Modlitwa i ewangelizacja „po fatimsku”

Symetria modlitwy

Ranga, jaką objawieniom fatimskim przyznaje Kościół, wymaga poważnego ich potraktowania. Nie do przyjęcia są te postawy katolików, którzy całą sprawę załatwiają prostym przypomnieniem, że nie mają obowiązku dawać wiary objawieniom prywatnym, które i tak niczego nie dodają do Objawienia1. W ten sposób wyłączają się w jakimś stopniu ze wspólnoty z pasterzami Kościoła, którzy w orędziu sprzed wieku widzą prorocze wezwanie, które winno zostać podjęte. Z drugiej strony nie może być zgody na błędne próby integracji Fatimy z całością życia chrześcijańskiego, z którymi wydaje się mamy do czynienia w kościelnej praxis. Ba! Nierzadko w ogóle nie ma mowy o jakiejkolwiek próbie „wpasowania”, bo przesłanie z 1917 roku przyćmiewa wszystko inne. Zamiast interpretować objawienia prywatne w perspektywie Pisma Świętego, jak to uczynił kardynał Joseph Ratzinger w komentarzu do jednej z tajemnic fatimskich2, stawia się je ponad objawieniem publicznym. A gdy zostają sprowadzone do owego „odmawiajcie codziennie różaniec”, prowadzą do monopolizacji duchowości chrześcijańskiej.

Jak w takim razie wpisać Fatimę w całokształt życia ucznia Chrystusa? Prorocze orędzie nie może przekreślać dotychczasowego rozumienia życia chrześcijańskiego, ale należy mu jednak przyznać rolę duchowego „wstrząsu”, który wymaga przemyślenia tego, co do tej pory wydawało się oczywiste. Chyba przed największym wyzwaniem stoją odpowiedzialni wspólnot chrześcijańskich, zwłaszcza tych zaangażowanych w nową ewangelizację. Muszą oni jakoś odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób nie porzucając głoszonego chrystocentryzmu jednocześnie uwzględnić ten ruch Pana wysuwającego w obecnym czasie swoją Matkę na pierwszy plan. Nazbyt „oswojony” Bóg wymyka się kerygmatycznym ramom, a „ugłaskane” życie chrześcijańskie wymaga „maryjnej” metanoi. W niniejszym artykule chciałbym skupić się na dwóch elementach tego życia – modlitwie i ewangelizacji – które zobaczone z perspektywy Fatimy mogą ukazać się w jakimś nowym świetle.

Symetria w modlitwie dzieci fatimskich

Pierwszą sprawą, na którą moim zdaniem należałoby zwrócić uwagę w próbie integrowania objawień fatimskich z chrześcijańskim życiem, jest pewnego rodzaju symetryczność. Niemal w każdym przesłaniu, czy to anielskim czy maryjnym, wybrzmiewa symetria między oddaniem się Bogu przez wierzącego a modlitwą za niewierzących, czy też nawet wydaniem siebie dla zbawienia niewierzących, co zakłada nierozłączność modlitwy i ofiary. Już w czasie jednego z objawień anielskich (1916 rok) ukazujący się Anioł Pokoju nauczył dzieci modlitwy, w której uwielbieniu Boga towarzyszy „lustrzana” modlitwa wstawiennicza:

„O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie, ufam Tobie, kocham Ciebie. Proszę, byś wybaczył tym, którzy nie wierzą, którzy Cię nie uwielbiają, którzy Cię nie kochają, którzy Ci nie ufają”3.

Światło Fatimy wydobywa z modlitwy chrześcijańskiej podwójny aspekt, nierzadko zaniedbywany: modlitwa osobista, mimo że jest czasem osobistego face to face z Bogiem, musi obejmować również inne osoby, w tym zwłaszcza te będące z dala od Trójjedynego. Z tej perspektywy spójrzmy na objawienie publiczne i spróbujmy wydobyć z niego owo współistnienie wymiarów wertykalnego (relacja z Bogiem) i horyzontalnego (więź z ludźmi) modlitwy.

Jezus cały tak dla Ojca, jak dla ludzi

Czas przebywania na osobności przeznaczał Jezus na delektowanie się bliskością ukochanego Abba, a jednocześnie nie zapominał o nas, do których został przez Niego posłany. Wcielony w takim samym stopniu, w jakim jest Synem oddanym Ojcu, jest również Tym, którzy przyszedł „dla nas i dla naszego zbawienia”. W takiej mierze, co Ojca – kocha również ludzi. To jednoczesne bycie dla Boga i ludzi odsłania się np. w relacji Ewangelisty: „przez dzień nauczał Jezus w świątyni, wieczorem zaś wychodził i noce spędzał na górze zwanej Oliwną” (Łk 21, 37). Właśnie w modlitwie Jezusa dostrzec można ową „symetrię”: na ile jest z Ojcem, na tyle też służy ludziom. Stąd Jego modlitwa zawsze wiąże się z dziełem zbawienia4.

Być może najwyraźniej ten związek ukazuje się w epizodzie chrztu Jezusowego w Jordanie. „A gdy się modlił – relacjonuje Łukasz – otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie»” (Łk 3, 21-22). Jest znamienne, że najpotężniejsze odsłonięcie tożsamości Jezusa następuje wtedy, gdy Jezus przystępuje do chrztu razem z ludem. Czyli wtedy, gdy On, sam bezgrzeszny, utożsamia się niejako z grzesznikami. Ten sam jest Syn Boży i ten sam Baranek gładzący grzech świata (por. J 1, 29). Dopiero teraz, gdy rozpoczyna się publiczna działalność Chrystusa podjęta ze względu na zbawienie ludzi, zostaje nazwany przez Ojca Synem. Oznacza to jakieś najgłębsze z możliwych powiązanie synostwa z byciem posłanym do ludzi.

Kluczowe cechy modlitwy Jezusa można by scharakteryzować za biskupem Andrzejem Siemieniewskim następująco: modlitwa Wcielonego wynika z Jego zjednoczenia z Ojcem; pozwala Chrystusowi poznawać wolę Ojca i być jej posłusznym; treścią tej modlitwy jest nie co innego jak wypełnienie podjętego odwiecznie planu zbawienia ludzi. Konsekwentnie modlitwa uczniów Chrystusa winna cechować się paralelnymi wyznacznikami: będzie wynikać z wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem; ma być wyrazem pragnienia poddania się planowi Bożemu; winna dążyć do włączenia modlącego się w Boży plan zbawienia5.

Perychoreza modlitwy i apostolatu św. Pawła

Fatima, jeśli lokować ją w całości Objawienia, może przysłużyć się ponownemu odkryciu takiego rodzaju modlitwy, który można określić „modlitwą apostolską” (przejmuję określenie o. Jerzego Gogoli)6. Chodzi o to, by nie ograniczać się do osobistej relacji z Bogiem, lecz włączać w modlitwę inne osoby objęte tym samym przecież Bożym planem zbawienia wszystkich ludzi (por. Ef 1, 3-14). Ten osobisto-wspólnotowy rys charakteryzował modlitwę św. Pawła. W modlitwie tego wielkiego ewangelizatora stale byli obecni ci, którym zwiastował Ewangelię – za nich składał on dziękczynienie, za nimi się wstawiał u Boga, ich, noszonych we wnętrzu otwartym na Boga, niejako ofiarowywał Jemu nieustannie. „Dziękuję Bogu mojemu, ilekroć was wspominam – zawsze w każdej modlitwie, zanosząc ją z radością za was wszystkich” – pisał w Liście do Filipian i dodawał: „noszę was wszystkich w sercu…” (1, 4. 7)7.

Modlitwa apostolska zdaje się dobrze korespondować z jednej strony ze współczesną mentalnością pragnącą syntezować „bezczynność” modlitwy wewnętrznej z zewnętrzną aktywnością, z drugiej – z wezwaniem do nowej ewangelizacji. Wzorem wierzącego po mistrzowsku łączącego modlitwę i gorliwość apostolską jest oczywiście nie kto inny jak apostoł narodów. U tego mistrza modlitwy apostolskiej oba aspekty chrześcijańskiego powołania osiągają najwyższy poziom, przy czym, co ważne, wzajemnie się one posiłkują. Jeśli z jednej strony modlitwa apostoła wpływa na jego działalność, to z drugiej strony apostolat staje się pożywką dla modlitwy8.

Zadziwia u apostoła narodów równie intensywna zażyłość z Panem co więzy wspólnotowe z braćmi w Chrystusie. Miłość do Pana motywuje apostoła do głoszenia, ale z kolei miłość do ludzi, której wyrazem jest troska o ich zbawienie i wzrost w Chrystusie, staje się treścią modlitwy. Życie w Chrystusie wyraża się na zewnątrz, z kolei dzieło apostolskie umożliwia głębsze wnikanie w Paschę Pana, dzięki czemu jest możliwe:

„poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych” (Flp 3, 10-11).

Papież Franciszek o modlitwie i misji (z akcentem na „i”)

Do integralnego spojrzenia na modlitwę i ewangelizację wzywa papież Franciszek. Oczekuje on ewangelizatorów uległych Duchowi Świętemu, którzy modlą się i pracują (z naciskiem na „i”). Tacy ani nie ograniczają się do przeżyć mistycznych oderwanych od zaangażowania misyjnego, ani do działań duszpasterskich zaniedbujących duchowość przemieniającą serce. Zamiast tego rodzaju, jak je nazywa papież, dezintegrujących propozycji, które „okaleczają Ewangelię”, należy dbać o „wewnętrzną przestrzeń”: adorację Eucharystii, modlitewne spotkanie ze Słowem, kontemplowanie Boga, wstawiennictwo w modlitwie. Z kolei jednak Kościół mający „potrzebę oddychania płucami modlitwy”, nie może zatrzymać się jedynie na modlitwie, jeśli nie ma dojść do wypaczenia wiary chrześcijańskiej9:

„Jednocześnie «należy odrzucać pokusę duchowości skupionej na wewnętrznych, indywidualnych przeżyciach, którą trudno byłoby pogodzić z wymogami miłosierdzia, a ponadto z logiką Wcielenia». Jest w tym ryzyko, że chwile modlitwy staną się usprawiedliwieniem, by unikać zaangażowania w misję, ponieważ indywidualizacja stylu życia może skłonić chrześcijan do szukania schronienia w jakiejś fałszywej duchowości”10.

Jedyna odpowiadająca logice wiary chrześcijańskiej duchowość bierze pod uwagę sprawę zbawienia innych. Modlący się naśladując Syna Wcielonego łączy swoją osobistą modlitwę ze wstawiennictwem, a samej modlitwy nie rozdziela od zaangażowania apostolskiego. Być może trzeba by dopowiedzieć, że konieczne jest pewne rozróżnienie w rozłożeniu akcentów między modlitwą i apostolstwem. W tym jednym powołaniu do „modlitwy apostolskiej” niektórzy odnajdą się bardziej w modlitwie na rzecz apostolatu, a inni więcej w ewangelizacji (ale nigdy bez modlitwy). W każdym przypadku płodność apostolska będzie zasadzała się jednak na „rodzeniu” innych dla Chrystusa nie tylko dzięki przepowiadaniu Dobrej Nowiny, ale przede wszystkim przez modlitwę11, w tym wstawienniczą: „Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje” (Ga 4, 19)12.

Siostry Łucji „zasada życia” (coś więcej niż „styl życia”)

Drugim światłem fatimskim wydobywającym z cienia mocno zaniedbany element życia chrześcijańskiego jest wezwanie do złożenia ze swojego życia ofiary w intencji zbawienia grzeszników. Ten proroczy głos należy posłyszeć zwłaszcza tym ewangelizatorom, którzy ulegli złudzeniu, iż pojedyncze, mniej lub bardziej sztuczne akcje czy techniki ewangelizacyjne, zastąpić mogą miłość zdolną do złożenia ofiary. Jeśli we wspomnianym wyżej objawieniu anielskim akcent padł na syntezę uwielbienia Boga i wstawiennictwa za tymi, którzy Go nie znają, to już kolejna angelofania przynosi wezwanie do łączenia modlitwy z ofiarą:

„Co robicie? Módlcie się dużo. Serca Jezusa i Maryi chcą przez was okazać (światu) wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Największemu wasze modlitwy i umartwienia […]. Ze wszystkiego, co robicie, czyńcie ofiarę na zadośćuczynienie za grzechy, jakimi jest obrażany, i błaganie o nawrócenie grzeszników […]. Przyjmijcie i znoście zwłaszcza to cierpienie, które Pan wam ześle”13.

Podobnie w czasie pierwszego objawienia maryjnego (13 maja 1917 roku), Matka Boża zwróciła się z pytaniem do wizjonerki: „Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany i jako prośba o nawrócenie grzeszników?”. A kiedy usłyszała dziecięce fiat, dodała: „Będziecie więc musieli wiele cierpieć. Ale łaska Boża będzie waszą siłą”14. Sama Łucja tłumaczyła to wezwanie do cierpienia miłością, której nie wystarczy być szczęśliwym samemu, lecz która pragnie szczęścia również dla innych. Zaś dla zrealizowania tego nie dość się modlić, potrzeba jeszcze „tak” na Boże plany, w które będzie wpisane cierpienie, jako że miłość jest gotowa cierpieć (czy raczej współcierpieć z Ukrzyżowanym)15.

Odtąd Łucja będzie żyła w duchu poświęcenia wielu rzeczy dla sprawy najważniejszej; za kluczowy cel objawień fatimskich uzna nawrócenie ludzi. Ofiarowanie wyrzeczeń z miłości do Boga oraz ze względu na ratowanie grzeszników od piekła stanie się dla niej „zasadą życia”. Chodzi nawet o coś więcej niż „styl życia”, który ostatecznie dałby się może sprowadzić do jakiegoś rodzaju „pobożnego hobby” realizowanego „po godzinach”. „Mamy żywić – twierdziła zakonnica – te same pragnienia i doznawać takich samych cierpień jak Bóg zatroskany o zbawienie swoich umiłowanych dzieci”16. Wzorem Maryi, w której sercu zasada ta znajduje najdoskonalsze wypełnienie. Chodzi o jednoczenie się Kościoła oraz wszystkich jego członków z modlitwą i ofiarami Chrystusa dla dopełnienia dzieła odkupienia (por. Kol 1, 24).

Ofiara nieodłączna od służby zbawczemu planowi

Jeśli powołaniem każdego chrześcijanina jest złożyć siebie samego jako ofiarę żywą, to z kolei to „spalanie” się dla Boga może przybierać różne formy, które znajdą jednak swój wspólny mianownik w służbie realizacji Bożego planu zbawienia wszystkich ludzi. Dlatego nie tylko działanie misyjne, ale i modlitwa winny mieć właśnie ów ewangelizacyjny posmak. Za symbol tak życia, jak i modlitwy ucznia Chrystusa można przyjąć spalającą się świecę17. Albo, lepiej jeszcze, znicz, jako że stanowi znak wyraźniejszy umierania starego człowieka a zarazem płonięcia nowego stworzenia w rozumnej służbie Bogu i na rzecz ludzi:

„A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12, 1-2).

Anielsko-fatimskie „przyjmijcie i znoście zwłaszcza to cierpienie, które Pan wam ześle” wolno może odczytać i tak: kto pojął, do czego został powołany i wezwanie Boże potraktował całkiem „na serio”, temu nie będą zaoszczędzone trudy i cierpienia związane przede wszystkim z wypełnieniem przyjętej misji. Taki nie będzie musiał specjalnie szukać dodatkowych umartwień, czego może dowodzić doświadczenie świętego Pawła. Owszem apostoł zachęcał tych, którzy umarli dla grzechu (por. Rz 6, 11) do zadawania śmierci temu, co przyziemne w człowieku (por. Kol 3, 5) i krzyżowania swojego ciała z jego pożądaniami czy namiętnościami (por. Ga 5, 24), ale przede wszystkim samo życie podporządkowane woli Bożej umożliwiało mu nieustanne spalanie się w ofierze żywej, świętej i Bogu przyjemnej.

Jeśli Fatima zwraca uwagę na konieczność łączenia ofiary z modlitwą, a samą modlitwę ukierunkowuje na służbę zbawienia grzeszników, to z kolei apostoł Paweł ukazuje związek modlitwy z apostolatem, a ten łączy się nierozerwalnie z różnego rodzaju umartwieniami, cierpieniami i udręczeniami, słowem: umieraniem w Chrystusie. Odsłania się ten chyba rzadko podkreślany aspekt jego poświęconego życia w mowie, w której bronił swojego apostolstwa przed oskarżeniami tych, którzy odmawiali mu bycia sługą Chrystusa:

„Są sługami Chrystusa? Zdobędę się na szaleństwo: Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci. Przez Żydów pięciokroć byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagości, nie mówiąc już o mojej codziennej udręce płynącej z troski o wszystkie Kościoły” (2 Kor 11, 23-28).

Dla współczesnego chrześcijanina zaangażowanego w nową ewangelizację oznacza to wezwanie do poważnego potraktowania głoszenia Dobrej Nowiny. Wzorem s. Łucji i św. Pawła uczeń Chrystusa nie może traktować zleconej mu misji jako czegoś peryferyjnego, owszem ma ona stać się zasadą jego życia. Chrześcijanin to ten, który żyje dla zbawienia innych. Oczywiście że różnie to będzie wyrażało się „na zewnątrz” u każdego wierzącego, ale istota pozostaje niezmienna: kogo Pan wybiera do grona swoich uczniów, ten staje w służbie realizacji Bożego planu zjednoczenia wszystkich w Chrystusie jako Głowie (por. Ef 1, 10)18. „Nie mówmy już więcej – prosił Ojciec Święty Franciszek – że jesteśmy «uczniami» i «misjonarzami», ale zawsze, że jesteśmy «uczniami-misjonarzami»”19.

Rola Królowej Apostołów w ewangelizacji

W artykule starałem się podążać „wąską ścieżką” pomiędzy z jednej strony takim potraktowaniem objawień prywatnych, które przyćmiłoby objawienie publiczne, a z drugiej takim ich odczytaniem, które „pacyfikowałoby” proroczy ładunek orędzia fatimskiego. W tym celu założyłem jako pewnik dotychczasowe rozumienie powołania chrześcijańskiego, które z kolei zostało przez Fatimę oświetlone w taki sposób, że odsłoniły się mniej eksponowane aspekty życia ucznia Chrystusa. Mimo radykalnych wniosków, do jakich w ten sposób można było dojść, niepokoi wciąż pytanie o to, czy przesłanie z 1917 roku nie zostało i tak w jakiś sposób „ugłaskane”.

Wydaje się, że na koniec trzeba by jeszcze pójść wszystkim krok dalej, śladami samej Najświętszej Maryi Panny. Ona również miała już zrozumienie swojego powołania (być Dziewicą), kiedy angelofania wezwała Ją do radykalnego kroku, który z jednej strony nie zrywał z dotychczasowym Bożym prowadzeniem, a z drugiej stanowił istotną nowość (będziesz Matką Boga). Przekładając to na poruszone w tekście elementy życia chrześcijańskiego mogłoby to oznaczać, że zarówno w modlitwie, jak i ewangelizacji należałoby dokonać nowego otwarcia na Maryję. Fatima domaga się od chrystocentryków uwzględnienia roli Tej, która została powołana do bycia Matką Kościoła, w rodzeniu innych dla Chrystusa. Jak przez Jej otwarte Niepokalane Serce człowiekiem stało się Słowo, tak tą samą drogą rodzi się ono w duszach ludzkich20.



Sławomir Zatwardnicki
Tekst ukazał się w czasopiśmie „Homo Dei”
(2018) nr 1.



1 Por. Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei verbum, 4; Katechizm Kościoła katolickiego, 66-67.

2 Por. J. Ratzinger, III tajemnica fatimska – komentarz teologiczny, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/fatima_4.html (dostęp: 2017.09.02).

3 W. Łaszewski, Fatima. Stuletnia tajemnica. Nowo odkryte dokumenty 1915-1929, Warszawa 2015, s. 49.

4 Zwłaszcza u Łukasza został podkreślony ów związek. Można wyróżnić siedem głównych scen ilustrujących relację modlitwy z decydującymi momentami zbawczej misji: chrzest Jezusa w Jordanie (3, 21-22), wybór Dwunastu (6, 12-16), zapowiedź Męki i wyznanie Piotra (9, 18-21), przemienienie na Taborze (9, 28-36), nauka modlitwy (11, 1-4), modlitwa w Getsemani przed Paschą (22, 39-46) czy w końcu Jego śmierć (23, 44-46) – por. A. Siemieniewski, Do Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym – wprowadzenie w teologię duchowości, Wrocław 2007, s. 63-64.

5 Por. tamże, s. 64-65.

6 Por. J.W. Gogola, Teologia komunii z Bogiem. Synteza teologii duchowości, Kraków 2012, s. 289.

7 Modlitwa osobista łączy się u Apostoła Narodów ze wstawiennictwem do tego stopnia, że wstawiennictwo staje się modlitwą osobistą. Jak się okazuje, „wstawianie się za innymi nie oddala nas od prawdziwej kontemplacji”, a nawet więcej – obecny papież nie wahał się napisać, że „kontemplacja, która zaniedbuje innych, jest oszustwem”! – por. Franciszek, Adhortacja Evangelii gaudium (24.11.2013), 281.

8 Por. J.W. Gogola, dz. cyt., s. 289.

9 Franciszek, Evangelii gaudium, 262.

10 Tamże.

11 Tomasz z Akwinu zwracał uwagę na to, że nauczanie i głoszenie Słowa Bożego wypływa z kontemplacji – por. Summa Thologiae II-II, q. 188, a. 8.

12 W niezwykle przejmujący sposób tę rolę modlitwy w zbawieniu innych przedstawiono w „Regule życia Małych Braci od Jezusa”, wspólnoty zakonnej kontynuującej duchowość bł. Karol de Foucauld: „I wreszcie powinieneś się modlić, gdyż Jezus, nasz Odkupiciel, powołał cię do współuczestniczenia w dziele zbawiania dusz, i to nie tylko przez dźwiganie wraz z Nim krzyża, lecz i przez nieustającą modlitwę własną i włączanie się w Jego modlitwę w Ogrójcu. Na tobie spoczywa odpowiedzialność za dusze ludzkie – tej prawdy nigdy nie można przecenić. Pamiętaj zawsze, że modląc się z całej duszy, z całkowitym wyrzeczeniem się samego siebie, czynisz maksimum tego, co uczynić możesz, by zbawić i uświęcić tych ludzi, których los duchowy Jezusowi podobało się uzależnić od twej mizernej współpracy. Na tym polega jedno z największych zadań twego życia, którego nic i nikt na świecie nie może cię pozbawić ani w jego spełnianiu przeszkodzić” – cyt. za: R. Voillaume, Modlić się aby żyć, tłum. K. Górska, H. Flieger, Poznań 1987, s. 11-12.

13 W. Łaszewski, dz. cyt., s. 56-57.

14 W. Łaszewski, dz. cyt., s. 97.

15 Por. W. Łaszewski, dz. cyt., s. 104.

16 Por. W. Łaszewski, dz. cyt., s. 142-143 (parafraza) i 161 (cytat).

17 „Palącą się świecę trawi ogień, nie ma więc ona prawa wymagać, by pozostała w całości. Kto by stawiał taki warunek, dawałby poznać, że nie rozumie sensu centralnego aktu kontemplacji” – H.U. von Balthasar, Duch chrześcijański, tłum. Z. Włodkowa, Poznań 2013, s. 176, przypis nr 3.

18 Na ten element przejścia od egoistycznego poszukiwania prywatnego zbawienia do stanięcia w służbie całości wskazywał Joseph Ratzinger (por. O sensie bycia chrześcijaninem, tłum. J. Merecki, Kraków 2006, s. 54). Przy czym wizję bawarskiego teologa, według którego jesteśmy chrześcijanami właśnie ze względu na ten powszechny plan Boży podjęty w Chrystusie a zmierzający do przebóstwienia świata (a nie stajemy się wyznawcami Chrystusa dlatego, że bycie wierzącym gwarantuje zbawienie, a niewierzącym – zamyka bramy zbawienia), koryguje jednak Fatima przypominając o realnym zagrożeniu piekłem i przywracając tym samym „niemodną” dziś motywację głoszenia Dobrej Nowiny grzesznikom ze względu na realne zagrożenie wiecznym potępieniem.

19 Franciszek, Evangelii gaudium, 120.

20 Wydaje mi się, że Ratzinger w komentarzu teologicznym do III tajemnicy fatimskiej nie uwzględnił tego w wystarczającym stopniu. Mimo wszystko Kardynał złagodził owo prorocze „Moje Niepokalane Serce zwycięży” przenosząc punkt ciężkości z Tego szczególnego Serca Maryi na „serce otwarte na Boga i oczyszczone przez kontemplację Boga”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama