Kiedy religia staje się magią

Z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim, dominikaninem, filozofem religii rozmawia Sławomir Rusin

- fragment wywiadu

Ojcze, czym jest magia?

Magia to taka postawa wobec sił ponadludzkich, w której człowiek jest przekonany, że przez pewne gesty czy słowa może sprawić, że te ponadnaturalne lub naturalne, ale ukryte siły, będą mu posłuszne i przychylne. W tym sensie magia jako fakt kulturowy jest rzeczywistością. Występuje w wielu kulturach, ale najściślej jest związana z pierwotną, najbardziej archaiczną formą religii, z obyczajami rolniczymi, z próbami oddziaływania na przyrodę. Element magii był tu bardzo mocno obecny i trudno go odróżnić od postawy wyłącznie religijnej. Ta definicja dotyczy przede wszystkim magii ludowej, natomiast analogicznie do podziału kultury na wysoką i niską wytworzyła się także magia wysoka, wyrafinowana.

Uważa się, że wysoka magia narodziła się w Persji, a pierwszymi magami byli kapłani Zaratustry.

Prawdopodobnie tak, choć nie ma tu pewnych danych. Bywało, że tych kapłanów, mędrców wiązano z przedstawionymi przez św. Mateusza magami, którzy, kierując się jakąś tajemniczą gwiazdą, mieli przybyć ze Wschodu do małego Jezusa. Dziś w dalszym ciągu toczy się debata, kim mogli być ci magowie. Według współczesnej wiedzy o Ewangelii jest to midrasz, czyli pewna opowieść, obrazowo ilustrująca to, co św. Łukasz wyraził w sposób bardziej abstrakcyjny słowami Symeona: Moje oczy ujrzały (...) światło na oświecenie pogan (Łk 2, 30-32). Magowie ci reprezentują więc rozmaitych mędrców, którzy przybyli złożyć pokłon Chrystusowi.

Właśnie — w historii pojawiały się próby pogodzenia magii z religią, które odwoływały się do sceny pokłonu magów. W XIX w. Eliphas Levi, niedoszły katolicki ksiądz, praktyk i teoretyk magii, stwierdził, że magia i chrześcijaństwo nie wykluczają się, ale wzajemnie uzupełniają. Czy połączenie magii z wiarą jest możliwe?

Nie, nie jest możliwe. Dlatego że z samej definicji, którą dałem na początku, wynika, że magia jest próbą zawładnięcia nadprzyrodzonymi siłami, natomiast wiara jest zawsze postawą przyjęcia daru, postawą pokory: błagam, proszę, a nie rozkazuję. To Bóg jest wszechmocny, a nie człowiek. W Biblii magia niekiedy była rozumiana jako sposób zawładnięcia Bogiem, a to postawa pychy.

Więc magia jest pokusą bycia Bogiem?

Dokładnie tak — będziecie jako bogowie, jeśli będziecie mieć udział w mocy Bożej. Magia to pokusa bycia Bogiem, realizowana przez siebie samego, przez swoje sposoby i przez swoją wiedzę, a nie przez Bożą łaskę. Jesteśmy synami Bożymi, mamy udział w życiu Bożym, ale przez łaskę, dar. A to jest coś zupełnie innego niż postawa magiczna.

W Starym Testamencie możemy znaleźć bardzo mocne fragmenty potępiające magię, na przykład ten z Księgi Powtórzonego Prawa: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary, nikt kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana, każdy, kto to czyni (Pwt 18, 9-12). W judaizmie i chrześcijaństwie podejście do magii jest identyczne, to znaczy bardzo negatywne.

Czy magia jest niebezpieczna?

Tak, ponieważ wyzwala w nas złe moce i ostatecznie nas krzywdzi. Szatan jest małpą Boga, która robi nam różne „kawały”. Patrząc od strony biblijnej, magia jest religią diabła. Tak czy inaczej człowiek, nieświadomie nawet, wdając się w tę „rozrywkę”, może oddać się złym mocom. Sądząc, że posługuje się różnymi mocami, sam staje się ich sługą. Książę ciemności intelektualnie zawsze jest od nas wyżej i bawi się nami, bo jak zapewnia stary Krętacz swego bratanka Piołuna w „Listach starego diabła do młodego” (C. S. Lewis), tym, co rzeczywiście ożywia szatana, jest nienawiść do człowieka. Dlatego szatan daje człowiekowi takie zabawki, które mogą być dla niego rozrywką, ale na krótko.

Czy słuszne jest rozróżnienie na białą i czarną magię?

To jest stwierdzenie pewnego faktu, więc o słuszności nie można tu orzekać. Istnieje zarówno magia biała, jak i czarna, rozróżniona w zależności od tego, w jakim celu się nią posługiwano. Jeśli ma ona służyć do dobrych celów, na przykład do uzdrowienia, jest to magia biała. Ona istniała zawsze, uprawiali ją np. szamani z najstarszych tradycji syberyjskich czy indiańskich. Wykonywali oni działania, które miały na celu sprowokowanie życzliwej interwencji duchów i powiedzmy — uzdrowienie. Niektórzy sądzą, że magią zajmowano się głównie po to, żeby zrobić komuś krzywdę; na przykład, aby zadać ból, wbijano szpilkę w figurkę człowieka. Takie figurki z powbijanymi szpilkami istniały już w starożytnej Grecji i to jest przykład czarnej magii.

W tym sensie możemy wyróżnić dwie postawy w magii, ale zarówno jedna, jak i druga chce wykorzystać nierozpoznane moce i sprawić, żeby były one przychylne człowiekowi. A wtedy człowiek sam wyznacza cele, szlachetne czy zgoła inne. Powiedzieliśmy, że chrześcijaństwo i judaizm odcinały się od magii, przeciwstawiały się jej, jednak w średniowieczu alchemia była na uniwersytetach pełnoprawną nauką.

To prawda, sam św. Albert Wielki był alchemikiem. Zresztą alchemią zajmowano się nie tylko na uniwersytetach, ale i w klasztorach. Jan Długosz pisał, że w XV w. tutejszy, krakowski klasztor Dominikanów strawił pożar, bo bracia parali się alchemią. Musimy jednak pamiętać, że alchemia nie musiała być od razu związana z magią, były to raczej próby — często bardzo niedoskonałe — średniowiecznego poznawania przyrody. Z tej alchemii później rozwinęła się chemia. Św. Albert Wielki na pewno nie uprawiał magii, tylko pewien rodzaj przyrodoznawstwa. Teraz wydaje się nam on bardzo daleki od naszej naukowej świadomości, niemniej było to poszukiwanie jakichś sił tkwiących w przyrodzie i nią rządzących. Badania te doprowadziły do opisania pewnych praw przyrody, nie mających dla nas tajemniczego charakteru, które w miarę możliwości staramy się zrozumieć.

Kiedy człowiek zaczyna traktować religię magicznie?

Niedawno o. Joachim Badeni OP opowiedział o pewnym zdarzeniu. Zaraz po święceniach przyjechała do niego jedna z jego licznych ciotek-arystokratek i zapytała: „Kaziu, czy znasz jakąś litanię, która byłaby naprawdę skuteczna?”. Ojciec Badeni odrzekł, że niestety nie zna. Wtedy usłyszał: „To czego cię u tych dominikanów uczyli?”. Oto typowy przykład magicznego stosunku do religii — ta kobieta pragnęła modlitwy, która byłaby przede wszystkim skuteczna.

Postawy magiczne zawsze będą jakimś cieniem, który towarzyszy religii. Dzieje się tak wtedy, kiedy nie zanosimy modlitwy do Boga z wiarą, ale jesteśmy absolutnie przekonani, że On musi być nam posłuszny, ponieważ wykonaliśmy takie a takie czynności. Specjalistami w magicznym traktowaniu religii bywają Włosi, zwłaszcza jeśli chodzi o św. Antoniego. Jeśli „nie załatwi” tego, o co się go poprosiło, bywa, że jego figurka za karę trafia do rzeki. Bywa że ubożsi trzymają figurkę św. Antoniego w wodzie na sznurku i po pewnym czasie ją wyciągają...

To magiczne podejście do religii może się objawiać także w sposób bardziej wyrafinowany. Dzieje się tak często podczas modlitwy błagalnej: kiedy Bóg nie spełni naszych próśb, gniewamy się na Niego bądź świętych, słabnie nasza wiara. Przykład: „Tak się modliłam, żeby dostać się na studia, ale się nie dostałam — i jak tu Bóg jest miłosierny i sprawiedliwy”. Nie wiem, czy jest to już magia, ale na pewno rodzaj magicznego myślenia. Czym innym jest wiara, z którą się modlę, a czym innym pewność, że modlitwa, którą zanoszę, musi spowodować taką reakcję, jaką zaplanowałem.

Bywa że w kręgach odnowowych próbuje się „załatwić” jakiś problem za pomocą modlitwy wstawienniczej...

Wierzę, że większość uczestników takiej modlitwy podchodzi do niej z wiarą i z pokorą przyjmuje rezultat mniej uszczęśliwiający. Natomiast, jeśli pojawiłaby się w tym jakaś próba oddziaływania na Boga, to będzie to świadczyło o niedojrzałości w wierze, wtedy mamy tu do czynienia z jakimś cieniem magii. A niedojrzałą wiarę bardzo łatwo można zgubić. Pan Jezus powiedział: Weź swój krzyż i idź za Mną (por. Mt 15, 24), a nie: jak pójdziesz za Mną, to będzie ci się wszystko udawało.

A jak jest z relikwiami?

Oczywiście, można do relikwii podchodzić magicznie. Niemiecki cesarz Henryk IV, który walczył z naszym królem Bolesławem Chrobrym, ponoć strasznie bał się burzy. W związku z tym woził zawsze ze sobą skrzynię pełną relikwii. Kiedy grzmoty były już naprawdę blisko, wkładał do skrzyni głowę, uważając, że to go uratuje.

Jeśli czcimy relikwie po to, aby chroniły nas od jakiegoś nieszczęścia, to mamy do czynienia z ich magicznym traktowaniem. Czym innym natomiast jest cześć dla szczątków osoby świętej, którą czcimy. W tym sensie relikwie są jakąś pamiątką i wtedy za pośrednictwem świętego zanosimy modlitwę do Boga....

- fragment wywiadu

Całość można przeczytać w najnowszym numerze miesięcznika katolickiego LIST 2/2004

opr. ab/ab

List
Copyright © by Miesięcznik List 02/2004

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama