Santo Subito - proces kanonizacyjny Jana Pawła II

Świętość kanonizowna - czwarty tom serii na temat kanonizacji i beatyfikacji w Kościele, Rozmowa XI

Santo Subito - proces kanonizacyjny Jana Pawła II

Kajetan Rajski

Przedziwny Bóg w świętych swoich

Świętość Kanonizowana - tom 4.

Wybrane rozmowy:

Rozmowa jedenasta

Santo Subito — proces kanonizacyjny Jana Pawła II

Nie sposób w naszej rozmowie nie poruszyć tematu postaci Ojca Świętego Jana Pawła II i jego procesu kanonizacyjnego. Przez 19 lat przebywał Ojciec w Rzymie. Kiedy pierwszy raz spotkał się Ojciec osobiście z Janem Pawłem II?

W dniu beatyfikacji ks. Alojzego Orione, 26 października 1980 roku, kiedy pełniłem posługę akolity na Placu św. Piotra. Potem Ojciec Święty spotkał się z nami w zakrystii i dał każdemu różaniec. Od razu, po odpowiedzi na jego pytanie skąd jestem, popatrzył z uśmiechem na moje buty... „Ładny mi karmelita bosy...” — zażartował, co przecież było u niego tak bardzo naturalne i sympatyczne...

Wiem, że tych spotkań z Ojcem Świętym Janem Pawłem II miał Ojciec wiele...

Tak. Najpierw jako student, kapłan, później konsultor Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, miałem okazję wielokrotnie spotykać się z Papieżem. Tym, co mnie najbardziej fascynowało i uderzało, była jego modlitwa. Zarówno ta liturgiczna, pontyfikalna, sprawowana publicznie, jak i osobista, będąca szczególnym i ustawicznym dialogiem z Bogiem. Dialog ten rozpoczynał się od wczesnych godzin rannych w Jego prywatnej kaplicy, przedłużał się na Eucharystię, w której osiągał swój szczyt, i trwał przez wszystkie zajęcia Papieża w ciągu dnia. Miał czas na modlitwę różańcową, Drogę Krzyżową, nawiedzenie Najświętszego Sakramentu. Kontemplował Boga podczas spacerów w Ogrodach Watykańskich, urlopów w Castel Gandolfo czy w Alpach. Chory, przykuty do wózka, w swojej kaplicy dyktował przemówienia, które potem były przepisywane i które wygłaszał do wiernych. Sądzę, że każdy, kto miał szczęście uczestniczyć w Eucharystii w papieskiej kaplicy, został urzeczony modlitwą Jana Pawła II, jego skupieniem, kontemplacją, zaangażowaniem całej osobowości w dialog i zażyłość z Bogiem. Umiłowanie modlitwy wyniósł właśnie z duchowości Karmelu, którego święci definiują modlitwę jako miłosną rozmowę z Bogiem, dialog, w którym może jest mało słów, za to dużo miłości i trwania w Bożej obecności. Modlitwa i zjednoczenie Papieża z Bogiem były źródłem bogactwa jego osobowości, światłem nauczania, fundamentem odwagi i niezmordowanej działalności apostolskiej, ale także źródłem jego naturalności w kontaktach z ludźmi i przyrodą — słowem — Jego świętości. Sądzę, że właśnie modlitwa leży u podstaw całej owocnej i cenionej działalności Papieża. Bez dostrzeżenia tego istotnego źródła trudno byłoby zrozumieć moc Jego posługiwania.

Życiorys sługi Bożego Jana Pawła II jest nam znany. Ale jest wiele spraw związanych z jego życiem, które chcielibyśmy poznać bliżej. Wspomniał Ojciec o umiłowaniu modlitwy Jana Pawła II, którą wyniósł z duchowości Karmelu. Czy to prawda, że Karol Wojtyła chciał być karmelitą bosym?

Tak, dwukrotnie Karol Wojtyła chciał wstąpić do Karmelu, ale — jak pokazał czas, Bóg przygotowywał go do innych, większych rzeczy. Przy różnych okazjach mówił do naszych współbraci, że „niewiele brakowało, abym był jednym z was”. Z Karmelem jednak nigdy nie zerwał i ciągle przypominał, że był z nim związany od samego dzieciństwa, a to dzięki wadowickiemu klasztorowi karmelitów bosych, który u schyłku XIX wieku założył św. Rafał Kalinowski († 1907), beatyfikowany i kanonizowany, przez Jana Pawła II, który — jak sam powiedział — „słyszał o nim wiele od swoich najbliższych”; dzięki orędziu hiszpańskich Mistyków Karmelu, św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża, których nazwał mistrzami swego życia wewnętrznego i jaśniejącymi latarniami Kościoła oświecającymi także Polskę oraz dzięki nauce św. Teresy od Dzieciątka Jezus i św. Teresy Benedykty od Krzyża — Edyty Stein.

Pielgrzymując w listopadzie 1982 roku do Avila, miasta bardzo związanego z Reformatorami Karmelu, Ojciec Święty powiedział, że pragnie tam bardziej jeszcze umocnić więzy pobożności łączące go ze świętymi Karmelu, którzy żyli na tej ziemi: ze św. Teresą od Jezusa i św. Janem od Krzyża. „Czczę w nich i podziwiam nie tylko mistrzów mojego życia wewnętrznego — stwierdził — ale także dwie jaśniejące latarnie hiszpańskiego Kościoła. To oni właśnie swoją doktryną duchową oświetlali ścieżki mojej ojczyzny, Polski, u początków XVII wieku, kiedy to przybyli do Krakowa pierwsi synowie i córki Karmelu Terezjańskiego”.

Rok wcześniej, w liście do kard. Anastasio Ballestreo, karmelity bosego, Ojciec Święty napisał: „Od naszego dzieciństwa tak dalece związaliśmy się z synami godnej podziwu św. Teresy od Jezusa, dziewicy z Avili, Matki Karmelu Terezjańskiego i zawsze wiernej córki Kościoła, że poznawaliśmy znaczniejszych świętych i święte tejże rodziny zakonnej, zgłębiając ich niezwykłą naukę i zawsze wysoko ceniąc karmelitańską szkołę duchowości. Dlatego też chcieliśmy zostać tercjarzem karmelitańskim, a rozprawę doktorską z zakresu teologii poświęciliśmy zgłębieniu nauki św. Jana od Krzyża”. Zaś przy grobie św. Jana od Krzyża w Segowii podkreślił: „Dzięki składam Opatrzności, która pozwoliła mi tu przybyć, aby uczcić relikwie i przywołać postać i doktrynę św. Jana od Krzyża, któremu tyle zawdzięczam w mojej formacji duchowej. Poznałem go już w młodości i wszedłem w duchowy kontakt z tym Mistrzem wiary, z jego dziełami i myślą, aż do momentu kulminacyjnego, którym było napisanie pracy doktorskiej na temat wiary u św. Jana od Krzyża. Od tego czasu widziałem w nim przyjaciela i nauczyciela, wskazującego mi zawsze światło świecące w ciemności i prowadzące do Boga”.

Nie zapominajmy też, że zaliczył w poczet doktorów Kościoła św. Teresę od Dzieciątka Jezus, beatyfikował, kanonizował i ogłosił współpatronką Europy św. Edytę Stein. Wymowne jest świadectwo kard. Josepha Ratzingera, dziś następcy Jana Pawła II, wypowiedziane na „Angelicum” z okazji srebrnego jubileuszu pontyfikatu w 2003 r.: „Dwie kobiety należące do zakonu karmelitańskiego, mogą nam pomóc zrozumieć cały wymiar modlitewno-mądrościowy, stojący u podłoża teologicznej refleksji Papieża. Pierwsza z nich, to Teresa z Lisieux — Święta, którą on ogłosił Doktorem, a druga to Edyta Stein — pani Doktor, którą ogłosił Świętą”.

A jaki wpływ na młodego Karola Wojtyłę miał krawiec Jan Tyranowski?

Sam Ojciec Święty, odwiedzając w kwietniu 1979 roku Papieski Instytut Duchowości w Rzymie, prowadzony przez nasz zakon, powiedział, że w jego młodości Jan Tyranowski wprowadził go w świat mistyki i zapoznał z dziełami św. Jana od Krzyża. Co prawda, Papież nie nazwał wtedy pana Jana po imieniu, ale użył sformułowania „dotto laico” (światły człowiek świecki). Wszyscy jednak wiemy, że mówił o Słudze Bożym Janie Tyranowskim.

Co Ojciec zaliczyłby do największych osiągnięć pontyfikatu Jana Pawła II?

Na długi pontyfikat Jana Pawła II i jego osiągnięcia możemy spojrzeć z różnych perspektyw: teologicznej, duszpasterskiej i politycznej.

A więc, jeśli chodzi o teologię, od pierwszej, programowej encykliki Redemptor hominis, aż po ostatnie dokumenty papieskie nastąpiła za pontyfikatu Jana Pawła II wielka promocja i umocnienie personalizmu chrześcijańskiego i człowieka gdzie jego godność, jego prawa i jego zobowiązania, jego powołanie do komunii z Bogiem, stały się drogą Kościoła. Słowem, nastąpiła, jak mówią Włosi, „svolta antropologia in teologia” (antropologiczne ukierunkowanie refleksji teologicznej), do tego stopnia, że niektóre uniwersytety katolickie ustanowiły katedry chrześcijańskiej antropologii, a wspomniany już, prowadzony przez karmelitów bosych rzymski Papieski Instytut Duchowości „Teresianum” otworzył nawet, za aprobatą Stolicy Apostolskiej, Papieski Wydział Antropologii Teologicznej z prawem nadawania z tej dziedziny stopni naukowych, włącznie z doktoratem.

Z kolei z punktu widzenia duszpasterskiego, dzięki Janowi Pawłowi II i jego rozlicznym pielgrzymkom apostolskim i odwiedzinom przeróżnych środowisk na całym świecie, jak np. więzienia, szpitale, sierocińce, ulice Kalkuty czy brazylijskie „favelas” przepełnione ubogimi, a także dzięki regularnym wizytom Ojca Świętego w parafiach diecezji rzymskiej, Namiestnik Chrystusa i Biskup Rzymu stał się bliższy nie tylko mieszkańcom całej ziemi, ale i samym wiernym Wiecznego Miasta, jako ich biskup ordynariusz.

W końcu w odniesieniu do polityki, pragnę zacytować tylko wypowiedź ks. abpa Tadeusza Kondrusiewicza z Moskwy, który — cytując skądinąd Michała Gorbaczowa — stwierdził, że nie kto inny, ale właśnie Jan Paweł II doprowadził do przemian ustrojowych w centralnej i wschodniej Europie, do upadku komunizmu i do obalenia muru berlińskiego.

Jakie przesłanie niósł Jan Paweł II w czasie swojego pontyfikatu?

Przede wszystkim przesłanie nadziei, której należy szukać w Chrystusie. Papież zawsze ukazywał Chrystusa! I czynił to służąc człowiekowi: człowiek za jego pontyfikatu, w myśl słów programowej, wspomnianej już encykliki Redemptor hominis, stał się drogą Kościoła. Co więcej, wraz z Chrystusem, w nauczaniu i posłudze Jana Pawła II, na wszystkich drogach Kościoła, zawsze w jego służbie człowiekowi, stanęła Maryja.

Jan Paweł II przypomniał światu, do czego człowiek został stworzony i co stanowi najwyższą rację jego godności. Nadto na tym miejscu wolno nam znowu przywołać wątek karmelitański i przypomnieć, że Ojciec Święty ukierunkowanie to wyniósł ze swego kontaktu z karmelitańską szkołą duchowości, z terezjańskim humanizmem. Przecież tyle razy nam mówił, że w św. Teresie od Jezusa i św. Janie od Krzyża czci „mistrzów swojego życia wewnętrznego”, a w niejednej wypowiedzi wiązał św. Jana od Krzyża z zagadnieniem godności człowieka, i stwierdzał, że godności tej nie można poznać dogłębnie, bez zapoznania się z jego nauką.

Jan Paweł II był powszechnie kochany przez ludzi, gdyż stał się on symbolem obrony praw narodów i jednostek, praw dziecka i starca, praw godności każdego człowieka w dzisiejszym zmaterializowanym i hedonistycznym świecie. Ale równocześnie, broniąc praw i godności człowieka, bronił niejako praw Boga i przypominał doktrynalną podstawę, teologiczny fundament godności i praw osoby, tj.: stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boże, jego odkupienie krwią Chrystusa, obdarowanie go — w Chrystusie — Bożym synostwem i powołanie go do życia z Bogiem samym przez całą wieczność.

Z tak rozumianej godności człowieka nie mogą wynikać prawa sprzeczne z prawem naturalnym, dlatego też Ojciec Święty wypowiadał się stanowczo i zdecydowanie przeciwko nim. Właściwie należałoby nazwać je „pseudoprawami”, a byłyby nimi coraz to żywsze w naszym zmaterializowanym i postkomunistycznym społeczeństwie liberalistycznym: pseudoprawo do aborcji, pseudoprawo do wolności obyczajów, pseudoprawo do eutanazji, pseudoprawo do małżeństw homoseksualnych, pseudoprawo do terroryzmu; pseudowolność od wszelkich etycznych zasad ludzkiego współżycia, itd. Wobec tych „pseudopraw” nie można nie wyrazić sprzeciwu i oburzenia, co Jan Paweł II czynił z odwagą, i co dostrzegli ludzie wszystkich ras, języków, kolorów skóry i kontynentów, nazywając go za to świętym i krzycząc na jego pogrzebie „Santo subito”.

Niektóre decyzje i posunięcia Jana Pawła II szokowały współczesnych...

Otóż szokiem, nawet dla niektórych środowisk katolickich, był fakt, że zaprosił on na wspólną modlitwę o pokój do Asyżu w styczniu 1993 wyznawców nie tylko innych wspólnot chrześcijańskich, ale i innych religii. Obawiano się synkretyzmu, gdy tymczasem spotkanie modlitewne przyniosło oczekiwane owoce zbliżenia i oddaliło groźbę wojny. Podobny szok przeżyli niektórzy ludzie, gdy Jan Paweł II, jako pierwszy po św. Piotrze Namiestnik Chrystusa, udał się z wizytą do rzymskiej synagogi. Aż dwa tysiące lat trwała ta tak bardzo krótka w kilometrach droga przez Tyber, by odwiedzić „starszych braci w wierze”..., droga, która zawiodła potem Ojca Świętego i na Górę Synaj — miejsce teofanii Mojżesza, i pod mur płaczu — relikt świątyni jerozolimskiej.

Zaskoczyło świat wiele innych gestów Sługi Bożego, świadczących o jego humanizmie, jak chociażby spotkanie z Ali Agcą w więzieniu. Nadto pokolenie pamiętające czasy Piusa XII, który prawie nigdy nie opuszczał Watykanu, było zafascynowane wyjazdami Jana Pawła II w Alpy czy na Gran Sasso, tymi oficjalnymi i tymi incognito. Raz Ojciec Święty, z czapką nasuniętą na głowę by uniknąć rozpoznania go, został nawet wraz z kilku polskimi księżmi okrzyczany przez szwajcarskiego gwardzistę, za złe zaparkowanie samochodu: „tu nie wolno, to jest miejsce tylko dla samochodu Papieża”. A wybierał się wtedy właśnie incognito w podrzymskie góry, „nei Castelli Romani”.

Ojciec Święty Jan Paweł II potrafił zjednywać sobie tłumy wiernych.

Moim skromnym zdaniem tłumy kochały i uwielbiały Papieża za jego bezpośredniość, poczucie humoru, odchodzenie od sztywnego protokołu kreującego dystans pomiędzy nim i ludźmi, jak np. zaniechanie używania „sedia gestatoria”, nadto za jego odejście od używania tzw. „plurale maiestaticum” tj. od „my” do prostego „ja” w przemówieniach, czy też za jego zwracanie się do ludzi poprzez „bracia i siostry”, „drodzy młodzi przyjaciele” a nie „dzieci” lub „synowie i córki”, co pamiętamy jeszcze z poprzednich pontyfikatów. „Venerabiles fratres” (czcigodni bracia) słyszało się wtenczas z ust papieży tylko wtedy, gdy zwracali się do kardynałów i biskupów. We wszystkich innych przypadkach używali sformułowania „figli” — synowie, co bł. Jan XXIII — „il papa buono” — używał niekiedy zdrobniale poprzez „cari fi glioli” — dosłownie „drodzy synaczkowie”.

Oczywiście wrodzona i ubogacona sztuką teatralną zdolność Ojca Świętego do kontaktów z ludźmi, niezależnie od ich wieku, pochodzenia, religii czy koloru skóry, miała też bez wątpienia wymiar religijny. Jan Paweł II odzwierciedlał bowiem swoimi gestami i swoją bliskością wobec ludzi postawę Chrystusa, dobrego Pasterza, a także objawiał im miłujące oblicze Boga, naszego wspólnego Ojca, który jest w niebie.

Zarzucano Janowi Pawłowi II, że spotykał się z politykami, także dyktatorami, ludźmi, dla których nie istniała demokracja.

Oczywiście. Dla Jana Pawła II liczył się przede wszystkim człowiek, każdy człowiek. W Redemptor hominis, bodaj w 14 numerze, Papież napisał, że człowiek jest drogą Kościoła, i to człowiek nie abstrakcyjny, ale człowiek w całej jego prawdzie, w pełnym jego wymiarze; człowiek rzeczywisty, konkretny, historyczny, każdy, bo każdy jest ogarnięty Tajemnicą Odkupienia, z każdym Chrystus w tej tajemnicy raz na zawsze się zjednoczył.

Te stwierdzenia programowej encykliki, jak skądinąd całe jego nauczanie, znalazły w pontyfikacie Jana Pawła II przełożenie na praktykę życia i jedynie w tym kluczu należy patrzeć na spotkania z kontrowersyjnymi ludźmi, jak np. Fidel Castro z jednej, czy Augusto Pinochet z drugiej strony. Ojciec Święty chciał każdemu człowiekowi dopomóc stanąć w prawdzie przed Bogiem i przed własnym sumieniem. Znane są nawet przypadki spowiedzi polityków przed Janem Pawłem II, co — także ze względu na tajemnicę sakramentalną — nie jest nagłaśniane. Sługa Boży nie bał się ryzyka strumentalizacji jego osobą przez nieuczciwych polityków, bo wiedział, że nie co innego, ale prawda będzie miała ostatnie słowo i powtarzał im za Ewangelią, że tylko „prawda was wyzwoli” (J 8, 32).

Sam byłem świadkiem „rozklejenia” się pewnego męża stanu przed Janem Pawłem II. Byłem z pewnej okazji zaproszony na Mszę Świętą do prywatnej kaplicy Jana Pawła II. Gdy przybyłem, czekała tam już grupka osób. Jeden mężczyzna bardzo drżał. Nadszedł ówczesny ks. prałat, a dzisiejszy kardynał Stanisław Dziwisz, by wprowadzić nas do kaplicy. Zauważył zakłopotanie owego mężczyzny i zainteresował się nim szczególnie. Po krótkiej z nim rozmowie poprosił mnie, abym zechciał posłużyć zainteresowanemu posługą kapłańską, tj. wysłuchać jego spowiedzi. Gdy po Eucharystii oczekiwaliśmy w bibliotece na Ojca Świętego, aby ucałować jego ręce, wspomniany mężczyzna płakał jak dziecko. Nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa do Papieża, tylko wręcz szlochał i całował go po rękach. Przy opuszczaniu Pałacu Apostolskiego zapytałem go, co najbardziej urzeka go u Jana Pawła II. „Autentyzm jego życia i zatroskanie o dobro człowieka” — odpowiedział mi. Później dowiedziałem się, że był ministrem obrony jednego z państw Europy.

Ojciec Święty Jan Paweł II bywa nazywany Mojżeszem przełomu tysiącleci, gdyż podobnie jak biblijny Mojżesz, który przeprowadził Żydów przez Morze Czerwone, przeprowadził nas przez bramę trzeciego tysiąclecia. Co nam na to nowe tysiąclecie zostawił, jakie przesłanie?

Wezwał nas, abyśmy dążyli do świętości, do ewangelicznej doskonałości, przypominając równocześnie, że podłożem tejże pedagogiki świętości winno być chrześcijaństwo wyróżniające się przede wszystkim „sztuką modlitwy” oraz „wyobraźnią miłosierdzia”.

Jan Paweł II uczynił to w liście apostolskim Novo Millennio Ineunte, który czytając pozostajemy zawsze w tej optyce papieskiego trwania przed Bogiem (modlitwa) i przed człowiekiem (miłosierdzie). Ojcu Świętemu chodziło jednak o modlitwę, która byłaby zdolna przekształcać wspólnoty chrześcijańskie w prawdziwe szkoły modlitwy, i która uczyłaby chrześcijan nie tylko mówić innym o Chrystusie, ale pokazać go im obecnego w ich życiu. Zaś w odniesieniu do wyobraźni miłosierdzia, Jan Paweł II precyzuje, że jej przejawem winna być nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, umiejętność solidaryzowania się z nim, tak, aby gest pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr.

Porozmawiajmy o procesie kanonizacyjnym Jana Pawła II.

Wiemy, że na pogrzebie Ojca Świętego, celebrowanym w klimacie kilkudniowych światowych rekolekcji, które głosił on sam, już nie z konfesji, ale z katafalku bazyliki watykańskiej, pojawiły się na Placu św. Piotra transparenty z napisem „Santo subito!” (Święty natychmiast!) i dały się słyszeć, skandowane przede wszystkim przez młodzież, okrzyki o tej samej treści.

Ten, jakże wymowny „vox populi” (głos ludu), potwierdził w swej homilii, kanonizując niejako Jana Pawła II już w dniu jego pogrzebu, kard. Joseph Ratzinger, dziekan kolegium kardynalskiego, który przewodniczył żałobnej liturgii, a który kilkanaście dni później został kolejnym Namiestnikiem Chrystusa na ziemi. Następujące jego słowa z homilii pogrzebowej zapadły w pamięci nas wszystkich: „możemy być pewni, że nasz ukochany Papież stoi obecnie w oknie domu Ojca, spogląda na nas i nam błogosławi”. Ponadto słowa te znalazły swoje potwierdzenie w wielu innych wypowiedziach Benedykta XVI już po jego wyborze: jeszcze w kaplicy sykstyńskiej wyznał on przecież wobec kardynałów, swoich elektorów, że czuje jakoby „ Jan Paweł II prowadził go za rękę i wspomagał w kierowaniu Kościołem”. Na jednej z pierwszych audiencji generalnych dziękował swemu poprzednikowi za to co uczynił, i za to co wycierpiał dla Kościoła i dla ludzkości, a nadto — potwierdzając po raz kolejny swoje przekonanie o Jego świętości — podkreślił, iż jesteśmy pewni, że „spogląda On na nas z wysokości niebios”. A 13 maja, w rocznicę objawień fatimskich i rocznicę zamachu na Jana Pawła II, zezwolił na natychmiastowe rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego.

Proces ten, w klimacie ogólnoświatowej euforii, świadczącej o zadowoleniu z takiego ukierunkowania sprawy, rozpoczął się w wigilię uroczystości świętych apostołów Piotra i Pawła, 28 czerwca 2005 roku w bazylice św. Jana na Lateranie (katedrze Biskupa Rzymskiego), pod przewodnictwem ks. kard. Camillo Ruini, wikariusza papieskiego dla diecezji rzymskiej. Kardynał wygłosił przemówienie, charakteryzując sylwetkę nowego sługi Bożego i dziękując Polsce za świetlaną postać Jana Pawła II. „Jako Włoch — mówił — muszę wypowiedzieć ogromne i szczególne «dziękuję» Janowi Pawłowi II za miłość i troskę, jaką otaczał on nie tylko Rzym, ale całą swoją drugą ojczyznę — Włochy. Chcę też podziękować z głębi serca siostrzanemu Kościołowi krakowskiemu oraz całej umiłowanej Polsce, w której Karol Wojtyła otrzymał życie, wiarę i swe podziwu godne bogactwo chrześcijańskie i ludzkie, aby stanowić dar dla Rzymu i świata całego”. Inaugurację procesu poprzedziły nieszpory z uroczystości świętych apostołów, a podczas sesji został m.in. zaprzysiężony jego postulator — ks. prał. Sławomir Oder. Proces prowadzony jest przez diecezję rzymską przy szczególnej współpracy z archidiecezją krakowską. Gdy członkowie trybunału złożyli swoje podpisy, w bazylice rozległy się na nowo długo niemilknące, znane nam już wcześniej okrzyki: „Santo subito!”.

Swoją radość wyraził przede wszystkim długoletni i najbliższy współpracownik Sługi Bożego, ks. kard. Stanisław Dziwisz, który nazajutrz otrzymał z rąk Benedykta XVI paliusz metropolity krakowskiego, a także ks. abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Nadto biskupi polscy, w swym liście pasterskim na uroczystość Zesłania Ducha Świętego 2006 roku, stwierdzili, że „teraz przyszedł czas na podjętą w duchu wiary refleksję, której owocem ma być nie tylko lepsza znajomość nauczania sługi Bożego Jana Pawła II, ale nade wszystko lepsze życie”.

Znany polski salwatorianin, ks. Bogdan Giemza, napisał kiedyś artykuł o zdumieniu Jana Pawła II, nazywając je nicią przewodnią całej różnorodnej jego spuścizny i przypominając, że zdefiniował chrześcijaństwo jako zdumienie nad godnością człowieka. My zaś dzisiaj pozostajemy zdumieni świętością życia i posługiwania Jana Pawła II; świętością, która znalazła swoje zakorzenienie w Chrystusie, poprzez Maryję, i która nakazała walczyć o człowieka. W tej świętości Jan Paweł II, niczym Chrystus, „wyniszczył samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 7). Dziś nadchodzi moment, aby Bóg „wywyższył go nad wszystko” (Flp 2, 9) i by dał mu, poprzez beatyfikację imię, które ustawicznie będzie pozostawało wyryte w naszych sercach, czyniąc nas — za jego przykładem i dzięki jego wstawiennictwu — autentycznymi świadkami Chrystusa i obrońcami godności człowieka na większą chwałę Boga, który jest przedziwny w swoich świętych.

Wspomniał Ojciec o szczególnej współpracy diecezji rzymskiej, gdzie toczy się proces, z archidiecezją krakowską. Jak wyglądała, jaki miała przebieg ta polska, krakowska strona procesu?

Był to tzw. proces rogatoryjny, niejako pomocniczy, w którym zebrano dokumenty z terenu Polski i przesłuchano świadków rezydujących w Polsce, przekazując potem zgromadzone akta trybunałowi diecezji rzymskiej.

Media co jakiś czas podają terminy wyniesienia do chwały ołtarzy Jana Pawła II. Jak dotychczas żadna z tych dat się nie sprawdziła. Na jakim jest obecnie etapie jego proces?

Wiosną tego roku media rozpisywały się o dacie 2 kwietnia 2010 roku, w piątą rocznicę śmierci Sługi Bożego, jako o dniu jego wyniesienia na ołtarze. Zapomniały jednak, że będzie to akurat Wielki Piątek, dzień szczególny dla każdego katolika i jedyny dzień w roku, w którym Kościół powszechny nie sprawuje Eucharystii, a beatyfikacja czy też kanonizacja odbywa się na ogół zawsze podczas uroczystej Mszy Świętej, kiedy to intonuje się uroczyste „Chwała na wysokości Bogu”, nie idące w parze z pokutną Liturgią Wielkiego Piątku. Jest to bowiem dzień, w którym Kościół chce niejako wzbudzić tęsknotę za Eucharystią i uświadomić nam jej cenę. Eucharystia to uobecnienie męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Wielki Piątek uobecnia śmierć Chrystusa na Krzyżu i Liturgia Kościoła w tym dniu koncentruje się przede wszystkim na Krzyżu, znaku Męki Jezusa. Natomiast beatyfikacja czy kanonizacja jest wydarzeniem bardzo radosnym. Wszelkie okoliczności wskazują na to, że jeśli wyniesienie Ojca Świętego na ołtarze miałoby nastąpić wiosną przyszłego roku, stosownym dniem mogła by być Niedziela Miłosierdzia, piąta rocznica, powiedzmy, liturgiczna jego śmierci. Odszedł bowiem do Domu Ojca w godzinach wieczornych w wigilię tegoż święta Bożego Miłosierdzia, którego był wielkim apostołem i cały świat zawierzył Miłosiernej Miłości. W przyszłym roku niedziela ta wypada 11 kwietnia...

Czy zaryzykowałby Ojciec i podał chociaż rok, w którym zostanie wyniesiony do chwały ołtarzy Jan Paweł II?

Na razie każda z odpowiedzi na pytanie, kiedy Jan Paweł II zostanie beatyfikowany czy kanonizowany, pozostaje w sferze domysłów. Faktem jest, że decyzję o tym podejmie sam Papież. Niedawno prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, abp Angelo Amato podkreślił, że jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o terminie. Jeśli chodzi o beatyfikację, to Ojciec Święty podejmuje decyzję o dacie, jeżeli oczywiście są spełnione wszystkie warunki: tj. jeśli został wydany dekret o heroiczności cnót sługi Bożego i jeśli został zatwierdzony cud wyproszony u Boga za jego przyczyną. Natomiast przed kanonizacją, oprócz stwierdzenia cudu za przyczyną danego kandydata na ołtarze, już beatyfikowanego, odbywa się jeszcze konsystorz kardynałów, którzy muszą wyrazić zgodę na kanonizację. Dopiero wówczas wyznaczana jest jej data. Jednak dzieje się to z dużym wyprzedzeniem także ze względów organizacyjnych.

Na dzień dzisiejszy (23 grudnia 2009) Ojciec Święty Jan Paweł II cieszy się od kilku dni tytułem czcigodnego sługi Bożego, albowiem został już ogłoszony dekret o heroiczności jego cnót, co bardzo nas cieszy. Postulator procesu, wielkodusznie oddany sprawie, ks. prał. Sławomir Oder, przedłożył już w kongregacji dokumentację dochodzenia diecezjalnego w sprawie domniemanego cudu, który stanie się przedmiotem studium biegłych i teologów.

Możliwym czasem tej oczekiwanej przez nasz wszystkich ceremonii ujrzenia Jana Pawła II w Glorii Beniniego, jak skądinąd wypowiedzieli się niektórzy przedstawiciele Kurii Rzymskiej, mógłby być październik 2010 roku — 32. rocznica wyboru Ojca Świętego, co napełniło by nas wielką radością. Oby rzeczywiście tak się stało! Zaznaczmy jednak, że od pierwszych dni po pogrzebie Jana Pawła II do jego grobu przybywają codziennie rzesze ludzi. Na świecie, a także w całej Polsce, trwa wielkie dziękczynienie za dar pontyfikatu Papieża Polaka, jak również zanoszone są do Boga prośby za jego wstawiennictwem. Znaków, łask, cudów jest bardzo wiele i ukazały się dwie książki, które je opisują. To wszystko pokazuje, że Jan Paweł II błogosławi nam z Domu Ojca, a jego beatyfikacja czy kanonizacja będzie jedynie pieczęcią Kościoła potwierdzającą tę jego, przez nikogo z nas nie kwestionowaną, świętość.

Czy będzie to beatyfikacja czy od razu kanonizacja?

Zależy to od decyzji Ojca Świętego. Już chyba podczas naszej pierwszej rozmowy zaznaczyłem, że proces beatyfikacyjny jest niejako pierwszą częścią procesu kanonizacyjnego, gdyż doprowadza on kandydata do wyniesienia go na ołtarze, co pozwala na obdarzanie go kultem w jego zakonie, diecezji czy nawet kraju. Po beatyfikacji, jeśli rozszerza się kult błogosławionego i jeśli zdarzy się kolejny cud za jego przyczyną, rozpoczyna się proces kanonizacyjny, zmierzający do wpisania błogosławionego do kanonu świętych poprzez obrzęd kanonizacji, która nie tylko pozwala, ale zobowiązuje do oddawania świętemu czci w całym Kościele powszechnym. Otóż w przypadku Jana Pawła II, jego kult będzie od razu powszechny, gdyż znany jest w całym Kościele, więc różnica pomiędzy beatyfikacją i kanonizacją zostanie z tego punktu widzenia zatarta.

Istnieje jednak jeszcze jedna różnica, której nie pominąłem w pierwszej rozmowie, mianowicie ta, że beatyfikacja nie jest obrzędem angażującym dogmat o nieomylności papieża, dlatego też Benedykt XVI przy beatyfikacjach posługuje się swoimi delegatami — kardynałami lub biskupami, którzy przewodniczą obrzędom w różnych miejscach świata. Kanonizacja zaś jest faktem angażującym dogmat o nieomylności papieża, jest orzeczeniem dogmatycznym i dlatego papież przewodniczy jej osobiście (na ogół w Rzymie). W tym kluczu wypadałoby, aby wyniesienie Jana Pawła II na ołtarze nastąpiło od razu w randze kanonizacji, jakkolwiek historia Kościoła czasów nowożytnych nie zna jeszcze takiego przypadku.

Decyzję w sprawie podejmie Benedykt XVI, który jako Namiestnik Chrystusa jest także najwyższym prawodawcą w Kościele świętym.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama