Nie ma normalnych rodzin

O problemach społecznych i wyzwaniach duszpasterskich na dalekim wschodzie Rosji

Wieczorem spotkaliśmy się na Mszy św., którą odprawili ks. Włodzimierz, ks. Józef ze Słowacji i ks. Jarosław. Nie sprawdziły się moje obawy, że sprawujących Najświętszą Ofiarę będzie więcej niż wiernych w kaplicy. Oprócz mnie i brata Waldemara w ławkach zasiadło jeszcze siedem, w większości młodych, osób. Ich zachowanie świadczyło, że są tu częstymi gośćmi.

Po Mszy św. ks. Włodzimierz wyjaśnił mi, że w dzień powszedni na Eucharystię przychodzi od kilku do kilkunastu osób, a w niedziele i święta kaplicę wypełnia od czterdziestu do siedemdziesięciu wiernych, co jest zadowalającym rezultatem w około stuosobowej parafii, w której liczba członków powiększa się bardzo powoli. Świadkami wieloletnich tradycji katolickiej wspólnoty w Błagowieszczeńsku jest pięć ponadosiemdziesięcioletnich babuszek. Jeszcze tylko trzy z nich mają tyle sił, by od czasu do czasu przyjść do kaplicy. Kontakt z Kościołem katolickim miały w dzieciństwie, ale dziś już niewiele pamiętają z tamtych czasów.

Dziś katolicka wspólnota organizuje się praktycznie od początku, a większość jej członków stanowią młodzież i dzieci. Niektórzy z nich pochodzą z polskich katolickich rodzin, ale najwyżej jak przez mgłę pamiętają, że ich babcia modliła się i opowiadała o Bogu. Uważają się za amurczanów, czyli nową, rosyjskojęzyczną narodowość, powstałą w wyniku wymieszania się różnych ludów osiadłych nad Amurem.

— Ci ludzie zazwyczaj sami szukali wiary — opowiada ks. Włodzimierz — często z bardzo dziwnych powodów. Bywa, że swoje spotkanie z Bogiem zawdzięczają strachowi lub jakimś emocjonalnym przeżyciom, a nawet zabobonom. Staramy się więc iść w głąb i przez katechezę, prowadzoną w czterech grupach wiekowych dzieci i młodzieży, dać wszystkim członkom parafii solidny fundament dla ich wiary. Nauki dla dorosłych staramy się łączyć z Mszą św. Nie spodziewamy się jednak natychmiastowych efektów, bo ludzie tu są za bardzo poranieni przez komunizm.

Ostrożność ks. Włodzimierza nie dziwi, przecież jego praca z dziećmi i młodzieżą nie ma żadnego oparcia w rodzinach, które tkwią w ateizmie narzuconym przez poprzedni system. Zdrowych, normalnych rodzin w parafii, tak jak i w całym mieście, właściwie nie ma. Większość z nich jest dotknięta jakąś patologią. Wiele osób ma za sobą nawet po kilka rozwodów. Poprzedni ustrój zniszczył zupełnie instytucję małżeństwa i rodziny. Zawarcie cywilnego związku małżeńskiego, a potem jego rozwiązanie jest stosunkowo proste. Zawarcie małżeństwa nazywa się „rozpisaniem”, a polega ono na wypełnieniu odpowiednich formularzy i podpisaniu ich przez świadków. Częsta zmiana partnerów należy do dobrego tonu. Bywa, że po rozwodzie w jednym mieszkaniu żyją po dwie rodziny, bo rozwiedzeni współmałżonkowie znaleźli sobie nowych towarzyszy życia. Losem dzieci z pierwszych związków nie interesują się, a jeśli nawet dbają o nie, nie dostarczają im pozytywnych wzorców. Dzieci i młodzież często sięgają po alkohol, a jeszcze częściej po narkotyki.

Zdarza się, że role rodziców przejmują dziadkowie, co bywa dla nich wielkim obciążeniem. Babuszki żyjące z nędznych emerytur z trudem mogą utrzymać najwyżej jednego wnuka. Pozostałe często trafiają na ulicę, stając się tzw. bezprizornymi, czyli bezdomnymi dziećmi żyjącymi z rozbojów i kradzieży, lub do domów dziecka. Jest to wybór niewiele mniejszego zła, zwłaszcza dla dziewcząt. Instytucje wychowawcze w tutejszym wydaniu spełniają rolę przechowalni. Nie przygotowują do pełnienia ról życiowych, np. matki i żony. Większość wychowanek po osiągnięciu pełnoletności trafia więc do — zakamuflowanych pod szyldem agencji towarzyskich czy kasyn gry — domów publicznych, które w Błagowieszczeńsku bardzo dobrze prosperują. Niemały procent tysięcy chińskich turystów przyjeżdża do miasta tylko po to, by „zabawić się” z rosyjskimi dziewczynami. W kręgach podziemia gospodarczego i mafii, prężnie rozwijających się na chińskim pograniczu, „erotyczny wypad” na drugą stronę Amuru jest uznawany za potwierdzenie społecznego statusu...

Jadąc do mieszkania werbistów mogliśmy się przekonać, że miejscowa młodzież nie stroni od alkoholu. Był właśnie tzw. dzień wypusknika, czyli absolwenta. Cała młodzież, która otrzymała świadectwa, bawiła się, czyli po prostu piła bez ograniczenia, nie spotykając się ze sprzeciwem dorosłych. Ulicami ciągnęły całe watahy młodych ludzi z butelkami piwa w dłoniach. Okupowali wszystkie ogródki przy budkach z piwem i uliczne ławki. Milicja nie reagowała na ich zachowanie, ograniczając się do ostrzegania przed pozostawaniem na jezdniach, bo może to zagrażać życiu...

— Milicja jest dzisiaj nieco bardziej liberalna niż zwykle — twierdzi prowadzący samochód ks. Józef — ale i gdy nie ma święta wypuskników, też nie działa bardziej rygorystycznie. W tutejszym prawie piwo jest uznane za napój chłodzący, który może być konsumowany wszędzie, nawet na głównych ulicach. Młodzież pije je więc dosłownie wszędzie i w dużych ilościach. Producenci piwa wykorzystują to i proponują coraz mocniejsze gatunki, które uzależniają młodych ludzi to i wyniszczają organizmy. „Siedemnastka” ciemnej „Bałtyki” zawiera np. dziewięć procent alkoholu...

Przed blokiem, w którym mieszkają werbiści, czekał na nas Aleksander Ryniewski, który — jako inwestor — przyjechał sprawdzić, jak idą przygotowania wieżowca do zasiedlenia.

— Do tej pory w Rosji każda osoba zajmująca się biznesem musiała mieć kilka różnych firm — tłumaczy. — System podatkowy jest tak skonstruowany, że tylko prowadząc kilka firm, wykorzystując różne możliwości manewrowania kapitałem, korzystania z ulg podatkowych itp., można w ogóle utrzymać się na rynku. Prezydent Władimir Putin obiecał, że sytuacja ta ulegnie zmianie i system fiskalny zostanie uporządkowany, a podatki obniżone. Wierzymy, że tak się stanie i rosyjscy przedsiębiorcy będą mogli zająć się normalną działalnością, a nie kombinować, jak uniknąć horrendalnych podatków...

— Takich ludzi jak nasz starosta jest niestety niewielu — ubolewa ks. Włodzimierz, gdy po całym dniu zasiedliśmy wreszcie do kolacji. — Większość z trudem daje sobie radę i jest po prostu zniechęcona do życia. Wyrwani z poprzedniego systemu, który dawał im bezpieczeństwo socjalne i obiecywał w przyszłości złote góry, nie radzą sobie w nowych warunkach. Zostali odzwyczajeni od wydajnej pracy. Zabito w nich przedsiębiorczość. Oduczono inicjatywy.

Aleksander Ryniewski, który chętnie przyjął zaproszenie na nasz wieczorny posiłek, tylko potakuje, słuchając refleksji swojego proboszcza. Trzy dni temu zwolnił z pracy kilku pracowników. Zupełnie nie nadawali się do nowych warunków. Pozostawił im swobodę w działaniu i nie nadzorował, co ci potraktowali jako zgodę na nieróbstwo.

— Byli zdziwieni, że mam do nich pretensje — mówi Ryniewski. — Myśleli, że skoro na nich nie krzyczałem, to byłem zadowolony z ich pracy. Nie mogli pojąć, że ja nie mam czasu, by stale patrzeć podwładnym na ręce. W Rosji niestety w dalszym ciągu pokutuje system, w którym pracownik szanuje swego szefa i wykonuje jego polecenia tylko wtedy, jeżeli ten nieustannie go sprawdza, krzyczy, wymaga. Często zdarza się, że im szef głośniej krzyczy i mocniej bije, jest bardziej szanowany, bo to znaczy, że jest bolszoj naczalnik. Inaczej przecież nie ośmieliłby się tego robić. Rosjanin nieczujący nad sobą bata, po prostu źle się czuje. Dlatego też z takim trudem tworzą się w naszym kraju demokratyczne mechanizmy i reformuje gospodarka.

To słabe zreformowanie rosyjskiej gospodarki widać zresztą na stole. Sprawdziliśmy, które ze znajdujących się na nim produktów, zakupionych rano w pobliskim sklepie, pochodziły z Rosji. Tylko chleb. Nawet ser i dżem to produkty węgierskie.

— Reeksport z Chin — śmieje się Ryniewski, wskazując na rozświetlony brzeg po drugiej stronie Amuru, na którym co chwila zapalały się różnokolorowe wielopiętrowe reklamy.— Jeszcze piętnaście lat temu było tam szczere pole, dziś stoi stupięćdziesięciotysięczne miasto. Chińscy handlarze wznieśli je za pieniądze zarobione ze sprzedaży towarów Rosjanom. Musimy się od nich uczyć.

Ten temat zostawiamy sobie jednak na jutro. Aleksander obiecuje, że dzień zaczniemy od niespodzianki.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama