Jaki duszpasterz w III tysiącleciu

Głos jednej z czytelniczek Gościa Niedzielnego w dyskusji nt. modelu duszpasterza u progu 3 tysiąclecia

W naszym społeczeństwie do niedawna było najwięcej lekarzy i ludzi znających się na nauczaniu. Od jakiegoś czasu ten krąg „wybitnych znawców” poszerzył się o „biegłych w zakresie przepisów kanonicznych”, uzurpujących sobie prawo wydawania opinii o posłudze kapłanów... Jacy jesteśmy zatem my, ludzie końca XX wieku, tworzący Kościół pielgrzymujący? Jaki stanowimy materiał dla naszych doradców i przewodników duchowych? Czego od nich oczekujemy? Jak widzimy ich rolę w nadchodzącym trzecim tysiącleciu? Co robimy, aby wspomagać naszych kapłanów z ludzi wziętych?

Przez moją parafię przewinęło się kilku księży. Każdy z nich był w swoim rodzaju unikatem i w sposób sobie tylko właściwy wpisał się w życie wspólnoty parafialnej. Pierwszy zapamiętany z dzieciństwa, prawdziwie z ludu był wzięty. „Cichy i pokornego serca”, sam miał niewiele, ale jeszcze i tym potrafił się dzielić albo nawet oddać wszystko, gdy stwierdził, że ktoś jest bardziej potrzebujący. Niestrudzenie przemierzał wieś, doglądając swojej, zróżnicowanej pod względem intelektu i zamożności, owczarni. Interesowało go wszystko: warunki życia, atmosfera w rodzinach i duchowość rodzin. Serdeczny i prostoduszny, ufający bezgranicznie ludziom, niemal naiwny w swej dobroci, przygarniający z rubaszną czułością każdego, kto tego potrzebował. Wyrozumiały po ojcowsku dla ludzkich słabości, starający się, by wszędzie milkły spory i pośrodku stawał Chrystus. Ideał ewangeliczny do tego stopnia, że samo wspomnienie po latach wywołuje łzy, bo był kimś, kto zawsze dobrze wiedział, co należy zrobić w konkretnej sytuacji.

Odszedł z parafii i to nie ze względu na stan zdrowia, jak powszechnie głosiła fama, ale dlatego, że ludzie go skrzywdzili, wykorzystali i okryli niemal hańbą. Na ile mieszkańcy wioski stali się adresatami gorzkiej wypowiedzi Zbawiciela: „Kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16). Do dziś pamiętam, w jaki sposób wprowadził płaczące dziecko w świat Tajemnicy Odkupienia, mimo że od tego czasu upłynęło 50 lat. Nie możesz teraz zabrać małego Jezuska do domu, bo On musi tu leżeć, zresztą jest bardzo zimno na dworze; nie potrafisz Go i tak ogrzać — tłumaczył. — Ale obiecuję ci, że za kilka lat sam ci Go dam i położysz Go w swoim serduszku, i wtedy dopiero będzie Mu ciepło. Dziecko przestało płakać i domagać się od matki zabrania Dzieciątka do domu.

Przebywał z nimi ponad 25 lat. Odszedł, bo ludzie nie rozumieli, że został tu posłany, aby nie utracić żadnego z tych, których powierzył mu Pan. Więc nie takiego duszpasterza potrzebowali ludzie z tej parafii? Na kogo czekali?

Przyszedł następca i usiadł na piedestale swego urzędowania, budując równocześnie wysoki mur pomiędzy parafią a plebanią. Nie każdy mógł dostąpić zaszczytu pokonania tej bariery. Mijały lata, mur wznosił się coraz wyżej, a praca duszpasterska — oparta na systemie zakazów i nakazów — czyniła ze wsi prawdziwe gołoborze duchowe. Ambona służyła nie tyle do głoszenia Słowa Bożego, co do piętnowania tych, którzy w czymś się potknęli. A przecież kapłan z ludzi wzięty, dla ludzi jest ustanowiony w sprawach odnoszących się do Boga. Jak zatem mówić o prowadzeniu wszystkich do zjednoczenia w miłości w takiej sytuacji? Jak dopatrzeć się w całym działaniu dążności do godzenia różnych poglądów, aby nikt w społeczności wiernych nie czuł się obcym, by parafianie nie czuli się jak dzieci, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki (Ef 4,14)? Gdzie wreszcie troska o tych, którzy zrezygnowali z sakramentów czy odeszli od wiary?

Jakoś nikt o tym nie myślał, bo każdy starał się upiec swą pieczeń przy płonącym ognisku nie używając własnego opału. W dziwnym zaślepieniu nie zwracano uwagi na ludzi, którzy nie mogąc stanąć w zasięgu dobroczynnego działania ognia, po prostu odchodzili w mrok. Wiele lat upłynęło, zanim na własną rękę odważyli się „niewoli świata pokruszyć kajdany” i powrócić w pobliże ogniska.

Kapłan z ludzi wzięty, dla ludzi jest ustanowiony w sprawach odnoszących się do Boga. Skoro został wybrany, bo to nie on sam dokonuje wyboru, musi sobie zdawać sprawę z tego, że została mu powierzona owczarnia, która bez pasterza nie odnajdzie właściwych ścieżek. Zatem powinien jej przewodzić na miarę sił, jakich udziela Bóg. Kiedyś przed samym Stwórcą odpowie za to, co stało się z owcami Pańskiego pastwiska — ile z nich zaginęło, a może uratowałyby się z topieli życia, gdyby nie fakt, że w pierwszej kolejności opuścił tonący statek kapłan-kapitan? Kapłan nie może działać sam, potrzeba mu wsparcia społecznego i oparcia w społeczności parafialnej. Jednak wcześniej sam musi się w niej zakorzenić i niejako wszystkich do siebie przygarnąć.

Kapłan nie jest kimś innym niż my wszyscy: jest człowiekiem z krwi i kości. A jeśli tak, to nic, co ludzkie nie jest mu obce. Ale przecież nie może głosić płomiennych kazań z ambony na temat zgubnego wpływu alkoholu na człowieka, jeśli nie stroni od kieliszka, bo — jak sam zaznacza — nie można odmówić i wzgardzić poczęstunkiem. Jak dziwnie brzmi w ustach kapłana nawoływanie do ubóstwa i szanowania prostaczków, jeśli sam poważa jedynie ludzi bogatych i tylko z nimi się liczy?

Jak wskazują dokumenty Vaticanum II, kapłan powinien troszczyć się, by stać się wszystkim dla wszystkich, bowiem ludzie — zwłaszcza w środowiskach małomiasteczkowych i wiejskich — szukają u kapłana wsparcia nie tylko w sprawach duchowych. Ze wszystkim udają się do proboszcza, bo przecież ksiądz najlepiej wie i na pewno dobrze poradzi. Czasami o tych sprawach nie rozmawia się z najbliższymi, żeby nie wyśmiali. Dlatego też, gdy w jakimś momencie okazuje się, że sprawa, wstydliwie powierzona księdzu, jako sensacja obiega całą wieś, człowiek ośmieszony i zawiedziony w swym zaufaniu, nie analizuje zbyt logicznie swych poczynań. Jest przekonany, że ksiądz go zdradził. Każdej innej osobie mogę wybaczyć, ale nie kapłanowi, bo przecież on wysłuchuje spowiedzi! A jeśli i wtedy mnie zawiedzie? Jeśli o moich grzechach rozpowie wszędzie? Odsuwa się od konfesjonału u tego kapłana; odchodzi do innej parafii lub całkiem odsuwa się od Kościoła.

Janina Szymczyk
Stara Wieś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama