Propaganda Ewangelii

O autentycznej wierze i przemianie życia nie tylko osobistego, ale i społecznego - rozmowa z Dominikiem Tarczyńskim, reżyserem filmu "Kolumbia. Świadectwo dla świata"

"Tryby" nr 2/2012


Dominik Tarczyński, Michał Wnęk

Propaganda Ewangelii

Z Dominikiem Tarczyńskim, reżyserem filmu „Kolumbia. Świadectwo dla świata”, który to film jest manifestem wiary katolickich Kolumbijczyków i zdobywcą I nagrody na Międzynarodowym Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów Niepokalanów 2011 rozmawia Michał Wnęk.

Propaganda Ewangelii
Ja jako Polak pojechałem do kraju, który jest głównym producentem kokainy, jest formalnie w stanie wojny domowej, a który staje się świadectwem dla katolickiej Polski Jana Pawła II i św. Faustyny Kowalskiej. Bo nie o państwowość tu chodzi, a o świadectwo!

Czym zajmuje się Pan zawodowo?

– Z wykształcenia jestem prawnikiem. Moje magisterium pisałem w katedrze kryminologii, a temat pracy dotyczył zjawiska zwalczania sekt. Obecnie jestem doktorantem na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego i tam opracowuję również zagadnienie związane z sektami. Można powiedzieć, że jest to przedłużenie zakończenia studiów. Marzy mi się, aby ta praca była obywatelskim projektem zmiany ustawy o związkach wyznaniowych w Polsce. Dążę do uregulowania przynajmniej w niewielkim stopniu stanu prawnego, bo ten obecnie obowiązujący, ułatwia sektom funkcjonowanie i tworzenie się. Jeżeli chodzi o mój rozwój naukowy to właśnie idę w tym kierunku. Oprócz tego od paru lat pracuję w mediach. Przez ostatnie trzy byłem związany z Telewizją Polską, najpierw jako dyrektor TVP w Kielcach, później jako dyrektor w oddziale w Centrali na Woronicza. Wcześniej przez pięć lat mieszkałem Londynie, tam też pracowałem w Polskim Radiu – najpierw jako prezenter, później jako szef informacji.

Jest Pan reżyserem filmu opowiadającego historię Kolumbii. Dlaczego akurat ten kraj Pan wybrał?

– Nie wybrałem. Często podkreślam na wielu spotkaniach, że był to przypadek. Osobiście wierzę, że dzięki Bożej Opatrzności się tam znalazłem i mogłem zarejestrować to świadectwo. Bo „Kolumbia – świadectwo dla świata” nie jest filmem i nie można go tak traktować. Opowiadając o nim, staram się unikać terminologii związanej z kinem. Dlatego też, wysyłając tą produkcję na Międzynarodowy Festiwal w Niepokalanowie, nawet na niego nie pojechałem. Nie sądziłem, że to świadectwo cokolwiek zdobędzie, a już na pewno nie marzyłem o pierwszym miejscu. I co się okazało? Wygrał. Myślę sobie, że to nie moje zdolności filmowe – bo w tej dziedzinie jestem amatorem – a świadectwo otrzymało tę nagrodę.

Czym jest dla Pana Kolumbia jako państwo?

– Ten film w ogóle nie jest o Kolumbii, dlatego nie chciałbym się do niej odnosić jak do państwa. Można powiedzieć, że jest to obraz mówiący o sposobie myślenia, o obecności wiary w życiu człowieka zarówno w wymiarze osobistym, narodowym jak i państwowym. Kolumbia nie jest idealnym krajem, nie dysponuje perfekcyjnym systemem. Wręcz przeciwnie. Jest tam bardzo dużo problemów, nierówności i trudnych wyborów. Mogę jedynie odnieść się do tego, co zarejestrowałem, czyli słów, wydarzeń, których byłem świadkiem w Kolumbii. Widziałem wielką wiarę i oddanie się Bogu zarówno najważniejszych ludzi w państwie jak i zwykłych obywateli.

Dla kogo Kolumbia może być świadectwem?

– Wydaje mi się, że każdy może coś wnieść do swojego życia za przykładem tego państwa. „Kolumbię – świadectwo dla świata” pokazuję już pół roku. Prawie codziennie odbywają się prezentacje w różnych miejscach Polski. Ostatnio w Białymstoku pokaz zgromadził prawie dwa tysiące ludzi. Mówię o tym dlatego, że pomimo ogromnej liczby spotkań, ja w tym filmie cały czas odnajduję coś nowego, co mogę zestawić ze swoim życiem. Jak wymowna jest scena, kiedy prezydent Kolumbii mówi, że popełnia grzechy, jest słaby, ale jednocześnie twierdzi, że przez tą grzeszność ma świadomość bliskości z Bogiem. I podobnie jest ze mną. Może moje życie nie jest idealne, szczególnie teraz, kiedy przechodzę trudny okres, ale to świadectwo pomaga mi się nawracać. Mam nadzieję, że codzienne mówienie o tym świadectwie, o swojej słabości, o swojej wierze przybliża mnie do Boga. Myślę sobie, że Bóg wszystko dobrze poukładał w moim życiu i życiu naszego kraju. Ten film „rozpostarł skrzydła” dopiero teraz, mimo że zrealizowany został w 2008 r. Przez trzy lata kompletnie nikt się nim nie interesował. Wydaje mi się, że gdyby wtedy został rozpowszechniony, czyli zaraz po zakończeniu zdjęć, parę osób by się wzruszyło i poszło do domu. Ale teraz po 9 października 2011 r., wymiar tego filmu jest dla nas – Polaków potężny. Bóg wie, kiedy nawet najbardziej święte rzeczy powinny mieć miejsce w naszym życiu. Tak w wymiarze osobistym jak narodowym.

Jak zrodził się pomysł na realizację tego filmu-świadectwa?

– Otrzymałem zaproszenie od mojego przyjaciela poznanego we wspólnocie, której byłem członkiem w katedrze Westminster. Wszystko zaczęło się od tego, że przez przypadek spotkał się on z grupą modlitewną z Kolumbii. To od nich dowiedział się o rzeczach i cudownych wydarzeniach mających miejsce w ich w kraju. Wiedząc, że jestem człowiekiem mediów postanowił, że musimy tam pojechać, aby zarejestrować te wszystkie przypadki i pokazać je światu. Wtedy wydawało nam się, że jest to kraj zapomniany.

W filmie występują najważniejsze osoby: prezydent, przedstawiciele wojska, policji…

– Prymas – przedstawiciel Episkopatu. Wszyscy najważniejsi, jeżeli chodzi o władzę świecką i kościelną. Ale też zwykli ludzie.

Powiedział Pan, że Kolumbia nie jest łatwym krajem. Jak człowiek z Polski mógł dotrzeć do takich osób?

– To jest cud. Przygotowania odbywały się krok po kroku. Poznaliśmy ludzi ze wspólnoty, oni mieli znajomych w armii, jeden z żołnierzy znał oficera, oficer miał znajomego generała a generał znał kogoś w rządzie. Więc teoretycznie przez znajomych znajomego doszliśmy do najważniejszych ludzi w państwie. Ale takie rzeczy nie zdarzają się normalnie. Sam fakt, że spotkaliśmy tych ludzi już jest cudem a sytuacja, że doszło do wywiadu z najważniejszą osobą w państwie, czyli prezydentem tylko to potwierdza. W dniu, kiedy pojawiliśmy się w pałacu, wybuchł najpotężniejszy konflikt z Wenezuelą. Wszystkie światowe media mówiły, że wybuchnie wojna, a my byliśmy prawie pewni, że prezydent odwoła spotkanie, ponieważ musiał wylecieć poza kraj na negocjacje. Zadzwoniliśmy do asystentki, aby się upewnić, a ona stwierdziła, że absolutnie nie. Prezydent Uribe przyjedzie, żeby dać świadectwo swojej wiary.

Jak długo powstawał film?

– Prawie rok. Nakręcenie materiału trwało prawie dwa tygodnie. Dopiero potem zaczęła się prawdziwa praca. Dobieranie zdjęć, poszukiwanie odpowiednich materiałów, montaże, tłumaczenia – to wpłynęło na tak długi okres produkcji.

Czy to, że pochodzi Pan z ojczyzny Jana Pawła II sprawiło, że traktowano całą ekipę filmową wyjątkowo?

– Nie wydaje mi się. Oczywiście Ojciec Święty był wspominany bardzo często w naszych rozmowach, ale nie sądzę, aby nasza narodowość miała bezpośredni wpływ na podejście do nas.

Jeżeli nawiązaliśmy do Papieża, proszę powiedzieć, jak jest on traktowany w Kolumbii?

– Sądzę, że my – Polacy mamy z Kolumbijczykami wiele wspólnego. Po pierwsze, kochamy Matkę Bożą. U nich i u nas ta miłość do Maryi jest bardzo mocna. A drugą rzeczą jest miłość do bł. Jana Pawła II i ogromny szacunek. Myślę, że gdyby nie język można powiedzieć, że jesteśmy jednym narodem. Przez te dwa tygodnie czułem się jak w domu, pomimo że byliśmy po drugiej stronie kuli ziemskiej.

Trafiają się zarzuty, że ten film jest stronniczy. Pan przyznał, że słyszał także określenie „laurka rządu kolumbijskiego”.

– W filmach dokumentalnych pokazuje się rację obydwu stron. Ja nie poszukiwałem w tym świadectwie argumentów przeciw, dlatego że ja nie traktuję tego projektu jako dokumentu. W opisie, który wszędzie upubliczniłem napisałem, że jest to manifest wiary. Zarzut, że nie pokazałem drugiej strony, do której często się odnoszę – mowa tu o lewicowych bojówkach – jest po prostu nietrafiony.

Czy w takim razie można ten film nazwać propagandowym?

– Myślę że tak. Z całą pewnością propaguje on Ewangelię.

Ludzie w Ameryce Południowej postrzegani są za bardzo spontanicznych i okazujących radość. W środę popielcową nawet prezenterzy w TV mają nakreślony znak krzyża popiołem na czołach. Czy to nie przekłada się na pewnego rodzaju powierzchowność wiary?

– Tak samo jak Jan Paweł II przyjął Indian, którzy tańczyli przed nim w czasie Mszy św. podczas jego wizyt w Afryce, tak samo my musimy szanować lokalne tradycje związane z duchowością. Polacy często postrzegają Kościół katolicki przez pryzmat Polski, co jest bzdurą. Kościół powszechny jest tak cudowny, bogaty i wspaniały, że musimy go poznać. A my – z ubolewaniem muszę to stwierdzić – nie znamy go. Przykładem może być moje życie. Nawróciłem się w pogańskiej Anglii w 2003 r., gdzie ochrzczonych jest tylko 3 proc. ludzi.

Czy okres dwóch tygodni nie był za krótki, aby mieć prawidłowy odbiór tego państwa?

– Nie. Bo tu nie o Kolumbię chodzi, a o sposób myślenia. Nie pojechałem tam badać państwowości, tylko aby zarejestrować świadectwo najważniejszych ludzi w państwie. Na każdym pokazie powtarzam: wyobraźcie sobie, że słowa, które słyszycie wypowiada polski prezydent, polski szef sił specjalnych, szef MON-u czy generał policji! Chodziło o to, że ja jako Polak pojechałem do kraju, który jest głównym producentem kokainy, jest formalnie w stanie wojny domowej, a który staje się świadectwem dla katolickiej Polski Jana Pawła II i św. Faustyny Kowalskiej. Bo nie o państwowość tu chodzi a o świadectwo!

Mogę dopytać o Pana nawrócenie?

– To takie typowe nawrócenie Pawłowe. Ja byłem katolikiem-folklorystą, z tradycyjnej katolickiej rodziny. Przeżyłem jednak definitywne nawrócenie, ożywienie i moja świadomość się kompletnie zmieniła.

Czy to było jedno zdarzenie, czy musiał Pan do tego dojrzeć?

– To było jedno zdarzenie, żadnego dojrzewania. W jeden dzień, jedna modlitwa i Bóg mnie uwolnił od wszystkich nałogów. Kompletna przemiana fizyczna i duchowa.

Mówi Pan, że ten film opowiada o sposobie myślenia. Kogo?

– Osób, które zarządzają tym krajem oraz ludzi, którzy doprowadzili do tego, że zostali oni wybrani – czyli o Kolumbijczykach.

Czy Kolumbia jest krajem bezpiecznym?

– Tak.

Czemu więc mają służyć opancerzone samochody, ochrona i policja podczas przejazdów po dżungli?

– Kolumbia jest krajem – podobnie jak miasta Nowy Jork czy Warszawa – w którym trzeba umieć się poruszać. Jest państwem bezpiecznym w porównaniu z tym, co miało miejsce jeszcze kilka lat temu. Wiadomym jest, że jeżeli pójdziemy w Warszawie na Pragę-Południe, to można się „przewrócić”, w Brooklynie w Nowym Jorku nocą nawet policjanci się nie pojawiają. I każde państwo czy miasto ma takie miejsca, w które się nie chodzi. Tak samo jest w dżungli i na terenach odległych od dużych środowisk. Więc jeżeli ktoś mnie pyta, czy Kolumbia jest bezpiecznym krajem, to ja odpowiadam: tak.

Jakie są Pana plany zawodowe na najbliższą przyszłość?

– Do zrealizowania zostały mi jeszcze dwa filmy. Jadę na Węgry i tam będę przygotowywał materiał o tym, co dzieje się w tym kraju. Mam też zamiar spotkać się z premierem Orbanem. Rozpocząłem film dotyczący największego sanktuarium Maryjnego na świecie, byłem jakiś czas temu na Filipinach, żeby zarejestrować pierwsze zdjęcia, teraz lecę znowu, by móc pokazać progres tego projektu. Planuję także podróż do Rzymu, aby zrealizować trzecią część „Egzorcysty”, czyli mojej rozmowy z o. Gabriele Amorthem.

Dziękuję za rozmowę.



opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama