Nie wolno pozostawać biernymi

Sąd uniewinnia "artystę" drącego Biblię podczas koncertu, powołując się na wolność religijną i wolność sztuki. Czy chrześcijanie mogą milczeć wobec takiej interpretacji wolności?

Sąd Rejonowy w Gdyni uniewinnił Adama Darskiego (pseudonim Nergal), oskarżonego przez grupę posłów i Ryszarda Nowaka, przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, o obrazę uczuć religijnych (art. 196 Kodeksu karnego).

Podczas koncertu w 2007 r. w Gdyni Nergal podarł Pismo Święte i rozrzucając jego strzępy wśród publiczności, z okrzykiem „żryjcie to g...”, nazywał „kłamliwą księgą”. W uzasadnieniu wyroku uniewinniającego sędzia Krzysztof Więckowski powołuje się między innymi na wolność religijną, twierdząc, że niełatwo jej stawiać granice.

Trudno się zgodzić z taką opinią, ponieważ granice tej wolności zostały już dawno określone. Bardzo wyraźnie formułuje je na przykład Deklaracja ONZ z 25 XI 1981 r., gdzie w artykule 1.3 mówi się „o ochronie bezpieczeństwa publicznego, porządku, zdrowia i moralności oraz podstawowych praw i wolności innych osób”. Temat ten podejmowany jest w prawie międzynarodowym i wyznaniowym, nie mam więc wątpliwości, że pan sędzia zetknął się z nim także podczas swoich studiów. Tym bardziej dziwi jego niechęć do stawiania granic wolności, skoro już dawno zostały określone, a ich potrzebę wyczuwa się w społeczeństwie intuicyjnie. Podobne granice w sposób analogiczny dotyczą innych wymienionych w uzasadnieniu wolności, także tej artystycznej.

Krytyka czy zniewaga?

Sędzia zauważa, że przez swój czyn Nergal poddał krytyce Kościół jako instytucję, a nie całe chrześcijaństwo. Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego toku myślenia. Z jaką bowiem krytyką mieliśmy do czynienia podczas tego wydarzenia? Krytyka, według słownikowej definicji, to analiza i ocena zjawiska. Nikt nie odmawia Darskiemu prawa do dyskusji, wyrażania poglądów, opinii, pod warunkiem wszakże szacunku dla drugiej strony. Na koncercie w 2007 r. żadnej dyskusji nie było. Tym bardziej — żadnego szacunku. Gest Darskiego oraz powiązane z nim pogardliwe i bluźniercze słowa miały na celu znieważenie i obrazę, a nie krytykę. Można to porównać z sytuacją, kiedy ktoś niszczy fotografię czyjejś matki, rzucając pod jej adresem obelżywe słowa.

To, co zrobił Nergal, nie było też wymierzone, jak twierdzi sędzia Więckowski, w instytucję Kościoła — Biblia bowiem jest Księgą Świętą dla wszystkich chrześcijan, nie tylko dla katolików. Był to więc policzek dla każdego chrześcijanina traktującego swą wiarę poważnie, a śmiem twierdzić, że i dla każdego człowieka, który patrzy na Biblię jak na pomnik kultury i fundament naszej cywilizacji.

„Talent” mierzony skandalem

Żyjemy w czasach, kiedy sztuki nie ocenia się już według dawnych kanonów piękna. Niegdyś, by coś w tej dziedzinie osiągnąć, potrzeba było wiele trudu i pracy. Dotyczyło to także ludzi obdarzonych wielkimi zdolnościami. Dziś mamy nadprodukcję talentów, programy telewizyjne mające na celu ich wyławianie przedstawiają nam kilkunastu kandydatów w jednym tylko sezonie. Jeszcze inni sami próbują dojść na szczyty za pomocą internetu. Wobec wielkiej konkurencji i dużej liczby gwiazd jednego sezonu, których nazwisk po dwóch latach już nie pamiętamy, by utrzymać się na rynku lub podtrzymać zainteresowanie, wszystkie chwyty wydają się dozwolone. „Nieważne, co mówią, ważne, by mówili” — ta zasada przyświeca niejednemu ze współczesnych artystów i celebrytów. Szczególnie zaś łatwą drogą do zwrócenia na siebie uwagi jest szydzenie ze świętości, Boga, wiary, Kościoła czy Biblii. Żadne to bohaterstwo, nie wymaga wielkiej odwagi, ryzyka też nie ma. Bluźnierca czy szyderca zawsze znajdzie spore grono zwolenników. Dziś prawdziwą odwagą jest wyznanie publiczne swej wiary, opowiedzenie się za nauką Kościoła. Aktor, sportowiec czy prezenter telewizyjny, który „nie wstydzi się Jezusa” i mówi o tym głośno, w naszym katolickim kraju może się stać obiektem kpiny, a nawet szykan. To jest prawdziwy bohater.

Warto też zwrócić uwagę, że w uzasadnieniu swojego wyroku sędzia Więckowski powołuje się na uniewinnienie artystki Doroty Nieznalskiej (autorki instalacji Pasja, przedstawiającej męskie genitalia na krzyżu). Bo choć nie żyjemy w Stanach Zjednoczonych, gdzie wcześniejsze orzeczenia sądów stają się dla kolejnych wiążące, to jednak istnieje niebezpieczeństwo, że i u nas w sprawach takich jak Nieznalskiej i Darskiego sądy zaczną orzekać według podobnej linii. Oznaczałoby to w praktyce totalną wolność wypowiedzi artystów, którzy będą mogli bez problemu szargać symbolami ważnymi dla ludzi wierzących.

Krzyż a symbole innych religii

Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z tej lekcji? Nie łudźmy się, że pod pretekstem wolności kultury i sztuki nie będzie dochodzić do prób kolejnych nadużyć. Pomijając nawet łatwy rozgłos i darmową reklamę mediów, jako chrześcijanie nie mamy wątpliwości, że szatan istnieje i sieje zamęt na różne sposoby. Chętnie więc będzie korzystał ze sposobów tak łatwo dostępnych. Nie przeszkadza mu zresztą, że tacy artyści jak Nergal nie wierzą w jego istnienie (w jednym z tygodników powiedział, że uznaje go wyłącznie za postać literacką). To nawet lepiej, bo jak mówił Paweł VI, niewiara w szatana jest jego największym sukcesem.

Czy mamy więc jakieś szanse w tej walce, czy też powinniśmy biernie przypatrywać się kolejnym tego typu pomysłom? Zanim odpowiem, zapytam jeszcze: Czy pamiętamy jeszcze historię z karykaturą Mahometa w Danii? I czy od tamtej pory ktoś odważył się w podobny sposób zaatakować muzułmanów lub żydów? Nie mam wątpliwości, że Adam Darski nie podarłby publicznie i nie zelżył Koranu ani nie podeptał gwiazdy Dawida. Choćby z tego względu — jak słusznie zauważa dominikanin o. Tomasz Franc — że opinia publiczna nie pozostałaby obojętna na taki brak tolerancji.

Koniec z biernością

Jeśli przestaniemy być bierni i zaczniemy działać, wtedy i sądy będą uwzględniały nasz głos. Kiedy ktoś protestuje, kiedy jest o czymś głośno — sędziowie nie mają wątpliwości, że ludzie czują się obrażeni. Kiedy jest bierność i cisza — łatwo powiedzieć, że żadnej obrazy nie było.

Artykuł 196 można interpretować na różne sposoby, w dużej mierze w zależności od wrażliwości sędziego. Musimy więc domagać się takiej jego wykładni, która będzie chroniła rzeczy ważne i święte, byśmy nie byli narażeni na znieważanie świętych miejsc i symboli czy na kpiny w rodzaju podskoków ludzi-motyli na procesji Bożego Ciała.

Wspólne działanie przynosi efekty i można podać tu wiele przykładów. Począwszy od Trybunału w Strasburgu, który uznał miejsce krzyża w przestrzeni publicznej po proteście 11 krajów Europy (niestety bez Polski), a skończywszy na projekcie ustawy antyaborcyjnej podpisanej przez 600 tys. obywateli, którego nie dało się zignorować.

Wyrok w sprawie Nergala jest alarmem, który powinien obudzić z uśpienia. Prawo może nas chronić, chciejmy tylko z niego korzystać.

 

***

Głupota górą?

Kiedy usłyszałem z ust sędziego gdyńskiego, Krzysztofa Więckowskiego, że targanie Biblii — świętej księgi chrześcijan — jest „swoistą formą sztuki”, to zaniemówiłem. Tą sztuką dla sędziego jest wyrywanie i rzucanie kartek Biblii w tłum fanów z okrzykami „żryjcie to g...”, nazywanie jej „kłamliwą księgą”, a Kościoła „największą zbrodniczą sektą”. Jeżeli tak twierdzi sędzia, to gdzie my jesteśmy? Jaki rodzaj sztuki poznał sędzia z Gdyni i gdzie studiuje się takie kierunki?

Jeżeli sztuka ma prowokować, to prowokacja nie może być promocją wulgaryzmów i prymitywnych zachowań. Sztuka zobowiązana jest trzymać się podstawowych zasad obyczajowości i szanować symbole i wartości religijne. Być artystą to umieć się poruszać między światem wartości i zasad moralnych, a przede wszystkim dobrego smaku. W tym przypadku zszargano świętości, których szargać nie wolno. Sztuka Nergala i rozumienie sztuki sędziego stanęło na głowie. A jeżeli stanie się na głowie, to w centrum pojawia się zupełnie coś innego.

Kiedyś abp Józef Życiński opowiadał na wykładzie o statkach wiozących — w ubiegłym stuleciu — misjonarzy do Kongo. Wówczas mieszkańcy tego państwa korzystali z okazji, aby powiększyć swe zapasy różnych ozdób i kolczyków. Obecnie studenci z tamtego regionu świata piszący doktoraty na uczelniach europejskich — w tym również na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II — dbają o garnitury, białe koszule i kulturalne obejście, a ich europejscy rówieśnicy łączą fryzury afro z nadzwyczajną troską o stan kolczyków we własnych nosach i tatuaży na rękach. Czy można więc być zdziwionym, że w wielu wypadkach preferuje się afrykański styl sprzed stu lat? Czy jednak afrykański styl z XIX w. jest drogą, którą warto promować?

Trzeba uwrażliwiać ludzkie sumienia, aby same zmuszały ludzi do godnego zachowywania się na scenie show-biznesu, tak jak to ma miejsce na przykład na wielu koncertach w USA. Na samym paragrafie godnych zachowań się nie zbuduje. Ale z drugiej strony nie da się przyjąć tez — „formujmy sumienia, uczmy Dekalogu i odrzućmy ograniczenia prawne, a wszystko będzie dobrze”.

Uświadomiłem sobie ostatnio, że można dyscyplinować tych, którzy obrazili islam i judaizm, ale zupełnie pobłażliwie traktować tych, którzy plują na chrześcijaństwo...

Ks. Robert Nęcek

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama