"Konstytucja" konstytucji

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (10/2002)

„Jeśli będzie trzeba, zmielmy konstytucję" powiada poseł, którego wypowiedzi kilku już lat posłowania można by zebrać w almanach domorosłej „mądrości", Pan poseł nie doprecyzował, komu będzie trzeba, można wolno się domyślać, że ma la myśli potrzebę własną - jeśli mu będzie potrzeba, to zmieni, bo ma przecież władzę. Władzę do wykorzystania na własne potrzeby.

„Zmienimy konstytucję" — to już nie zmiana ustaw ani jakiejś tam ministerialne rozporządzenia. Zmiana konstytucji to zmiana „konstytucji państwa", czyli ingerencja w jego ustrój, w układ władz, organów państwa. Ustawa konstytucyjna nie jest wprawdzie ze spiżu, może doznać zmian, ale to nie znaczy, że pozostaje do dyspozycji sił politycznych i bieżących układów większościowych. Wspomniany poseł nie jest pierwszym politykiem (zamiast „polityk" należałoby raczej powiedzieć: „człowiek zajmujący się polityką"), co lekką ręką mówi o zmianie konstytucji. Zdarzało się to też innym po „dojściu do władzy". Właśnie w tym czai się niebezpieczeństwo. Bo dowodzi pewnego sposobu myślenia o państwie, jako o czymś, czym owi ludzie rozporządzają wedle własnego uznania i własnych potrzeb. A przecież konstytucja winna być punktem odniesienia stabilnym, trwałym, a nie palikiem, który można przestawiać po uzgodnieniu z kolegami. W wielu państwach ustawa konstytucyjna nosi nazwę „ustawa zasadnicza", „podstawowa" - chodzi o podstawy, których nie należy łatwo ruszać.

Stałość i stabilność konstytucji to jej cecha tym donioślejsza, im bardziej zmienne jest współczesne ustawodawstwo. A ustawy dziś zmieniają się szybko, często mają charakter doraźny, uchwala się je dla rozwiązania aktualnych problemów — nie używa się dziś już nazwy „pomniki prawa". Tym pedantyczniej więc trzeba baczyć na ich zgodność z konstytucją, która z kolei nie powinna podlegać tak łatwym, koniunkturalnym zmianom.

W przeciwnym razie nazwa „państwo prawa" traciłaby sens. Pozornie „rządziłyby" ustawy, w urzędach „panowałoby prawo", ale prawo zdane na kaprys, widzimisię, interes tych, co mają władzę je zmieniać. Niby „rządy prawa", ale prawa naginanego do potrzeb i woli rządzącego. Prawo to wtedy kamuflaż siły czy układów większościowych.

Współczesne prawo nazywa się też państwem konstytucyjnym. Daje się w ten sposób do zrozumienia, że faktyczną, materialną konstytucję państwa, jego kształt jako bytu społecznego, spisano i utrwalono w konstytucji formalnej, czyli ustawie konstytucyjnej. Robi się to dla zabezpieczenia i umocnienia osiągniętego stanu politycznego i społecznego, w szczególności gdy uzyskano niepodległość czy przekształcono ustrój państwa. To konstytucyjne utwierdzenie dokonuje się nieraz drogą kompromisów między grupami społecznymi o interesach przeciwstawnych, ale godzącymi się na rozgrywanie ich według reguł ustalonych w konstytucji. Chodzi o to, by „inaczej myślący" czy zgoła „przeciwnik polityczny" też czuł się w państwie jak u siebie w domu i by wszyscy obywatele uważali je za swoje. W państwach konstytucyjnych używa się nawet zwrotu „patriotyzm konstytucyjny". Daje się przez to wyraz postrzeganiu państwa i jego ustroju jako wartości chronionej, pielęgnowanej . To po prostu dobro wspólne. Trzeba je strzec przed zakusami chytrusów.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama