Polska szkoła mało cyfrowa

Rządzący od kilku lat obiecują informatyczną rewolucję w szkolnictwie, jednak w praktyce niewiele wynika z tych obietnic. Czy zmieni to nowy program "Cyfrowa szkoła"?

W maju 2008 r. premier Donald Tusk zapowiedział informatyczny przewrót w naszych szkołach. „Na świecie odbyła się już informatyczna rewolucja. Przyszedł czas, abyśmy my urządzili informatyczną rewolucję w naszych szkołach. Tak jak każdy polski uczeń ma prawo do ciepłego posiłku, tak powinien mieć też dostęp do komputera, oprogramowania edukacyjnego i internetu” — przekonywał szef rządu. Gimnazjaliści mieli dostać od rządu laptopy. Na własność, do korzystania w domu i w szkole. Już rozgorzała dyskusja — czy gimnazjaliści sprzęt uszanują, a co będzie, jeśli zgubią albo sprzedadzą? Zaraz jednak ta dyskusja ucichła, bo przyszedł kryzys i nikt laptopów dzieciom nie kupił. Projekt został odłożony na czas bliżej nieokreślony.

Laptop dla pierwszoklasisty

I kiedy już wszyscy niemal o nim zapomnieli, temat powrócił. W marcu 2011 r. pojawił się nowy rządowy pomysł. Wiceminister infrastruktury Magdalena Gaj zaproponowała przeznaczenie miliarda złotych z opłat wnoszonych przez operatorów telefonii komórkowych na laptopy dla uczniów. Tym razem dla pierwszaków. Ponieważ pojawiły się wątpliwości, czy nie są oni za młodzi, zaczęto mówić o czwartoklasistach. Mieliśmy wziąć przykład z Portugalii, gdzie rząd dofinansował zakup półtora miliona laptopów dla uczniów i nauczycieli. Powstały nawet konkretne wyliczenia. Jeden laptop miał kosztować ok. 400 zł. Tak mało, bo miały być kupowane w gigantycznych przetargach, a producenci mieli zaoferować spore rabaty.

Jednak i tym razem skończyło się tylko na obietnicach. Kategoryczne weto planom postawił minister finansów Jacek Rostowski, który nie chciał pozbawiać budżetu wpływów z koncesji.

Nowy program

Trzecim, i jak na razie ostatnim, podejściem jest program „Cyfrowa szkoła”. Zgodnie z nim, od 2014 r. polskie szkoły ma czekać informatyczna rewolucja. Na zakup sprzętu państwo ma wydać ok. 2 mld zł. Program opiera się na założeniu, że jednym z zasadniczych zadań współczesnej szkoły jest przygotowanie uczniów do życia w społeczeństwie informacyjnym, co oznacza, że powinni oni w szkole nabyć umiejętności posługiwania się technologiami informatyczno-komunikacyjnymi w procesie uczenia. Zadanie to ma być realizowane przez nauczycieli, którzy potrafią świadomie i umiejętnie wykorzystywać technologie informacyjno-komunikacyjne w edukacji. Program obejmuje trzy obszary: zakupienie dla szkół sprzętu, m.in. laptopów, rzutników multimedialnych itd.; wykształcenie nauczycieli, którzy będą potrafili przekazywać wiedzę, korzystając z pomocy najnowszych technologii; przygotowanie nieodpłatnych e-podręczników, dostępnych potem na otwartym, publicznym portalu edukacyjnym dla uczniów.

Założono, że szkoły uczestniczące w programie będą mogły wybrać do przetestowania jeden z dwóch wariantów, dotyczących wykorzystania przenośnych komputerów: 1) uczeń z mobilnego komputera korzysta wyłącznie w szkole — na lekcjach i w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych; 2) uczeń z mobilnego komputera korzysta w szkole, ale ma także możliwość wypożyczenia go do domu (dotyczy to uczniów klas IV).

Zanim program na dobre wystartował, już pojawiły się problemy. Okazało się, że na tak ambitny projekt może nie starczyć pieniędzy. Pojawił się pomysł, by to rodzice kupowali dzieciom tablety, a w zamian dostaną za darmo podręczniki w wersji elektronicznej. — Prawdopodobnie w długiej perspektywie tylko taki model będzie mógł zapewnić obecność nowoczesnego sprzętu w systemie edukacji, jeżeli programy rządowe nie będą w stanie nadążyć za rozwojem technologii — uważa minister administracji i cyfryzacji Michał Boni.

Jak będzie ostatecznie? Do tej pory nie wiadomo. Na razie sukcesem jest fakt, że udało się przygotować program pilotażowy „Cyfrowej szkoły”. Weźmie w nim udział ok. 400 szkół (zgłosiło się ponad 3 tys.), które dostaną od państwa ponad 60 mln zł.

Co z e-podręcznikami?

Najwięcej kontrowersji wzbudza pomysł wprowadzenia e-podręczników. Zdaniem rządu ich wprowadzenie znacząco obniży koszty edukacji, które muszą ponosić rodzice. Jak tłumaczyła w Sejmie wiceminister edukacji Joanna Berdzik, e-podręczniki mają być przygotowane dla uczniów na wszystkich szczeblach edukacji: w szkołach podstawowych, gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. Uczniowie znajdą w nich także ćwiczenia. Podręczniki mają być udostępniane na wolnych licencjach. — Będą one mogły w pełni zastąpić obecne, papierowe — oświadczyła.

Takie rozwiązanie krytykują wydawcy, którzy obawiają się utraty wartego ok. miliarda złotych rynku podręczników szkolnych. — Praca nad dobrym multimedialnym podręcznikiem trwa trzy lata, dlatego gdy ruszy pilotaż rządowego programu „Cyfrowa szkoła”, uczniowie w e-klasach nie będą mieli się z czego uczyć, bo podręcznika dla nich jeszcze nie będzie — podkreśla Polska Izba Książki.

Pojawiają się także inne wątpliwości. — Po pierwsze wciąż nie wiadomo, w jakiej formie e-podręczniki miałyby trafić do uczniów, tak by wszyscy z nich mogli skorzystać. Po drugie, powinny być niezwykle atrakcyjne i cechować się bardzo wysoką jakością — uważa Roman Lorens, trener e-learningu i były ekspert MEN ds. cyfryzacji.

Również dyrektorzy szkół wytykają niedociągnięcia „Cyfrowej szkoły”. Zaznaczają, że uczniowie nie mając e-podręczników, ograniczą się zapewne do korzystania z tego, co niesie im sieć. Niejasna jest kwestia zasilania komputerów czy przepustowości sieci i szybkości łączy oraz wynagrodzenia dla osób mających wspierać dyrektora szkoły i nauczycieli w organizacji pracy „zinformatyzowanej” szkoły.

Do tego, jak ujawniła „Rzeczpospolita”, partnerem technologicznym wartego 45 mln zł projektu e-podręcznik ma zostać firma, która prowadzi nieprzejrzystą politykę informacyjną dotyczącą finansów, jest nieznana w branży e-learningu, najprawdopodobniej nie ma kadry i zasobów, aby ten projekt zrealizować.

Nauczyciele niegotowi

Problemem jest też przygotowanie nauczycieli do wdrażania tak ambitnego programu. Jak wynika z danych firmy Microsoft, która od pewnego czasu prowadzi szkolenia w polskich szkołach, nauczyciele mają mgliste pojęcie na temat ogólnodostępnych i darmowych aplikacji, które już teraz można wykorzystywać w nauczaniu. Podobnie ma się sprawa z dyrektorami, którzy nie znają programów pomagających zarządzać szkołami. — W wielu szkołach dyrektorzy oraz sami nauczyciele nie widzą potrzeby wprowadzania nowoczesnych technologii. Traktują to jako element, który może generować dodatkowe obowiązki i odpowiedzialność. Znam przykłady, gdy wręcz hamowany jest rozwój nauczycieli w tym kierunku — mówi jeden z dyrektorów szkół.

Temat zastępczy?

Ministerstwo edukacji sam start pilotażu „Cyfrowej szkoły” uznało za swój największy sukces w obecnej kadencji. Nie brakuje jednak ekspertów, którzy zwracają uwagę, że choć temat cyfryzacji szkół jest ważny, to jednak polskie szkolnictwo cierpi na inne, znacznie poważniejsze problemy. — W czasie gdy światowa społeczność Facebooka zbliża się do miliarda użytkowników, polska szkoła uczy pierwszaki informatyki z papierowych podręczników. Tymczasem, choć nie wybrzmiały jeszcze obietnice darmowych laptopów dla każdego ucznia, ministerstwo edukacji przesunęło termin, do którego szkoły miały wyposażyć pracownie informatyczne tak, by uczniowie nie siedzieli przed komputerem trójkami — podkreślają Elżbieta i Tomasz Elbanowscy z Fundacji Rzecznik Praw Rodzica. Zwracają uwagę, że w wielu szkołach dzieci wciąż uczą się w fatalnych warunkach. Nie mają sal gimnastycznych, stołówek, podstawowego sprzętu. Z  perspektywy rodziców, znających szkolne realia, „Cyfrowa szkoła” wydaje się projektem cokolwiek egzotycznym.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama