Resocjalizacja dobrego łotra

O duszpasterstwie w więzieniach i poprawczakach

Resocjalizacja dobrego łotra

Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk

O kalabryjskiej 'Ndranghecie, groźniejszej niż sycylijska mafia, nawróceniach w poprawczaku i mistycyzmie zabójców z ks. Waldemarem Woźniakiem rozmawia Szymon Babuchowski.

Szymon Babuchowski: Pracuje Ksiądz wśród wychowanków zakładów poprawczych, a jednocześnie jeździ do Kalabrii i piętnuje tamtejszą mafię. Chyba lubi Ksiądz ekstremalne sytuacje?

Ks. Waldemar Woźniak: — Nie, to nie tak! (śmiech). Zrobiono mi kiedyś test na poszukiwanie doznań i miałem bardzo niski wynik. Ekstremalnych sytuacji nie lubię, ale lubię odpowiadać na konkretne zapotrzebowania społeczeństwa.

I jakie zapotrzebowanie odkrył Ksiądz w Kalabrii?

Działa tam 'Ndrangheta — organizacja przestępcza o wiele groźniejsza i potężniejsza niż mafia sycylijska. Jej członkowie nazywają siebie „ludźmi honoru”. I tak jak z innych organizacji tego typu członkowie w zasadzie mogą wystąpić, pod warunkiem że nie będą przeszkadzali w dalszej działalności, tak osoby należące do 'Ndranghety nie mogą jej opuścić. Wierzą, że zostały powołane przez Boga do pomagania swoim ziomkom.

Są religijni?

Pozornie mogą wyglądać na ludzi bardzo religijnych. Siedzą bardzo często w pierwszych ławkach w kościołach, mają swoje zjazdy w kalabryjskim san-ktuarium Madonna di Polsi. I nikt z tamtejszych księży nie chce się na ten temat wypowiadać. Mówi się, że 'Ndrangheta jest come una nuvola, czyli jak chmurka — jest, ale jej nie ma. Można być w Kalabrii dwa miesiące i nie usłyszeć tego słowa, bo wszyscy się go boją. Ale ok. 4 proc. ludzi ma styczność z tą organizacją albo zostało zastraszonych.

Miał Ksiądz jakiś kontakt z ludźmi 'Ndranghety?

Raz po niedzielnym kazaniu zostałem zaproszony przez pewną rodzinę na obiad. Zadzwoniłem do kolegi, księdza z Włoch, i mówię o tym zaproszeniu, a on mi odpowiada, że to najpotężniejsza rodzina 'ndranghetystów w Lamezzia Terra. Poszedłem na spotkanie i zobaczyłem tę strukturę, w której kobieta tylko służy, a mężczyzna jest wszystkim. Bo to jest przestępczość typowo rodzinna. Przyznam, że chciałem jak najszybciej wyjść z tego obiadu.

I kiedy Ksiądz odważył się o tym mówić?

W 2006 r. po raz pierwszy powiedziałem na kazaniu, że Kalabria jest wprawdzie piękną ziemią, rodzącą groch i pomidory, ale jest to również ziemia naznaczona krwią. Że działa na niej najpotężniejsza na świecie organizacja przestępcza: 'Ndrangheta. Po tym kazaniu ludzie podchodzili do mnie i całowali mi ręce, mówiąc, że żaden z księży nie odważył się czegoś takiego powiedzieć. Z pewnością wielu 'ndranghetystów na tym kazaniu było. W zeszłym roku w Madonna di Polsi powiedziałem: to jest najpotężniejszy grzech waszego przepięknego narodu. I znów podobna reakcja.

Nie bał się Ksiądz zemsty?

Na razie nikt mi nie groził, choć pracując tyle lat z przestępcami, muszę się liczyć z tym, że mogę w różny sposób zginąć — to już są drogi Opatrzności Bożej. Lęku nie odczuwam, nawet po tym kazaniu normalnie chodziłem wśród ludzi, bez żadnej ochrony. Wiem, że raczej nie zaatakują księdza publicznie, bo mają dość duży szacunek do księży. Ale potrafią ich uwikłać, dając np. dużą ofiarę na kościół. Ja na szczęście, jako gość, nie brałem tam żadnych pieniędzy, więc byłem przejrzysty, a oni przejrzystości się boją.

Myśli Ksiądz, że przestępcy z 'Ndranghety nadają się do resocjalizacji?

Byłoby naiwnością myśleć o nich tymi kategoriami. Ale chociaż wiem, że oni się raczej w ciągu życia nie nawrócą, to od czasu do czasu podejmuję te tematy. Zorganizowałem nawet konferencję w Lamezia Terma, gdzie mówiłem o psychologii zła na przykładzie 'Ndranghety. Przyszło bardzo dużo ludzi. Robię to, bo wierzę, że ten 'ndranghetysta, który był kiedyś na moim kazaniu, być może, w momencie śmierci, w świetle chwały zobaczy całe swoje życie. I może, przypominając sobie tego księdza, który nie bał się nazwać zła publicznie, powie Jezusowi: tak. Tylko na płaszczyźnie wiary da się do tego tematu podejść. To jest resocjalizacja dobrego łotra.

Z wychowankami zakładów poprawczych jest chyba, mimo wszystko, łatwiej?

Bywa różnie. Opiekowałem się kiedyś wychowankiem zakładu poprawczego, który rozczłonkował na 150 części swojego kolegę. Czy zatem lubię sytuacje drastyczne? Nie, po prostu taka jest potrzeba w społeczeństwie. Z jednej strony widzę w swoich wychowankach przestępców, ale z drugiej są to osoby bardzo poranione, okaleczone. To jest mit, że w zakładach poprawczych są dzieci z dobrych rodzin. Ja widzę w tych dzieciach nie tylko wielkie ubóstwo duchowe, ale również bardzo poważne ubóstwo materialne. Wielu z nich ma lepsze warunki w zakładach poprawczych niż w swoich domach. Nieraz, gdy wychowawcy odwiedzają ich rodziny, nie mają nawet gdzie usiąść. Biada, gdyby ksiądz się takimi problemami nie interesował.

Młodzi przestępcy pewnie dziwią się, widząc księdza przychodzącego do poprawczaka.

Pierwsze wejście zawsze jest postrzegane jako zjawisko egzotyczne. Natomiast wystarczy nieraz bardzo szybki kontakt i podopieczni widzą, czy kapelan jest otwarty.

Od początku Ksiądz był taki otwarty?

Pamiętam moją pierwszą wizytę w zakładzie poprawczym. Witając się, zobaczyłem dłonie jednego z wychowanków. Miał na nich kilkadziesiąt cięć, to wszystko ropiało. Kiedy wróciłem do samochodu, miałem odruchy wymiotne. Teraz nie mam już takich odruchów.

Da się to wyćwiczyć?

Jeśli ksiądz decyduje się na wejście do zakładów poprawczych czy karnych, to musi go cechować miłosierdzie. Bo jeśli nie, to nie ma podstaw do takiej pracy. Musi umieć, patrząc na nich, uśmiechać się i jakby nie wiedzieć, że rozmawia teraz np. z trzykrotnym zabójcą. Miałem zawsze negatywne odruchy przed rozmową z pedofilami, którzy zgwałcili kilkoro dzieci. Niemal nie chciałem wchodzić do takiej celi. Ale miłosierdzie Jezusa jest dla wszystkich. Mój wstręt muszę zostawić poza więzieniem. Jezus mówi: „Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. Skoro tak, to stał się więźniem każdego typu. Kiedy rozmawiam z mordercą czy złodziejem — rozmawiam z Jezusem Chrystusem.

To chyba dość trudno przyjąć.

Bardzo trudno. A w zakładach poprawczych młodzież jest nieraz o wiele gorsza niż więźniowie, bo płynie na fali zauroczenia przestępczością. Spotkałem już kilku wychowanków zakładów poprawczych, którzy pragnęli jak najszybciej trafić do zakładów karnych. I specjalnie w czasie przepustki popełniali jakieś ciężkie przestępstwo.

Zdaje się, że kapelan musi być też dobrym psychologiem.

Na pewno musi mieć w sobie pewien dynamizm, kompetencje społeczne, umiejętność komunikacji z ludźmi wyrzucanymi przez innych na margines. Dobry kapelan potrafi pociągnąć za sobą cały zakład. Są zakłady, w których na Mszę świętą chodzi od 60 do 100 proc. wychowanków!

Co, oprócz Ewangelii, oferuje Ksiądz swoim podopiecznym?

Wspieram wszelkie działania, które mogą pomóc człowiekowi. A więc całą resocjalizację twórczą, pisanie poezji, a także sport — to wszystko, co pomaga ludziom dostrzec ich godność. Bo człowiek z dużym poczuciem godności nie popełni czynów przestępczych. W wielu wypadkach nie boję się wystąpić o przepustkę, nawet dla mordercy. Jak dotąd nikt mi jeszcze nie uciekł. Oni wiedzą, że jadąc pociągiem, mogą spotkać ludzi ze swojego dawnego kręgu. Ale jeśli będą odporni na przypadkowo pojawiające się zło, to go nie popełnią.

Czyli nawrócenie to najlepsza resocjalizacja?

Jest wielu więźniów i wychowanków zakładów poprawczych, którzy resocjalizują się właśnie na płaszczyźnie religijnej. Są to ludzie zwykle tak sponiewierani przez życie, że pomóc im może jedynie całościowe podejście. Bardzo udany okazał się eksperyment ks. Jana Sikorskiego, byłego naczelnego kapelana więziennictwa, polegający na tym, że kilkunastu więźniów rokrocznie idzie na pielgrzymkę z osobami niepełnosprawnymi. Każdemu więźniowi przyporządkowana jest osoba niepełnosprawna, którą musi się opiekować. Wielu z nich chciało na początku np. kupić alkohol albo okraść podopiecznego. A jednak gdy popatrzyli na jego niepełnosprawność, bardzo szybko się resocjalizowali. Nieraz trzydniowa pielgrzymka dawała więcej niż 15 lat resocjalizacji.

Na ile są to szczere przemiany, a na ile gra z księdzem, personelem, samym sobą?

Dopóki ksiądz nie zdobędzie zaufania podopiecznych, dopóty będzie przedmiotem manipulacji. Jest mi znany przypadek, skądinąd wspaniałego duszpasterza, na którego więźniowie zaczęli wpływać, żeby wyniósł im jakiś list, bo ci „niedobrzy klawisze” nie chcieli pozwolić na jego wysłanie. Temu księdzu zrobiło się ich po ludzku żal. I zaczął te „listy do rodziny” wynosić. Dowiedziała się o tym służba więzienna i ksiądz został zatrzymany. Okazało się, że w jednym z listów był przekazany w grypserze plan zabójstwa.

Na szczęście bywają też prawdziwe nawrócenia...

Tak, spotykałem się z nawróceniami, i to nagłymi. Są więźniowie, u których dostrzega się nawet pewien mistycyzm. Choć trzeba przyznać, że w niektórych przypadkach rozgraniczenie między mistycyzmem a psychotyzmem jest bardzo trudne. Ale jeśli zabójca od kilkunastu lat o 15.00 odmawia Koronkę do Bożego Miłosierdzia, to jak to wytłumaczyć, jeśli nie działaniem Pana Boga?       

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama