W poszukiwaniu zagubionego ciała: żyć według ducha

Zaproszenie do refleksji nad własnym stosunkiem do ciała i cielesności (2)

W poszukiwaniu zagubionego ciała: żyć według ducha

Mario Antonelli

W poszukiwaniu zagubionego ciała

Zaproszenie do refleksji

Wydawnictwo Jedność 2006



II

ŻYĆ WEDŁUG DUCHA

Caro salutis cardo. (Ciało jest podstawą zbawienia)
Tertulian

Złowrogi głos, który zwodzi sumienie

Złowrogi głos, który zwodzi sumienie, to głos słyszany przez wszystkich, modulowany na tysiące odcieni w zaułkach i na placach, ogłuszający niekiedy również w kościołach...

To czarujący głos, który czyha także na sumienie tych, którzy czynią postępy, a niekiedy kuleją, w „życiu duchowym"...

Złowrogi głos, który mami sumienie, dobrze wie, jak osaczyć tych, którzy przyjmują Ducha Jezusowego i jak odwrócić ich kroki...

Głos z akcentem szatańskim. W tym znaczeniu, że staje na drodze, którą kroczysz, byś się potknął. Jest to głos nieprzyjazny dla wszystkich: chce zniekształcić pieśń miłości Boga i zachwiać ufność człowieka. Nie łudź się, że możesz go nie słuchać. W taki czy inny sposób słyszą go wszyscy. Za wszelką cenę trzeba stawić mu opór, rozbroić jego pudło rezonansowe, a przede wszystkim nauczyć się nasłuchiwania innych głosów, innego głosu.

Złowrogi głos, który porozumiewawczo puszcza oko do sumienia, wcale nie jest przykry: „Jeżeli chcesz, by powiódł się zamiar poznania Boga i pełnienia Jego woli, wznieś się ponad porządek ciała i materii; jeżeli chcesz wejść w komunię z Bogiem, porzuć obszary spraw życia, wymknij się sieci emocji i namiętności...". Wznieś się, porzuć, wymknij się... Ten głos jest przerażająco przebiegły. Chce cię przekonać, sprytnie podszywając się pod autentyczne echo głosu Jezusa. Zresztą czy to nie On zalecał swoim uczniom „brać krzyż", „zapierać się siebie" i „tracić życie"? I oto złowrogi i groźny głos mówi ci, że zaparcie się siebie oznacza pomijanie czy cenzurowanie wszystkiego, co cielesne i materialne, w czym przejawia się twoje życie...

No tak, podszycie się udało! Trudno zdemaskować ten głos w tym zręcznym i upartym wykorzystywaniu słów Jezusa i samego Jego imienia. Czy jednak życie chrześcijańskie nie przypomina od czasu do czasu o tej czujności, która ma demaskować bożków religijnego „rozsądku"? Czy nie powinniśmy być wyćwiczeni przez zastępy świętych do starannego tropienia, i to z oburzeniem, szatańskich głosów, które podają się za głos Jezusa? Gdybyśmy tylko zechcieli uczyć się od tych zastępów ludzi, którzy rozpowszechniali prawdziwy głos Jezusa, moglibyśmy przynajmniej przestrzec naszych młodszych braci przed tymi fałszerstwami.

Złowrogi głos, który zwodzi sumienia, jest bardzo stary. Od niepamiętnych czasów, krążąc po zawiłych szlakach sumień, zgarniał ofiary, i to bardzo liczne. I będzie je jeszcze zagarniał. Ostrzeżono nas nawet, że tak będzie aż do końca, aż do rozdzielenia, które uzna dobro sprawiedliwości i będzie opłakiwać zło niesprawiedliwości, aż do tego czasu kąkol będzie rósł razem z pszenicą.

Złowrogi głos, który zwodzi sumienia, porwał mężczyzn i kobiety, otumanił ich kielichem lęku i poczucia winy. Wielu przekonał i każdego chce przekonać, że całe piękno życia może być uczczone przed Bogiem pod warunkiem unikania świata i tak zwanych jego ułud, pod warunkiem spoglądania z wyniosłością (bardziej nawet niż z pogardą) na „sprawy życia": podstawową percepcję przyjemności i cierpienia, zróżnicowane odczuwanie w obrębie porządku uczuć, namiętności, w których przejawia się troska o wszystkie relacje. Dlaczego daliśmy się przekonać temu głosowi? Czy zdołamy stawić mu jakiś opór?

Złowrogi głos, który zwodzi sumienia, jest stary: słyszysz go? Możesz podsłuchać jego najbardziej klasycznych przykładów w rachunku sumienia czy w jakiejś spowiedzi: „Jeżeli więc chodzi o życie duchowe... czyli o modlitwę, lectio dMna, przystępowanie do sakramentów, krótko mówiąc o to, co się odnosi do relacji z Bogiem, sprawy mają się tak a tak..." No więc, słyszysz ten stary głos? Przekonał cię - na nieszczęście! - zarażając sobą już od matczynego łona także ciebie. Tak, bo już od łona matki dociera do ciebie z ust Boga pieśń miłości, a stary złowrogi głos chce ją unicestwić od samego początku.

Ten stary złowrogi głos zapewnia cię, że życie duchowe to tylko to, co odnosi się do „wnętrza", to „duch", który przeżywa święte związki z Bogiem.

A przeżywa je w odpowiednich miejscach (w kościele, w przystrojonym na świątynię pokoju), w odpowiednim czasie (nabożeństwa i modlitwy), w odpowiednich relacjach (z sakralnymi przedstawicielami religii - duchownymi bądź osobami „świątobliwymi").

Zatem dla kogoś „duchowego" ciało jest martwe: lepiej, żeby zniknęło, gdyż jest przeszkodą dla życia „duchowego". Owszem, zezwala się ciału na pewne pokazanie się, w jasno określonych relacjach, określonym miejscu i czasie, kiedy duch mniema, że się zagłębi, by zawiązać święte więzy z Bogiem. Tam możesz towarzyszyć pewnym niezdarnym ruchom ciała (niektórzy poczuwali się nawet do obowiązku napisania o ciele w czasie liturgii, o ciele na modlitwie itd.); tam, na terenie kościoła, podczas nabożeństwa i modlitwy, w relacjach z sakralnymi przedstawicielami władzy Boga.

W innych, zwyczajnych przestrzeniach życia, w codzienności swoich dni i nocy, w podstawowych relacjach, jakie stanowią o twojej wolności, ciało wydaje się zwolnione z obowiązku nawiązywania komunii z Bogiem; co więcej, ono tylko zastawia sidła na tę relację i tylko jej szkodzi. Zatem należy na nie patrzeć podejrzliwie. „To kwestia tylko duszy" - podpowiada złowrogi głos - kwestia duszy, która tylko od czasu do czasu skupia się w świętych miejscach. A między jednym a drugim świętym czasem ciało błąka się zagubione, bez duszy i bez przewodnika, nawiedzając miejsca, gdzie Bóg jakby już nie mieszkał, tzn. pokój i ulicę, biuro i kuchnię. Jakże znany jest ten złowrogi głos!

Ten glos ma w sobie coś nieprzyjaznego. Toteż z serca musi się unieść błaganie za wszystkich, gdyż wszyscy potrzebują tego pojednania: miedzy ciałem a jego duszą, miedzy duszą a jej ciałem, między skończonością swego życia a dobrą sprawą, dla której się żyje. Wszyscy, chociażby nawet potajemnie, oczekują tego pojednania niczym wejścia do ziemi obiecanej, niczym radości paschalnego poranka; wszyscy, wszyscy zrozpaczeni, „ci, którzy błędnie uśmiercają ciało, by już nie słyszeć jego duszy". Ale o wiele więcej jest tych, którzy oddychają przekonaniem, że można słyszeć duszę, porzucając ciało. Ileż to ma sukcesów złowrogi głos!

Jezu,

dla tych, co utracili rozsądek

i zasady rozumu,

dla tych, których prześladuje

surowe milczenie męczenników,

dla tych, którzy nie potrafią krzyczeć,

bo nikt ich nie słucha,

dla tych, którzy nie znajdują innego uciszenia

krzyku niż słowo,

dla tych, którzy zaklinają świat,

aby ich już nie niszczył,

dla tych, którzy oczekują na znak miłości,

a on nie nadchodzi,

dla tych, którzy błędnie

uśmiercają ciało,

by nie słyszeć więcej jego duszy.

Krótko mówiąc,

dla tych, którzy umierają w Twe imię,

otwórz wielkie bramy raju

i pokaż im, że Twoja ręka

była świeża i aksamitna,

aksamitna i świeża

niczym każdy kwiat,

i może oni, zbyt odważni,

nie zrozumieli, że milczenie było Bogiem,

i czuli się prześladowani

tym milczeniem,

które było tylko obłokiem pieśni.

(A. Merini, Ciało miłości. Spotkanie z Jezusem)

 

Stara herezja

Wkrótce po tym, gdy Jezus przyszedł, by wszystko uczynić nowym, stanowczo sprzeciwiając się staremu złowrogiemu głosowi, wkrótce po tym, jak ogłosił, „nowe życie" (życie według Ducha Bożego!), oto wśród tych, którzy je przyjęli i pozwolili się ogarnąć urokowi Ewangelii, zaczyna odżywać stary głos: jedną z pierwszych herezji w dziejach chrześcijaństwa jest duchowość gnostycka. Duchowość ta wykazała zadziwiającą długowieczność, a jej podstawowa myśl jest następująca: wachlarz uczuć i wątek relacji muszą pozostać obce chrześcijańskiemu życiu; jego doskonałość zakłada odważne zerwanie ze światem. Krótko mówiąc, nie można się brukać sprawami światowymi.

Głównym punktem ciężkości tej herezji (stary złowrogi głos) jest alternatywa między życiem chrześcijańskim a zakresem uczuć. Doskonałość chrześcijańską ściśle wiązano z odrzuceniem porządku stworzonego przez życie i z ucieczką od nagannej światowości: zawsze trzeba unikać „nieczystego" związku mężczyzny z kobietą, a co najwyżej znosić zawsze „brudną" dynamikę rodzenia, unikać zawsze „brudnego" uczestnictwa w życiu społeczeństwa itd. Im bardziej unikasz tych obszarów, im bardziej uważasz je za niezgodne ze statusem chrześcijanina, tym bardziej wzrastasz w doskonałej komunii z Bogiem: tak mówi stary złowrogi głos.

Zdecydowanie szersza, niż się wydaje, droga wyznaczona przez tę herezję łączy poszukiwanie wewnętrznej doskonałości z ucieczką od świata: to, co dotyczy ciała i świata, co się dokonuje we wszelkiego rodzaju więzach społecznych i dobrach materialnych, nie wchodzi w grę, nie ma żadnego znaczenia w przygodzie przeżywania relacji z Bogiem. Co więcej, ma znaczenie negatywne, wydaje się przeszkodą w osiągnięciu chrześcijańskiej doskonałości.

Krótko mówiąc, to dobrze, że dusza strząśnie z siebie ciężar ciała, że się od niego uwolni, jak ktoś się uwalnia od ciężkiego brzemienia czy jak ściąga za ciasne ubranie. Ciało i wszystko, co ma z nim związek, to dla duszy katastrofa, choroba. W ten sposób, ulegając takiemu rozumowaniu, życie chrześcijańskie narażało się na niebezpieczeństwo ukrywania się pod pozorami ascetycznej niechęci do świata, który postrzegano jako zdecydowanie godny pogardy. A ten resentyment zamieniał się (i nadal się zamienia, jakże się bardzo zamienia!) w pewną siebie i despotyczną twardość w wyzyskiwaniu ludzi i spraw. To stawianie się ponad sprawami i ponad relacjami powodowało, że traktowano łudzi i sprawy bez szacunku, rozporządzano wszystkimi i wszystkim. Naprawdę często ani o włos nie różni się swoiste wyrzeczenie się świata od „świętego" nadużycia wobec innych! A jeśli jest to trochę niejasne, to mamy na myśli pewne kanony relacji między duchowieństwem a świeckimi, pewne strategie „misyjne", gdzie dominacja nad innymi zawsze zastawia sidła na piękno relacji ewangelicznych. Doprawdy niekiedy „wyrzeczenie się świata" i „nadużycia wobec innych" idą ze sobą w parze.

 

Żyć według Ducha

Caro salutis cardo. Ciało jest podstawą zbawienia.

Nigdy nie zdołamy wystarczająco podziękować Ojcom Kościoła, którzy nieugięcie bronili prawdy Ewangelii przed niebezpieczeństwem tej gnostyckiej duchowości. Co jest przeciwne duchowi? Ciało? Nie, nie ciało, lecz odrzucenie ciała, zamknięcie ciała: to jest przeciwne autentycznemu duchowi człowieka i jest przeciwne Duchowi Bożemu. Potwierdzali to Ojcowie Kościoła, kategorycznie przypominając, że podstawą zbawienia jest ciało...

...że ciało Jezusa ratuje człowieka od niszczącego kłamstwa nieprzyjaciela i od lęku przed Bogiem, wprowadzając go w nowy świat pokoju z Bogiem;

...że ciało Jezusa jest nie tylko prawdziwe, ale stanowi o prawdzie ciała ludzkiego, które w końcu jest

posłuszne tchnieniu Ducha Bożego; w przeciwnym razie, gdyby nie było prawdziwym ciałem, jak mogłoby prawdziwie cierpieć i jak by nas wybawiło od niesprawiedliwości powodującej wszelkie cierpienie?

...że „zaparcie się siebie i branie krzyża", ów warunek komunii z Jezusem, nie jest równoznaczny z lekceważeniem spraw życia czy spoglądaniem na nie z pogardą, ale oznacza zaprzestanie ubóstwiania wszelkich rzeczy i samego siebie - traktowanie wszystkiego i siebie zgodnie ze stwórczą mądrością Ojca;

...że zbawienie człowieka leży nie w ucieczce od ciała i od świata, ale w ciele przemienionym na obraz ciała Chrystusowego oraz w świecie oświecanym i ożywianym przez te nowe ciała;

...że „horyzont uczuć" i „życie chrześcijańskie" nie tylko nie są sprzeczne z sobą, ale że życie chrześcijanina jest horyzontem uczuć w jego boskich cechach radości i cierpienia, w całej zawartej w nim obietnicy, według Jezusowego stylu;

...że życie według Ducha to nie dezercja ze świata, lecz zamieszkiwanie go w całej jego rozciągłości, we wszystkich strapieniach, z przyzwoleniem, aby kierował nim i przemieniał je Duch Święty, który prowadził Jezusa w Jego życiu radosnej relacji z Bogiem Ojcem, na pustyni i na morzu, na górze i na równinach, w łonie matki i w otchłani dziejów, w łonie Ojca;

...że „życie chrześcijańskie" nie oznacza usunięcia się z codziennej egzystencji, ale przeżywanie jej wraz ze wszystkimi bodźcami i emocjami, przyjemnościami i cierpieniami, nienawiścią i zakochaniem, związkami rodzinnymi, ciężarami i radościami, przechodzeniem różnych okresów, ze splotami cywilizacyjnymi, chaosem społecznym i odpowiedzialnością ekonomiczną itp. i realizowanie jej w radosnym i ufnym posłuszeństwie Ojcu.

To jest zbawienie, to jest chwała Boża, najwyższa cześć Boża; Bóg się tym przyobleka - życiem, życiem człowieka, gdyż to właśnie życie odpowiada tożsamości Ojca, który zawsze rodzi nowe życie. A my, zwiedzeni starym złowrogim głosem, czasami okrywaliśmy je hańbą... i to nieraz „w Jego imię", na nieszczęście!

Chwałą Boga jest żywy człowiek (św. Ireneusz).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama