Czyściec, a może niebiańska amnestia?

Jaki jest sens nauki o czyśćcu? Czy nie chodzi tu o głęboką prawdę, że Bóg walczy o człowieka do końca, nie chcąc, aby zatraciło się jakiekolwiek dobro?

Czyściec, a może niebiańska amnestia?

Z początkiem listopada zbiegają się ze sobą dwa wyjątkowe dni. Najpierw tryumfuje radość z powodu rzesz ludzi zbawionych, a później refleksja nad grobami najbliższych. Nie wiemy, czy osiągnęli już stan zbawienia, więc modlimy się za nich i próbujemy im pomóc w skróceniu czyśćca

— Tu chodzi o znak Bożej miłości i miłosierdzia — mówi teolog ks. Jarosław Krzewicki. — Bóg nie opuszcza człowieka nawet po śmierci, walczy o niego do końca. Sensem naszego życia jest szczęście, którego źródłem i podstawą jest doświadczenie miłości, ufności, poznanie prawdy — dodaje. Choć Biblia nie mówi nam nic o czyśćcu, nie oznacza to, że nie możemy się z pism objawionych niczego na ten temat dowiedzieć.

Jest smutek, ale nie ma rozpaczy

Przy okazji rozważania prawdy o czyśćcu najczęściej przywoływana jest Druga Księga Machabejska. Można w niej znaleźć fragment o Judzie, który był świadkiem bohaterskiej walki stoczonej przez wojska Ezdrasza. Po zwycięskiej walce na polu leżeli zabici żołnierze, których żydowski bohater nie pozostawił także bez duchowego wsparcia. Jak podaje autor Księgi, zrobił wśród swych podwładnych zbiórkę pieniężną, by za tę sumę wysłaną do Jerozolimy złożono ofiarę za ich grzechy (zob. 2 Mach 12, 43). Jak czytamy w komentarzu do tego fragmentu, autorstwa ks. Feliksa Gryglewicza, był to niewątpliwie akt wiary w zmartwychwstanie. Wprawdzie w najstarszym zachowanym rękopisie biblijnym znajdują się liczne dopiski, „zasadnicza myśl autora nie została zmieniona, o zmartwychwstaniu i jego znaczeniu mówił on już w siódmym rozdziale swego dzieła. Uważa, że ci, którzy pobożnie zakończyli swe życie, otrzymają od Boga «najwspanialszą nagrodę». Za tych zaś, którzy umarli w grzechu, trzeba się modlić, by byli od niego uwolnieni. Autor zatem wierzy, że Bóg po śmierci grzesznika może mu jeszcze grzechy przebaczyć”.

To wyraźny sygnał dla każdego chrześcijanina, że istnieje możliwość uzyskania takiego przebaczenia po śmierci. W Piśmie Świętym możemy znaleźć także inne fragmenty utwierdzające nas w przekonaniu, że taka modlitwa nie tylko ma sens, ale jest wręcz konieczna. Natomiast w kontekście grzechów przeciwko Duchowi Świętemu Pan Jezus mówi np., że nie będą one odpuszczone ani w tym, ani w przyszłym życiu (por. Mt 12, 31-32).

By wieczność nie była piekłem

Czym zatem jest czyściec? Ks. Krzewicki tłumaczy jego istotę złożonością ludzkiej natury. — Wszyscy czerpiemy radość z poznawania prawdy, z odkrywania tajemnic wiedzy, jesteśmy zaciekawieni nie tylko tym, co materialne, ale i tym, co duchowe — mówi. — To drugie pociąga jeszcze mocniej. Wrażliwość na sprawy nadprzyrodzone doprowadza nas do poznania Boga, do zachwytu Nim, do pokochania Go. Zwłaszcza gdy człowiek, poprzez swoje doświadczenia, odkryje, że jest kochany. Ta miłość Boga rozlewa się w nas i wokół nas, doświadczamy jej często poprzez innych, którzy stają się odbiciem Bożej miłości ku nam: rodzice, bliscy, osoby, z którymi łączy nas więź odwzajemnionego uczucia. Człowiek zanurzony w miłości, który jest i czuje się kochany, odkrywa prawdziwą wartość dobra, a to poznanie wzbudza w nim potrzebę czynienia dobra.

Niestety powyższe słowa to tylko jedna strona medalu. Teolog zwraca też uwagę na uchybienia. Jego zdaniem, powyższy proces w człowieku nie zawsze przebiega bez zaburzeń. Czasem jest to zawinione przez innych, czasem przez samego zainteresowanego. Zawsze jednak ktoś za ten stan odpowiada, i nie można odpowiedzialności zrzucać na Pana Boga. — Uświadomienie sobie wyrządzonego zła i zaniedbanego dobra jest koniecznym wstępem, potrzebnym do procesu oczyszczenia — kontynuuje ksiądz. — Człowiek podnosi się z grzechu, by udoskonalić się w miłości, która dzięki wierze i poznaniu ukierunkowuje nas na dobro. Nasze uczynki mają być owocem wiary w miłości. Całe życie jest ciągłym dojrzewaniem do wieczności, do szczęśliwości, do życia, które stanie się wiecznym darem Boga dla nas. Ale czasem ten proces nie przebiega pomyślnie. Człowiek, z różnych przyczyn, najczęściej nie bez własnej winy, nie poznaje Boga i nie chce Go poznać, ma mylne pojęcie o tym, co dobre, i wybiera niewłaściwe, często chybione sposoby osiągnięcia prawdziwego dobra. Jest zamknięty w swoim egoizmie. W tym sensie jego dojrzewanie może być zaburzone czy wręcz niemożliwe. A zatem, w konsekwencji, jest on niezdolny do tego, by przyjąć dar wiecznego szczęśliwego życia w jedności z Bogiem, gdyż wieczność u boku kogoś, kogo się nie zna i nie kocha, może być tylko piekłem.

Szansa czy zagrożenie?

W Ewangelii powyższą sytuację doskonale opisuje św. Mateusz (Mt 22, 1-14). W jednym z fragmentów jest mowa o gospodarzu, który wyprawił przyjęcie weselne dla swego syna. Kiedy zaproszeni goście zaczęli się wymawiać, kazał zwołać z ulicy wszystkich, którzy akurat przechodzili. Egzegeci są zgodni, że przypowieść ta przede wszystkim mówi o uniwersalizmie zbawienia, gdyż na początku zaproszeni byli wprawdzie — jak wiadomo — przedstawiciele narodu wybranego, skoro jednak wzgardzili zaproszeniem, zostało ono skierowane do wszystkich. Ale pod koniec tego opowiadania jest mowa o człowieku, który nie miał szaty weselnej. Dla wielu znawców Pisma Świętego oznacza brak łaski uświęcającej. Jak czytamy w jednym z komentarzy, nie wystarczy uznać, że Jezus Chrystus jest Panem, nie wystarczy też zapoznać się z Jego nauką. Trzeba jeszcze spełniać wolę Bożą. Aby osiągnąć królestwo niebieskie, potrzeba Bożego zaproszenia (nikt nie może zbawić się sam) oraz własnego zaangażowania.

— Czasem człowiek może być jeszcze tak zamknięty w swoim egoizmie, że gdy spadną mu łuski z oczu duszy, dostrzega, jak wiele w życiu stracił, jak mnóstwo okazji do czynienia dobra nie wykorzystał, i przede wszystkim — jak mało zna Boga, który go nieskończenie ukochał — wyjaśnia dalej ks. Krzewicki. — Czyściec jest więc wielką okazją do wydobycia się z tego stanu, do osiągnięcia dojrzałości, przygotowania się do tego, by móc i potrafić być szczęśliwym z Bogiem. Czy zatem trzeba go traktować jako narzędzie kary, jako zło konieczne, jako coś, co ma służyć do zadawania bólu i cierpienia? Nic podobnego. Czyściec jest przejawem nieskończonej miłości Boga, jest narzędziem Jego miłosierdzia. Oczywiście, lepiej nie trafić do czyśćca, lecz iść prosto do nieba. To jednak wymaga ustawicznej pracy nad sobą, która polega na poznawaniu Boga poprzez czytanie Pisma Świętego, ale i żywy kontakt z Nim w liturgii, sakramentach, modlitwie osobistej, a także poprzez czynienie dobra.

Zdaniem teologa, jeśli człowiek tego nie czyni, jeśli zaniedbuje dobro albo czyni jakieś zło, zaprzecza swojej godności, obraża Boga, zdradza Jego miłość, a często wyrządza także krzywdę innym. Zło czasem wyrządzane jest z premedytacją, czasem wynika ze słabości. W każdym przypadku Bóg czeka na szczere nawrócenie, które pozwoli człowiekowi zrozumieć swoje błędy i podjąć drogę oczyszczenia, czyli pokuty i poprawy. — Dobrze, jeśli ten proces dokona się w życiu doczesnym. Jeśli jednak tak się nie stanie, mamy nadzieję, że jeszcze po śmierci uda się człowiekowi nawiązać prawdziwą i głęboką więź z Bogiem, i doświadczyć Jego wiecznej miłości i na nią odpowiedzieć — mówi ks. Krzewicki. — Tak czy inaczej, mając nadzieję w stosunku do tych, którzy już są po drugiej stronie, i po ludzku sądząc — umarli w grzechach, w sprawie tak ważnej, jak osobiste szczęście, lepiej nie czekać na ostatni moment, ale już teraz starać się o osiągnięcie tej pełni życia, której uczestnikami Bóg zapragnął uczynić każdego z nas.

Krzyż otwiera drzwi czyśćca

Wiemy, że czyściec jest niejako wpisany w Bożą logikę, ale wiemy też, że nie musimy być na niego skazani. Więcej nawet, możemy skracać męki czyśćcowe naszym bliskim, którzy są już po drugiej stronie życia. Można by się tu posłużyć wieloma objawieniami prywatnymi, które zostały uznane przez Kościół, a opierają się na licznych obietnicach. Wystarczy jednak skupić się na jednym filarze, który jest niezawodny. Na początku tego artykułu jest mowa o ofiarach składanych za zmarłych. Starotestamentalne ofiary musiały być powtarzane właśnie dlatego, że były nieskuteczne. Najskuteczniejszą zaś ofiarą na drodze naszego zbawienia jest śmierć Chrystusa na krzyżu. Każdorazowa Eucharystia jest tą samą ofiarą, tyle że bezkrwawą. To dlatego w tysiącach parafii upowszechnił się piękny zwyczaj zamawiania Mszy św. za zmarłych. Sprawowane są one często jako dar rodziny tuż po pogrzebie, ale też miesiąc po śmierci czy w kolejne rocznice tego wydarzenia. Nierzadkie też są przypadki zamawiania intencji mszalnych z okazji np. urodzin. Oby ten zwyczaj nie zaginął.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama