: moment konfrontacji

Krzysztof Wons SDS

Ty wiesz, że Cię kocham

ISBN: 978-83-7580-174-3
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2010

Wybrane fragmenty
Od autora
Droga żywych spotkań z Jezusem... i sobą
Niezastąpiona moc Słowa
Poza Słowem nie odnajdziemy siebie
Cztery momenty krytyczne
Lectio: moment strategiczny
Meditatio: moment konfrontacji
Oratio: moment przełomowy
Contemplatio: moment decydujący

Meditatio: moment konfrontacji

Aby pójść za Nim, nie wystarczy jedynie usłyszeć, co On mówi. Piotr usłyszał, pozwolił Słowu przeniknąć jego serce i poszedł za Nim.

Lectio przygotowuje do drugiego krytycznego momentu w poszukiwaniu Boga. Jest nim meditatio. Można je zdefiniować pytaniem, które postępuje krok dalej od poprzedniego: „Co Bóg mówi do mnie i o mnie?”. Osobowe Słowo Boga jest zawsze osobiste. Z każdym z nas nawiązuje relację jedyną i niepowtarzalną: z Piotrem, Andrzejem, ze mną. W codziennym życiu ocieramy się o niebezpieczeństwo, które może zatrzymać w miejscu nasze dojrzewanie w wierze. Jest nim zanik osobistego kontaktu ze Słowem. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że zatrzymamy się na początkowym etapie, zamieniając osobistą lekturę Słowa na „bezosobową”, że zredukujemy żywe Słowo do studiowania „litery” i nie pozwolimy Duchowi przemawiać do naszego serca. To tak jakby przyglądać się lustru, zamiast przeglądać się w lustrze. Wtedy, owszem, będziemy czytali Słowo, ale mijali się z Nim i mijali ze sobą samym. Drugie niebezpieczeństwo, które rodzi te same skutki, to czytanie Słowa „na wynos”. Zamiast pytać, co Bóg mówi do mnie i o mnie, możemy przez całe lata pytać: „Co Bóg mówi do nich i o nich — do tych i o tych, których spotykamy na co dzień. Taka mentalność potrafi się skutecznie wkomponować w nasz umysł i serce. Można codziennie czytać święte teksty i pozostawać „nieprzeczytanym” przez Słowo, niereformowalnym i nieprzemienionym przez święte Pisma. „Studiowanie Tory — upominają siebie Hebrajczycy — ma uczynić nas lepszymi (...). Talmud stwierdza, nie przebierając w słowach, że kto studiuje Torę i pod jej wpływem się nie zmienia, od tego i łajdak jest lepszy”. Pewien chasydzki rabin stale zamartwiał się, że umrze „mądrzejszy niż pobożniejszy”.

Zgłębianie tekstu świętego ma nas konfrontować z poziomem naszej osobistej formacji. Na jakim etapie i poziomie się znajdujemy? Czy jedynie na etapie analizy akademickiej, poszerzania wiedzy, czy też pozwalamy się skonfrontować Słowu, które „zamieszkuje” biblijne stronice. Jak uczy mądrość hebrajska — zgłębiamy Słowo po to, aby nim żyć; kto zaś studiuje Torę, nie żyjąc nią, lepiej byłoby, gdyby się w ogóle nie narodził. Codzienna, rzetelna meditatio będzie nam przypominała, że czytanie i zgłębianie tekstu nie może być celem samym w sobie, ale ma przenikać i penetrować nasze życie. Istnieje coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego: kiedy zgłębiamy Słowo, ono prowadzi nas do naszego życia; zaś nasze życie, odnowione przez Słowo, poszukuje dalej Słowa, by odnawiało je coraz pełniej. W tej niezwykłej relacji między tekstem a nami pojawia się też dynamika odwrotna. Nasze wypełnianie Słowa sprawia, że lgniemy bardziej do świętych stronic, a święte stronice odsyłają nas do naszego życia. Relacja jest więc pełna dynamiki: przenika całą egzystencję. Za każdym razem gdy otwieramy Biblię, ona stawia przed nami do wyboru dwie drogi: życia i śmierci. Neutralna postawa wobec stronic Pisma jest niemożliwa. Słowo oczekuje od nas zaangażowania życia, ponieważ także ono jest żyjące. Droga z Piotrem z pewnością będzie dla nas konfrontująca.

Meditatio z Szymonem, synem Jony, może stać się cennym czasem, w którym Bóg będzie docierał do naszego umysłu, serca i woli i będzie stawiał nas przed lustrem swego Słowa, abyśmy zobaczyli w nim naszą prawdziwą twarz, poznawali, kim naprawdę jesteśmy w Jego oczach, a kim być powinniśmy. W Ewangelii jest ukryta cała pamięć Boga o nas. Jest w niej ukryta nie tylko historia Piotra, ale także nasza osobista, spisana przez Niego, w której wyjaśnione jest każde wydarzenie i ukazany jej głęboki sens, nasze pierwotne piękno, ponad wszelkimi pozorami i ludzkimi opiniami. Słowo, przed którym nic nie jest zakryte, odsłania prawdę o naszym najgłębszym „ja” — o tym, co już w nim dojrzałe i co jeszcze niedojrzałe. Odsłania także wezwania, które stawia przed nami.

Poznawanie Jezusa i siebie jest niemożliwe bez tej fazy lectio divina. Jeśli nie pozwolę Duchowi, który tchnie w Słowie, aby wydobył prawdę o tym, kim jestem, wówczas nigdy nie stanę się tym, kim być powinienem. Słowo zawsze najpierw wychowuje, a potem formuje. Właśnie z taką pedagogią Jezusa wobec Piotra spotkamy się na drodze, którą rozpoczynamy. Przez zażyłość z Jezusem Piotr mógł poznawać swoje prawdziwe „ja”. Przez zażyłość ze Słowem mogę poznawać, co Bóg mówi o mnie osobiście, jaką prawdę wydobywa o moim „ja”. Słowo, ilekroć się z nim spotykamy, chce wydobyć na zewnątrz (e-ducere) aktualną prawdę o naszym sercu, także tę część prawdy, której nie znamy: prawdę o słabościach i zniewoleniach, aby je usunąć i stworzyć w nas więcej przestrzeni do kształtowania życiowego powołania. Jeśli nie pozwolimy na to Słowu, ryzykujemy, że nasza formacja będzie zawieszona w próżni, będzie oparta na iluzjach, opiniach, mniemaniach, które nie sięgają prawdy o nas samych. Piotr musiał przerobić i tę lekcję. Podobnie jak jemu, tak i nam zagraża, że otoczymy się murem iluzji, żyjąc poza rzeczywistością, w sferze życzeń i sloganów, odgradzających nas od konfrontacji z prawdą. Meditatio chroni nas przed tym. Jeśli pozwolimy Słowu Bożemu zamieszkać w nas, jeśli będziemy je zachowywali i rozważali w sercu, wtedy, jak mówią ojcowie starożytni, nastąpi newralgiczny moment, zwany syn-krisis. Słowo poprowadzi nas do wewnętrznej konfrontacji z prawdą. Prawda Słowa odsłania prawdę o naszym życiu. Bardzo potrzebujemy tego momentu. Każde zaangażowane spotkanie ze Słowem rodzi kryzys (przełom), podobnie jak w spotkaniach Piotra z Jezusem. Dzięki niemu Piotr się rozwijał. Jezus mógł kwestionować w nim to, co zatrzymuje go w miejscu, i odkrywać przed nim drogę do życia, która nierzadko domagała się przekraczania siebie. Kto chce go uniknąć, ten tak naprawdę nigdy nie będzie szukał Boga na serio, nie będzie rozwijała się nasza wiara. Bez kryzysu nie ma rozwoju. Kryzys jest zawsze znakiem, że wchodzimy w przełom, w stan między tym, co stare, i tym, co nowe, tym, co prawdziwe i nieprawdziwe, między dobrem i złem, między tym, co do tej pory wystarczyło, a owym „więcej” (magis), do którego wzywa Bóg. Słowo przyjęte sercem prowadzi do skoku jakościowego w naszym rozwoju. Jeśli ono nie zabierze decydującego głosu w nas, wówczas inne słowa, inne głosy będą miały na nas wpływ. Chodzi więc o „kryzys” , który rodzi się ze Słowa Bożego. Chodzi o jasność uwalniającą w nas prawdę; chodzi o Słowo, które jest jak miecz obosieczny przenikający całą osobę aż do rozdzielenia tego, co dojrzałe, od tego, co jeszcze niedojrzałe.

Takie spotkanie ze Słowem, jeśli naprawdę porusza nasze serce, nie może pozostać bez odpowiedzi. Oto dlaczego tak ważne jest, aby Słowo dotarło do serca. Jeśli pozostanie jedynie na poziomie umysłu, uwięzione przez nasz intelekt, istnieje zawsze niebezpieczeństwo, że nas wewnętrznie nie poruszy. Można z intelektualną pasją studiować Słowo i nie odpowiadać na nie. Metanoia (zmiana myślenia) przechodzi zawsze przez cardia (serce). Serce poruszone przez Słowo porusza wolę do odpowiedzi. Rodzi się kolejny etap w formacji zwany oratio, czyli osobista odpowiedź na Słowo, które nas poruszyło do głębi.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama