Wandalizm

Skąd bierze się wandalizm młodych ludzi i co robić, by mu zapobiegać

Fakt, iż przeciętny obywatel czuje się coraz bardziej zagrożony i ma mniejsze poczucie bezpieczeństwa, jest dla wszystkich oczywisty. Przyczyną są zjawiska na pozór błahe, które w sumie dają jednak obraz społeczeństwa zagrożonego wandalizmem.

Komu się żalić, że przeszkadza nam gromada wyrostków tarasująca chodnik i bluzgająca na przechodniów wyzwiskami? Do kogo się zwracać w sprawie chodników, które psie odchody i inne paskudztwa zamieniły w ślizgawki? Napisy szpecące fasady domów, groźne psy oraz ich krewcy właściciele, cuchnące klatki schodowe, rowerzyści pędzący slalomem po chodnikach, zniszczone skrzynki na listy i domofony, porozbijane szyby i wiaty autobusowe, agresywne zachowanie, nieuzasadnione pogróżki - to świadectwa rozwydrzenia, które trudno wyliczyć, a nawet zdefiniować. Utrudniają nam życie, psują ogólną atmosferę i przyczyniają się do rosnącego poczucia zagrożenia. Socjologowie badający te zjawiska dochodzą do wniosku, iż następuje powolne zrywanie z podstawowymi regułami życia społecznego, jak również rozpad społecznych mechanizmów wdrażania do samokontroli i wzajemnego poszanowania. Dodają, że to pewien rodzaj kryzysu "cywilizowanych obyczajów". Konwenanse, przyjęte jako normalne we wszystkich dziedzinach życia codziennego - czy to, gdy chodzi o higienę, czy o savoir-vivre - po ponad dwóch wiekach ich praktykowania zostały brutalnie zakwestionowane. Osłabła także kontrola społeczna, a z tzw. opinią publiczną przestano się liczyć. Przyczyną takiego stanu rzeczy - może nie jedyną, ale dość ważną - był fakt, że społeczeństwo stało się bardzo wyrozumiałe dla wybryków młodocianych. Rodzice z dużą pobłażliwością zaczęli się odnosić do zachowania swych dzieci. Wyznają swobodniejsze zasady moralne - albo w ogóle ich nie wyznają. Preferują często tzw. wychowanie bezstresowe, którego efektem jest osłabienie - czy wręcz utrata - wpływu na młode pokolenie. Pogoń za pieniądzem, pracoholizm, nadmierne ambicje zawodowe przy niskiej świadomości roli wychowania w rodzinie sprawiają, że wiele dzieci ma zapewniony byt materialny, ale cierpi z powodu braku autentycznego zainteresowania. Właśnie nieingerowanie w wolny czas dziecka wydaje nieraz smutne owoce w postaci przestępczości i wandalizmu. Człowiek stał się w większym stopniu indywidualistą. Dominującą rolę w życiu społecznym odgrywa słowo "ja" i powoduje wiele spustoszenia. W społeczeństwie egoistów trudno doszukać się nie tylko altruizmu czy miłości bliźniego, ale elementarnego szacunku dla drugiego człowieka. Tymczasem skutki rozprzężenia obyczajów bywają o wiele dotkliwsze niż "zwykła" przestępczość. Udowodniono, że grasujące nocą bandy na większą skalę zakłócają spokój ludziom niż zbrodnia w afekcie. Zniszczone nagrobki, powybijane szyby, uszkodzone ogrodzenia lub obelgi wywołują co najmniej taki sam stres, jak włamanie. To nie najpoważniejsze niebezpieczeństwa podsycają poczucie zagrożenia, lecz naruszenie "umowy społecznej" przez nieletnich. Ludzie wiodący normalne życie chcą spokojnie mieszkać w swych domach i dlatego oczekują ochrony ze strony władz państwowych czy komunalnych. Zarówno władze, jak i całe społeczeństwo z jednego powinny sobie zdać sprawę: brak reakcji na chuligańskie wybryki to sygnał, że nie obowiązuje już wspólne prawo, że nikt nie troszczy się o nakaz poszanowania porządku i - gorzej jeszcze - że przestępcy mają "zielone światło". Owo poczucie bezkarności jest dla młodzieży destrukcyjne. Spotyka ona obojętnych, wręcz tchórzliwych dorosłych, którzy wolą raczej przejść na drugą stronę ulicy, niż stawić jej czoło. Problem zwalczania wybryków młodocianych jest dość złożony, gdyż nie chodzi tylko o podejście prawnicze, ale także socjologiczne i moralne. W rzeczywistości wandalizm i inne podobne wybryki nie zawsze można zwalczać karami. Często są to czyny anonimowe: na sto przypadków zdewastowania mienia publicznego tylko w piętnastu określono sprawców. Poza tym nie zawsze znajduje się na te czyny "paragraf". A społeczeństwo ma przecież prawo do samoobrony! Nie powinniśmy się uchylać od odpowiedzialności za to, co się wokół nas dzieje. Wszelkie wspólnoty lokalne, od blokowych czy osiedlowych poczynając, a na parafialnych kończąc, powinny reagować na rozwydrzenie młodocianych. Społeczeństwo wykoleja się wówczas, gdy nie potrafi wystarczająco wcześnie zaznajomić swych najmłodszych członków z obowiązującymi zasadami porządku publicznego. Niestety, w wielu przypadkach od obowiązku tego zwalniają się rodzice. Również komunalne służby porządkowe niewiele albo prawie nic nie czynią dla uwolnienia naszych ulic i miast od tej plagi. Natomiast dość osobliwa wydaje się być postawa naszych liberalnych elit, które chciałyby mierzyć życie społeczne wyłącznie miarą indywidualnych swobód. Zamiast propagować znaczne rozluźnienie rygorów wychowawczych - bo dziecko też ma swoje prawa - można by najpierw wpoić temu dziecku elementarne zasady poszanowania bliźniego, który też ma swoje prawa! Dobrze pamiętamy nagonkę na powrót religii do szkół i na obecność księży w gronach nauczycielskich. Ale gdyby nie oni, to kto w tym narodzie uczyłby w ogóle młodzież zasad moralnych? Propagowana przez media obyczajowość postmodernistyczna, ze swoją nieograniczoną wolnością i względnością zasad, sytuację moralną w naszym kraju tylko pogarsza. Dlatego wypadałoby, by ludzie rozsądnie myślący - obojętnie, czy wierzący, czy też niewierzący - wspierali wychowawczą rolę księży w celu złagodzenia tego bolesnego problemu, jakim jest wandalizm młodocianych.

KS. STANISŁAW TKOCZ

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama