O trzech małych łaniach

Fragmenty książki "Jak profesor Ulipispirus wymyślił język zrozumiały dla wszystkich"

O trzech małych łaniach

o. Tomasz Špidlik

Jak profesor Ulipispirus wymyślił język zrozumiały dla wszystkich

ISBN: 978-83-60703-72-4
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2008

Wybrane fragmenty
Słowo wstępne
Księżniczka Anima
O trzech małych łaniach
Cudowne zwierciadło
O malarzu, który malował diabła

O trzech małych łaniach

Pewnego razu babcia opowiadała dzieciom bajkę o trzech małych łaniach, córkach dużej białej łani, która żyła w ciemnym lesie w starej szopie. Szopę postawili kiedyś drwale, a potem ją opuścili. Łania wysłała ją mchem i sianem, nauczyła dzieci, w jaki sposób mają zamykać od wewnątrz drzwi kłodą, bo dzięki temu czuła się bezpiecznie ukryta przed wilkiem.

Pewnego razu powiedziała do najstarszej córki, młodej łani:

— Jesteś już dość duża. Będziesz pilnować domu, a my wszystkie pójdziemy się paść na łąkę. Tylko nie otwieraj wilkowi!

Mała łania została sama w domu. Przez chwilę się bawiła, ale potem się jej to znudziło.

„Co to za zabawa, kiedy jestem sama!” — pomyślała. Zaraz potem ktoś zapukał do drzwi.

— Kto tam? — zapytała mała łania.

Z drugiej strony odezwał się męski głos:

— Kiedy ci powiem, kim jestem, zlękniesz się. Jesteś taką głupią żabą, której wszystko można wmówić.

Łania się trochę rozzłościła:

— Mówisz głupstwa. Jestem już dorosła i sama wiem, co mam robić. A kim ty jesteś?

— Powiem ci więc. Jestem wilkiem.

Przez chwilę w szopie było cicho jak w grobie. Mała łania naprawdę się przestraszyła, trochę nawet zbladła.

— Sama widzisz — zaśmiał się wilk. — Przecież ci mówiłem, że jesteś jeszcze głupią, niedojrzałą żabą. Wierzysz w to, że wilki nie mają nic innego do roboty, jak tylko pożerać niewinne łanie. A tymczasem ja bardzo chętnie się bawię i psocę. Gdybyś była mądra i dorosła, nie nudziłabyś się sama w domu, tylko przyszłabyś i bawiła się ze mną.

— A może jednak spróbuję? — powiedziała sobie łania. Odsunęła kłodę i poszła pobawić się z wilkiem. To dopiero była zabawa! Razem skakali, biegali, fikali koziołki, krzyczeli. Mała łania była zmęczona, ale za to bardzo szczęśliwa. Niestety, w końcu wilk ją zjadł. Zostały po niej tylko kości, które porozrzucał pod oknem.

Matka przyszła wieczorem do domu wraz z dwiema małymi łaniami. Wiadomo, że płakały i płakały. Pozbierały kości i pogrzebały je. Wzdychały: „Już jest nas mniej, jaka szkoda!”.

Po jakimś czasie trzeba było znowu iść po trawę. Tym razem szopy miała pilnować młodsza siostra. Otrzymała tyle pouczeń i przestróg!

— Ona z pewnością nie otworzy! — powiedziała łania i poszła z najmłodszą córką na odległą łąkę.

Tymczasem wilk przyszedł znowu i zaczął wszystko od początku. Tym razem mu się nie udało. Młodsza łania odpowiadała mu odważnie i rozsądnie. Sprzeczali się przez zamknięte drzwi całe przedpołudnie. To, że wilk ciągle nie chce odejść, strasznie zdenerwowało małą łanię. Wzięła żelazny pogrzebacz z kominka, otworzyła znienacka drzwi i zaczęła bić wilka, gdzie popadło. Ten jęczał, skamlał, lecz się nie poddawał. Szczerzył zęby, skakał, drapał. Mała łania trzymała się dobrze i wreszcie odpędziła wilka. Była niestety bardzo podrapana i zmęczona! Matka karmiła ją potem mlekiem, a na rany przykładała liście zielonej babki, aż w końcu łania doszła do siebie.

Trzecim razem przyszła kolej na tę najmłodszą.

— Moja córeczko — rozpłakała się stara łania. — Jakże mogę zostawić cię samą? Spotka nas nieszczęście.

— Nie, nie spotka — zapewniła najmłodsza łania. — Przekonasz się, że was nie zawiodę.

I znowu przyszedł wilk. Zaczął jak za pierwszym razem. Łania nic nie odpowiedziała. Zaczął być groźny. Łania nie odpowiadała. Zaczął się wyśmiewać. I znowu nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Wtedy wilk, stary chytrus, zrozumiał, że musi zmienić taktykę. Odszedł do lasu i tak długo ćwiczył swój głos, dopóki nie nauczył się naśladować starej łani.

Potem przybiegł znowu do szopy i zawołał:

— Łanieczko, moja córeczko, otwórz, to ja, twoja mamusia.

Łania pobiegła radośnie do drzwi, ale w ostatniej chwili się zatrzymała i jeszcze raz posłuchała.

— Łanieczko, moja najmłodsza córeczko, otwórz! Ty jesteś najgrzeczniejsza. Za to, że nie otworzyłaś wilkowi, przyniosłam ci najsłodszą młodą koniczynkę.

Łania była coraz bardziej zaniepokojona.

— Otwórz mi, córeczko. Ty jesteś moim złotkiem, moim skarbem. Nawet nie wiesz, ile koniczynki ci dam.

Łania nie otworzyła drzwi wilkowi. Kiedy wieczorem matka zapytała ją, w jaki sposób rozpoznała wilka, który ją tak dobrze naśladował, mała łania odpowiedziała bardzo prosto:

— Ty, moja prawdziwa mamo, nigdy mnie bez powodu nie chwalisz ani nie obiecujesz przysmaków. Po tym poznałam, że to nie ty. To mnie uratowało.

Babcia, która opowiadała dzieciom tę bajkę, dodała:

— Wiecie, kim są te małe łanie? To nasze dusze. Wilk to zła myśl. Potrafi doskonale udawać. Źle zrobiła pierwsza łania, że go w ogóle do siebie wpuściła. W dużym niebezpieczeństwie była także druga, która się zmierzyła ze złem. Najlepiej zrobiła trzecia łania, ponieważ w ogóle nie dopuściła złej myśli, ani też z nią nie dyskutowała. Nauczyła się ją także dobrze rozpoznawać.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama