Bardziej słuchać niż mówić

Diakonat stały jest w Polsce ciągle rzadko spotykany. We Włoszech funkcja diakonów stała się już chlebem powszednim duszpasterstwa. Jak w praktyce wygląda taka posługa?

Bardziej słuchać niż mówić

Diakonat stały jest w Polsce nadal rzadko spotykany. Niektórzy nawet nie wiedzą, że istnieje taka posługa, mimo że synod Kościoła w Polsce (1991—1999) przypomniał o możliwości ustanawiania diakonów stałych.

Gaetano: — Po Soborze Watykańskim II Kościół we Włoszech postanowił powrócić do diakonatu stałego. Pierwsi diakoni stali zostali wyświęcenia w Vicenza. W małej wspólnocie zakonnej św. Gaetano, gdzie oprócz księży byli także bracia zakonni, przełożony dostrzegł, że Sobór Watykański II zachęca do odkrycia tego charyzmatu w Kościele. Uważam jednak, że odkrycie stałego diakonatu we Włoszech było związane ze zmniejszającą się liczbą księży. Może właśnie z tego powodu diakonat stały w Polsce nie był jeszcze tak usilnie dyskutowany? Choć u początków dominowała jednak intuicja, że diakonat stały jest oddzielnym charyzmatem dla Kościoła i warto go na nowo ustanowić i dowartościować w duszpasterstwie. Pojawiały się oczywiście problemy ze zrozumieniem tej odrębności. Byliśmy przyzwyczajeni, że diakon to jedynie osoba, która przygotowuje się do kapłaństwa, a nie ta, która diakonat postrzega jako cel sam w sobie i chce być po prostu diakonem, nie kapłanem. Zresztą ten cel widzi przede wszystkim sam Kościół; mówi też o tym tekst biblijny o ustanowieniu diakonów. Mimo więc, że na początku rodziło się niezrozumienie, głównie ze strony świeckich, ale także niektórych duchownych, to jednak z czasem diakonat stał się czymś zupełnie naturalnym we włoskim Kościele.

Roberto: — Bycie diakonem nie oznacza chęci bycia księdzem, ale służbę w miłości. Właśnie to nastawienie na miłość, która przyjmuje konkretny kształt we wspólnotach i parafiach jest charyzmatem, który mnie pociąga w tej posłudze. Gaetano ma siedem parafii, a ja pięć. Pomagamy więc głównie chorym i ubogim. Oczywiście brak powołań do kapłaństwa pomógł jakoś w odkryciu diakonatu, ale nie spowodował, aby ludzie postrzegali diakonów jedynie jako zastępców nieobecnych księży. Również tam, gdzie księża są obecni, diakoni odkrywają razem ze swoimi wspólnotami swój charyzmat służby.

Jesteście zastępcami księży, których w Waszym Kościele zabrakło?

G: — Ludzie naprawdę nie postrzegają nas jedynie jako zastępców księży. Od 38 lat żyję w małżeństwie. Jestem bardzo blisko ludzi — oni wiedzą, że mam żonę i dzieci, a jednak przyjmują moją służbę jako duchowy dar. Na pewno brak powołań miał znaczenie, ale było też wiele głosów, które przypominały o istnieniu diakonatu stałego w tradycji Kościoła. Zupełnie niedawno mówił o tym Raniero Cantalamessa, kaznodzieja papieski, przypominając, że diakonat jest odrębnym charyzmatem, który trzeba odkrywać na nowo w całym Kościele.

Czy problemy z rozpoznaniem Waszego charyzmatu to już przeszłość?

G: — Niestety, jest wielu księży, którzy nie zaakceptowali diakonatu stałego. Najczęściej to ci starsi, dla których diakonat stały to nadal coś zbyt nowego, ograniczają więc pracę diakonów. W mojej parafii czuję się bardzo swobodnie. Czuję się wolny w swojej służbie. Przede wszystkim szukam wszelkich sposobów na to, aby radość Chrystusa stała się udziałem jak największej liczby ludzi. Robię to głównie za pomocą gestów, wsłuchania się w ludzkie problemy, przez towarzyszenie w cierpieniu.

A może problemem jest celibat i dlatego zostaliście diakonami?

G: — Absolutnie nie. Mieliśmy szczęście spotkać księży, którzy odkryli przed nami ten rodzaj służby. Niestety, nadal wielu księży wciąż wolałoby widzieć nas jako księży. Natomiast diakoni są nastawieni na służbę. Nie chcą tylko przemawiać i decydować w parafiach. Tu nie chodzi o szukanie władzy, ale o służbę, o delikatność w relacjach z ludźmi, która wymaga czasu. Księża często nie mają tyle czasu, aby towarzyszyć tak, jak wymagają tego sytuacje ludzi cierpiących.

Czy zatem diakonat stały nie jest znakiem dla współczesnego Kościoła, który potrzebuje odbudować w sobie ducha miłości służebnej?

G: — Moim pragnieniem jest, aby cały Kościół przeniknięty został duchem diakonatu. Chciałbym, abyśmy odnaleźli ducha miłości służebnej między nami. To jest wymóg konieczny dla przyszłości Kościoła. To jest droga, na której Kościół na nowo ożywa duchowo. W miłości potrzeba dużo czasu, cierpliwości. Tego nie można sztucznie przyśpieszać. Relacji nie buduje się w nieustannym zabieganiu. Diakoni są potrzebni i księżom, i wspólnotom.

Każdy kapłan pozostaje diakonem. Przypominam sobie papieża Benedykta XVI, który zawsze zakładał dalmatykę diakońską pod ornat, aby zaznaczyć fakt, że jest diakonem, że jego kapłaństwo również przenika duch miłości służebnej.

R: — Mój biskup w czasie ważnych uroczystości zawsze prosi o pomoc w liturgii jednego diakona seminarzystę i jednego diakona stałego. Daje w ten sposób do zrozumienia, że diakonat stały jest bardzo ważnym elementem życia Kościoła. W wielki czwartek uczestniczymy w liturgii przedpołudniowej, która jest znakiem jedności całego duchowieństwa naszej diecezji. Czujemy się częścią tej wspólnoty sakramentalnej.

Kto Was utrzymuje?

R: — Zwyczajnie pracujemy. Nasza służba jest po godzinach. Nie otrzymujemy żadnych pieniędzy z Kościoła. Są nieliczne diecezje, które zatrudniają diakonów, ale najczęściej są to stanowiska już istniejące w Kościele, np. praca w kurii. Takie zatrudnienie może jednak utrudniać właściwe wypełnienie powołania do służby w miłości w konkretnych realiach życia. Oczywiście jest to również konieczna służba w organizacji centralnej, choćby w Caritas. Zdarza się, że niektórzy księża dorzucają coś diakonom do wypłaty, ale są to raczej kwoty niewielkie.

G: — Dobrym sposobem na spokojną realizację diakonatu stałego jest bycie na emeryturze. Jestem już emerytem i bez przeszkód mogę służyć innym.

Mówicie też homilie w czasie liturgii?

G: — Tak, ale niezbyt często. Księża są często lepiej wykształceni. To jednak zależy od parafii. Decyduje o tym ksiądz, który ma pierwszeństwo w głoszeniu słowa Bożego podczas liturgii. Oczywiście w diakonat stały wpisane jest prawo do głoszenia kazań. Ludzie rozumieją to coraz lepiej i przyjmują z życzliwością. Przynajmniej tam, gdzie ja jestem.

R: — W moim przypadku współpraca z księżmi układa się bardzo dobrze. Księża żyją we wspólnocie kapłańskiej i służą razem dla pięciu parafii. To jest model niespotykany pewnie w Polsce. Pozwalają mi na głoszenie homilii praktycznie każdej niedzieli. Ponadto w zeszłym roku prowadziłem w jednej z parafii liturgię Wielkiego Piątku. Prowadzę też pogrzeby, chrzczę dzieci i błogosławię związki małżeńskie.

A co na to wszystko wasze żony?

R: — Zawsze przed święceniami diakonatu biskup wzywa do siebie żonę kandydata i przeprowadza z nią długą rozmowę. Jest świadomy, że służba diakona ma duży wpływ na całą rodzinę. Małżonka musi się zgodzić na święcenia męża. Od tego momentu w jakimś sensie współuczestniczy w jego posługiwaniu. Dobrze jest, kiedy oboje pracują dla Kościoła, ona np. jako nauczyciel religii lub zaangażowana w inny sposób w parafii. Ja rozumiem ten sakrament jako wezwanie duchowe także dla naszego małżeństwa. Musimy dobrze dzielić obowiązki dla Kościoła i dla rodziny. Tutaj nie może być sprzeczności. Bywa jednak tak, że te dwa obowiązki ze sobą konkurują.

Trzeba było skończyć studia, aby zostać diakonem?

G: — Tak. Musieliśmy studiować teologię, chociaż nie w pełnym zakresie. Dlatego nie otrzymaliśmy tytułu akademickiego z teologii, ale z tzw. nauk z zakresu religii.

Wolelibyście skończyć teologię?

G: — To nie ma takiego znaczenia. Nasza służba najpierw oznacza bycie z ludźmi, a to wymaga raczej słuchania, nie tylko mówienia. Sprawą istotniejszą niż formacja intelektualna jest nasza formacja duchowa.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama