Wspólnotowy, awspólnotowy, antywspólnotowy

O pojmowaniu wspólnoty w duchowości pallotyńskiej

Kilka tygodni temu wikary parafii St. Otmar z St. Gallen zaprosił mnie na kawe do siebie. Jako młody chłopak ukończył Gimnazjum prowadzone przez księży Pallotynów w Gossau. Tam też spotkał po raz pierwszy pallotynów. Innym razem będąc studentem teologii na Uniwersytecie w Innsbrucku trafił na pallotynów którzy prowadzili inne gimnazjum w Lucernie. Zaraz po maturze zastanawiał się również nad wstąpieniem do pallotynów, ale później zmienił zdanie. Ponieważ przez cały rok byłem prefektem w internacie należącym do Friedberg Gimnasium nasza rozmowa odbywała się na temat charyzmatu pallotyńskiego.

Maksymalizm, wspólnotowość -hasła transparentowe, które niewielu potrafi ująć w jakiekolwiek ramy, czy też zdefiniować. Podczas naszej rozmowy Beat Grögli podsunął mi dosyć oryginalną teorię dotyczącą wspólnotowości. Jeżeli ludzie mieszkają razem to mówimy, że mieszkają wspólnie, że jest wspólnotowość. Ale niekoniecznie, ludzie mogą mieszkać wspólnie, a nigdy siebie nie poznać i byłby to raczej marny dowód na istnienie wspólnoty. Innym modelem mogłaby być wspólnota osób pracujących na odległych parafiach lecz regularnie spotykająca się ze sobą. Osoby te mogłyby razem tworzyć wspólnotę dzielącą się doświadczeniami, problemami i radościami, niczym rodzina która pracuje w ciągu tygodnia a mająca czas na wspólne spotkanie, czy posiłek. Wspólnota wówczas mogłaby być zakorzeniona w sercach tych osób, a dzięki jej "pielęgnacji" byłaby wspaniałym dowodem dla innych, że żaden z duszpasterzy nie jest pozostawiony sam swoim problemom. Nie wystarczy bowiem powiedzieć, że: jest nam razem fajnie podczas gdy nikt nie jest w stanie zdefiniować pojęcia "fajnie". Wspólnota z prawdziwego zdarzenia ukazuje postronnym osobom, że człowiek jest zakorzeniony w świecie realnym a nie w świecie marzeń. To inni ludzie mogą stanowić dla niego opokę, a nie jego prywatny świat iluzji.

Św. Wincenty Pallotti był kapłanem diecezjalnym, który chciał ukazać bogactwo i wartość wspólnoty. Jej dar i możliwości. Czy zatem księża diecezjalni, którzy spotykaliby się co jakiś czas na wspólną modlitwę, by dzielić się doświadczeniami z pracy, lub problemami jakie ich dotykają czerpaliby z charyzmatu św. Wincentego Pallottiego? Czy byliby zatem propagatorami wspólnotowości? Ktoś powiedział, że Pallotyni są księżmi diecezjalnymi mieszkającymi we wspólnocie. Czy zatem domy dla księży emerytów prowadzone przez diecezje, czy też plebanie na których mieszkają np. trzej księża byłyby źródłem wspólnotowości? Co więcej osoby świeckie żyjące lub pracujące wspólnie, również mieściłyby się w ramach pojęcia "wspólnota"? Myślę, że definicja wspólnotowości jest zawarta w słowach: "być człowiekiem dla człowieka", być pomocą dla drugiego a nie przeszkodą.

Według tej teorii łatwiej jest również zdefiniować słowo awspólnotowy. Człowiek awspólnotowy nie jest człowiekiem burzącym wspólnotę, jest człowiekiem samodzielnym lub obojętnym na wspólnotę. Wiele osób mocnych psychicznie jest w stanie samodzielnie rozwiązywać własne problemy, mając doświadczenie życiowe. Nie można od nich wymagać, by z każdym problemem biegali do innych i prosili o porady, gdyż tego nie potrzebują. Nie znaczy to jednak, że człowiek awspólnotowy burzy wspólnotę. Może on również dzięki swojemu doświadczeniu być podporą, pomocą dla wspólnoty. Taka możliwość istnieje przy założeniu, że wspólnota w której się ktoś taki znajduje nie jest hermetycznie zamknięta niczym "klan", ale kierowana szacunkiem dla drugiego człowieka, jest w stanie w nim odnajdywać dobro przydatne wspólnocie. Jeżeli mówimy, że człowiek jest odpowiedzialny za wspólnotę, to należałoby również i dodać, że wspólnota jest odpowiedzialna za jednostkę. Wspólnota, która miałaby za zadanie eliminowanie osoby kreatywnej zamiast mobilizowanie jej do działania na jej rzecz byłaby wspólnotą krótko mówiąc "chorą". Eliminowanie człowieka jest najprostszą możliwością, zrozumienie go już trudniejszą, a pokochanie czasami wydaje się wręcz nierealne. Najprościej jest osądzić drugiego człowieka, być może niewygodnego dla nas, ale czy to jest chrześcijańskie?

Inaczej przedstawiałaby się sprawa jednostki antywspólnotowej. Czyli burzyciela wspólnoty. Już od dawien dawna znana jest rzymska maksyma: Homo homini lupus est. Jest nim człowiek, który jest zagrożeniem nie tylko dla całej wspólnoty, ale i dla innego człowieka, egoista starający się przyporządkować wspólnotę do własnych celów, by następnie wykorzystać. Na pozór jest to prosty do stwierdzenia przypadek. Ale... tutaj pojawia się kolejne pytanie, co robi wspólnota by pomóc tej osobie? Eliminacja jednostki jak już wcześniej nadmieniłem najprostszym sposobem, nota bene nie rozwiązującym problemu. Osoba uznana za antywspólnotową odchodzi od wspólnoty często rozgoryczona. I ma do tego prawo, jeżeli wspólnota nic nie zrobiła w kierunku tego by ją zrozumieć lub jej pomóc, a jedynie starała się udowodnić jej nieprzydatność dla wspólnoty.

To tylko rozmyślania dotyczące duchowości św. Wincentego Pallottiego. Być może są nietrafne lub błędne, ale może mają w sobie coś z prawdy. Niech te wolne przemyślenia, będą drugim spotkaniem z duchowością św. Wincentego Pallottiego.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama