Medium dla indywidualistów - internet

Rozmowa z abp. Johnem Foleyem o Kościele i jego stosunku do massmediów (rozdział 11)

ARCYBISKUP JOHN PATRICK FOLEY W ROZMOWIE Z ULRICHEM BOBINGEREM

BÓG W GLOBALNEJ WIOSCE

Tłumaczenie Monika Rodkiewicz

Wydawnictwo "M" Kraków 2002

Tytuł oryginału: Gott im globalen Dorf
© Copyright by Sankt Ulrich Verlag GmbH, Augsburg
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo "M", Kraków 2002

ISBN 83-7221-349-6

Wydawnictwo "M"
ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków
tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
http://www.wydm.pl
e-mail: wydm@wydm.pl



Medium dla indywidualistów - Internet

Księże Arcybiskupie, porozmawiajmy teraz o nowym i wzbudzającym emocje medium, jakim jest Internet. Słyszałem, że hiszpańscy katolicy wystąpili z inicjatywą ustanowienia patrona Internetu. Internet opanował więc także i Kościół katolicki.

O tak, niektóre grupy katolickie widziałyby chętnie św. Izydora z Sewilli jako patrona Internetu. To on, u początku VII wieku, napisał encyklopedię, w której zawarł prawie całą wiedzę ówczesnych czasów, a wiedza XXI wieku jest coraz bardziej osiągalna w Internecie. No więc słyszałem o tym, ale to nie jest zadanie dla Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, żeby o tym decydować. Tym zajmuje się Kongregacja ds. Kultu Bożego i Sakramentów.

Za pomocą tego przykładu chciałem tylko powiedzieć, że Internet dotyczy każdego człowieka i porusza każdy możliwy temat. Internet to nowość. To rewolucja techniczna. Po zainstalowaniu u siebie w domu Internetu mam poczucie łączności ze światem. Mam dostęp do każdego archiwum i mogę zobaczyć, co było publikowane przed dziesięcioma laty, ale także to, co będzie opublikowane jutro. Wszystko jest możliwe, jednym kliknięciem myszy. Mogę zwiedzić Rzym, Watykan, na czacie mogę podyskutować na dowolny temat. Ale mogę także obejrzeć sobie pornograficzne zdjęcia z udziałem dzieci albo zamówić nazistowskie książki. Wszystko jest możliwe. Czy w Internecie są jakiekolwiek wartości moralne?

Zacznijmy może od wartości religijnych czy duchowych. Internet umożliwia Kościołowi ewangelizację na całym świecie. I jeżeli ktoś gdzieś na świecie jest zainteresowany Kościołem katolickim albo chce się czegoś o nim dowiedzieć, może wejść na jedną z naszych stron internetowych i znaleźć to, co go interesuje. Internet chroni sferę prywatną człowieka, umożliwia uniwersalny dostęp do wiadomości i stwarza przez to duże możliwości Kościołowi.

Stwarza to także możliwość odpowiedzenia na pytania, które ludzi być może nurtują, pod warunkiem, że strona jest interaktywna.

Tak, i to jest wspaniała rzecz. To wyzwanie, żeby zaangażować do tego zadania właściwych ludzi, i wyzwanie, żeby ta strona rzeczywiście była wykładnią nauki katolickiej. Dlatego kiedy otrzymaliśmy adres internetowy dla Watykanu - dostałem go osobiście - zastrzegliśmy sobie, żeby nasz zakres miał końcówkę "va". Nie "org" jak dla organizacji, nie "com", jak dla firmy, nie "it", jak dla Włoch, ale właśnie "va", ponieważ jesteśmy niezależnym państwem. I wszystko, co ma na końcu "va", jest autentyczne.

Czyli widzi Ksiądz Arcybiskup w Internecie więcej szans niż zagrożeń?

Nie, tego nie powiedziałem. Uważam, że te możliwości istnieją, ponieważ jest to środek przekazu, ale są i zagrożenia. Twierdzę, że powinniśmy wykorzystać jego zalety. Oczywiście, istnieją ogromne zagrożenia, i ja nie wiem na dzień dzisiejszy, jak można je kontrolować, bo jest to sprawa międzynarodowa, i nie wiem, czy ktoś dzisiaj ma pomysł, jak zastosować kontrolę w Internecie. Jak np. kontrolować rozpowszechnianie w nim pornografii i dostęp ludzi do tego wszystkiego? Musiałyby istnieć techniczne środki, które umożliwiałyby blokowanie określonych stron.

Chociaż zasoby internetowe nie są limitowane, jak w przypadku częstotliwości radiowych i telewizyjnych, czy zalecałby Ksiądz Arcybiskup - podobnie jak w klasycznych mediach elektronicznych, czyli radiu i telewizji - pewien rodzaj kontroli?

Ale ja jeszcze nie wiem, jak można by to kontrolować, i nie sądzę, że ktoś już wymyślił na to sposób - to tak szybko się rozwinęło.

W swojej pracy już bardzo wcześnie wykorzystał Ksiądz Arcybiskup możliwości interaktywnej komunikacji komputerowej. Ponad dziesięć lat temu zaczął Ksiądz Arcybiskup budować komputerową sieć dla Kościołów Ameryki Łacińskiej. Dlaczego powstał taki projekt?

Żeby zapewnić ludziom szybki dostęp do dokumentów publikowanych przez Stolicę Apostolską. Ale nie tylko dlatego. Także po to, abyśmy mogli szybko otrzymać od nich materiał, i żeby Kościoły mogły je szybko między sobą wymienić. Stworzyliśmy więc coś podobnego do Internetu i dzisiaj częściowo korzystamy z właściwego Internetu przy tej wymianie informacji między Kościołami w Ameryce Łacińskiej. Dostrzegliśmy możliwość stworzenia bardziej efektywnego porozumienia wewnątrz tamtejszego Kościoła oraz pomiędzy Ameryką Łacińską a Rzymem. Także po to, żeby niezwłocznie umożliwić stały dostęp do tematów Konferencji Episkopatów i wszystkich rzymskich dokumentów. Później pomyśleliśmy, że byłoby z korzyścią mieć w Internecie nie tylko wszystkie dokumenty, ale także Pisma Ojców Kościoła, cały materiał historyczny, który jest w bibliotekach. Ich funkcjonowanie w niektórych seminariach w tropikalnych strefach klimatycznych jest po prostu niemożliwe, także i z tego powodu, że seminaria są tak biedne, że nie mogą sobie pozwolić na wielkie biblioteki. Ale już na posiadanie komputera tak. I tym samym mają już do tego wszystkiego dostęp - on-line bądź też na CD-Romie, co jest nowszym osiągnięciem. Wszystko to pomogło uczynić stanowisko Kościoła bardziej zrozumiałym i poprzez komunikację pomogło umocnić wspólnotę w jego obrębie. Ta komputerowa sieć tworzy w pewnym sensie system nerwowy wewnątrz Kościoła. Jest to wspaniałe, jak uważam, wielka szansa.

Uważa Ksiądz Arcybiskup więc, że Internet jest wielką szansą dla krajów, które nie mają infrastruktury telewizyjnej, tam gdzie nie można, albo można tylko słabo, komunikować się za pomocą telewizji, gazety czy radia. Czy Internet stwarza Kościołowi możliwość, żeby zwrócić się szczególnie do tych krajów?

Kiedy zaczynaliśmy z naszą siecią komputerową dla Ameryki Łacińskiej, zostaliśmy skrytykowani wypowiedziami w rodzaju: "To jest dla krajów bogatych, inne nie mogą sobie pozwolić na komputer." Ale my chcieliśmy stworzyć w Ameryce Łacińskiej i tam rozwinąć, nazwijmy to, kulturę komputerową, żeby nic nie zostało narzucone przez Amerykę Północną, żeby rozwinęła się kultura, która umacniałaby wspólnotę wewnątrz Kościoła w Ameryce Łacińskiej. Potem pomyśleliśmy sobie też, że to oczywiście dobrze, jeżeli coraz więcej ludzi ma komputer. Ale jeżeli w komputery byłyby wyposażone tamtejsze seminaria, to byłaby rzeczywiście wielka korzyść. Tam, gdzie klerycy żyją w odosobnieniu, mogliby za pomocą komputera wejść do takiej sieci i zapoznać się z najnowszymi wiadomościami i literaturą, która ubogaciłaby ich życie jako księży, a ich pastoralną posługę uczyniła bardziej efektywną. Nie mają oni bowiem dostępu do bibliotek, do księgarni, a droga pocztowa jest długa i pod wieloma względami zawodna, tak więc komputer będzie tam efektywnym środkiem komunikacji z klerem na całym świecie.

A największą jego zaletą - w porównaniu z telewizją - jest to, że mamy do czynienia z medium interaktywnym. Można komunikować się w obie strony. Czy e-maile są nowym dobrodziejstwem dla świata?

No więc obecnie dostaję też e-maile. Nie odczytuję ich bezpośrednio z komputera, dostaję wydruki, i jeżeli na nie odpowiadam, to również jest to załatwiane za mnie. Ale mam wrażenie, że za pośrednictwem Internetu otrzymuję o wiele bardziej powierzchowne wiadomości. Na przykład od ludzi, którzy piszą: "Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup poprosić Ojca Świętego, żeby mi wysłał list?" Albo: "Obchodzę 50-te urodziny i chciałbym dostać kartkę urodzinową od papieża." Przychodzi coraz więcej takich powierzchownych wiadomości. Na szczęście ja sam otrzymuję niewiele z tego, co się nazywa spamem - wie Pan, tych listów reklamowych. Z tego się cieszę. Otrzymuję też materiały od grup reprezentujących czyjeś interesy, np. od zwolenników ordynacji kobiet albo od domagających się dopuszczenia żonatych mężczyzn do określonych funkcji i wiele innych tego rodzaju listów. Takich jest całe mnóstwo. Internet umożliwia mi otrzymywanie wiadomości za pomocą e-maili, które mógłbym odczytywać z mojego komputera, ale ja dostaję ich wydruki i zabieram je ze sobą do domu. Czytam je w wolnym czasie i nie jestem zmuszony siedzieć przed ekranem, co uważam za zaletę. System adresowania jest dla mnie bardzo skomplikowany i uważam, że ludzie nazbyt często zakładają, że wiadomo, kim są. Dostawałem listy, które były podpisane np. "Bob". Nie wiadomo, skąd on pochodzi, bo w nagłówku jest tylko adres e-mailowy - ta osoba może być z Nepalu czy skądkolwiek indziej.

Można po prostu kliknąć na "odpowiedz" i zapytać go, skąd jest.

Jeżeli adres e-mailowy kończy się na "va", wiem, że ta osoba jest z Watykanu, ale co z tymi, które kończą się na "org" albo na "com"? Kto to jest "Bob"? Znam wiele osób o takim imieniu. Więc który to Bob pisze? Ludzie są po prostu mniej oficjalni w e-mailach. Anonimowość Internetu ma zarówno zalety jak i wady. Negatywną stroną jest to, że dostaje się wiadomości i nie wiadomo, jacy ludzie za nimi stoją.

Ja też to zauważyłem, ponieważ piszę e-maile w takiej formie jak listy. Zaczynam od "Szanowny Panie X" i kończę: "Z poważaniem ..." Stwierdzam jednak, że dostaję coraz więcej e-maili, które zaczynają się od słów: "Hallo Herr Bobinger". To jest bardziej styl rozmowy telefonicznej niż listu. Poczta elektroniczna jest szybsza i to utwierdza w przekonaniu, że powinienem tak samo szybko odpowiedzieć, jak w przypadku rozmowy telefonicznej. I w tym miejscu znowu wracamy do pytania, czy Internet jest dobrodziejstwem, które umożliwia szybką wymianę informacji, czy też byłoby lepiej zastanowić się, zanim odpowiem na list od "Boba" i wszystkich innych ludzi?

Takie są realia, a realiom nie da się zaprzeczyć. Z rzeczywistością trzeba obcować, nie da się jej zaprzeczyć. Mamy więc do czynienia z rzeczywistością Internetu i próbujemy zobaczyć jego dobre strony, wszystkie zalety i możliwości, jakie on, nam jako Kościołowi i jako jednostkom, stwarza. Sądzę, że to jest wspaniała rzecz, która nastręcza wiele problemów, ale każda nowa rzecz stwarza wiele problemów.

Jeżeli więc szukam w Internecie informacji religijnych albo inspiracji, to gdzie mam szukać? W Internecie jest dzisiaj więcej niż miliard stron. Być może trochę pomogłyby wyszukiwarki, ale pytanie pozostaje: gdzie szukać właściwych informacji?

To jest proste: adres strony musi mieć końcówkę "va". Wtedy wiadomo, że strona jest autentyczna. Dlatego taką dostaliśmy, żeby ludzie wiedzieli, że jeżeli informacje pochodzą od nas, są autentyczne. Nie czyjeś tam poglądy, tylko naukę Kościoła, dokumenty przez niego autoryzowane i informacje o Kościele, które są autentyczne.

A poza tym? Czy jest jakaś orientacja w Internecie? Kto mi powie, gdzie mam wejść, gdzie są dobre strony, a gdzie te złe?

Treści w Internecie - to jest właśnie problem, który pogarsza się z dnia na dzień, we wszystkich dziedzinach. I nie jest to tylko problem pornografii w Internecie, ale także ludzi, którzy powołują się na Kościół, a wcale z niego nie są - to ludzie, którzy mówią, jak konstruuje się bomby albo gdzie można kupić broń. Kto ma nad tym władzę? To jest właśnie problem globalny.

Być może dobrym pomysłem byłoby utworzenie specjalnego portalu w Internecie dla ludzi o szczegółowych zainteresowaniach - nie tylko z dziedziny nieruchomości czy piłki nożnej, ale także o tematyce religijnej. Czy istnieje jakaś katolicka przeglądarka internetowa albo portal dla ludzi, którzy szukają tego rodzaju informacji?

Jest tak wiele stron internetowych na całym świecie, to byłaby praca na pełny etat, dla wielu ludzi.

Ale ten brak kontroli może być także szansą. Jak widać, socjalistyczny rząd Chin bardzo się boi Internetu. Z uwagi na ogrom informacji, które mogą być przekazywane za pośrednictwem Internetu, stanowi on instrument bardzo demokratyczny.

I stwarza także możliwości dla ewangelizacji. Można dotrzeć z autentycznym przekazem ewangelicznym do miejsc, które wcześniej były nieosiągalne. Tak więc Internet stwarza pewne zagrożenia, ale ma też i swoje plusy.

Czy to jest możliwe, żeby z jakąś wiadomością na stronie internetowej, w taki sam sposób, dotrzeć do różnych kultur? Internet tworzy wspólny dla wszystkich język. Czy to jest dla wszystkich właściwe?

I to jest powód, dla którego zachęciliśmy narodowe Konferencje Episkopatów i lokalne diecezje, żeby stworzyły swoje własne strony internetowe, ponieważ prowadzi to do pewnego rodzaju wspólnoty kulturowej. Pan najlepiej wie, jak pewne rzeczy należy przedstawiać: podobnie jak dobre kazanie musi być dopasowane do wieku, wykształcenia i sytuacji życiowej słuchaczy, tak samo musi odbywać się kościelna komunikacja. Jeżeli jest efektywna, to znaczy, że dopasowano ją do lokalnej kultury i sytuacji życiowej, nie naruszając przy tym zasad chrześcijańskiej etyki. I to dotyczy także Internetu.

opr. mg/mg




Medium dla indywidualistów - internet
Copyright © by Wydawnictwo "m"


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama