Św. Józefina Bakhita. Duma afrykańskiego Kościoła.

Fragment biografii

Św. Józefina Bakhita. Duma afrykańskiego Kościoła.

Marek Balon, reż. Giacomo Campiotti

Św. Józefina Bakhita.
Duma afrykańskiego Kościoła.

Dom Wydawniczy Rafael
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7569-401-7

Spis wybranych fragmentów
Ku wolności
Przygotowania do chrztu

Ku wolności

Od 1822 roku Sudan poddany był Egiptowi, który sam był formalnie jedną z prowincji imperium osmańskiego. Rządy mówiących przeważnie po turecku urzędników egipskich wywoływały niechęć miejscowej ludności. Pogłębiała to bezwzględna polityka fiskalna władz i nieliczenie się z potrzebami mieszkańców Sudanu. W czerwcu 1881 roku fanatyczny sudański islamista Muhammad Ahmad ogłosił się Mahdim, czyli wysłannikiem Allaha. W krótkim czasie zdobył wielu zwolenników, oznajmiając im, że Allah powierzył mu zadanie oczyszczenia islamu i obalenia rządów egipskich. Pod koniec 1881 roku wybuchło powstanie mahdystów, które w ciągu kilku lat objęło swym zasięgiem wszystkie regiony Sudanu. Mahdi ogłosił świętą wojnę przeciwko władzom turecko-egipskim i europejskim kolonizatorom.

Władze tureckie zaczęły stopniowo wycofywać swoje jednostki wojskowe z Sudanu. W 1882 roku rozkaz natychmiastowego powrotu do Turcji otrzymał też właściciel Bakhity. Ewakuując się z Kordofanu, sprzedał większość swoich niewolników. Zabrał ze sobą tylko dziesięciu, w tym również Bakhitę. W Chartumie okazało się, że tureckim oficerom nie wolno zabierać do ojczyzny czarnych niewolników, więc generał postanowił szybko wszystkich sprzedać.

Bakhita miała wtedy dopiero 13 lat, jednak trudy niewoli sprawiły, iż była nad wiek dojrzała. Pod wpływem doznanych cierpień hartował się jej charakter. Oblicze miała smutne i poważne, ale nie zamierzała użalać się nad swoim losem. Posiadała w sobie jakąś wewnętrzną siłę, która pozwalała jej przetrwać najcięższy okres niewoli. Mimo własnych cierpień, zawsze potrafiła szczerze współczuć i przejmować się losem innych, a kiedy tylko mogła, starała się pomagać najbardziej potrzebującym. W jej sercu nie było miejsca na nienawiść, nie życzyła śmierci swoim prześladowcom i nie szukała zemsty. To wszystko czyniło z niej osobę zupełnie wyjątkową, szczególnie na tle brutalnej, afrykańskiej rzeczywistości.

Bakhita zawsze w głębi ducha wierzyła w odmianę swego losu. Kiedy dowiedziała się w Chartumie, że będzie sprzedana, to z osobą nowego pana zaczęła wiązać duże nadzieje na lepszą przyszłość. I rzeczywiście, przeczucie ją nie zawiodło. Nowym właścicielem dziewczynki został włoski konsul Calisto Legnani. Tym samym po raz pierwszy trafiła ona do chrześcijańskiej rodziny.

Odmiana była radykalna. Bakhita przeżyła niespodziankę, widząc że osoba wydająca jej polecenia, nie bije jej batem, lecz, przeciwnie — traktuje z dobrocią i życzliwością. „Tym razem prawdziwie poczułam — czytamy w jej pamiętniku — że mam sporo szczęścia, ponieważ nowy pan był bardzo dobry i szczerze mnie polubił. Moje obowiązki sprowadzały się do pomagania pokojówkom w pracach domowych, nie byłam przy tym strofowana, bita, karana, choć ten pokój i spokój wydawał mi się prawie niemożliwy”.

W domu konsula spędziła prawie trzy lata. Zaznała tam spokoju, miłości i radości, choć w głębi serca odczuwała tęsknotę za własną rodziną, której nie miała już nigdy ujrzeć. Tymczasem powstanie Mahdiego miało coraz większy zasięg i na początku 1885 roku zaczęło zagrażać Chartumowi. Kolejni Europejczycy zaczęli opuszczać zagrożone miasto. W końcu i Legnani dostał polecenie powrotu do Włoch. Konsul nie wierzył w możliwość zdobycia miasta przez mahdystów i dlatego postanowił nie zabierać ze sobą całego majątku oraz służby. Bakhita miała jednak złe przeczucia i zaczęła błagać swego pana, by zabrał ją ze sobą. „Nie wiem dlaczego — pisze przyszła święta — ale kiedy usłyszałam o Italii, której piękna i czaru w ogóle nie znałam, w moim sercu zrodziło się gorące pragnienie, żeby tam pojechać z moim panem. Lubił mnie, dlatego ośmieliłam się go poprosić, żeby zabrał mnie ze sobą do Włoch. Wyjaśnił mi, że podróż jest bardzo długa i kosztowna. Jednak tak uparcie nalegałam, że w końcu ustąpił i się zgodził. Potem zrozumiałam, że sam Bóg tego chciał. A ja do tej pory pamiętam radość, którą wtedy poczułam”.

W drodze do Włoch towarzyszył im Augusto Michieli, bogaty wenecki kupiec, bliski znajomy konsula. W Suakin dowiedzieli się o upadku Chartumu. Dla obu Włochów wiadomość ta była prawdziwym szokiem i wprawiła ich w duże przygnębienie. Rozpaczali nie tylko z powodu utraty znacznego majątku, ale też martwili się losem wielu bliskich im osób, które zdecydowały się tam pozostać. Z późniejszych relacji dowiedzieli się, że mahdyści wymordowali w Chartumie większość przebywających tam Europejczyków oraz uprowadzili wszystkich niewolników. Bakhita zdała sobie sprawę, że cudem uniknęła straszliwego losu, a po latach, gdy była już dojrzałą chrześcijanką, zrozumiała, że to dobry Bóg czuwał nad nią w tamtych krytycznych dniach. „Gdybym tam została — napisała w swoim pamiętniku — na pewno też zostałabym porwana... Kto wie, co by się ze mną stało? Jakże jestem Ci wdzięczna, Panie, że po raz kolejny mnie ocaliłeś!”.

Po kilku tygodniach podróży statkiem dopłynęli do Genui. Czekała już tam na nich Maria Turina Michieli, żona przyjaciela konsula, która zaniepokojona informacjami z Sudanu z niecierpliwością wyglądała powrotu męża. Pani Maria z ciekawością przyglądała się czarnoskórej Bakhicie, a widząc jej pogodne oblicze i niezwykłą wprawę w wykonywaniu obowiązków służącej, poczęła czynić mężowi wymówki, że nie przywiózł jej z Afryki takiej osoby. Warto nadmienić, iż pani Michieli była wtedy w zaawansowanej ciąży i już rozglądała się za odpowiednią nianią dla dziecka. Bakhita wydała jej się idealną kandydatką, więc zaczęła nalegać, by mąż spróbował odkupić ją od konsula. Kupiec był w nie lada kłopocie, gdyż z jednej strony bardzo kochał żonę i spełniał jej wszystkie zachcianki, a z drugiej — dobrze wiedział o przywiązaniu konsula do Bakhity i czuł się niezręcznie, występując z taką propozycją. Rzeczywiście, konsul nie chciał rozstawać się z Bakhitą, ale też nie zamierzał wystawiać na szwank długoletniej przyjaźni. Przystał więc na prośbę przyjaciela, ale tylko pod warunkiem, że będzie to forma prezentu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielką radość sprawił pani Michieli tym swoim wspaniałomyślnym gestem.

Oczywiście Bakhity nikt o zdanie nie pytał. Nie trzeba chyba dodawać, że decyzję o przekazaniu jej panu Michieli przyjęła ze smutkiem i niepokojem. Dobrze jej było u konsula i obawiała się, że już nigdy nie trafi na tak dobrego pana. Jednak pan Legnani, widząc przygnębienie na twarzy dziewczyny, zapewnił ją, że państwo Michieli będą dla niej dobrzy i nie pozwolą jej skrzywdzić. Ze swej strony Bakhita serdecznie podziękowała konsulowi za wszystko, co do tej pory dla niej uczynił. Konsul pożegnał Bakhitę i wyjechał do Padwy. Nigdy już później się nie spotkali.

Bakhita wraz z państwem Michieli udała się do ich rodzinnego domu w Zianigo, na przedmieściach Mirano. 3 lutego 1886 roku pani domu urodziła córeczkę i Bakhitę w całości pochłonęły obowiązki niani. We wrześniu 1886 roku cała rodzina w towarzystwie Bakhity udała się w podróż do Suakin, gdzie właśnie kupiec objął w posiadanie zyskowny hotel. W ten sposób przyszła święta ponownie znalazła się na afrykańskiej ziemi.

W Suakin spędzili dziewięć miesięcy. Prowadzenie hotelu okazało się bardzo opłacalnym przedsięwzięciem i w końcu pan Michieli postanowił, że powinni osiąść tam na stałe. Przekonał żonę, aby udała się do Włoch, spakowała niezbędne rzeczy i rodzinne pamiątki, a posiadłość sprzedała. Początkowo miała jechać sama, lecz ciężko było jej rozstać się z córeczką, więc zabrała ze sobą zarówno ją, jak i Bakhitę. Bakhita miała nieodparte przeczucie, że już nigdy więcej nie zobaczy swojej ojczyzny. „Pożegnałam się wtedy w sercu z Afryką. Wewnętrzny głos podpowiadał mi, że już jej nigdy nie zobaczę” — napisała po latach, wspominając ów pamiętny dzień.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama