Próba dyspozycji

Odpowiedź na tekst Cz. Miłosza "Obowiązek" - napisana zapewne wiosną 1940 roku

W bloku tekstów Nieznany spór zamieszczone są dwie, nie publikowane dotąd, wersje repliki Elzenberga: (1, niniejszy artykuł), (2) na artykuł Czesława Miłosza z wileńskiej "Gazety Codziennej" 28 marca 1940 roku. Zobacz także napisany po przeszło pięćdziesięciu latach komentarz do sporu Elzenberg - Miłosz pióra Bogusława Wolniewicza.

 

Henryk Elzenberg

PRÓBA DYSPOZYCJI*

 

Wstęp

Pomijam szereg punktów: albo że drugorzędne, albo że niejasne, albo że zbyt blisko zatrącające o politykę, albo że się godzę, albo że rozbieżność jest zbyt głęboka i dyskusja niemożliwa.

Wyłuskuję to, co mi się wydaje jądrem teoretycznym o znaczeniu nie tylko aktualnym.

 

Exposé

głównych twierdzeń Miłosza
  1. Artykuł jest poczęty z poczucia grozy wypadków: ogromu zbrodni i ogromu nieszczęścia. Autor dopatruje się źródeł tego w głębi ogólnego kulturalno-moralnego stanu ludzkości i środków zaradczych szuka w reformie w tej właśnie dziedzinie. I sięga istotnie bardzo głęboko do podstaw.
  2. Główne źródło zła widzi autor w tym, że chcemy nasze działania uzasadniać celami, co do których wmawiamy sobie lub przekonywujemy się, że są słuszne - więcej: jakoś niewspółmiernie wartościowe; święte. Dla takich celów warto z siebie wydobyć najwyższy wysiłek i wymusić na sobie każdą ofiarę, - i godzi się również popełnić każdą zbrodnię, bo "cel uświęca środki". Otóż, aby cel przestał uświęcać środki, autor proponuje rozwiązanie radykalne: nie stawiać sobie takich celów, w których słuszność i wartość byśmy wierzyli.
  3. Zamiast działania dla celów uznanych za dobre lub słuszne autor zaleca działanie z czystego obowiązku: poczucie obowiązku, jako pobudka działania, miałoby występować. Wtedy nie będzie już dwojakiej oceny czynu: ze względu na cel i ze względu na jego wartość wewnętrzną; pozostaje tylko ten punkt widzenia ostatni, i nie będzie podstawy do sankcjonowania zbrodni. (Taka "etyka czystego obowiązku" bywała i bywa wyznawana: Kant, Durkheim, Prichard, Ross.)
  4. Jednak można by powiedzieć, że działanie z czystego poczucia obowiązku nie chroni od wyników katastrofalnych. Bo obowiązek może być pojęty jako spełnianie tego, czego od jednostki żąda społeczeństwo, zbiorowość, - albo wprost (jako tłum, horda), albo przez przywódców i władze. Ponadto poczucie obowiązku, niezależnie od nacisku zbiorowości na jednostkę, może wytwarzać się zbiorowo, w formie prądów zbiorowych. Otóż - według założeń autora - zbiorowość, działająca bezpośrednio albo przez swoje organa, ma skłonności zbrodnicze; i w ten sposób można by się obawiać, że wszystkie katastrofy spowodowane działaniem dla rzekomo słusznych celów odnajdą się przy działaniu z obowiązku pojętego zbiorowo.
  5. Na to jednak jest lekarstwo w tym, że "obowiązek" przez siebie uznany rozumie autor ściśle "indywidualnie". I to chyba w dwóch znaczeniach (odpowiadającym dwom przed chwilą wspomnianym niebezpieczeństwom):

    1) obowiązek ma być "autonomiczny", nie może być narzucony z zewnątrz (jednostka ma decydować sama, co jest jej obowiązkiem);

    2) obowiązek ma być dla każdej jednostki swoisty, zależny od tego, czym ona jest w swojej wewnętrznej naturze (tak że z zewnątrz nikt go nie może stwierdzić, - obowiązek jednego człowieka jest niepoznawalny dla wszystkich innych).

    W ten sposób autor może przypuszczać, że zabezpieczył poczucie obowiązku przed zgubnymi wpływami zbiorowości. Dotąd udaje mi się rekonstrukcja myśli autora jako jakoś spoistej i celowej. W tym jednak miejscu zaczyna autor wprowadzać dalsze wymagania i twierdzenia, które mogę tylko zreferować, nie kusząc się o wyjaśnienie ich roli w całości konstrukcji (którą, moim zdaniem, rozbijają, niwecząc to, co było lub zdawało się być osiągnięte przedtem).

  6. Pierwsze z tych dalszych wymagań: obowiązek ma być całkowicie irracjonalny, "ślepy", niedostępny analizie logicznej i uzasadnieniom logicznym; - co rozumiem tak: tylko takie poczucie obowiązku zasługuje na szacunek i zaleca się jako motyw działania, przy którym poczuwający się do obowiązku nie może wskazać, dlaczego się czuje zobowiązanym. (Słowo "dlaczego" jest słowem "diabelskim".) W tym przejawia się trzecia wielka niechęć autora: niechęć do racjonalności - i to w formie wyjątkowo skrajnej. (Jak już powiedziałem, racji wprowadzenia tego postulatu, z punktu widzenia celów, które sobie autor postawił, nie widzę1 - w dodatku uważam, że wprowadzenie tego momentu niszczy to, co mogłoby uchodzić za osiągnięte przedtem. Ale to już do późniejszej dyskusji.)
  7. Drugie dodatkowe wymaganie poniekąd kłóci się z pierwszym. Wskazuje ono, jaka ma być (jest) wspólna dla wszystkich treść obowiązku; - jakiego rodzaju czyny są obowiązkowe (wychodzi poza formalizm etyki obowiązku). Tą treścią, wielokrotnie podkreślaną, jest wierność. Wierność czemu? "raz danemu, choć niewypowiedzianemu słowu"; - i ma ona z kolei też być zupełnie irracjonalna. O ile się mogę dorozumieć - częściowo na przykładzie (niedokładnie podanym) z Conrada - można to interpretować w ten sposób: gdy się człowiek raz w pewnym kierunku zaangażował (przypadkowo, siłą okoliczności, dziedziczności itd.), to obowiązuje go kroczenie w tym kierunku aż do końca. - Jak tego rodzaju zasada moralna ma w sobie zawierać rękojmie przeciw zbrodni i szaleństwu, to dla mnie jest tajemnicą.

Analiza krytyczna

(pominę dyskusję abstrakcyjną, jak w Etyce dobra i etyce obowiązku)**

  1. Zarzut pierwszy: radykalny środek usuwania celów działania nie był potrzebny, bo można było zbrodniom i katastrofom zapobiec w inny sposób.2 Mianowicie przez prawdziwą i uczciwą racjonalizację celów zamiast ich pseudoracjonalizacji.

    Autor rozumuje: ponieważ niektóre cele są zbrodnicze i obłąkane albo prowadzą do zbrodni w charakterze stosowanego środka, więc w ogóle nie działajmy dla osiągnięcia celów. Jest to tak zwane "wyrzucanie dziecka razem z kąpielą".

    Ale jest środek dużo prostszy, krytyka celów działania i dobieranie takich, które nie są ani obłąkane, ani zbrodnicze, ani nie prowadzą do zbrodni: czyli zwiększenie udziału świadomej refleksji w wyznaczaniu celów, a nie jej zmniejszanie.

  2. Zarzut drugi: eliminacja celów jest niemożliwa (eliminacja samych tylko celów uznanych za wartościowe jest niewystarczająca). Możemy eliminować cele, do których dążymy dlatego, że je uważamy za "dobre", "wartościowe", "święte", "wzniosłe" itd. Ale przecież nigdy nie wyeliminujemy celów, które dyktuje interes, ewentualnie ślepa namiętność, pożądanie. Nigdy wszystkie nasze czyny nie będą płynęły z obowiązku, ale ogromna większość zawsze z interesu. Te cele zawsze wystarczą, by wprowadzić w świat tyle szaleństwa i zbrodni, ile trzeba, by go uczynić piekłem.
  3. Zarzut trzeci: wyprowadzając postępowanie z czystego poczucia obowiązku, pojętego indywidualnie i irracjonalnie, autor wprowadza niebezpieczeństwa nowe.3 Mianowicie zupełną samowolę jednostek i rozsadzanie życia wspólnego przez anarchię.4 (Ten zarzut stawiano już autonomicznej etyce Kanta, ale tam samowoli nie było, bo ogólne, dyrektywne obowiązki - maksymy - były pojmowane jako racjonalne i te same dla wszystkich podmiotów, - a tu jest specyficzność dla każdej jednostki i jest alogiczność zupełna.)
  4. Zarzut czwarty: nawet gdyby eliminacja celów była możliwa, stare niebezpieczeństwa - te, które wynikały ze stawiania celów - nie zostały przez postępowanie z czystego obowiązku usunięte.
    1. samo działanie z czystego obowiązku jako jedyny motyw działania nie poręcza, że działanie nie będzie zbrodnicze: bo istnieje fanatyzm obowiązku tak samo jak fanatyzm celów działania, tak samo zdolny spowodować przejście nad wszelkimi skrupułami;
    2. formalnie indywidualny charakter obowiązku (w sensie Miłosza) nie chroni jednostki od ulegania faktycznie (merytorycznie) wpływowi układów zbiorowych. Istnieją prądy zbiorowe dążeń, przekonań moralnych, - i chociaż każdy będzie o własnym obowiązku rozstrzygał sam ze sobą, w odosobnieniu, treść tych różnych obowiązków może się okazać ta sama, o charakterze zbiorowościowym i zbrodniczym. (Po prostu: bardzo trudno ludzi zmusić, by dany im przywilej rozstrzygania o swoim obowiązku indywidualnie raczyli wykorzystać faktycznie.) (Wolą się dać nieść prądowi.);
    3. całkowita irracjonalność poczucia obowiązku sprawia, że w razie popełnionych w jego imieniu czynów zbrodniczych nie możemy się odwołać do żadnej zasady, która by nam zezwoliła potępić takie czyny i przemówić jakoś do rozsądku temu, kto go popełnił;
    4. najważniejsze jednak źródło starych niebezpieczeństw to owa wierność. (Wierność czemu?) Jest to formuła niesłychanie idąca na rękę tym, którzy chcą jednostkę jak najbardziej uwikłać w sieć zobowiązań społecznych:
      1. théorie du quasi-contrat (qui non secedit, consentire videtur);
      2. wierność komuś: grupie, przywódcy (ideał "drużyny") (cóż bardziej może dać asumpt do czynów okropnych);
      3. wierność dla "sprawy", - ale pojęcie "sprawy" łączy się z pojęciem celu (walczy się dla czegoś); więc to nie to5;
      4. wierność wobec przyjętych explicite zobowiązań - też nie;
      5. wierność "raz danemu, choć niewymówionemu słowu".

Analizujemy: znaczy to, że ktoś zaangażował się w kierunku pewnego działania niezależnie od swej woli (nieumyślnie, przypadkowo), a potem już ma iść w tym kierunku dalej: to jest jego wierność i jego obowiązek.

Otóż: nic łatwiejszego dla czynników zbiorowych (społeczeństwa), jak wciągnąć, uwikłać jednostkę w takie zaangażowanie się po linii, która im jest potrzebna. Sprawić, by dla każdego stała się obowiązkiem wierność temu, co im dogadza; - uczynić samodzielność wyboru autonomią iluzoryczną. - Przecież jednostka jest wplatana w różne działania, zanim dojrzeje i zdolna jest wybierać świadomie.

W rezultacie: zasada wierności burzy indywidualny charakter obowiązku i wydaje działanie z powrotem na łup sił zbiorowych, które mogą być złe; - burzy całą uprzednią koncepcję, zmierzającą do uniezależnienia od tych sił.

I Miłosz w ostatnim zdaniu artykułu to przyznaje: "przywiązanie do obowiązku" ma się stać "atutem w ręku wodzów". To jest możliwe tylko, jeśli wszyscy walczący uważają za swój obowiązek właśnie to samo, co uważają wodzowie, - czyli że obowiązek zostaje pozbawiony swego charakteru indywidualnego i sens działania przychodzi do jednostki od zbiorowości.

do druku przygotował Jan Zubelewicz

 

Przypisy:

* Niniejszy tekst, napisany przez Henryka Elzenberga wiosną 1940 roku, miał być zapewne wygłoszony w obecności autora Obowiązku. Różne uwagi na marginesie tekstu zostały uwzględnione albo w przypisach, albo w tekście (o ile takie miejsce było przez Elzenberga ściśle oznaczone). Rozważana polemika - jak i tekst Miłosza - znajduje się w Archiwum PAN w Warszawie (sygn. III-181, teczka 40). W trakcie przedruku dokonano jedynie kilku zmian interpunkcji.

1. Ponieważ czasem daje się uzasadnienia durne i podłe, więc autor uważa, że najlepiej nie dawać żadnych.

** Tekst (rkps) Etyka dobra i etyka obowiązku znajduje się w teczce 16a Pojęcie wartości i powinności. Tekst żemłosławski 1939 (Archiwum PAN w Warszawie, sygn. III-181). Są to tezy odczytu Elzenberga wygłoszonego 15 lutego 1939 roku w Stowarzyszeniu Asystentów U.S.B. w Wilnie.

2. Nie wszystkie cele, jakie sobie stawiamy, a specjalnie jakie sobie stawia zbiorowość, są złe i niebezpieczne; tylko niektóre: i właściwym środkiem przeciw tym złym jest pełne, wyostrzone, krytyczne rozróżnianie ich od innych.

3. Cytat: "chcąc poskromić szaleństwa totalizmów, rozpętuje szaleństwo anarchii".

4. Obowiązek pojęty indywidualnie w owych obu znaczeniach i w dodatku czysto irracjonalny ("ślepy, zwierzęcy") - to jest rozpętanie irracjonalnych dajmonionów, różnych dla każdego.

5. Żadne z tych trzech nie jest pojęciem Miłosza.



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama