Szukanie Prawdy i Sensu

Drogocenni w oczach Boga. Wszystko jest grą miłości (fragmenty)

Szukanie Prawdy i Sensu

Krzysztof Osuch SJ

DROGOCENNI W OCZACH BOGA
Wszystko jest grą miłości

ISBN: 978-83-277-0142-8
wyd.: Wydawnictwo WAM 2014

Wybrane fragmenty
Wstęp
Szukanie Prawdy i Sensu

Szukanie Prawdy i Sensu

Nasze światy

Na początek proponuję ćwiczenie — dla pamięci i  serca. Proszę przyjrzeć się kilku ostatnim dniom i spróbować je opisać... Już po chwili spostrzeżemy, że zadanie jest dość wymagające. Ileż rzeczy trzeba by sobie przypomnieć, a potem je nazwać... Niektóre wydarzenia i przeżycia trudno byłoby w miarę dokładnie nazwać. W  każdym razie mielibyśmy naprzeciw siebie wiele wydarzeń i całą gamę uczuć o różnej barwie i intensywności: od smutku po wielką radość, od przygnębienia po uszczęśliwiające uniesienia itp. Dojrzelibyśmy wiele uczuć pozytywnych i  być może tyleż samo negatywnych... A gdyby tak kazano nam, w kolejnym ćwiczeniu, ogarnąć całe swoje życie, z niezliczonymi przeżyciami, relacjami i powiązaniami... Czy w taki sposób zyskalibyśmy głębokie poznanie siebie? Chyba nie, ale (jakoś) poczulibyśmy, że nasze osobowe światy są ogromne, dość skomplikowane i wręcz tajemnicze, w pewnym sensie nieprzeniknione.

Po wejrzeniu w  siebie trzeba by zdać sobie sprawę z  tego, że obok nas żyją jeszcze inni ludzie... Są oni do nas podobni i zapewne równie skomplikowani, tajemniczy i wielcy. Istotnie, każda osoba to świat wielki i fascynujący! A przy tym zagadkowy, tajemniczy.

A gdyby popatrzeć jeszcze szerzej i  ogarnąć ludzką rodzinę, z  całą jej historią pełną niezliczonych dokonań, a  także dramatycznych konfliktów i problemów, to stanęlibyśmy wobec ogromu, który przerósłby nas pod każdym względem! To wręcz niemożliwe, by to wszystko poznać i ogarnąć, a jeszcze trudniej byłoby ustalić, jaki ostateczny sens ma historia złożona z następujących po sobie pokoleń, cywilizacji... A nade wszystko pojawiłoby się to „świdrujące” pytanie: czy te miliardy osobowych istnień wiedzą, skąd wyszły i dokąd podążają? Czy te wędrujące rzesze ludzi pojawiają się na ziemi jedynie na podobieństwo trawy, drzew i ptaków, czy też „o niebo” przerastają wszystko, co jest wokół?

Głód Sensu — źle potraktowany

Jeśli się nieco zatrzymujemy i wyciszamy (czy też „coś” , ku naszemu zaskoczeniu, zatrzymuje nas w  biegu), to odczuwamy, doświadczamy wielkiego pragnienia: by odkryć i wypowiedzieć Sens zarówno własnego życia, jak i całej ludzkiej historii! Chcemy poznać znaczenie tego wszystkiego, w czym uczestniczymy i co czynimy! Jeśli człowiek nie odkryje (tchnącego nadzieją) znaczenia tego, co czyni z własnej woli czy na zasadzie zaakceptowanej konieczności, to wcześniej czy później popaść musi w  przygnębienie, smutek, a nawet rozpacz... No, chyba że ktoś konsekwentnie aplikuje sobie środki znieczulające. Najczęściej bywa tak, że to usłużna cywilizacja — dziwnie (bez)interesownie — zabiega o utrzymywanie ludzkich mas w ciągłym biegu i pośpiechu, na powierzchni życia, z dala od pytań poważnych i dramatycznych. Niestety, wykreowany przez nas świat — oprócz niewątpliwie pożytecznych zdobyczy
— ma w swej ofercie także coraz więcej środków znieczulających (a może i ogłupiających) w postaci rozbuchanej rozrywki i sztucznie stwarzanych potrzeb i ich zaspokojeń.

Chyba się nie pomylimy, twierdząc, że są dwa, zasadniczo różne, sposoby radzenia sobie z  głodem Sensu. Jeden polega na tym, że człowiek zostaje przymuszony (rzadko otwarcie, częściej w wyniku wyrafinowanej manipulacji), a bywa, że sam świadomie decyduje się na to, by zrezygnować z poszukiwania Sensu swojego życia. Wbrew pozorom nie jest to łatwy sposób istnienia; trzeba ciągle coś robić, by tłumić w sobie dojmujący głód Sensu! Żeby dać radę znosić takie życie bez-Sensu, to trzeba dokonać na swej osobowej głębi fatalnej operacji. Człowiek musi wmówić sobie (niekoniecznie i nie zawsze całkiem świadomie), że jego ludzkie życie jest czymś mało znaczącym, znikomym, niemal banalnym i nieodwołalnie uwięzionym w kręgu ulotnej doczesności...

A po tym fatalnym zabiegu narzuca się ta oto konieczność. Człowiek namiętnie szuka tego, co jednak jakoś go zadowoli (ucieszy, nasyci, zaspokoi). Człowiek zredukowany w samorozumieniu doświadcza bezdennych głodów i żądz, które zwykle skierowują go ku posiadaniu rzeczy, ku intensywnym doznaniom, np. zmysłowych przyjemności czy zadowolenia czerpanego z zaszczytów, wiedzy, władzy itp. Niestety, rozwój zredukowanego człowieka prowadzi do muru, jakim jest poczucie zasadniczej pustki, rozczarowania przemijaniem, a są i gorsze skutki dokonanego wyboru. Świat osób pomniejszonych, pozbawionych zasadniczej podstawy swej godności i trwałego Sensu, staje się światem bezpardonowej rywalizacji, wzajemnej nieufności, podejrzliwości, nieustannej walki, wyniszczania. Usługi oddawane człowiekowi przez prostackie lub wyrafinowane ideologie, negujące Boga Stwórcę i transcendentny charakter ludzkiej osoby, ponoszą klęskę wraz z marniejącymi osobami, które im ślepo i naiwnie zawierzyły.

Ważą się losy

Obecny moment dziejów jest szczególny. Po wielopłaszczyznowym kryzysie, gdy przyjdzie przełom, wszystko może się zdarzyć. Wciąż jeszcze, jako wyrodniejąca cywilizacja, możemy zawrócić z  drogi do katastrofy. Pole manewru jest coraz mniejsze. Może przyjdzie skądś impuls do poważnego zastanowienia, rozeznania i  obrania poprawnego kursu... Powinno nam dawać do myślenia także to, że przez całe wieki i  tysiąclecia wielkie kultury, zakorzenione w  wielkich tradycjach religijnych, dostarczały ludziom minimum odpowiedzi, które chroniły przed popadnięciem w  bezsens, beznadzieję i  śmiercionośne rozprzężenie. Człowiek rozumny (niezmanipulowany i niezaślepiony pychą) długo, przez wieki, zdawał sobie sprawę z tego, że jego osobowa wyjątkowość ma swe umocowanie i wyjaśnienie poza nim — w Kimś od niego nieskończenie większym! Na taką mądrość pozwalał się zdobyć po prostu rozum. Swoje fundamentalne odkrycia wyrażał prosto lub zawile i niejasno, ale Grunt pod nogami był zapewniany. (A nie jakaś tam — dziś panosząca się jako bałamutny trend — totalna dowolność i  wmawianie, że wszystko, co jest, ma za swą „rację” (za)istnienia... radykalną nicość). Twarze wielu współczesnych powinien by oblać wielki biblijny wstyd, gdy tylko zechcieli spostrzec, że przez minione wieki ludzie pielęgnowali „motywy życia i  nadziei”, patrząc jednocześnie prosto w  twarz swej przygodności, radykalnym ograniczeniom i zagrożeniom różnorakim złem (fizycznym i moralnym) oraz samej śmierci!

Czasy, w  których żyjemy, dostarczają wielu powodów do zadumy, troski, a  nawet trwogi. Jednak, jako chrześcijanie, zawsze mamy o wiele więcej powodów do radości. Także do dumy i poczucia godności. Czasy mogą być najbardziej burzliwe, niepewne i grożące globalnymi wstrząsami. To prawda. W pewnym jednak sensie jest to tylko burza w szklance wody, gdyż od strony Boga nic się nie zmienia. Jego wszechmocna dłoń panuje nad wszystkim, a zbawcza wola podąża niezmiennie w jedną stronę: ku ocaleniu swego umiłowanego arcydzieła — człowieka. A ujmując rzecz nieco inaczej, możemy powiedzieć, że Ten, który dał nam rozum i wpisał w nas głód zrozumienia (i uchwycenia sensu), subtelnie nas naprowadza, daje niezliczone znaki swej miłosnej i troskliwej Opatrzności. Oglądamy to wszystko w  świętej Historii Zbawienia Narodu Wybranego! Ta Historia ma „zaprogramowane” — a  dokładniej odwiecznie przewidziane i  w czasie objawione — dwa szczytowe wydarzenia: Pierwsze i Drugie Przyjście Wcielonego Syna Bożego!

Jezus — nasza Światłość i Sens

Mamy to szczęście, że nasze dzieje pomieszczone są pomiędzy Wcieleniem Syna Bożego i Jego Paruzją. W ciągu dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa przeszło przez ziemię wiele pokoleń, które umiały pięknie i pogodnie, radośnie i z wdzięcznym sercem poznawać Jezusa Chrystusa. Umiały kochać Go ze wszystkich sił i z Nim, w Jego stylu, ufnie podążać do Domu Ojca.

Mocno wierzący w Boże Objawienie mogą powiedzieć, że to nic, iż Szatan znów, jak na początku w raju, rzuca straszny cień podejrzenia na Stwórcę i Jego nieodwołalną Miłość do swych stworzeń. Oczywiście, jest to bardzo smutne, iż zdegenerowany geniusz Antychrysta ma swoje sukcesy w postaci tych, którzy jak on posuwają się do wątpienia i negowania istnienia Stwórcy. To zatrważające, iż inteligentne umysły, ukąszone i zatrute jadem „węża”, same pędzą i  innych próbują zagnać w  przepaść „dekonstrukcji” — rozkładu nie tylko zasad moralnych, ale i całej rzeczywistości jako takiej! Ten proces degeneracji i degrengolady dokonuje się od paru wieków, a w ciągu ostatnich stu lat właśnie wierzący w Boga doświadczali na sobie wyjątkowo brutalnych działań dwóch potwornych totalitaryzmów. Niestety, pyszne samouwielbienie człowieka, wciąż na nowo podsycane przez „zabójcę i kłamcę od początku”, zawsze sprzęga się z nikczemnym lekceważeniem i pogardą wobec Stwórcy! Takie akty stworzonego ducha same w sobie są potworne i odrażające, jednak najbardziej poszkodowany zawsze okazuje się człowiek, wielkie ludzkie rzesze. Jedni drugim — przystępując do dzieła diabła — gotują straszny los w postaci wojen, prześladowań, eksterminacji, poniżeń i  przymuszania, by demoniczne insynuacje i  kłamstwa uznać za konieczny warunek ludzkiej wolności, rozkwitu i szczęścia.

I mocno wierzący, i ci, którzy codziennie błagają: „Panie, przymnóż mi wiary” — wszyscy uradujmy się tym, że Jezus Chrystus, a  także przez dwa tysiące lat niosący Jego Orędzie Kościół, jest znakomitym przewodnikiem ku Pełni Prawdy o człowieku! Wciąż jeszcze trwająca (może nawet pogłębiająca się) duchowa zima, która skuwa serca wielu „wielkich” tego świata — skończy się na pewno. Bóg mówi nie tylko morzu i oceanom: Dotąd, nie dalej!

Radujmy się — oczywiście nigdy nie zapominając o świecie, do którego Chrystus wciąż nas posyła — że możemy codziennie, cierpliwe i pokornie, przychodzić do Jezusa Chrystusa jako Tego, który rozświetla tajemnicę naszego istnienia. On rzeczywiście jest prawdziwą drogą do Życia (por. J 14, 6)! Na szaleństwa świata patrzmy, zachowując pokój serca. Jako chrześcijanie idący za Zmartwychwstałym Jezusem, jesteśmy zwycięzcami z definicji.

Rekolekcje ignacjańskie — bezcenna pomoc

Jeśli Jezus powiedział wierzącym w Niego, że mają być światłem dla świata i że nie wolno ukrywać światła pod korcem, to mnie wolno powiedzieć, że podobny obowiązek ciąży na wszystkich, którym dane było głębiej poznawać i  bardziej umiłować Jezusa Chrystusa w szkole Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli.

Knot świecy nie zapala się sam z siebie, lecz poprzez kontakt z czymś już płonącym. Podobnie jest z nami. Zapalamy się i płoniemy Boską Miłością jedynie dzięki bliskiemu zetknięciu, dzięki kontaktowi z Jezusem Chrystusem. Rekolekcje ignacjańskie — na każdym z czterech etapów (tzw. tygodni), trwających na ogół po osiem dni — wprowadzają właśnie w coraz bliższy i pełniejszy kontakt z Jezusem! To kontakt z Chrystusem jest najważniejszy, rozstrzygający. Jest tak dlatego, że w  Nim spotykamy najpełniejszą wypowiedź Boga o  Nim Samym. Jest to zarazem najważniejsza wypowiedź Trójjedynego Boga o  człowieku. Bóg Ojciec najdoskonalej wypowiada Siebie w Synu Przedwiecznym, który stał się Człowiekiem właśnie dla naszego zbawienia (jak wyznajemy to w Credo)!

Jezus jest Pełnią Bożego Objawienia. Z tej Pełni możemy wziąć wszystko, co Bóg tak hojnie przygotował i pragnie udzielać! Jednak z owej Pełni nie da się wziąć wszystkiego — naraz. Również nie da się brać wielkich darów Bożych — jakkolwiek (by nie powiedzieć byle jak)! Święty Ignacy, sam długo prowadzony za rękę przez Boga i wychowany na mistrza, dzieli się w czasie rekolekcji tym, co sam od Boga otrzymał. Po mistrzowsku usposabia rekolektanta do przyjmowania „łaski po łasce”. Dokonuje się to w pewnym porządku, który z „góry” zstępuje3. Przyjmując program rekolekcji, wczytując się w Uwagi wstępne do Ćwiczeń duchownych — okazujemy naszą dobrą wolę, cierpliwość i pokorę w otwieraniu się na Pełnię Dobra i Prawdy zaofiarowanej nam w Jezusie Chrystusie.

W postawach właściwych rekolekcjom ignacjańskim chcemy też naśladować, zwłaszcza tuż po Bożym Narodzeniu, klimat duchowy Nazaretu i Świętej Rodziny. Ojciec Święty Paweł VI, rozmyślając nad wymową Nazaretu, nauczał przed laty, żeby pobierać zeń przede wszystkim lekcję milczenia. „Niech się odrodzi w nas szacunek dla milczenia, tej pięknej i niezastąpionej postawy ducha. Jakże jest nam ona konieczna w naszym współczesnym życiu, pełnym niepokoju i napięcia, wśród jego zamętu, zgiełku i wrzawy. O milczenie Nazaretu, naucz nas skupienia i wejścia w siebie, otwarcia się na Boże natchnienia i słowa nauczycieli prawdy; naucz nas potrzeby i wartości przygotowania, studium, rozważania, osobistego życia wewnętrznego i modlitwy, której Bóg wysłuchuje w skrytości” (Liturgia Godzin, Urocz. Świętej Rodziny, s. 379).

Zwieńczeniem rozważania niech będzie spojrzenie, za sprawą Liturgii Słowa, na Heroda i św. Jana. Herod jawi się jako człowiek powodowany żądzą władzy i tego wszystkiego, co ta władza mu zapewnia. Widać w nim również okropny strach! — Czy ktoś potrafi wyprowadzić go z wielkiego błędu i udręki?

Święty Kwodwultdeus tak wczuwa się w odczucia Heroda i daje mu parę dobrych rad: „Trwoży się Herod, kiedy Mędrcy zwiastują mu narodziny Króla, i by nie utracić królestwa, chce zgładzić Dziecię; a przecież gdyby w Nie uwierzył, nie potrzebowałaby się lękać na ziemi i życie wieczne stałoby się dla niego wiecznym panowaniem. Czemu więc trwożysz się, Herodzie, słysząc o narodzinach Króla? Nie przychodzi On, by cię pozbawić panowania, lecz by pokonać szatana. A tego nie rozumiesz, więc się lękasz i srożysz. Chcesz zgładzić Tego jednego, którego poszukujesz, i  stajesz się okrutnym mordercą wielu dzieci” (LG, Boże Narodzenie, s. 1018). Fatalny błąd Heroda niech nam służy za przestrogę. Nie lękajmy się Króla, który stał się słabym, bezbronnym Dziecięciem, by w taki sposób jak najdelikatniej uprzystępnić nam Miłość Boga Ojca! Ta Miłość pragnie uwolnić nas całkowicie od wpływu Szatana! Ta Miłość pragnie uwolnić nas od grzechu i śmierci. Mocno i wielce obiecująco mówi o tym św. Jan.

Nowina, którą usłyszeliśmy od Jezusa Chrystusa i  którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w  ciemności, kłamiemy i  nie postępujemy zgodnie z  prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu. Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki. Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca — Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata (1 J 1, 5 — 2, 2).

Częstochowa, 28 grudnia 2012 r.

3 Więcej o wyjątkowości metody i dynamiki Ćwiczeń duchownych napisałem w książce Przyjdę niebawem w rozdziale zatytułowanym Wolność od święta i na co dzień, s. 101-112.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama