Przyodziani w szatę miłości

Homilia podczas Mszy św. kanonizacyjnej, 15.10.2017

W niedzielę 15 października rano Papież Franciszek przewodniczył Mszy św. na placu przed Bazyliką Watykańską, podczas której kanonizował 35 błogosławionych: męczenników brazylijskich — księży Andrzeja de Soverala i Ambrożego Franciszka Ferra oraz Mateusza Moreirę, wiernego świeckiego, i 27 towarzyszy; męczenników indiańskich z terytorium obecnego Meksyku — Krzysztofa, Antoniego i Jana; hiszpańskiego pijara — ks. Faustyna Migueza, założyciela Zgromadzenia Sióstr Kalasantynek Córek Boskiej Pasterki; włoskiego kapłana z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów — o. Anioła z Acri, kaznodzieję i głosiciela misji ludowych w południowych Włoszech. Poniżej zamieszczamy papieską homilię.

Przypowieść, której wysłuchaliśmy, mówi o królestwie Bożym jako o uczcie weselnej (Mt 22, 1-14). Główną postacią jest syn króla, oblubieniec, w którym łatwo dostrzec Jezusa. Jednak w przypowieści nie mówi się wcale o oblubienicy, ale o wielu zaproszonych, mile widzianych i oczekiwanych: to oni noszą strój weselny. Tymi zaproszonymi jesteśmy my, my wszyscy, ponieważ z każdym z nas Pan chce «wziąć ślub». Zaślubiny zapoczątkowują wspólnotę całego życia: tego właśnie pragnie Bóg z każdym z nas. Zatem nasza relacja z Nim nie może być jedynie relacją podwładnych, oddanych swemu królowi, wiernych sług ze swym panem czy pilnych uczniów ze swoim nauczycielem, ale jest przede wszystkim relacją ukochanej oblubienicy z oblubieńcem. Innymi słowy, Pan nas pragnie, poszukuje i zaprasza; nie zadowala się tym, że wypełniamy obowiązki i przestrzegamy Jego praw, ale chce prawdziwej komunii życia z nami, relacji opartej na dialogu, zaufaniu i przebaczeniu.

Tym jest życie chrześcijańskie — historią miłości z Bogiem, w której Pan bezinteresownie podejmuje inicjatywę i w której nikt z nas nie może szczycić się wyłącznością zaproszenia: nikt nie jest uprzywilejowany względem innych, ale każdy jest uprzywilejowany wobec Boga. Z tej bezinteresownej, czułej i uprzywilejowanej miłości rodzi się i stale odnawia życie chrześcijańskie. Możemy się zastanowić, czy przynajmniej raz dziennie wyznajemy Panu naszą miłość do Niego; czy pamiętamy, aby pośród wielu słów codziennie powiedzieć Mu: «Kocham cię, Panie. Ty jesteś moim życiem». Bo jeśli zatraca się miłość, życie chrześcijańskie staje się bezowocne, staje się ciałem bez duszy, nieznośnym moralizatorstwem, zbiorem zasad i przepisów, które trzeba ze sobą pogodzić, nie wiadomo dlaczego. Natomiast Bóg życia oczekuje odpowiedzi życiem, Pan miłości oczekuje odpowiedzi miłością. Zwracając się do jednego z Kościołów w księdze Apokalipsy, czyni konkretny wyrzut: «Odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości» (2, 4). Oto niebezpieczeństwo: rutynowe życie chrześcijańskie, w którym zadowalamy się «normalnością», bez rozmachu, bez entuzjazmu i z krótką pamięcią. Ożywmy zatem pamięć pierwszej miłości: jesteśmy osobami miłowanymi, zaproszonymi na ucztę weselną, a nasze życie jest darem, bo każdy dzień jest wspaniałą okazją do odpowiedzi na zaproszenie.

Ale Ewangelia nas ostrzega: zaproszenie jednak można odrzucić. Wielu zaproszonych powiedziało «nie», bo byli zajęci swoimi sprawami: «Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa» — mówi tekst (Mt 22, 5). Powraca jedno słowo: swoje. Ono jest kluczem do zrozumienia przyczyny odmowy. Zaproszeni nie myśleli bowiem, że wesele będzie smutne czy nudne, ale po prostu «ich nie obchodziło»: absorbowały ich własne sprawy, woleli coś mieć, niż ryzykować, jak wymaga miłość. W taki właśnie sposób dystansujemy się od miłości, nie dlatego, że jesteśmy źli, ale dlatego, że wolimy swoje: zabezpieczenia, samopotwierdzenie, wygody... Wtedy rozsiadamy się na kanapach zysków, przyjemności, jakiegoś hobby, które nas trochę rozwesela, ale w ten sposób starzejemy się szybko i źle, bo starzejemy się wewnętrznie: kiedy serce się nie poszerza, zamyka się, starzeje. A kiedy wszystko zależy od «ja» — od tego, co mi odpowiada, co mi służy, od tego, czego chcę — stajemy się również surowi i źli, ze złością reagujemy na wszystko, jak zaproszeni z Ewangelii, którzy posunęli się do znieważenia, a nawet zabicia (por. w. 6) tych, którzy przynieśli im zaproszenie, tylko dlatego, że zakłócili ich spokój.

Zatem Ewangelia domaga się od nas opowiedzenia się, po której stronie stanąć: czy po stronie «ja», czy też po stronie Boga? Ponieważ Bóg jest przeciwieństwem samolubstwa, autoreferencyjności. Ewangelia mówi nam, że On w obliczu ciągłych odmów, jakie otrzymuje, w obliczu zamykania się na Jego zaproszenia, idzie naprzód, nie odracza uczty. Nie rezygnuje, ale nadal zaprasza. W obliczu wielu «nie» nie trzaska drzwiami, ale jeszcze bardziej włącza. Bóg na doznane niesprawiedliwości odpowiada jeszcze większą miłością. My, gdy jesteśmy zranieni przez niegodziwość i odrzucenie, często odczuwamy frustrację i urazę. Bóg, cierpi z powodu naszych «nie», jednak nadal ponawia inicjatywę, nadal przygotowuje dobro także dla tych, którzy czynią zło. Ponieważ taka jest miłość — tak miłuje; ponieważ tylko w ten sposób przezwycięża się zło. Dzisiaj ten Bóg, który nigdy nie traci nadziei, zobowiązuje nas, abyśmy postępowali tak jak On, abyśmy żyli zgodnie z prawdziwą miłością, przezwyciężali rezygnację i kaprysy naszego drażliwego i opieszałego ego.

Jest jeszcze jeden, ostatni aspekt, który podkreśla Ewangelia — strój zaproszonych, który jest niezbędny. Nie wystarczy bowiem raz odpowiedzieć na zaproszenie, powiedzieć «tak» i na tym koniec, ale trzeba przyodziać szatę, trzeba mieć nawyk życia miłością każdego dnia. Ponieważ nie można mówić: «Panie, Panie», jeżeli się nie żyje według woli Boga i jej nie wypełnia (por. Mt 7, 21). Każdego dnia musimy przyoblekać się w Jego miłość, każdego dnia ponawiać wybór Boga. Drogę tę wskazują kanonizowani dziś święci, zwłaszcza liczni męczennicy. Nie odpowiadali oni «tak» miłości jedynie słowami i na chwilę, ale życiem i aż do końca. Ich codzienną szatą była miłość Jezusa, ta szalona miłość, która umiłowała nas aż do końca, która zostawiła swoje przebaczenie i swoją szatę tym, którzy Go ukrzyżowali. Także i my otrzymaliśmy na chrzcie białą szatę, strój weselny dla Boga. Prośmy Go, przez wstawiennictwo tych świętych, naszych braci i sióstr, o łaskę wybierania i przyodziewania na co dzień tej szaty i zachowania jej w czystości. Jak to czynić? Przede wszystkim iść bez lęku po przebaczenie Pana: jest to decydujący krok, aby wejść do sali weselnej, by uczestniczyć w święcie miłości z Nim.

opr. mg/mg

« 1 »
Załączone: |
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama