Głośne wsparcie i cicha modlitwa

Skoro "pedofilia w Kościele" stała się tematem dyżurnym w mediach, nic dziwnego, że głównym atakowanym jest przewodniczący Episkopatu. Warto się jednak zastanowić, na jak wątłych podstawach opierają się te ataki

Ksiądz arcybiskup Józef Michalik dobrze wygląda na okładkowej fotografii — stateczny, spokojny, bez cienia lęku na twarzy. Zdjęcie zostało zrobione w ostatnią niedzielę podczas inauguracji roku akademickiego na KUL-u. Po tym, co niektóre media zrobiły w ostatnich kilkunastu dniach z metropolitą przemyskim (czytaj GN 43/2013 na s. 24—26), taki portret należy mu się w dwójnasób. To prawda, niezręczna wypowiedź arcybiskupa mogła wywołać niepokój. Ale przecież szybko została sprostowana, a nie ma żadnych podstaw, by podawać w wątpliwość słowa przeprosin. Można zapytać: no to w końcu jakiego przestępstwa dopuścił się arcybiskup? Czyżby nie widział krzywd wyrządzanych dzieciom? Czyżby w skrytości serca tolerował seksualnych przestępców, a tylko pod naciskiem opinii publicznej udawał kogoś innego? To przecież niedorzeczne i skrajnie niesprawiedliwe. Nie ma chyba drugiej takiej osoby publicznej, która częściej domagałaby się szanowania i przestrzegania podstawowych zasad moralnych.

W tym miejscu warto przypomnieć, co arcybiskup mówił o swoim stosunku do pedofilii w książce wydanej dwa lata temu. Nie pozostawił, bo i też trudno mi sobie wyobrazić, by mogło być inaczej, żadnych wątpliwości. Na pytanie dziennikarzy o pedofilię zareagował m.in słowami: „Muszę powiedzieć zupełnie szczerze — a mówię to, czerpiąc z doświadczenia pracy w wielu miejscach — że nigdy nie spotkałem się z akceptacją tego grzechu, z sugerowaniem, że takie rzeczy można robić. I przekracza to moją wyobraźnię, że można w taki sposób myśleć. Zgadzam się całkowicie z zasadą, że należy jasno osądzać grzech, zażądać naprawy i zadośćuczynienia, ale powinno się okazać szacunek dla grzesznika. Molestowanie seksualne dzieci jest wielką krzywdą im wyrządzoną, jest czymś obrzydliwym, czego nie wolno nam nigdy tolerować. Choć znam wyniki badań, które mówią, że wśród księży jest statystycznie mniej takich sytuacji niż wśród lekarzy czy nauczycieli, nie zmienia to mojej oceny — gdyby zdarzyło się to nawet zaledwie raz, jest to zgorszenie i potworna duchowa zbrodnia, zaś obowiązkiem biskupa jest sprawdzić każde takie oskarżenie i reagować”. Czy można wyrazić swój pogląd jeszcze mocniej? A przypomnę, było to ponad dwa lata temu.

Mama ks. Jerzego Popiełuszki powiedziała kiedyś w swoim charakterystycznym stylu, a więc spokojnie, ale z wielkim przekonaniem, że skoro syn poszedł na księdza, to musiał wiedzieć, że może zostać męczennikiem. Żadną miarą nie chcę stawiać wspomnianych duchownych na tym samym poziomie. Zresztą arcybiskup jest zapewne ostatnią osobą, która by sobie tego życzyła. Tym niemniej zdarzenia ostatnich tygodni mają coś z męczeństwa. By to unieść, arcybiskup ma prawo oczekiwać od swojego Kościoła, a więc też od nas, publicznego wsparcia i cichej modlitwy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama