Kto posłucha Kościoła?

Wzywanie Kościoła, aby oficjalnie zaangażował się w rozwiązanie konfliktu politycznego w Polsce, brzmi co najmniej niewiarygodnie. Żeby nie powiedzieć: podstępnie

Wzywanie Kościoła, aby oficjalnie zaangażował się w rozwiązanie konfliktu politycznego w Polsce, brzmi co najmniej niewiarygodnie. Żeby nie powiedzieć: podstępnie

Wzywanie Kościoła, aby oficjalnie zaangażował się w rozwiązanie konfliktu politycznego w Polsce, brzmi co najmniej niewiarygodnie. Żeby nie powiedzieć: podstępnie. Szczególnie gdy takie apele wychodzą od tych środowisk politycznych i medialnych, które zaledwie kilka miesięcy temu bezpardonowo atakowały Kościół właśnie za rzekome wtrącanie się do polityki. Za pretekst wystarczał im wówczas apel episkopatu o poszanowanie życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci czy obrona małżeństwa jako wyłącznego związku kobiety i mężczyzny. Dzisiaj żądają, aby Kościół wtrącał się w międzypartyjne rozgrywki o władzę, o Trybunał Konstytucyjny czy w rozstrzyganie o przeszłości byłego prezydenta Lecha Wałęsy. I to jakoby polityką nie będzie! Schizofrenia to czy cynizm?

Kto posłucha Kościoła?

Prócz tego można powątpiewać, czy jakiekolwiek wezwanie ze strony Kościoła do wyrzeczenia się partyjnych interesów i pojednania w imię dobra wspólnego odniosłoby skutek. Głos Kościoła miałby pewnie znaczenie dla prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło czy większości ministrów obecnego rządu. Ale czy również dla polityków opozycji, jeśli byłby niezgodny z ich partyjnym zapotrzebowaniem?

Aby podjąć się mediacji, trzeba się cieszyć zaufaniem i szacunkiem obu stron konfliktu. Tymczasem brakuje ku temu przesłanek. Z jednej strony pamiętamy bowiem, jak śp. prof. Lech Kaczyński, optujący w szczególnych przypadkach za karą śmierci, wycofał się z telewizyjnej dyskusji, kiedy okazało się, że jego adwersarzem ma być ks. Jan Sikorski. Publiczny spór z księdzem o szacunek dla chrześcijańskich wartości nie mieścił się bowiem w jego etosie. Z drugiej zaś strony pamiętamy buńczuczne deklaracje ówczesnych przywódców dzisiejszej opozycji w rodzaju: „nie będę klękał przed księdzem”. Co by to zatem było, gdyby abp Stanisław Gądecki jako przewodniczący konferencji episkopatu czy kard. Stanisław Dziwisz jako kustosz pamięci św. Jana Pawła II chcieli zaprosić do siebie przywódców zwaśnionych stron i wzywali do pojednania w prawdzie?

Ci sami ludzie, którzy teraz wzywają zaangażowania Kościoła, niedawno jeszcze wiele robili, aby zniszczyć jego autorytet. Przed niszczeniem autorytetu Kościoła, którego niedługo możemy bardzo potrzebować, ostrzegali na naszych łamach już w 2009 r. m.in. ks. prof. Marek Starowieyski i o. prof. Jacek Salij OP. I co? Kościół w Polsce z ośmioletnich rządów PO-PSL wyszedł mocno poobijany. Mocniej niż kiedykolwiek po roku 1989. Pamiętamy hucpę z rzekomą reformą tzw. funduszu kościelnego, z której nic nie wyszło, bo nie miało wyjść, prócz nagonki na „pazerny” Kościół. Dzisiejsza opozycja kwestionowanie, a nawet wyszydzanie nauczania Kościoła wzięła na swoje sztandary w ostatnich miesiącach rządów oraz w kampanii prezydenckiej i parlamentarnej. Albo może lider KOD-u jest szczególnie na głos Kościoła otwarty? Nie przekreślam ludzi za ich grzechy, bo te zdarzają się wszędzie, nie omijają również ludzi Kościoła. Ale stawiam pytanie o gotowość przyjęcia nauczania Kościoła, nawet jeśli w danym momencie adresaci nie potrafią sprostać jego wymogom. Kto dzisiaj zechce posłuchać Kościoła, a nie posłużyć się Kościołem?

Czy mimo to Kościół nic nie robi na rzecz narodowego pojednania? Robi, ale po swojemu. Prowadzi rekolekcje wielkopostne, uwrażliwia sumienia, wzywa do nawrócenia, powściągliwości i odpowiedzialności za słowo. Kto chce, może posłuchać. Do narodowego nawrócenia i postawienia spraw Ojczyzny ponad partyjnymi interesami wzywa w tygodniku „Idziemy” sam kard. Stanisław Dziwisz. Doceniam wyznanie o. Macieja Zięby OP, chociaż spóźnione, że gdyby on i inni zaprzyjaźnieni z b. prezydentem Bronisławem Komorowskim księża przyłożyli się do uświadomienia mu, co w podpisywanych przez niego ustawach nie licuje z deklarowaną przez niego wiarą, może zadrżałaby mu ręka.

Dlatego mam propozycję: niech ktoś z duchownych zaprzyjaźnionych z PO, a takich przecież nie brakuje, poprowadzi porządne rekolekcje dla opozycji na bazie wierności Ewangelii i nauce społecznej Kościoła. Podobne niechby poprowadził ktoś cieszący się zaufaniem rządzących dla PiS-u, Polski Razem i Solidarnej Polski. Kukiz ‘15 niech sobie wybierze jedne lub drugie. Może na koniec udałoby się spotkać w eucharystycznej Komunii pod przewodnictwem np. kard. Stanisława Dziwisza w Łagiewnikach? Jeszcze zanim przyjedzie do nas papież Franciszek? Warto spróbować.

"Idziemy" nr 12/2016

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama