Gdy popołudniowa bryza... (rozdział 4)

"Opętana. Tajemnice życia Marii Magdaleny" Tajemnicza kobieta z przeszłością, której wybaczyć może tylko jeden Człowiek. Prawdziwa opowieść o miłości, która zmieniła bieg historii. (fragmenty)

Gdy popołudniowa bryza... (rozdział 4)

Angela Hunt

Opętana. Tajemnice życia Marii Magdaleny

ISBN: 978-83-7580-171-2
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2010

Wybrane fragmenty
Cisza ciężka jak wyrok... (rozdział 1)
Powinnam była wcześniej wyjść... (rozdział 2)
Atticus Aureliusz... (rozdział 3)
Gdy popołudniowa bryza... (rozdział 4)
Przy świetle lampy... (rozdział 5)
Atticus bezwiednie zaciska dłoń... (rozdział 6)
Co ta historia ma wspólnego... (rozdział 7)
Coś z nim jest nie tak... (rozdział 8)

ROZDZIAŁ CZWARTY

Gdy popołudniowa bryza rozrzedziła nieco upalne powietrze, a na targ powrócili inni kupcy, kazałam Racheli położyć się w cieniu straganu.

— Odpocznij trochę — powiedziałam, a jednocześnie dotarło do mojej świadomości, że już za miesiąc będę trzymać w ramionach swojego pierwszego wnuka. — Dziś powinno być spokojnie, ale jeżeli przyjdzie Rechaw i będzie chciała coś kupić, musisz jej odmówić. Jeszcze nie zapłaciła za towar, który wzięła ostatnim razem.

Rachela bez protestów ułożyła się na macie, a ja wzięłam Binjamina na ręce i skierowałam się w stronę jeziora. Zanim jeszcze dostrzegłam srebrne fale Jeziora Galilejskiego, poczułam zapach wody i świeżych ryb.

Na brzegu tłoczyli się rybacy, wyładowując połów, a obok nich solarze wypełniali swoje kosze niewielkimi rybami, jakich pełno w tych wodach. Skromnie odwróciłam wzrok od widoku tylu półnagich mężczyzn i skierowałam się prosto do miejsca, gdzie Jaakow trzymał swoją łódź.

Jak zwykle na jego widok serce zabiło mi szybciej. Jego skóra lśniła niczym gładkie drewno oliwne, gdy stał wysoko na dziobie łodzi, rozplątując sieci. Zawołał coś do Awrama, naszego pierworodnego, a widząc mnie, uśmiechnął się szeroko.

— Przyniosłaś Binjamina — rzekł, wyciągając ramiona.

Rada pozbyć się ciężaru, podeszłam do łodzi i podałam zaspane dziecko ojcu. Jaakow podniósł chłopczyka wysoko i zaczął do niego mówić, ale choć Binjamin uśmiechał się, nie zaczął gaworzyć jak inne dzieci w tym wieku.

Na twarzy Jaakowa dostrzegłam znajomy wyraz zatroskania, gdy oddawał mi chłopczyka.

— No dobrze, Binjaminie — kąciki jego oczu zmarszczyły się lekko, gdy napotkał mój wzrok. — Teraz idź do mamy, a ja zajmę się czyszczeniem łodzi.

A więc zawarliśmy cichą umowę, by dziś nie rozmawiać o tym, że nasz syn nie zaczyna gaworzyć. Jaakow powtarzał mi, żebym się tym nie martwiła, bo wszystko będzie dobrze, ale mój mąż zawsze spodziewał się cudów.

Ja natomiast w całym swoim czterdziestoletnim życiu nie widziałam ani jednego.

Awram wskoczył z pluskiem do wody i przywitał mnie wesoło, taszcząc z rufy na brzeg kosz pełen ryb. Miał je zanieść do solarza, a następnie pójść do Racheli na targ.

Usiadłam w cieniu drzewa, trzymając Binjamina na kolanach.

— Dobrze się dziś sprawiliście.

— Można tak powiedzieć — Jaakow oparł ręce na biodrach, jak gdyby próbował przypomnieć sobie, co miał zrobić, zanim przyszłam. — Niezły połów, chociaż podarliśmy jedną sieć. Musiała zahaczyć o coś pod dnem łodzi.

Spojrzałam na niebo: słońce kryło się właśnie za warstwą chmur.

— Dobry dzień na naprawę.

Jaakow mruknął coś w odpowiedzi, po czym zebrał sieć w ramiona, wyskoczył z łodzi i ruszył w moją stronę, rozpryskując płytką wodę. Usiadł przy mnie, rozłożył sieć na kolanach i pokazał mi podarte oczka.

Cmoknęłam ze współczuciem:

— Mimo wszystko da się naprawić.

— Też tak myślę.

Gdy Jaakow wyciągał szpagat i szydło, opowiedziałam mu o Pani Carinie i jej fascynacji purpurową tkaniną. Nie wspomniałam tylko o tym, że poprosiła mnie, bym przyszła po pieniądze do gospody.

— Dziesięć złotych denarów? — ciemne oczy mojego męża błysnęły ze zdumienia. — To za dużo!

— Zgodziła się zapłacić. Co mam zrobić, skoro ona nie chce się targować?

— Powiedz jej, że w twoim sercu zaszła zmiana i postanowiłaś obniżyć cenę.

— Dlaczego miałabym pozbawiać jej radości noszenia najdroższej tuniki w całej Galilei? Towar jest wart tyle, ile kupujący chce za niego zapłacić.

— Towar jest wart uczciwej ceny i niczego więcej. Kiedy dziś wieczór przyjdzie jej sługa, powiesz mu, że cena wynosi pięć złotych denarów. A ta kobieta w dalszym ciągu będzie posiadaczką najdroższej tuniki w Isra'elu.

Przewróciłam oczami i wydęłam usta, ale w gruncie rzeczy byłam wdzięczna Jaakowowi za tę interwencję. Pomimo że Pani Carina okazała się ignorantką w sprawach handlowych, polubiłam tę kobietę i nie miałam zamiaru jej oszukiwać.

Gdy Binjamin zaczął piąstkami pocierać oczy, położyłam rękę na spalonych słońcem ramionach Jaakowa:

— Powinnam wracać do domu. Mały chce się przespać.

— W takim razie idź — spojrzał na mnie czule. — Ja jeszcze trochę tu posiedzę.

— Będę na ciebie czekać z wieczerzą.

Niechętnie opuściłam gęsty cień i ruszyłam z powrotem. Miałam całą drogę dla siebie — nie widać było ani jednego rzymskiego rydwanu. Kiedy po plecach zaczęły mi spływać strużki potu, z ulgą pomyślałam o przyjemnym chłodzie, jaki czeka na mnie po powrocie. Trzy razy w tygodniu chodziłam na targ, lecz zawsze z przyjemnością wracałam do domu.

Nie przeszłam nawet czterdziestu kroków, gdy za zakrętem drogi ujrzałam Awrama w grupie mężczyzn. Kilku z nich, tak jak on, miało na sobie proste rybackie tuniki bez rękawów. Dwóch innych nosiło szerokie cicijott'fillin — frędzle i filakterie — znak rozpoznawczy faryzeuszy. Ci dwaj nie będą zachwyceni, widząc, że idę sama na oczach tylu mężczyzn.

Spuściłam głowę, przybierając jak najskromniejszą pozę, i przyspieszyłam, ale gdy dotarły do mnie słowa Awrama, zatrzymałam się w pół kroku.

— Będę przestrzegał wszystkich sześciuset trzynastu przykazań Tory — w głosie mojego syna pobrzmiewał ton urażonego rabina — gdy naród izraelski będzie wraz ze mną czcił Tego, który ich udzielił. Nie zaznamy Bożego panowania, jeżeli nie zrzucimy z siebie jarzma rzymskich najeźdźców!

Czyż on postradał rozum? Obróciłam się w jego stronę i zamknęłam oczy, żałując, że Awram nie ma równie spokojnego usposobienia jak jego mały brat. Takie uwagi mogły rozsierdzić nie tylko rabinów, ale i Rzymian. Dobrze, że w pobliżu nie było akurat żadnego legionisty.

Nagle, mimo upału, moje ręce pokryły się gęsią skórką, a do moich uszu dobiegł charakterystyczny stuk podkutych sandałów. Podnosząc powoli wzrok ku wylotowi drogi, dostrzegłam obute w sandały nogi i skórzaną pochwę kryjącą miecz.

Nadchodził żołnierz.

Zeszłam z brukowanej drogi, ale nie mogłam pozwolić, by mnie minął, gdy tymczasem Awram kilkanaście kroków dalej wykrzykiwał buntownicze hasła. Zdecydowana chronić swojego pierworodnego, podniosłam głowę i bezczelnie wbiłam wzrok w intruza. Po półkolistym pióropuszu na hełmie zorientowałam się, że to setnik; jego ostre rysy i zaciśnięte usta kazały mi sądzić, że nie spodobają mu się zaczepki mojego syna.

Rzymski oficer maszerował z lewą ręką na rękojeści miecza; prawa zwisała swobodnie wzdłuż ciała. Jego twarz pod hełmem przypominała wyschniętą pustynię pooraną głębokimi wąwozami.

Mężczyzna zignorował moje prowokacyjne spojrzenie, minął mnie i poszedł dalej. Wyglądało na to, że idzie kupić trochę ryb; żołnierze lubili suszone sardynki sprzedawane na brzegu jeziora. Może nie dosłyszał wojowniczych słów Awrama.

Stałam na poboczu, udając, że doglądam Binjamina, który drzemał w moich ramionach. Zacisnęłam zęby, mając nadzieję, że Awram i jego towarzysze zachowają milczenie pośród otaczającej nas złowrogiej ciszy.

Mężczyźni na widok nadchodzącego Rzymianina rozstąpili się i pospiesznie zeszli z brukowanej drogi. Stali na poboczu, a na ich twarzach malowała się pogarda dla zbliżającego się setnika.

Poganin nie zwolnił kroku, a jedynie obrócił głowę, obrzucając mijanych mężczyzn śmiałym i zaciętym spojrzeniem. Patrząc im prosto w oczy, odwzajemniał pogardę, a jego usta przybrały nieprzyjemny wyraz. Po dłuższej chwili uniósł brodę i odwrócił wzrok.

Odetchnęłam z ulgą, gdy nagle usłyszałam charakterystyczny odgłos.

Nie. Tylko nie to.

Spojrzałam na Awrama, który właśnie wycierał usta.

Potem przeniosłam wzrok na setnika, na którego sandale dostrzegłam lśniącą plamę śliny.

Binjamin zaczął kwilić, gdy machinalnie przesłoniłam usta dłonią.

Ha-Szem, Najświętszy, błagam, nie Awram, nie teraz, nie tutaj...

Rzymianin odwrócił głowę. Dostrzegłam błysk w jego oku, lekko dostrzegalny ruch szczęki i pulsującą na szyi żyłę.

Nie rzucił się jednak na mojego syna. Skrzywił się tylko, obrzucił spojrzeniem stojącą nieruchomo grupę i zmarszczył brwi. Potem zacisnął usta i ruszył w stronę jeziora.

Mężczyźni śledzili go wzrokiem, dopóki nie zniknął wśród drzew; wtedy Awram wybuchnął śmiechem.

Gdybym była o dziesięć lat młodsza, wytargałabym go za uszy.

W tej sytuacji jednak przycisnęłam tylko mojego młodszego syna mocniej do piersi i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu.

* * *

Wciąż jeszcze trzęsłam się z bezsilnej wściekłości, gdy rozległ się melodyjny głos Hadassy:

— Miriam? Może pomóc ci przy obiedzie?

Wyprostowałam się i wyjrzałam na podwórze. Przy bramie stała piętnastoletnia córka moich sąsiadów, najwyraźniej czekając na zaproszenie.

Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu:

— Wejdź, moja droga.

Hadassa wpadła do izby z typową dla swojego wieku młodzieńczą energią. Zawahała się na chwilę, po czym ostrożnie zajrzała do koszyka, w którym spał mały Binjamin.

— Och, Miriam, przecież on wygląda jak aniołek. Pięknieje z każdym dniem.

— Chyba muszę przyznać ci rację.

— Czy myślisz, że kiedyś będę miała dziecko?

Uniosłam brwi:

— To chyba pytanie do twojej matki?

Hadassa wzruszyła ramionami:

— Matka chce, żebym wyszła za mąż. Nie może doczekać się wnucząt. Jednak ojciec upiera się, że to jeszcze nie czas.

Powróciłam do obierania warzyw na kolację.

— Twój ojciec pewnie wie, co mówi.

— Nie chcę wychodzić za mąż — Hadassa usiadła na macie, opierając brodę na łokciu. — Nie chcę wychodzić za mąż odkąd, no bo... sama wiesz. Trudno znaleźć kogoś, kto by mu dorównał.

Sięgnęłam do miski po garść soczewicy, ale zanim wrzuciłam ją do garnka, zawahałam się przez moment:

— Musisz znaleźć kogoś innego niż Awram. Ożenił się z Rachelą i jest szczęśliwy. Poza tym byłby przecież dla ciebie za stary!

— Awraham był dużo starszy od Sary, a Icchak od Riwki!

Uśmiechnęłam się, gdy Hadassa wymieniała imiona kolejnych sędziwych patriarchów i ich młodszych żon. Dzięki jej paplaninie poczułam się lepiej. Jej bezkrytyczny zachwyt nad moim upartym pierworodnym synem sprawił, że byłam na niego coraz mniej wściekła.

— A mój ojciec jest aż dwadzieścia lat starszy od matki...

Przerwałam jej ruchem dłoni:

— Czy możesz dolać do garnka trochę wody?

Zerwała się i chwyciła dzban, po czym pochyliła go nad garnkiem. Coś w jej ruchach sprawiało, że czułam, jak gdybym patrzyła na samą siebie w młodości.

— Wiesz — rzekłam, uśmiechając się do własnych wspomnień — kiedyś podobał mi się pewien mężczyzna; nie był to Jaakow.

Zatrzepotała ciemnymi rzęsami:

— Naprawdę?

— Byłam zaręczona z młodym mężczyzną z innej wioski. Ozeasz był przystojny i miły, a nasi ojcowie dokonali wszelkich ustaleń. Zanim jednak przyszedł, by zabrać mnie z rodzinnego domu — rzuciłam krótkie spojrzenie w stronę Hadassy, która zastygła w bezruchu — doszły mnie słuchy, że spacerował sam na sam z inną dziewczyną z mojej wioski. Rzecz jasna, zaczęłam natychmiast błagać ojca, by zerwał zaręczyny.

Hadassa z przejęcia postawiła dzban na podłodze.

— I co było później?

— Ozeasz przyszedł do nas i błagał mojego ojca o przebaczenie. Mówił, że popełnił błąd, ale przecież nie zhańbił czci tamtej dziewczyny ani nie naraził na szwank mojego dobrego imienia. Jeśli jednak nie mogłam mu ufać w prostych sprawach, jak mogłabym zaufać w ważniejszych? Mój ojciec zerwał zaręczyny, a wkrótce potem zwrócił się do niego ojciec Jaakowa. A więc wszystko jest tak, jak miało być. To Jaakow miał zostać moim mężem.

Hadassa patrzyła na mnie szeroko rozwartymi ze zdumienia oczami:

— A co się stało z Ozeaszem?

Wzruszyłam ramionami:

— Podejrzewam, że ożenił się z jakąś dziewczyną ze swojej wsi, która pewnie nie miała pojęcia o farbowaniu tkanin. Sama widzisz, moja droga, że Najwyższy wie, co robi.

— Jaakow ma szczęście, że poślubił farbiarkę z głową do interesów i wspaniałą żonę — Hadassa sprawdziła poziom wody w garnku i dolała jej trochę z dzbana. — Jesteś najlepszą matką na świecie. Wychowałaś takiego wspaniałego syna.

— Jeśli Najwyższy pozwoli, wychowam dwóch wspaniałych synów — odrzekłam. — Ale dość już tej wody i dość głupstw. Twój ojciec to mądry człowiek, więc na pewno znajdzie ci dobrego męża. A kiedy się zaręczysz, zobaczysz, że dokonał dobrego wyboru...

— Tylko jeśli będzie tak przystojny jak Awram i tak praktyczny jak ty — Hadassa wstała i odstawiła dzban na miejsce, po czym nachyliła się, by pocałować mnie w policzek. — Lepiej już pójdę pomóc matce. Pewnie zaraz zacznie mnie szukać. Chce, żebyś spróbowała jej ciasta figowego. Ma nowy przepis.

— Zajrzę do niej jutro.

Odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi; kiedy wyszła, w domu zapanowało nieprzyjemne milczenie.

Milczał też mój młodszy syn.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama