Społeczeństwo bardziej ludzkie jest możliwe

Przemówienie podczas spotkania z przedstawicielami paragwajskiego społeczeństwa obywatelskiego w Asunción - podróż do Boliwii i Paragwaju, 11.07.2015

Społeczeństwo bardziej ludzkie jest możliwe

Papież Franciszek

Społeczeństwo bardziej ludzkie jest możliwe

11 VII 2015 — Spotkanie z przedstawicielami paragwajskiego społeczeństwa obywatelskiego
w Asunción

Po południu Papież Franciszek odwiedził Instytut św. Rafała przy parafii pod tym samym wezwaniem w Asunción, założony i prowadzony przez włoskiego misjonarza ks. Alda Trenta FSCB. Przebywają w nim osoby terminalnie chore i w podeszłym wieku, osierocone dzieci, niezamężne matki z dziećmi oraz kobiety będące ofiarami przemocy. Stamtąd udał się do Szkoły św. Józefa, prowadzonej przez księży Najświętszego Serca Jezusowego z Bétharram, gdzie w hali sportowej spotkał się z grupą ponad 2600 przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego: instytucji, stowarzyszeń, związków zawodowych, świata kultury i sportu, środowisk intelektualnych i akademickich, ludności tubylczej i rolników. Spotkanie miało bardzo piękną oprawę artystyczną, na którą złożyły się m.in. występy dziecięcych chórów i orkiestry oraz baletu. W imieniu zebranych Ojca Świętego powitał ordynariusz polowy Paragwaju i sekretarz generalny episkopatu bp Adalberto Martínez Flores. Pytania dotyczące m.in. zagadnień społecznych, gospodarczych, kulturalnych i kościelnych zadali Papieżowi młody katolik, dwóch rdzennych mieszkańców kraju, rolniczka, przedsiębiorczyni i minister planowania przestrzennego. Papież wygłosił następujące przemówienie:

Dzień dobry!

Napisałem ten tekst na podstawie przekazanych mi pytań, ale nie są to wszystkie przez was zadane, tak więc te, których tu nie ma, uzupełnię w miarę, jak będę mówił. Postaram się w ten sposób, na ile to możliwe, wypowiedzieć się na temat waszych refleksji.

Cieszę się, że mogę spotkać się z wami — przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego, aby podzielić się marzeniami i oczekiwaniami lepszej przyszłości oraz problemami. Dziękuję bpowi Adalbertowi Martinezowi Floresowi, sekretarzowi Konferencji Episkopatu Paragwaju, za słowa powitania, skierowane do mnie w imieniu wszystkich. Dziękuję sześciu osobom, które przemawiały i z których każda przedstawiła jeden aspekt waszych refleksji.

Patrząc na was wszystkich, z których każdy pochodzi z jednego sektora, jednej organizacji tego umiłowanego społeczeństwa paragwajskiego z jego radościami, troskami, zmaganiami i poszukiwaniami, składam dziękczynienie Bogu. Innymi słowy, jak się wydaje, dzięki Bogu Paragwaj nie umarł. Bowiem lud, który nie żyje swymi troskami, lud żyjący w bezruchu, biernie akceptujący, jest ludem martwym. A ja — przeciwnie — widzę w was życiodajną energię, która płynie i chce wydawać owoce. A Bóg zawsze to błogosławi. Bóg zawsze wspiera wszystko, co pomaga podnosić i polepszać życie Jego dzieci. Owszem, są sprawy, które układają się źle, są sytuacje niesprawiedliwe, ale patrzenie na was i słuchanie was pomaga mi pokładać na nowo nadzieję w Panu, który nadal działa pośród swego ludu. Reprezentujecie różne opcje, sytuacje i drogi poszukiwania, wszyscy razem tworzycie kulturę paragwajską. Wszyscy jesteście niezbędni w poszukiwaniu dobra wspólnego. «W aktualnej sytuacji społeczności świata, w którym istnieje wiele nierówności, a coraz więcej osób jest odrzucanych» (Laudato si', 158), widzieć was tutaj jest darem. Jest darem, gdyż w osobach, które przemawiały, widziałem pragnienie dobra ojczyzny.

1. Gdy chodzi o pierwsze pytanie, z przyjemnością wysłuchałem tego, co powiedział młody człowiek, wyrażający troskę o to, aby społeczeństwo było środowiskiem braterstwa, sprawiedliwości, pokoju i godności dla wszystkich. Młodość jest czasem wielkich ideałów. Często mówię, że napawa mnie smutkiem widok młodzieńca emeryta. Ważne jest, abyście wy, młodzi — a jest przecież wiele młodzieży w Paragwaju — rozumieli, że prawdziwe szczęście osiąga się w walce o bardziej braterski kraj. I dobrze, że wy, młodzi, widzicie, że szczęście i przyjemność nie są synonimami. Szczęście, radość to jedno... a przelotna przyjemność to co innego. Szczęście buduje, jest mocne, tworzy. Szczęście wymaga zaangażowania i oddania. Jesteście zbyt ważni, by iść przez życie jakby w «znieczuleniu». Paragwaj ma mnóstwo młodych ludzi i to jest wielkie bogactwo. Dlatego sądzę, że pierwszą rzeczą, którą należy uczynić, jest unikanie tego, aby siła, to światło zgasły w waszych sercach, oraz przeciwstawianie się coraz powszechniejszej mentalności, która uważa za bezużyteczne i bezsensowne dążenie do rzeczy, które mają wartość: «Nie, daj spokój... nic się nie da zrobić». Natomiast sposób myślenia, który chce wyjść poza to, uważa się za absurdalny. Trzeba walczyć o coś, o kogoś. To jest powołanie młodzieży. Nie bójcie się ryzykować na boisku. Grajcie czysto, grajcie z całym zapałem. Nie bójcie się dać z siebie tego, co najlepsze. Nie dążcie do kompromisów, aby uniknąć trudu i walki, nie przekupujcie sędziego.

Oczywiście nie prowadźcie tej walki sami. Próbujcie rozmawiać, korzystajcie z okazji, by słuchać o życiu, historii, opowiadań osób starszych i swych dziadków, bo jest w nich mądrość. Przeznaczajcie dużo czasu na słuchanie wszystkich dobrych rzeczy, których mogą was nauczyć. Oni są strażnikami tego duchowego dziedzictwa wiary i wartości, które kształtują naród i oświecają jego drogę. Znajdujcie pociechę również w sile modlitwy, w Jezusie, w Jego codziennej i stałej obecności. On nie zawodzi. Jezus kieruje wezwania poprzez pamięć waszego ludu, On jest sekretem, by wasze serce zawsze było radosne w poszukiwaniu braterstwa, sprawiedliwości, pokoju i godności dla wszystkich. Bo to może być zagrożeniem: «tak, tak — chcę braterstwa, sprawiedliwości, pokoju, godności», ale może to się obrócić w nominalizm, puste słowa. Nie. Sprawiedliwość, pokój i godność albo są konkretne, albo są niepotrzebne. Są budowane codziennie. A zatem pytam cię, młody człowieku, jak budujesz te ideały dzień po dniu i konkretnie? Nawet jeśli się mylisz, popraw to i idź dalej, ale konkretnie. Wyznam wam, że czasami irytuje mnie lub, wyrażając to mniej oględnie, rozwściecza słuchanie wzniosłych słów, bo kiedy zna się osobę, która mówi, chce się powiedzieć: ale z ciebie kłamca! Dlatego same słowa są niepotrzebne. Dlatego jeśli mówisz jakieś słowo, niech ono będzie dla ciebie zobowiązaniem, trudź się dzień za dniem, poświęcaj się, angażuj się.

Spodobał mi się wiersz Carlosa Miguela Gimeneza, który zacytował bp Adalberto Martínez. Myślę, że streszcza bardzo dobrze to, co chciałem wam powiedzieć: «[Marzę] o raju bez wojny między braćmi, bogatym w ludzi zdrowych na duszy i w sercu... i o Bogu, który błogosławi swe nowe Wniebowstąpienie». Tak, jest to marzenie i są dwie gwarancje, że po obudzeniu się będzie on rzeczywistością przez wszystkie dni, i że Bóg zostanie uznany za gwarancję naszej godności jako ludzi.

2. Drugie pytanie dotyczyło dialogu jako środka służącego tworzeniu projektu kraju, który włącza wszystkich. Dialog nie jest łatwy. Istnieje też dialog teatralny, to znaczy robimy próbę przedstawienia, odgrywamy dialog, a następnie rozmawiamy w dwójkę, a o tym, co było przedtem, zapominamy. Dialog prowadzi się w sposób otwarty. Jeśli w dialogu nie mówisz rzeczywiście tego, co czujesz, co myślisz, i nie wysilasz się, aby wysłuchać drugiej osoby i skorygować to, co myślisz, by się skonfrontować, to ten dialog jest bezużyteczny, to tylko atrapa.

Jest również prawdą, że dialog nie jest łatwy, trzeba przezwyciężyć wiele trudności, a niekiedy wydaje się, że się upieramy, żeby jeszcze go utrudnić. Aby prowadzić dialog, konieczna jest mocna podstawa, tożsamość. Mam na myśli na przykład nasz dialog, dialog międzyreligijny, w którym ze sobą rozmawiają przedstawiciele różnych religii. Spotykamy się co jakiś czas, omawiamy różne punkty widzenia, ale każdy mówiący bazuje na swej tożsamości: ja jestem buddystą, ja ewangelikiem, ja jestem prawosławny, ja jestem katolikiem. Każdy wyraża swoją tożsamość, nie podaje jej w wątpliwość.

A więc do prowadzenia dialogu konieczny jest ten zasadniczy fundament. A jaka jest tożsamość kraju? Mówimy o dialogu społecznym, o miłości do ojczyzny. Najpierw ojczyzna, a potem moje sprawy. Najpierw ojczyzna! To jest tożsamość. I bazując na niej, rozpoczynam dialog. Jeśli będę dialogował bez tożsamości, taki dialog jest bezużyteczny. Poza tym dialog zakłada kulturę spotkania i wymaga jej od nas. Spotkania, które potrafi uznać, że różnorodność jest nie tylko dobra, ale niezbędna. Jednorodność nas unicestwia, czyni nas automatami. Bogactwem życia jest różnorodność, dlatego punktem wyjścia nie może być: «ja będę dialogował, ale on nie ma racji». Nie, nie, nie możemy zakładać, że druga osoba się myli. Ja idę z tym, co moje, i będę słuchał tego, co mówi drugi, czym wzbogaca mnie drugi i jak pomaga mi zrozumieć, że nie mam racji, i co mogę dać innemu — to jest droga tam i z powrotem, ale z sercem otwartym, bo jeśli zakładam, że drugi się myli, to lepiej iść do domu i nie próbować dialogu, nieprawdaż? Dialog jest dla dobra wspólnego, a dobra wspólnego szuka się wychodząc od naszych różnic, zawsze dopuszczając możliwość nowych alternatyw, a zatem szuka się czegoś nowego. Gdy jest prawdziwy dialog, zawsze kończy się on (wybaczcie mi to słowo, ale używam go w znaczeniu pozytywnym) nowym porozumieniem, w którym wszyscy wyraziliśmy zgodę co do czegoś. Są różnice? Odkładamy je na bok, na później, ale w tym punkcie lub punktach, co do których porozumieliśmy się, zobowiązujemy się i bronimy tego. Jest to krok naprzód, to jest kultura spotkania. Prowadzenie dialogu to nie rokowania. Rokowania to próba uzyskania «swojej działki». Zobaczymy, jak wezmę swoją; nie, to nie dialog, nie trać czasu, jeśli idziesz z takimi zamiarami, szkoda czasu. Należy szukać dobra wspólnego dla wszystkich, wspólnie dyskutować i myśleć nad najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich. Często ta kultura spotkania przeradza się w konflikt, to znaczy — widzieliśmy teraz wspaniały balet, wszystko było skoordynowane, łącznie z orkiestrą, która była prawdziwą symfonią akordów, wszystko przebiegało dobrze. Ale w dialogu nie zawsze jest tak, jak w tym doskonałym balecie i w skoordynowanej orkiestrze. W dialogu bywa konflikt, i jest to logiczne i spodziewane, gdyż jeśli ja myślę w jeden sposób, a ty w inny i się konfrontujemy, to powstaje konflikt. Nie musimy się bać. Nie musimy ignorować konfliktu, przeciwnie — mamy go zaakceptować. Jeśli nie akceptujemy konfliktu — «O nie, boli mnie głowa. Niech on idzie do domu ze swoją ideą, a ja zostanę przy mojej» — nigdy nie będziemy mogli prowadzić dialogu.

Oznacza to, że należy przyjąć konflikt, rozwiązać go i przemienić w ogniwo nowego procesu (por. Evangelii gaudium, 227). Zaczynamy dialogować, jest konflikt, akceptuję go, rozwiązuję i jest to ogniwo nowego procesu. Ta zasada będzie nam bardzo pomagać. «Jedność jest ważniejsza niż konflikt» (tamże, 228). Konflikt istnieje, trzeba go przyjąć, trzeba starać się go rozwiązać na tyle, na ile jest to możliwe, ale mając na celu osiągnięcie jedności, która nie jest jednorodnością, lecz jednością w różnorodności. Jest to jedność, która nie likwiduje różnic, ale przeżywa je w komunii dzięki solidarności i zrozumieniu. Próbując zrozumieć argumenty drugiej osoby, wsłuchując się w jej doświadczenia, jej pragnienia, będziemy mogli zobaczyć, że w znacznym stopniu są to wspólne dążenia. I to jest podstawa spotkania: wszyscy jesteśmy braćmi, dziećmi jednego Ojca niebieskiego, i każdy ze swą kulturą, swoim językiem czy swymi tradycjami ma wiele do ofiarowania wspólnocie. A czy jestem gotów to przyjąć? Jeśli jestem gotów to przyjąć i tak prowadzić dialog, wówczas siadam i go rozpoczynam, a jeśli nie jestem gotów, to lepiej nie tracić czasu. Autentyczne kultury nigdy nie są zamknięte w sobie — umierają, jeśli zamykają się w sobie, umierają — ale są powołane do spotykania się z innymi kulturami i do tworzenia czegoś nowego. Gdy poznajemy historię, spotykamy tysiącletnie kultury, których już nie ma, przestały istnieć z różnych powodów, ale jednym z nich jest zamknięcie się w sobie. Bez tego zasadniczego założenia, bez tej podstawy braterstwa bardzo trudno będzie rozpocząć dialog. Jeśli uważa się, że są osoby, kultury czy sytuacje drugiej, trzeciej, czwartej kategorii, to z pewnością pójdzie źle, bo po prostu brakuje minimum — uznania godności drugiej osoby. Bo nie ma kategorii trzeciej, drugiej czy czwartej, wszyscy mamy taką samą godność.

3. A to daje mi punkt wyjścia, by odpowiedzieć na niepokój wyrażony w trzecim pytaniu: trzeba słuchać z radością wołania ubogich, aby budować społeczeństwo bardziej włączające. To ciekawe: egoista się wyklucza. A my chcemy włączać. Pamiętacie przypowieść o synu marnotrawnym, tym synu, który poprosił ojca o swój majątek, wziął wszystkie pieniądze, roztrwonił je i na koniec, gdy stracił wszystko, i bolał go z głodu żołądek, przypomniał sobie o swoim ojcu, a ojciec na niego czekał. To jest obraz Boga, który zawsze na nas czeka i gdy widzi, że wracamy, obejmuje nas i wydaje ucztę. Tymczasem drugi syn, ten który został w domu, gniewa się i sam się wyklucza. «Nie chce być z tymi ludźmi, postępuje dobrze, jestem człowiekiem wykształconym, studiowałem na takim i takim uniwersytecie, należę do takiej a takiej dobrej rodziny, więc nie mieszam się z nimi». Nie należy wykluczać nikogo, ale też samemu się nie wykluczać, gdyż wszyscy potrzebujemy wszystkich. Podstawową kwestią w pomaganiu ubogim jest sposób, w jaki ich postrzegamy. Podejście ideologiczne jest bezużyteczne, prowadzi do wykorzystania ubogich w służbie innych interesów osobistych lub politycznych (por. Evangelii gaudium, 199). Ideologie są zgubne, są bezużyteczne, ideologie mają niepełne, chore lub złe więzi z ludem, nie troszczą się o lud. Zauważcie, do czego w minionym stuleciu doprowadziły ideologie, przeradzając się w dyktatury. Myślą za lud, nie dają myśleć ludowi. Lub — jak powiedział pewien przenikliwy krytyk ideologii, kiedy mu powiedziano: «Tak, ale oni mają dobrą wolę i próbują robić różne rzeczy dla ludu...». «Tak, tak, wszystko dla ludu, ale nic z ludem!» To właśnie są ideologie. Aby skutecznie pomagać ludziom, trzeba przede wszystkim naprawdę troszczyć się o jednostki, doceniać ich dobroć. Lecz prawdziwe dowartościowanie wymaga gotowości do uczenia się od nich. Ubodzy mogą wiele nas nauczyć, w zakresie człowieczeństwa, dobroci, ofiarności i solidarności. My, chrześcijanie, mamy poza tym ważny powód, aby kochać ubogich i im służyć: ponieważ widzimy w nich oblicze i ciało Chrystusa, który stał się ubogi, aby nas ubóstwem swoim ubogacić (por. 2 Kor 8, 9). Biedni są ciałem Chrystusa. Kiedy ludzie przychodzą do spowiedzi, często zadaję im pytanie — teraz nie mam tak wielu możliwości spowiadania, jak wcześniej w diecezji, ale pytam: Czy pomaga pan innym?». «Tak, tak, daję jałmużnę». «A proszę powiedzieć, gdy daje pan jałmużnę, czy dotyka pan ręki osoby, której ją daje, czy też rzuca pan monetę i już?». To są sposoby postępowania. «Czy gdy daje pan jałmużnę, patrzy w oczy czy odwraca wzrok?». To jest pogardzanie ubogim. To są ubodzy. Zastanówmy się. To człowiek jak ja. Jeśli przeżywa zły okres z wielu powodów: ekonomicznych, politycznych, społecznych czy osobistych, to przecież ja mógłbym być na jego miejscu i mógłbym pragnąć, aby ktoś mi pomógł. A poza pragnieniem, aby ktoś mi pomógł, jeśli jestem w tym miejscu, mam prawo do szacunku. Trzeba szanować ubogiego. Nie wykorzystywać go jak przedmiot, by obmyć się ze swych win. Trzeba uczyć się od ubogich na podstawie tego, co mówią, rzeczy, które mają, wartości, które mają. A my, chrześcijanie, mamy jeszcze ten powód, że są oni ciałem Jezusa.

Oczywiście, kraj bardzo potrzebuje wzrostu gospodarczego, tworzenia bogactwa i tego, by docierało ono do wszystkich obywateli, bez wykluczania nikogo. Jest to konieczne. Wytwarzanie tego bogactwa winno mieć zawsze na celu dobro wspólne wszystkich, a nie tylko nielicznych. I tu trzeba stawiać sprawę bardzo jasno. «Kult starożytnego złotego cielca (por. Wj 32, 1-35) znalazł nową i okrutną wersję w bałwochwalstwie pieniądza i w dyktaturze ekonomii bez ludzkiej twarzy» (Evangelii gaudium, 55). Osoby odpowiedzialne za rozwój gospodarczy mają za zadanie czuwać nad tym, aby miał on zawsze ludzką twarz. Rozwój gospodarczy musi mieć zawsze ludzką twarz. Mówimy «nie» gospodarce bez twarzy! W ich rękach jest możliwość ofiarowania pracy wielu osobom, a tym samym dania nadziei licznym rodzinom. Zarabianie na chleb, zapewnienie dzieciom dachu nad głową, opieki zdrowotnej i oświaty — to zasadnicze wymiary godności ludzkiej, a dla przedsiębiorców, polityków, ekonomistów muszą być wyzwaniem. Proszę was, abyście nie ulegali bałwochwalczemu modelowi gospodarczemu, który potrzebuje składać istoty ludzkie w ofierze na ołtarzu pieniądza i zysku. Na pierwszym miejscu w gospodarce, w przedsiębiorstwie, w polityce musi być osoba i środowisko, w którym żyje.

Paragwaj słusznie jest znany na świecie z tego, że był ziemią, na której rozpoczęły się Redukcje — jedno z najciekawszych w historii doświadczeń ewangelizacji i organizacji społecznej. Ewangelia była tam duszą i życiem wspólnot, w których nie było głodu ani bezrobocia, analfabetyzmu ani ucisku. To doświadczenie historyczne uczy nas, że dziś także możliwe jest społeczeństwo bardziej ludzkie. Doświadczyliście tego w przeszłości tutaj. To jest możliwe. Gdy jest miłość do człowieka i wola służenia mu, można stworzyć warunki, aby wszyscy mieli dostęp do niezbędnych dóbr, bez odrzucania nikogo. W każdej sytuacji szukajcie rozwiązań na drodze dialogu.

Na czwarte pytanie odpowiedziałem mówiąc o gospodarce, która jest całkowicie podporządkowana osobie, a nie pieniądzowi; pani biznesmenka mówiła też o ograniczonej skuteczności pewnych dróg, wspomniała o jednej z nich, o której mówiłem w Evangelii gaudium: o nieodpowiedzialnym populizmie, prawda? Wydaje się, że to podejście jest bezowocne. I są inne teorie... Co zrobić? Sądzę, że to, co mówiłem o gospodarce z ludzką twarzą, może zainspirować odpowiedź na to pytanie.

Odnośnie do piątego pytania, myślę, odpowiedzią jest to, co powiedziałem o kulturach. A więc istnieje kultura oświecona, jest to kultura dobra i oczywiście trzeba ją szanować. Dziś na przykład podczas występu baletu grana była muzyka należąca do wysokiej i dobrej kultury. Lecz istnieje też inna kultura, która ma taką samą wartość, kultura ludów tubylczych, różnych plemion, kultura, którą ośmielam się nazwać — ale w dobrym znaczeniu — kulturą ludową. Ludy mają swą kulturę i tworzą swą kulturę, to jest ważne dla kultury w najszerszym znaczeniu tego słowa; kultura to nie tylko studia, umiejętność słuchania koncertu lub czytanie ciekawej książki, ale kultura to mnóstwo rzeczy. Mówiliście na przykład o tkaninie z Nandutí — to jest kultura. Kultura zrodzona przez lud. To na przykład. Są też dwie rzeczy, o których chciałbym wspomnieć przed zakończeniem. Są tu obecni politycy, jest tu prezydent Republiki, więc chcę to powiedzieć po bratersku. Ktoś mi powiedział: «Słuchaj, taki a taki został uprowadzony przez wojsko, zrób coś». Nie mówię, czy to jest prawda czy nie, czy to jest słuszne czy nie, ale jedną z metod, stosowanych przez ideologie dyktatorskie ubiegłego wieku, o których niedawno wspominałem, było pozbywanie się ludzi przez skazywanie na wygnanie lub osadzanie w więzieniu, a w nazistowskich lub stalinowskich obozach zagłady pozbywano się ich przez śmierć... Aby była prawdziwa kultura ludu, kultura polityczna i dobra wspólnego, potrzebne są szybkie i przejrzyste postępowania sądowe. Nie są potrzebne żadne inne strategie. Jasny, przejrzysty wymiar sprawiedliwości. To pomoże nam wszystkim. Nie wiem, czy tutaj istnieje to, czy nie, mówię to z całym szacunkiem. Powiedziano mi o tym, gdy tu wchodziłem, dowiedziałem się o tym tutaj. I żebym wstawił się za kimś — nie wiem, nie usłyszałem dobrze nazwiska. Jest też jeszcze jedna sprawa, o której również gwoli uczciwości chcę powiedzieć: metodą, która nie daje wolności osobom i nie pozwala im odpowiedzialnie budować społeczeństwa, jest szantaż. Szantaż zawsze jest formą korupcji. «Jeśli to zrobisz, zrobimy ci to i zniszczymy cię». Korupcja jest chorobą, gangreną ludu. Na przykład, żaden polityk nie może pracować i pełnić swej funkcji, jeśli jest szantażowany przez działania korupcyjne. «Daj mi to, daj mi tę władzę, a jeśli nie, zrobię ci to lub tamto...» Dzieje się tak we wszystkich krajach na świecie, i jeśli lud chce zachować godność, musi się uwolnić od szantażu. Mówię o problemie powszechnym.

I kończę. Z wielką radością patrzę na tak wielką liczbę i różnorodność stowarzyszeń, zaangażowanych w budowanie coraz lepszego i coraz bardziej kwitnącego Paragwaju. Jeśli jednak nie ma dialogu, to bezużyteczne. Jeśli istnieje szantaż, to bezużyteczne. Ta wielka liczba grup i osób jest jak wielka symfonia, w której każdy ma swoją specyfikę i własne bogactwo, ale wszyscy dążą do ostatecznej harmonii. Liczy się harmonia. I nie bójcie się konfliktu, ale rozmawiajcie i szukajcie rozwiązań.

Kochajcie swoją ojczyznę, swych współobywateli, a przede wszystkim kochajcie najuboższych. W ten sposób dacie światu świadectwo, że inny model rozwoju jest możliwy. Jestem przekonany, ze względu na waszą historię, że macie największą siłę, jaka istnieje: swe człowieczeństwo, swą wiarę i swą miłość. Te cechy ludu paragwajskiego wyróżniają was wśród narodów świata.

Proszę Dziewicę z Caacupé, naszą Matkę, aby opiekowała się wami, strzegła was i wspierała wasze wysiłki. Niech wam Bóg błogosławi. I módlcie się za mnie. Dziękuję.

[Po wysłuchaniu śpiewu młodzieży]

Rada na pożegnanie, przed błogosławieństwem: najgorsze, co może się przydarzyć każdemu z was, gdy stąd wyjdziecie, jest myślenie: «Dobrze Papież powiedział temu, tamtemu, jeszcze innemu...». Jeśli ktoś ma pokusę, by tak myśleć — bo taka myśl często przychodzi, również mnie, ale trzeba ją odrzucić — niech powie: «Do kogo Papież to powiedział?». «Do mnie». Każdy, kimkolwiek jest: «Do mnie».

I zachęcam was do odmówienia modlitwy do naszego wspólnego Ojca, wszyscy razem, każdy w swoim języku: Ojcze nasz...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama