Sztuka korzystania z własnych błędów według św. Franciszka Salezego

"Sztuka korzystania z własnych błędów" należy do klasyki literatury traktującej o życiu duchowym. Na naszych stronach prezentujemy fragmenty tej klasycznej pozycji!

Sztuka korzystania z własnych błędów według św. Franciszka Salezego

Joseph Tissot

Sztuka korzystania z własnych błędów
według św. Franciszka Salezego

Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa
grudzień 2004
Wydanie 1
ISBN: 83-7119-452-8


Spis treści
Z przedmowy do szóstego wydania
Od Wydawcy
Część I
Rozdział I: Nie dziwmy się, że grzeszymy
Rozdział II: Nie bójmy się grzechów
Rozdział III: Nie zniechęcajmy się grzechami
Część II
Rozdział I: Poznając swoją marność w następstwie grzechu, upokórzmy się
Rozdział II: Wykorzystując grzechy polubić swoją marność
Rozdział III: Posłużmy się grzechem dla wzrostu ufności w miłosierdzie Boże
Rozdział IV: Ciąg dalszy poprzedniego rozdziału
Rozdział V: Przez grzech do umocnienia wytrwałości
Rozdział VI: Przez grzech do wzrostu gorliwości
Rozdział VII: Wykorzystanie grzechów dla zadośćuczynienia
Rozdział VIII: Wykorzystanie grzechów dla wzrostu czci Maryi Dziewicy

Wprowadzenie1

Sztuka korzystania z własnych błędów należy do klasyki literatury traktującej o życiu duchowym. Podejmuje nauczanie świętego Franciszka Salezego, który nieustannie nam przypomina, że zniechęcanie się z powodu powtarzających się grzechów jest pierwszą przegraną bitwą w walce o naszą poprawę. Zamiast tego powinniśmy pokładać pełną ufność w nieskończonym miłosierdziu Bożym.

Od pierwszej publikacji w 1878 roku książka ta cieszyła się u czytelników wielkim powodzeniem. U osób głęboko religijnych powodzenie to bierze się stąd, że książka Tissota pomaga im pogodzić się ze swoją przeszłością, tchnie zachętę w ich teraźniejszość i oraz niesie im nadzieję na przyszłość. Tych zaś, którzy żyją z dala od Boga, mogą poruszyć słowa świętego Franciszka Salezego „o miłosierdziu Bożym ułatwiającymi nawrócenie, o współczującej miłości podążającej za synami marnotrawnymi, o ojcowskim przyjęciu, które czeka na ich powrót, i o łaskach wynagradzających ich nawrócenie”.

Cieszymy się z ponownego wydania tej klasycznej pozycji. nie traci ona nic ze swej aktualności, ponieważ jeśli zrozumiemy, że nasze grzechy i słabości nie tylko nie oddalają nas od Boga, lecz mogą nas do Niego przybliżyć, uczynimy wielki krok ku naszemu uświęceniu.

Dziękujemy klasztorowi Nawiedzenia w Annecy za cenną pomoc w przejrzeniu cytatów z pism świętego Franciszka.

Wydawca


Część I



Rozdział I

Nie dziwmy się, że grzeszymy



Dla człowieka, który upadł, niemożność pogodzenia się z własną nędzą to jednocześnie zaszczyt i cierpienie. Książę wydziedziczony, zdegradowany przez grzech pierwszych rodziców, w głębi serca wciąż jednak ma poczucie szlachectwa swego pochodzenia i niewinności, która miała być jego przymiotem. Przy każdym upadku z trudem powstrzymuje okrzyk zdziwienia, jakby przydarzyło mu się coś niespodziewanego.

Można powiedzieć, że jest jak Samson pozbawiony siły przez zdradziecką rękę, która obcięła mu włosy: „Filistyni nad tobą, Samsonie!” (Sdz 16,20). Powstaje w przekonaniu, że tak jak wcześniej pokona nieprzyjaciół, i zapomina o tym, że jego dawna siła go opuściła.

Choćby korzenie takiej postawy były najszlachetniejsze, to jej skutki są zbyt szkodliwe, aby im nie wypowiedzieć wojny. Jak się wkrótce przekonamy, zwątpienie jest wprawdzie porażką dla dusz, lecz ogarnia je dopiero wówczas, gdy utoruje sobie do nich drogę przez dziwienie się własnemu upadkowi. Przed tym zagrożeniem święty Franciszek Salezy będzie nas ostrzegał przede wszystkim.

Za przykładem najznamienitszych nauczycieli wiary i najświatlejszych uczonych błogosławiony Biskup żywił zawsze dla słabości człowieka największe współczucie. „O, nędzy ludzka! Nędzy ludzka! – powtarzał – Ileż wokół nas jest słabości! (...) Cóż innego sami możemy uczynić, niż upaść?”2 We wszystkich jego słowach i pismach wyczuwa się, że wyżyny, które osiągnął, pozwoliły mu spojrzeć głębiej w otchłań nędzy i cierpienia, w którą strącił nas grzech pierworodny. Brał to w znacznym stopniu pod uwagę, sprawując pieczę nad duszami, którym stale przypominał smutną rzeczywistość upadku. Do pewnej damy pisał: „To prawda, moja droga siostro, że masz wiele wad, ale czy nie starasz się, aby z godziny na godzinę było ich coraz mniej? Jest rzeczą pewną, że dopóki jesteśmy tutaj, mając ciała tak ociężałe i skłonne do złego, zawsze znajdujemy w sobie jakieś braki.”3

„Żalisz się – pisał w innym miejscu – że wady i słabości mieszają się w twoim życiu z pragnieniem doskonałości i czystej miłości Boga. Odpowiadam ci, że jest niemożliwe, abyśmy się uwolnili od samych siebie. Dopóki jesteśmy na ziemi, trzeba, abyśmy sobą kierowali, do chwili gdy Bóg zabierze nas do nieba. I tak długo, jak odczuwamy zadowolenie, nie osiągnęliśmy tego, co najważniejsze.”4 „Jest prawdą powszechnie znana, że nikt w tym życiu nie jest tak święty, by mógł nie popełnić jakiegoś złego uczynku.”5

Wiara nas poucza, że złe skłonności, przynajmniej w zarodku, drzemią w człowieku aż do śmierci oraz że nikt nie może bez specjalnego przywileju, jaki Kościół uznaje w odniesieniu do Maryi Dziewicy, uniknąć grzechów powszednich, przynajmniej tych niedobrowolnych. W praktyce zbyt często zapominamy o tych dwóch prawdach, dlatego warto poznać, co na ten temat mówi nasz Święty w sobie właściwy, prosty i niepowtarzalny sposób. „Nie sądźmy, że przebywając na tym świecie, zdołamy ustrzec się przed nie popełnianiem złych uczynków. Nie jest bowiem możliwe, abyśmy byli lepsi lub gorsi [od innych], gdyż wszyscy jesteśmy ludźmi. Dlatego musimy pogodzić z tą prawdą, jako całkowicie pewną, i nie dziwić się temu, że jesteśmy niedoskonali. Nasz Pan polecił nam codziennie powtarzać słowa Ojcze nasz: Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Od tego polecenia nie ma wyjątku, gdyż wszyscy potrzebujemy je odmawiać.”6

„Miłość własną można w sobie umartwić, ale nie umiera ona nigdy. Od czasu do czasu, przy różnych sposobnościach, puszcza nowe pędy świadczące o tym, że choć została wycięta w pień, nie jest jednak bynajmniej wykorzeniona. (...) Nie trzeba bynajmniej dziwić się temu, że zawsze odkrywamy w sobie miłość własną, gdyż ona stale w nas tkwi. Czasami śpi jak lis, aż zrywa się znienacka i rzuca się na kury. Toteż trzeba czuwać nad nią stale i powoli starać się cierpliwie jej pozbyć.”7 „A jeśli miłość własna niekiedy nas zrani, wypierając się tego co nam wcześniej kazała powiedzieć i uczynić, wówczas jesteśmy uzdrowieni...”8 Uzdrowieni, ale tylko na pewien czas – aż do chwili gdy dojdą do głosu nowe słabości, jako że „nigdy nie będziemy całkowicie wyleczeni, dopóki nie znajdziemy się w raju”9, dodaje nasz święty, „a w tym życiu, niezależnie od naszej woli, musimy zaakceptować naszą naturę ludzką, nie zaś anielską10, i zdecydować się żyć, jak powiedział pewien wybitny asceta, jako „istoty nieuleczalnie duchowe”11.

Święty Franciszek Salezy stara się przekazać duszom – przede wszystkim tym, które wkraczają na drogę wewnętrznego doskonalenia – praktyczną znajomość swoich słabości. Tym bowiem, co czyni je najbardziej podatnymi na zaskoczenie po popełnieniu grzechu oraz na jego zgubne skutki, jest nieznajomość samych siebie. „Niepokój i zniechęcenie po popełnieniu grzechu – powiada de Bernieres – świadczy o braku znajomości samego siebie.”12

Zobaczmy, z jaką delikatnością i taktem święty Franciszek Salezy traktuje te dusze i je poucza: „Jesteś ponadto, jak mi mówisz, bardzo wrażliwa na zniewagi. Ale, moja droga córko, do czego odnosi się owo ponadto? Czy już pokonałaś wielu spośród tych wrogów?”13

„Nie możesz tak szybko stać się panią swej duszy i tak całkowicie, od pierwszej chwili, ująć ją w garść. Bądź zadowolona, jeśli od czasu do czasu odniesiesz jakieś zwycięstwo nad swoją główną wadą.”14 „Nasza niedoskonałość musi nam towarzyszyć aż do trumny. Nie możemy chodzić, nie dotykając ziemi; tyle że nie powinniśmy się na niej ani wylegiwać, ani po niej tarzać; ale też nie wyobrażajmy sobie, że możemy nad nią latać. [Jesteśmy bowiem pisklętami, które nie mają jeszcze skrzydeł.]”15

Strzały, które lecą za dnia (por. Ps 90,5), to daremne nadzieje i roszczenia dusz dążących do doskonałości. Bywają niekiedy osoby, które mają nadzieję stać się świętymi Teresami, świętymi Katarzynami ze Sieny lub z Genui. No dobrze, ale powiedz mi, ile czasu poświęcasz, aby stać się jak one? – Trzy miesiące, jeśli to możliwe. – Słusznie powiadasz: jeśli to możliwe, bowiem w innym wypadku mogłabyś się mylić.”16

„Święty Paweł w jednej chwili został oczyszczony oczyszczeniem doskonałym jak święta Katarzyna Genueńska, święta Magdalena, święta Pelagia i inni. Jednak ten sposób oczyszczenia jest tak cudowny i nadzwyczajny w porządku łaski, jak zmartwychwstanie umarłych w porządku natury, dlatego nie powinniśmy się go spodziewać dla siebie. Zwykle oczyszczenie i uleczenie tak ciała, jak i duszy odbywa się powoli, stopniowo, krok za krokiem, z trudem – i potrzebuje czasu. Aniołowie na drabinie Jakubowej mają skrzydła, ale nie latają, tylko wstępują i zstępują kolejno szczebel po szczeblu. Duszę, która przechodzi od grzechu do pobożności, porównuje Pismo Święte do jutrzenki, która wschodząc, nie rozprasza ciemności w jednej chwili, ale z wolna (por. Prz 4,18). Uleczenie dokonujące się stopniowo zawsze jest pewniejsze – mówi przysłowie. Choroby duszy a także ciała przybywają konno i to galopem, a ustępują pieszo krok za krokiem.”17

„Trzeba więc być cierpliwym i nie myśleć o uleczeniu w ciągu jednego dnia licznych złych przyzwyczajeń, które nabyliśmy z powodu małej troski o nasze zdrowie duchowe.”18

A nieco dalej Święty powiada: „Nawet jeżeli stwierdzisz, że popełniasz wiele grzechów z powodu słabości, nich cię to nie dziwi.”19 Zresztą żadnej duszy, choćby najbardziej zaawansowanej w doskonałości, nie przyznawał prawa do dziwienia się po upadku, a do najbardziej gorliwych zakonnic kierował następujące uwagi: „Czyż to takie dziwne, że czasami się potykamy?”20

„Musimy podjąć dwa postanowienia: pierwsze to pozwolić, aby chwasty rosły w naszym ogrodzie, a drugie to mieć odwagę je powyrywać, i to powyrywać osobiście, gdyż nasza miłość własna nie umrze, dopóki żyjemy, a właśnie ona jest przyczyną tych niepożądanych owoców.”21

Widziałem łzy mojej biednej siostry N. I wydaje mi się, że wszystkie nasze głupstwa wynikają tylko z zapominania o maksymie świętych, którzy pouczają nas, iż codziennie powinniśmy rozpoczynać na nowo wędrówkę ku doskonałości. Gdybyśmy o tym myśleli, nie dziwilibyśmy się naszej nędzy.”22

„Pytasz mnie, (...) w jaki sposób mogłabyś tak utwierdzić swego ducha w Bogu, aby nic nie mogło cię od Niego oddzielić. W tym celu są niezbędne dwie rzeczy: umrzeć i być zbawionym. Wówczas bowiem nie będzie już oddzielenia, a twój duch będzie nierozerwalnie związany z Bogiem.”23

Dla dusz, które chcą naprawdę w pełni podobać się Bogu i służą Mu bez zastrzeżeń, nie ma nic bardziej pocieszające od tych rad. Dusze te łatwo nabierają przekonania, że ich niewierność jest trudniejsza do wybaczenia od niewierności innych ludzi, oraz zżymają się na własne upadki. Mistrzowie życia duchowego nie podzielają takiego poglądu. „Częstokroć – powiada o. Grou – upadki są konsekwencją zbyt szybkiego biegu, a zapał w działaniu utrudnia podjęcie środków ostrożności. Dusze nieśmiałe i nieufne, które chcą zawsze upewnić się, gdzie postawić stopę, które ciągle zbaczają z drogi, aby uniknąć zrobienia fałszywego kroku, które nie chcą się ubrudzić – idą wolniej od innych i śmierć je zaskakuje prawie zawsze w połowie drogi. To nie ci, którzy popełniają najmniej grzechów, są najbardziej święci, lecz ci, którzy są najbardziej odważni, wielkoduszni, kochający, którzy zmagają się z sobą, którzy nie obawiają się zrobienia fałszywego kroku, upadku, nawet gdyby mieli się ubrudzić, byleby tylko iść naprzód.”24

Święty Jan Chryzostom wyraził tę samą myśl w inny sposób: „Dopóki żołnierz trwa w bitwie, nawet jeżeli jest ranny lub nieznacznie się cofa, nikt nie jest na tyle wymagający lub nieobeznany w prowadzeniu walki, aby mu zarzucić przestępstwo. Nigdy nie są ranni ci, którzy nie walczą. Natomiast najczęściej ranni zostają ci, którzy najzacieklej atakują wroga.”25

Czy rozważania będące przedmiotem tego rozdziału odnoszą się również do grzechu śmiertelnego i czy należy zalecać duszom, które są nim obciążone, aby nie dziwiły się swoim upadkom, pozbawiającym je miłości Boga? Czy święty Franciszek Salezy ośmieli się zwracać się do nich w słowach, w których zwracał się do serc, o których była mowa dotychczas? Posłuchajmy: „Mój drogi Teotymie, nawet niebo zdumiewa się, a jego bramy ogarnia osłupienie, groza i wielkie drżenie (Jr 2,12), a wysłannicy pokoju (Iz 33,7) stoją oniemiali ze zdumienia wobec niesłychanej nędzy ludzkiego serca porzucającego dobro godne tak wielkiej miłości, by przylgnąć do rzeczy tak politowania godnych.

Czy nie widziałeś kiedyś tej dziwnej rzeczy, o której wszyscy wiedzą, ale nie wszyscy umieją wyjaśnić jej przyczynę? Gdy zrobi się otwór w dobrze napełnionej beczce, nie wypłynie z niej ani kropla wina, dopóki z wierzchu nie dopuści się powietrza. Nie zdarzy się to jednak, jeśli część beczki jest niewypełniona, bo wtedy, jak tylko ją się otworzy, natychmiast popłynie wino. Otóż, chociaż w tym życiu śmiertelnym dusze nasze obfitują w miłość Bożą, jednak nie zdołają osiągnąć takiej pełni, by przez pokusę nie mogły tej miłości utracić, dopiero w niebie uszczęśliwiające piękno Boże tak owładnie całym naszym umysłem i radość Jego miłości tak nasyci całą naszą wolę, że bezwzględnie wszystko objęte będzie tą pełnią Bożej miłości. Tam w niebie nic już – choćby dotarło do serca naszego – nie zdoła z nas wydobyć ani doprowadzić do wylania choćby jednej kropelki kosztownego wina świętej miłości, a nawet niepodobna pomyśleć, by mógł dojść powiew z góry, bo jest już niemożliwe, by rozum mógł być oszukany lub zwiedziony, ponieważ został utwierdzony w pojmowaniu najwyższej prawdy”26.

Słyszeliśmy, że popełnienie grzechu, nawet ciężkiego, może wywołać zdziwienie tylko w niebie, tam gdzie jego popełnienie jest niemożliwe. Tutaj, na ziemi, nie można się temu dziwić, tak jak nie dziwimy się, widząc płyn wyciekający z dziurawego naczynia.

Mimochodem mówiąc, o ile bardzie bylibyśmy wyrozumiali wobec naszych braci, gdybyśmy rozważali powyższe myśli! O ile bardziej przejęlibyśmy niewysłowioną cierpliwość Tego, który zanim udzielił apostołom władzy odpuszczania grzechów, zalecił im, aby wybaczali nie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem razy!

Oczywiście owa wyrozumiałość, zastosowana wobec grzechów własnych lub naszych braci, nie może prowadzić nas do obojętności. Co innego bowiem znaczy nie dziwić się grzechom, a co innego nie mieć ich w nienawiści i nie starać się ich naprawić. Rolnik nie dziwi się, widząc chwasty na swoim polu, ale czy jest przez to mniej staranny w ich tępieniu? Gdy święty Franciszek stwierdza, że podobnie ma się rzecz z grzechami śmiertelnymi: „Gdy zdarza ci się grzeszyć, nie dziw się temu”27 oraz zauważa, że „wiedząc, kim jesteśmy, zamiast okazywać zdumienie, że leżymy na ziemi, dziwilibyśmy się, że możemy stać”28, – jednocześnie radzi nam, abyśmy „nie leżeli i nie tarzali się” tam, gdzie upadliśmy, oraz dorzuca czym prędzej: „Jeżeli sztorm działa niekiedy na nasz żołądek i powoduje zawroty głowy, nie dziwmy się, ale gdy tylko będziemy mogli, zbierzmy siły i starajmy się dojść do siebie”29.

„Podnieś więc serce swoje, gdy upadnie, z całą słodyczą, upokarzając się głęboko przed Bogiem na widok swej nędzy, ale niech cię nie dziwi twój upadek, gdyż nic w tym dziwnego, że ułomność jest ułomna, słabość słaba, a nędza nędzna. Obrzydź sobie jednak z całej duszy obrazę wyrządzoną Bogu i z wielką odwagą i ufnością w Jego miłosierdzie powróć na drogę cnoty, z której zeszłaś.”30

Ten ostatni tekst pozwala zrozumieć jaką wewnętrzną postawą, w najwyższym stopniu zbawienną, powinno się zastąpić zdziwienie po naszych upadkach. Jest nią świadomość naszej słabości, będąca pierwszym stopniem pokory. Będzie o tym mowa w drugiej części tej książki. Tymczasem, po ustaleniu, że nasze grzechy nie powinny nas dziwić, przekonajmy się, że tym bardziej nie powinny nas oburzać.

(...)


Część II

Rozdział II

Wykorzystać błędy, by pokochać własną słabość



„Szczyt zaś pokory – mówi święty Franciszek Salezy – polega nie tylko na dobrowolnym uznaniu swej niskości, lecz na ukochaniu jej i upodobaniu sobie w niej, a to nie z powodu braku odwagi i wspaniałomyślności, lecz aby jeszcze więcej uwielbić Majestat Boski i wyżej stawiać bliźniego od siebie.”31

Natomiast święta Katarzyna de Pazzi powiada: „Pokora nie jest niczym innym, jak stałą świadomością swojej nicości i trwałą radością pośród tego wszystkiego, co przynosi nam pogardę samych siebie”. To są właśnie wyżyny, na które mogą i powinny wynosić nas grzechy. Światło, jakie rzucają na naszą nędzę, powinno nie tylko ułatwić nam jej poznanie, lecz także pokochanie. „Wszyscy jesteśmy zdolni – mówi nasz umiłowany święty – do popełniania błędów tak jak inni. Nigdy nie należy się temu dziwić, jeśli bowiem przez jakiś czas nie popełniamy grzechu, to z pewnością wkrótce upadniemy i popełnimy wiele poważnych grzechów, które należy wykorzystać dla pogardy, jaką nam przynoszą.”32

„Jeśli byłoby możliwe, abyśmy podobali się Bogu będąc niedoskonałymi, podobnie jak będąc doskonałymi, to powinniśmy pragnąć być niedoskonali, aby w ten sposób ugruntować się w świętej pokorze.”33

„Poznanie własnej nędzy i zaakceptowanie jej – powiada pewien wybitny chrześcijanin – to jedno z największych dzieł Bożego miłosierdzia, gdyż w ten sposób Bóg przeprowadza nas od potępienia ku zbawieniu – podobnie jak potrafi On posłużyć się naszymi grzechami dla swojej chwały. W takiej sytuacji dusza zgadza się przebywać na mierzwie swej nędzy, pośród poniżających ją grzechów – podobnie jak Hiob pośród swych cierpień – i przytłoczona ciężarem swej niemocy i nędzy znajduje w nich upodobanie, gdyż dzięki nim może wielbić i wysławiać Bożą dobroć. Jeśli dusza pozostaje w nędzy na skutek upadku, jej poniżenie jest skarbem, który ją wzbogaca. Jednak prawda ta jest zakryta dla większości ludzi, którzy nie znają tego szczęścia. Choć są ubodzy, to jednak mają skarb w swoim ubóstwie. Ale uwaga! – oni go nie posiadają, ponieważ nie potrafią go odnaleźć.”34

Pewna czcigodna siostra wizytka określa ten skarb następująco: „Grzechy stanowią znaczną część naszych zasobów. Umiłowanie poniżenia, którego są przyczyną, stanowi wątek materii tych zasobów. Jeżeli przędziemy bez wątku, powstanie dziura. Lecz jeżeli zamiast umiłować poniżenie, będziemy się miotali i niepokoili, będzie to sprawka demona. Nasze grzechy są dla nas pożyteczne – możemy wykorzystać wszystko, czego nie zdziałamy z powodu braku silnej woli, a korzyścią, którą odniesiemy, będzie nasz postęp. Życie jest pasmem upadków, którym natychmiast powinniśmy kłaść kres podnosząc się z nich ze słowami: nigdy tego nie powtórzę. Taki sposób postępowania oświeca, umacnia i zachęca. Grzechy nie są szkodliwe, jeżeli są w ten sposób naprawiane. Pokorą można odzyskać to, co utraciliśmy przez lenistwo”.35

Prawda jest taka, że jesteśmy nędzarzami oraz że, pozbawieni darów Bożych, mielibyśmy jedynie nicość i grzech. Powinniśmy być szczęśliwi z odkrycia tej prawdy i z uznania jej przez naszych braci, możliwie nie oburzając się, podobnie jak szczęśliwy jest badacz po dokonaniu odkrycia naukowego, którego może dowieść i uzyskać potwierdzenie innych naukowców. Postawa przeciwna byłaby niezgodna zarówno z lojalnością, jak i pokorą, i spotkałaby się z naganą króla Dawida: Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? (Ps 4,3). „Z tymi skazami jest mi do twarzy” – powiedziała pewna świątobliwa dusza, widząc swoje niedoskonałości. A inna duchowa córka świętego Franciszka Salezego, starannie wcielająca w zycie pouczenia swego błogosławionego Ojca, zawołała: „Jeżeli byłoby to możliwe, aby nasze upadki nie obrażały Boga, pragnęłabym upadać nieustannie, aby nieustannie się uniżać i unicestwiać”36.

Nie tylko „przez szacunek dla prawdy” – kontynuuje błogosławiony biskup Genewy – chrześcijańska pokora daje „radość bycia niczym i bycia uważanym za nic”37, lecz także zwłaszcza przez szacunek „dla uniżenia Słowa Wcielonego”. Baranek Boży, przywdziewając na swoją godną uwielbienia niewinność szatę grzechu, zechciał wziąć na siebie cały nasz ludzki los z wyjątkiem grzechu. Ewangelia mówi nam o głębi uniżenia, do której dobrowolnie zstąpił, i o hańbiącym traktowaniu, jakiego zaznał. Jednak nawet stulecia medytacji nie wystarczyłyby, aby pojąć pragnienie upokorzenia, jakie odczuwało Jego boskie Serce. Z radością wiodło Go ono ku najkrwawszemu cierpieniu, jakby ku uczcie najodpowiedniejszej dla „obrońcy grzeszników”. Dusza prawdziwie chrześcijańska czuje potrzebę wzięcia udziału w tej hańbiącej uczcie u boku swego Umiłowanego. Świadoma własnej winy, nie może ona pozwolić, aby On – niewinny – sam wypijał czarę goryczy. Pragnie mieć w tym swój udział, a szczęście przyłożenia swych warg tam, gdzie Bóg, jej Zbawiciel przyłożył swoje wargi, przemienia najbardziej gorzką żółć w rozkoszny napój.

Dodajmy, że według opinii świętego Bernarda upokorzenia są środkiem koniecznym dla osiągnięcia pokory, i dlatego dusza przekonana dążąca do zdobycia tej cnoty powinna je pokochać i do nich dążyć, podobnie jak wędrowiec pragnący dotrzeć do celu idzie drogą, która do niego prowadzi. Wreszcie, jak zobaczymy w następnym rozdziale, nasza nędza jest nam miła, gdyż przyzywa obfitość miłosierdzia Serca Bożego.

W każdym z powyższych aspektów nasze grzechy mogą być wykorzystywane do tego, byśmy bardziej pokochali swoją nędzę. Umożliwiają nam one właściwszą jej ocenę. Płynące z nich upokorzenie pozwala nam osiągnąć pewną praktyczną równowagę, dzięki której możemy trafniej oszacować nieład spowodowany przez grzech oraz wewnętrzną i zewnętrzną hańbę, na jaką zasługujemy. To, co nasz Pan dobrowolnie przyjął i czego pragnął jako poręki za grzeszników, my oceniamy jako nasz udział, odpowiedni dla nas jako grzeszników.

Każdy z naszych upadków stanie się kolejnym drogowskazem pomocnym w ocenie siebie i swojego egoizmu, wiodącym aż do ostatniego miejsca (Łk 14,10), które nam się słusznie należy, gdyż niestety nasza nieposkromiona pycha wciąż każe nam zajmować miejsce znacznie wyżej od Tego, który chciał być ostatni ze wszystkich oraz pośmiewiskiem ludzkim i wzgardzonym przez lud. (Ps 22,7; por. Iz 53,1).

Odniesiemy wielką korzyść z naszych grzechów, jeżeli dzięki nim pokochamy naszą słabość. Nasz święty, nieustannie poszukując źródeł świętości w pokorze, zakłada, że dusza wykorzystująca swoje błędy może przewyższyć inną, mniej podatną na upadki: „Jest możliwe, że jakaś siostra, która często upada i popełnia wiele błędów, jest bardziej cnotliwa i milsza Bogu od innej, mającej tuzin cnót wrodzonych lub nabytych. Wysiłki i praca tej drugiej są mniejsze, a w konsekwencji także jej odwaga i pokora mogą nie dorównywać odwadze i pokorze pierwszej siostry, którą uważamy za tak słabą. Tamta bowiem zachowuje odwagę w obliczu swoich braków, nie trwożąc się nimi ani nie niepokojąc, dzięki pokorze, którą ukształtowały w niej okoliczności lub też dzięki umiłowaniu swojej nędzy. Święty Piotr został wybrany na pierwszego spośród apostołów chociaż miał wiele wad i popełniał błędy nawet po otrzymaniu darów Ducha Świętego. Jednak mimo swych wad zachował wielką odwagę i nie dziwił się temu, że nasz Pan uczynił go swoim namiestnikiem i wyróżnił go spośród innych, tak że nikt nie mógł powiedzieć, iż nie zasłużył on na postawienie go ponad świętym Janem oraz innymi apostołami”38.

Święta Joanna de Chantal lubiła odwoływać się do pouczeń świętego Franciszka: „Moja najdroższa – pisała ona do siostry F.A. od Krzyża de Festigny – twoje zniechęcenie jest zwykłą pokusą. Powiedz mi bowiem, jaką ono przynosi ci korzyść i jakie są jego przyczyny? Czy myślisz, że jest w naszej mocy być stale posłusznymi Bogu i nigdy nie grzeszyć? Niewątpliwie musielibyśmy być aniołami. Otóż, proszę cię, abyś dostosowała się do warunków tego nędznego żywota bez lęku i niepokoju, a gdy zabraknie ci wierności, upokarzaj się, nie popadając w zwątpienie. Upokorzenie oraz spokojne i zrównoważone umiłowanie swojej nędzy milsze będą Bogu niż twoja drobiazgowa wierność”39.

Nasz święty wydaje się do tego stopnia zatroskany, abyśmy nie lekceważyli okazji do upokorzenia, że chciałby nam ich dostarczać, nawet wówczas, gdy nasze grzechy są po prostu wątpliwe. W takim wypadku radzi nam, abyśmy przyjęli postawę najbardziej zasadniczą, to znaczy najbardziej niekorzystną dla naszej pychy i najkorzystniejszą dla naszej pokory.

„Dodam, ogólnie biorąc: jeśli nie wiemy, czy dobrze wykonaliśmy swoje zadanie w danych okolicznościach i mamy wątpliwości, czy obraziliśmy Boga, wówczas musimy się upokorzyć, błagać Boga o przebaczenie i prosić o więcej światła na przyszłość, a następnie zapominając o tym, co się stało, zająć się naszymi codziennymi sprawami. Albowiem gorliwe dociekanie, czy postąpiliśmy właściwie, wynika niewątpliwie z naszej miłości własnej, która wzbudza w nas pragnienie wiedzy, czy jesteśmy uczciwi, podczas gdy czysta miłość Boga mówi nam: byłaś nędzna i tchórzliwa, musisz się upokorzyć, ufaj miłosierdziu Bożemu, proś stale o przebaczenie, a postanawiając wierność, idź drogą doskonalenia się”40.

Przytoczmy myśl autor Naśladowania: „Lepsze jest bowiem dla mnie [Boże] Twoje niewyczerpane miłosierdzie, z którym odpuszczasz mi grzechy, niż moje własne zadufane poczucie sprawiedliwości usiłujące bronić tego, co ukrywa sumienie”41.

Grzechy, obnażając naszą nędzę, dają nam sposobność pokochania jej i skutecznego upokorzenia się, nie ograniczając się jedynie do sumienia i głębi duszy. Częstokroć bliźni, świadek naszych upadków, widzi wyraźnie naszą słabość i nędzę, a wówczas poniżenie zewnętrzne łączy się z poniżeniem wewnętrznym. Powinniśmy przyjąć i pokochać jedno i drugie, i w ten sposób podwoić nasz duchowy pożytek. Tak postępował M. de Bernieres, którego już wielokrotnie cytowaliśmy. „Znasz – pisze do przyjaciela – moją porywczość i byłeś jej świadkiem... Cieszy mnie to, że ten grzech przytrafił mi się w obecności przyjaciół, którzy dzięki temu będą wiedzieli, jaki jestem. Bardzo się martwię, że nie podobam się Bogu, odpowiadając niewiernością na Jego łaski. Jednak w moim upokorzeniu znajduję powód do radości. Szczęście z poniżenia w oczach innych jest czymś wielkim i bardzo miłym dla tych, którzy pragną naprawić zniewagę Boga. Mocne przekonanie, że jest się nicością i kimś słabym, jest korzyścią, jaką możemy wynieść z naszej niedoskonałości. Jakże jest dla mnie pożyteczne, że moja nędza wyszła na jaw, gdyż umożliwia mi to poznanie tych wszystkich prawd. To prawda, że jestem tylko nędzą, słabością, zepsuciem – w stopniu większym niż mogę to pojąć. Przez miłość, z jaką mam przyjąć tę prawdę, trwam w swojej nicości i dobrowolnie oddaję cześć i uwielbienie Bożej Opatrzności, która mi ją ukazuje. Uznaję się za nędznego człowieka i cieszę się, że wszyscy o tym wiedzą i odpowiednio się do mnie odnoszą.”42

Nie można lepiej wcielić w życie wzniosłych rad autora Filotei. Mając wyróżniającą go cechę umiarkowania, święty Franciszek Salezy dba ponadto o przestrzeganie zasad prawdy, odradzając symulowanie wad pod pretekstem szukania własnej pogardy (wyjąwszy szczególną sytuację niektórych świętych), oraz praw miłości, zalecając naprawienie zgorszenia lub skutków, jakie grzesząc możemy spowodować u naszych braci. „Jeśli w przystępie gniewu lub nierozwagi wyrwały mi się słowa nieprzystojne, obrażające Boga i bliźniego, będę z całego serca żałował tej obrazy, będę nią zmartwiony i będę się starał ją naprawić, jak się da najlepiej. Chętnie jednak przyjmę zawstydzenie i poniżenia, jakie mnie spotkają z tego powodu. A gdyby można było oddzielić jedno od drugiego, stanowczo odrzuciłbym grzech, a pokornie przyjął poniżenie.”43

„Zrobiłaś głupstwo, które cię poniża. Dobrze. Zaryłaś nosem w ziemię i wpadasz w straszny gniew. Powinnaś żałować, że obraziłaś Boga, ale zarazem cieszyć się z tego, że okazałaś się nędzna i słaba, że zostałaś poniżona.”44

„Chociaż byśmy kochali poniżenie wynikające ze zła, należy jednak starać się zaradzić złu, które je powoduje, sposobami właściwymi i dozwolonymi a przede wszystkim, gdy zło jest większej wagi. Jeśli mam wrzód na twarzy, będę się starał go wyleczyć, ale nie dlatego, żeby się pozbyć upokorzenia z jego powodu.”45

„[Jeśli] dopuściłem się takiego czy innego uchybienia; ochoczym sercem przyjmuję wynikające stąd dla mnie poniżenie, ale mimo to jestem pełen skruchy. Gdybym mógł, to bym najchętniej zachował dla siebie poniżenie, a cofnął grzech i uchybienie. Ponadto trzeba mieć wzgląd na miłosc bliźniego i na jego zbudowanie domagające się niekiedy nawet usunięcia poniżenia. W takim wypadku należy je usunąć z oczu bliźniego, który mógłby się tym zgorszyć, a nie z własnego serca, któremu wyjdzie ono na pożytek.”46

Na ile pozwala na to miłość i obowiązek dawania dobrego przykładu, nasz święty nie chciał, abyśmy się pozbawiali korzyści płynącej z upokorzenia zewnętrznego: „Chciałbym (...) co się tyczy naszych wad, abyśmy nie starali się ich ukrywać, gdyż fakt, że nie będą widziane na zewnątrz, nie umniejszy ich. Siostry nie uwierzą, że ich nie masz, a twoje niedoskonałości być może staną się bardziej niebezpieczne, niż gdyby były widoczne, i wprawią cię w zakłopotanie podobnie jak te, które są bardziej widoczne. Nie można się więc dziwić ani zniechęcać gdy komentujemy nasze niedoskonałości w obecności sióstr, wprost przeciwnie, trzeba się cieszyć, że zostaliśmy uznani za takich, jakimi jesteśmy”47.

Nawet w sytuacji, gdy pełnimy jakąś funkcję, co zdaje się uzasadniać większą dbałość o własną reputację wśród podwładnych, założyciel zakonu sióstr wizytek roztropnie uważa, że nie powinno się unikać poniżenia wszędzie tam, gdzie może nas ono spotkać: „Pytasz (...), czy przełożona lub dyrektorka nie powinna okazywać niechęci wobec faktu, że siostry widzą jej wady, i co ma powiedzieć, gdy któraś z nich oskarża się o osąd lub myśl, świadczące o niedoskonałości przełożonej, na przykład jeśli któraś pomyślała, że przełożona ukarała kogoś z gniewem.

Powiadam, że to, co powinna uczynić w takiej sytuacji, to upokorzyć się i pokochać swoją słabość. Jeżeli jednak siostra, która to powiedziała, była nieco poruszona, przełożona nie powinna udawać, że nic się nie stało, lecz skierować rozmowę na inny temat i zachować uczucie upokorzenia we własnym sercu. Trzeba się bowiem starać, aby miłość własna nie przysłoniła nam faktu, że jesteśmy niedoskonali oraz aby nie stracić okazji do upokorzenia się. I chociaż unikamy zewnętrznego aktu upokorzenia z obawy, by nie zaniepokoić biednej siostry, która już jest wystarczająco poruszona, to jednak nie możemy unikać aktu wewnętrznego. Jeżeli przeciwnie, siostra oskarżając się nie jest poruszona, to uważam, że przełożona powinna wprost wyznać, że zbłądziła, o ile jest to prawdą. Jeśli bowiem osąd jest fałszywy, to trzeba, aby wyznała to z pokorą, zachowując jednak jako skarb upokorzenie wynikające z faktu, że wytknięto jej słabość.

Jak widzisz, ta mała cnota ukochania własnej nędzy nie powinna ani na krok oddalać się od naszego serca. Potrzebujemy jej w każdej chwili, choćbyśmy mieli wysoki stopień doskonałości – tym bardziej, że namiętności częstokroć odradzają się nawet po dłuższym trwaniu w zażyłości z Bogiem i poczynieniu znacznego postępu w doskonałości.

Siostry nie powinny się dziwić, że przełożona popełnia czyny niedoskonałe, gdyż – jak mówi święty Paweł – nawet święty Piotr, pasterz Kościoła i zwierzchnik wszystkich chrześcijan, popełnił grzech, który mu wytknięto (Gal 2,11). Podobnie przełożona nie powinna się dziwić, że jej grzechy są dostrzegane, lecz niech praktykuje pokorę i spokój, z jakimi święty Piotr przyjął napomnienie od świętego Pawła, bynajmniej nie kwestionującego jego zwierzchnictwa. Nie wiadomo, co jest większe: siła i odwaga świętego Pawła, aby napomnieć świętego Piotra, czy też pokora, z jaką święty Piotr przyjął napomnienie w sprawie, którą uważał za spełnioną właściwie i w dobrej intencji”48.

Gdy święta Maria Magdalena de Pazzi pewnego dnia przekonała się, że jedna z nowicjuszek ma o niej bardzo dobrą opinię, szlochając zaczęła jej mówić o swoich słabościach i pokusach, a kiedy przedstawiła się jako najgorsza z kobiet, dodała: „Opowiedziałam ci to wszystko, moja córko, abyś wiedziała, jakiej przełożonej podlegasz. Gdyby Bóg nie zamknął mnie w klasztorze, resztę swoich dni spędziłabym w więzieniu i zostałabym ścięta przez kata. Módl się więc za mnie, aby Bóg w swej łaskawości zapewnił mi zbawienie”.

Bliższa nam w czasie i miejscu, godna córka świętego Franciszka Salezego, mianowana przełożoną klasztoru, powiedziała w zaufaniu jednej z sióstr: „Cieszy mnie, że funkcja przełożonej zachowa mnie w świętym upokorzeniu, gdyż moje liczne wady będą bardziej widoczne na świeczniku niż w mroku celi”49.

Biskupowi Genewy jeszcze bardziej zależało na tym, aby – gdy ma się szczęście być gorszym – śmiało przyjąć upokorzenia zewnętrzne. Bezlitośnie kpił on z dusz przewrażliwionych na tym punkcie: „Czuję się wzgardzona i oburzam się; nie inaczej czynią pawie i małpy. jestem wzgardzona i cieszę się; tak czynili Apostołowie”50. „Czy wiecie, jak postąpić, gdy nam zwracają uwagę i jest to dla nas powodem umartwienia? Mamy przyjąć to umartwienie jak smaczny owoc, ukryć je w sercu i pielęgnować jak najtroskliwiej.”51

Wydaje się, że wskazaliśmy na podstawie nauczania świętego Franciszka Salezego wszystkie korzyści, które święta pokora może wynieść z naszych upadków. Umożliwiając nam lepsze poznanie samych siebie i pokochanie własnej nędzy, upadki mogą nas wynieść z przepaści, jaką wykopały, ku najcenniejszej z cnót, stając się dla duszy źródłem nowej chwały. Według Księgi Hioba (Hi 11,17) i myśli świętego Bernarda: „Im bardziej grzeszna dusza będzie się uważała za nikczemną z powodu swoich grzechów tym mniej będzie taką w oczach Boga”52.

Wykorzystajmy więc nasze grzechy, a – jak powiada Franciszek Fenelon – wyświadczą nam one większą przysługę, poniżając nas we własnych oczach, niż dobre uczynki, które nas uspokajają. „Grzechy pozostają zawsze grzechami. A jednak wprowadzają nas one na drogę skruchy i powrotu do Boga, który ofiarowuje nam dobro.”

„Są substancje, które pozornie plamią ubranie, a które służą do usuwania plam. Tak właśnie postępują sprawiedliwi ze swoimi grzechami, nienawidząc ich. Posługują się nimi dla oczyszczenia duszy z pychy, która jest największym z ich grzechów.”53

Umiejmy odnieść korzyść z naszych grzechów, gdy tylko nam się przydarzą, i czym prędzej pozbądźmy się ich przez pokutę. Wykorzystajmy także ich wspomnienie, gdy będzie nas zasmucać. Istnieją zioła o bardzo nieprzyjemnym zapachu, które po wysuszeniu ostatecznie wydzielają miły aromat. Niech tak samo będzie z grzechami w naszym nędznym życiu. Pewna świątobliwa siostra wizytka radośnie przechowywała małą papierową torebkę, którą po jej śmierci znaleziono w celi. Na torebce widniały słowa: „Zawartość ma otaczać moje serce cenną wonią mojej nędzy”. Do torebki wkładała wszystko, co jej powiedziano lub napisano upokarzającego, wady, które jej wytknięto, najbardziej ostre słowa usłyszane od spowiedników i grzechy, za które nałożono jej pokutę54.

Bez trudu możemy sprawić sobie taką torebkę. Patrząc wstecz na swoje życie, znajdziemy niestety chwasty niezliczonych grzechów, którymi możemy ją napełnić. Wykorzystajmy je i powtórzmy wspaniałe słowa ojca de la Colombiere: „O szczęśliwe moje słabości, na których wspomnienie rumienię się przed Bogiem i poniżam przed ludźmi! Skoro jesteście mi przydatne, nie chciałbym was zamienić na zasługi i cnoty innych. Wolę być taki, jaki mam być, obym tylko był pokorny. Rezygnuję z wszystkich łask, które mogłyby mnie pozbawić tej korzyści – zgadzam się być pozbawionym całej reszty, byle tej jednej nie utracić”.

1 Wprowadzenie pochodzi od wydawcy francuskiego.

2 Esprit du Saint, par Mgr Camus, 17 partie, sect. 12.

3 Św. Franciszek Salezy, Oeuvres completes de saint Francois (Dzieła zebrane św. Franciszka Salezego), XIII, s. 149. Wszystkie cytaty z Oeuvres completes są oznaczone jednakowo: tom, strona.

4 XIII, s. 19.

5 X, s. 208.

6 Entretien, XVI, VI, s. 296.

7 Św. Franciszek Salezy, Wybór pism, przeł. Jan Rybałt, Warszawa 1956, s. 360.

8 XVI, s. 130-131.

9 Entretien, XX, VI, s. 376.

10 XVIII,172.

11 „Zapragnąłem przyjąć do mojej samotni kilku ubogich duchownych, którzy chcąc wyjść ze stanu niedoskonałości, nadal pozostawali splamieni, i nazwać ją Szpitalem dla Nieuleczalnie Chorych. Był już w Paryżu jeden szpital, który leczył ciało, natomiast nasz będzie leczył duszę” (M. de Bernieres-Louvigny, Le chretien interieur, liv. V, chap. II).

12 M. De Bernieres-Louvigny, id.

13 XIV, s. 29.

14 Wybór pism, s. 338.

15 Wybór pism, s. 343. Zdania w nawiasach kwadratowych zostały pominięte w polskim Wyborze pism.

16 X, s. 209.

17 Św. Franciszek Salezy, Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, cz. I, rozdz. 5, przeł. s. Maria Bronisława Bzowska VSM, Kraków 2000, s. 29.

18 XIII, s. 19.

19 XIV,s. 7

20 Entretien, III, VI, s. 48.

21 Entretien, IX, VI, s. 154.

22 XVI, s. 312.

23 Entretien, IX, VI, s. 148.

24 Manuel des ames interieures.

25 Ad Theod. Laps. Lib. I, n. 1.

26 Św. Franciszek Salezy, Traktat o miłości Bożej, ks. IV, rozdz. 1, przeł. s. M. Bronisława Bzowska VSM, Kraków 2000, s. 220.

27 XIX, s. 301.

28 XIII, s. 29.

29 XIV, s. 374.

30 Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, cz. III, rozdz. 9, s. 137.

31 Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, cz. III, rozdz. 6, s. 124-125.

32 Entretien, X, VI, s. 164.

33 Entretien, XVIII, VI, 339.

34 M. de Bernieres-Louvigny, Chretien interieur, I, III, 16

35 Matka Maria de Sales Chappuis.

36 Siostra M.-A. de Mayen.

37 XIII, s. 392c.

38 Entretien, IV, VI, s. 63.

39 3 marca, Rok Święty Nawiedzenia.

40 XIV, s. 136.

41 O Naśladowaniu Chrystusa, s. 165.

42 M. de Bernieres-Louvigny, Chretien interieur, I, III, 16.

43 Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, cz. III, rozdz. 6, s. 126.

44 Wybór pism, s. 371.

45 Filotea. Wprowadzenie do życia pobożnego, cz. III, rozdz. 6, s. 126.

46 Wybór pism, s. 371.

47 Entretien, IV, VI, s. 67.

48 Entretien, XVII, VI, s. 299.

49 Notatka o matce M.-Melanie Pommeroy, pismo okólne wizytek w Thonon.

50 Wybór pism, s. 366.

51 Entretien, XI, VI, s. 194.

52 In Cant. Sermo XX, n. 5.

53 P. Gaud. Traktat o nadziei chrześcijańskiej.

54 Rok Święty Nawiedzenia, 11 stycznia. Życie siostry F.-G. de la Grave.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama