Chrzest - moja więź z Bogiem (3)

V niedziela Wielkiego Postu mówi o istocie naszej relacji z Bogiem: o Bogu bliskim, który poruszony jest naszym losem

V niedziela: Bóg bliski

Chrzest - moja więź z Bogiem (3)

Tematem piątej niedzieli Wielkiego Postu jest zjednoczenie, zbliżenie z Bogiem. Kiedy mówimy o zjednoczeniu z Bogiem, zazwyczaj wyobrażamy sobie jakieś szczyty mistycznych przeżyć, wieńczące lata wspinania się na duchową górę wyrzeczeń, umartwienia i ćwiczeń pobożnych. Ale rzadko przychodzi nam na myśl, że przede wszystkim to Bóg zbliża się do nas, pochyla się nad naszym życiem, nad naszymi najgorszymi problemami. Bliskość Boga może być doświadczana tak samo intensywnie zarówno na szczytach życia mistycznego, jak i w sytuacjach bolesnych, jeśli tylko „wpuścimy” Boga do swojego życia, pozwolimy, by pochylił się nad nami, tak jak pochylił się nad Martą, Marią i Łazarzem.

O tych trzech postaciach mówi ewangelia V niedzieli Wielkiego Postu. Pierwsza z nich — Marta — jest chyba najbliższa typowej postawie człowieka naszych czasów. W reakcji na życiowy problem (śmierć brata!) biegnie do Jezusa ze słowami ni to pytania, ni to oskarżenia: „Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł!”. My także, jeśli zwracamy się do Boga, to najczęściej z pełnym zwątpienia pytaniem: „Gdzie byłeś, gdy...?” „Gdzie byłeś, gdy opuścił mnie mąż/żona?”; „Gdzie byłeś, gdy umarło moje dziecko?”; „Gdzie byłeś, gdy byłem krzywdzony przez swojego ojca/matkę?” I w tych pytaniach kryje się zarówno zwątpienie, jak i cień nadziei — jak u Marty: „ale nawet teraz wiem, że jeszcze wiele możesz”. I tak jak Marta wiedzę tę traktujemy ogólnikowo „tak, wiem, że mój brat zmartwychwstanie kiedyś, w dniu ostatecznym”. Nie umiemy przyjąć do wiadomości, że Bóg naprawdę interesuje się naszym życiem już teraz, że nie chce odkładać swojego działania na jakąś nieokreśloną przyszłość.

Postawa Marii tylko pozornie podobna jest do postawy Marty. Maria nie wybiega z oskarżeniami do Jezusa, przychodzi do Niego i otwiera przed Nim swoje serce. Jej słowa są podobne do słów Marty: „Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”, ale serce jest zupełnie inne. Jej serce, pełne bólu, otwiera się, wręcz rozrywa się przed Jezusem. Marta prowadziła z Jezusem teologiczny dialog. Maria otwarła swoje serce. To otwarte serce, szczery ból, wzruszył Jezusa, dotknął Jego serca. I tu tkwi tajemnica wskrzeszenia Łazarza, czyli rozwiązania życiowego problemu. Gdy zwracam się do Boga jak teolog, recytując formułki, choćby najmądrzejsze, Bóg czeka. Jego teologia jest z pewnością nieskończenie lepsza od mojej. Gdy otwieram swoje serce, Bóg zaczyna działać. Szczery żal, wylany przed Bogiem, z prawdziwą nadzieją, że On może wszystko, nigdy nie pozostaje bez Bożego odzewu. Nie zawsze to Boże działanie wygląda tak, jak sobie wyobrażamy — Bóg zna najgłębszy sens i przyczyny naszego cierpienia i być może pragnie je uzdrowić, sięgając do przyczyn, nie tylko do objawów. Nie odwraca także historii naszego życia. Przeszłe błędy i krzywdy nie dadzą się wymazać tak, jakby nigdy się nie zdarzyły. Ale w promieniach Bożej łaski mogą po pierwsze zostać wybaczone, a po drugie — w miejscu dawnego zła Bóg może wybudować większe dobro.

Historie nawróconych alkoholików czy narkomanów, którzy oddali swoją niemoc Bogu, pokazują, jak z tej dawnej niemocy Bóg wywodzi niesamowitą siłę duchową, która pozwala nie bać się ośmieszenia, przeciwstawiać się życiowym trudnościom, przed którymi uciekłby zwykły człowiek. Podobnie dawne krzywdy, prześwietlone światłem Bożej miłości, potrafią wyrobić w człowieku wrażliwość, której nie ma przeciętny człowiek — wrażliwość już nie na siebie, ale na los drugich.

Warunkiem, aby tak mogło się stać, jest postawa Marii. Teologiczna dyskusja z Bogiem, którą prowadziła Marta, przerzucanie się mądrymi formułami, może zaangażować rozum, ale nie przyniesie zmiany. Szczere stanięcie przed Bogiem — modlitwa, w której otwieram przed Bogiem całe swoje serce i jestem gotowy na każde rozwiązanie, które On zaoferuje — zawsze przynosi efekt. Przede wszystkim, pozwala doznać prawdziwej bliskości Boga, który wobec takiego otwartego serca nie pozostaje obojętny. Pierwszym efektem Bożego działania, Bożej bliskości, jest pocieszenie i uzdrowienie wewnętrzne. A z tego uzdrowienia wewnętrznego Bóg może poprowadzić dalej — ku prawdziwej przemianie życia, ku perspektywom, których nawet nie wyobraża sobie człowiek pogrążony w poczuciu krzywdy, żalu, niemocy, nieraz wręcz ku cudom. Te cuda to rzadko wskrzeszenie, ale bardzo często — niespodziewane postawienie na naszej drodze życzliwych nam osób, znalezienie pracy, uzdrowienie z choroby, działanie Opatrzności, chroniącej nas przed skutkami zła.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama