Cudze chwalicie, czyli u nas to nie jest tak jak w Stanach czy Polsce

O chrześcijańskiej muzyce we Francji


Cudze chwalicie, czyli u nas to nie jest tak jak w Stanach albo w Polsce

Monika Zytke

Korespondencja własna z Francji

Poznałam niedawno w Paryżu pianistę jazzowego Francois'a Popineau. Młody człowiek, świetnie gra, trochę komponuje, kończy pracę nad wydaniem podręcznika harmonii jazzowej. Kilka lat temu się nawrócił. Jego życie zmieniło się. Ale nie w sprawach zawodowych. Dalej grał ze swoim bandem jazzowe standardy, jeździł w trasy. Czasami do szuflady napisał muzykę do jakiegoś psalmu. Wreszcie poczuł się bardzo osamotniony w towarzystwie, w którym alkohol i trawka były niemal obowiązkowe, "bo wtedy lepiej się improwizuje". Gdzieś w głębi duszy tęsknił za pracą z ludźmi, którzy myśleliby innymi kategoriami. Oczywiście znał kilku muzyków, którzy też są chrześcijanami, ale zajmowali się innymi gatunkami. Zresztą gdyby nawet - kto by tu tego słuchał?

Trzeba przyznać, że Francja jest pod tym względem miejscem szczególnym. Z jednej strony nie ma w Europie kraju, który byłby kolebką większej ilości wspólnot i rozmaitych ruchów odnowy - Taizé, Wspólnota Błogosławieństw, Chemin Neuf (gościliśmy ich na ostatnim Song of Songs), Chleb Życia, Emmanuel, Arka i wiele innych. Funkcjonują na różny sposób w całej Europie, a często i poza nią. Mają też swoją muzykę, każda z nich odrębną, o innych korzeniach, ale zawsze bardzo piękną i pełną ducha. Ale to jest muzyka, jak mówią Francuzi - "monastyczna", przeznaczona tylko na modlitwę, nie nadająca się na przykład do emitowania w radio. Natomiast tego drugiego pnia, muzyki również chrześcijańskiej, ale nie liturgicznej, tylko koncertowej, po prostu nie ma. I tu jest właśnie druga strona medalu: przy wielości wspólnot i ruchów odnowy jednocześnie jest Francja krajem być może najbardziej w Europie zlaicyzowanym. I nie chodzi tu o przepisy, jest w niej przecież wolność i demokracja. Każdemu wolno chodzić, gdzie chce, do kościoła też. Tylko, że nie wypada... Tak mówią stereotypy, a wiadomo, że zawsze łatwiej z prądem. Przez to wszystkie zjawiska odnowy są nieco "undergroundowe". Tu jest tak chyba od rewolucji - mówi mi mieszkająca w Paryżu od 20 lat Amerykanka. - Oni są chorzy, jak raz na rok nie zastrajkują. Bunt i łamanie konwencji leży w ich naturze. Jednocześnie dla wielu ludzi Kościół pozostał ostoją reakcji. Nie posiadają się ze zdumienia, kiedy poznają kogoś na poziomie, z poczuciem humoru i do tego profesjonalistę w swoim zawodzie, a potem okazuje się, że ten człowiek jest chrześcijaninem". Rzecz jasna, to także stereotypy. Ale wystarczy popatrzeć na nasze życie społeczne, by bez trudu zauważyć, jaką moc mają obiegowe opinie. Na każdy temat.

Tak więc Francois o graniu z chrześcijanami marzył sobie niegroźnie, ale nic z tego nie wynikało. Sam zresztą, spotykając tu i ówdzie różne zespoliki, nagrywające nawet płyty (przecież to żaden problem wynająć studio), utwierdził się w przekonaniu, że "chrześcijański" w odniesieniu do muzyki znaczy "mierny". Wiosną tego roku ktoś zaproponował mu współpracę przy oprawie muzycznej Światowego Dnia Młodych w Rzymie. Zgodził się bardziej z poczucia obowiązku niż entuzjazmu. Pojechał tam i oniemiał. Profesjonalne zespoły, profesjonalne aranżacje i dobre przesłanie - okazało się, że to jest możliwe. Wcześniej słyszał nagrania wielu grup amerykańskich z kręgu CCM, ale nie wierzył, by coś takiego mogło się przyjąć w Europie. Teraz pragnienie odżyło ze zdwojoną siłą.

Po powrocie do Paryża ktoś pokazał Francois kilka płyt z muzyką chrześcijan nagranych niedawno w Polsce. To go "zdołowało" do reszty. "Ledwie wyszli z komunizmu, a już mają takie możliwości? A tutaj co? Pustynia..!!!" Z trudem ponoć wierzył informacjom o festiwalach i koncertach CCM z kilkutysięczną czasami publicznością w kraju nad Wisłą.

Potem miałam okazję go spotkać. Przyjął mnie w sposób, w jaki kiedyś my traktowaliśmy przybyszów z Zachodu - jak osobę, która przychodzi z wymarzonego, ale niedostępnego świata. Zaczął rozmowę od stwierdzenia: "bo wiesz, u nas to nie jest z tą muzyką tak, jak w Stanach czy w Polsce..." A ja tylko pomyślałam, że do dobrego łatwo się przywyka... Czasem zbyt łatwo... Narzekamy na słabą jeszcze promocję Dobrej Muzyki, a zapominamy, że kilka zaledwie lat temu w ogóle nie można było o niej marzyć. Wdajemy się w różne dyskusje, a może przegapiamy to, co najważniejsze. Obyśmy tylko tego nie zatracili, bo z darów trzeba się będzie kiedyś rozliczyć...

Monika Zytke

PS: Francois znalazł chętnego do współpracy basistę i w tej chwili kompletuje resztę składu. Jak się uda, w przyszłym roku będziemy gościć ich w Polsce.


opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama