Słowo Boże jest słowem miłości i życia

Czytając Słowo Boże trzeba pamiętać, że jest to słowo żywe, musi być więc odczytywane w odniesieniu do mojego własnego życia

Słowo Boże jest słowem miłości i życia

Żywe jest bowiem słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by dla Niego było niewidzialne; przeciwnie, wszystko odkryte jest i odsłonięte przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek (Hbr 4,12n).

Określenie żywe w odniesieniu do słowa oznacza wpierw, że jest to słowo mówione, żywa mowa, bezpośrednie zwrócenie się do słuchacza, głoszone orędzie. Tak rzeczywiście jest ze słowem Bożym. Pierwotnie było ono słowem mówionym. Historycznie powstawało w okresie kultury słowa mówionego. Dopiero później, często po kilkuset latach, spisywano przekazywane z pokolenia na pokolenie słowa, redagując jednocześnie poszczególne księgi. W Starym Testamencie bardzo niewiele tekstów powstawało jako słowo pisane. Jeremiasz dyktował Baruchowi, swojemu uczniowi, proroctwo skierowane do króla Jojakima, ale zostało ono zniszczone i trzeba było je odtwarzać (zob. Jr 36). Zasadniczo jednak mowy proroków i inne teksty były przechowywane w pamięci ludzkiej i następnie wygłaszane, czasem dostosowywane do aktualnej sytuacji.

Podobnie było z Nowym Testamentem, tyle tylko, że w tym przypadku odstęp czasowy pomiędzy głoszonym słowem a jego spisaniem i redakcją był o wiele krótszy. Tak powstawały ewangelie. Pierwotnie głoszono orędzia, katechezy, które później spisywano. Autorzy ewangelii zebrali i zredagowali istniejące teksty. Daje o tym świadectwo św. Łukasz, który pisał Ewangelię, dedykując ją Teofilowi:

Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono (Łk 1,1—4).

Pan Jezus przy pożegnaniu z uczniami powiedział do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! (Mk 16,15). Sam niczego nie pisał ani nie wzywał do pisania, lecz do głoszenia. Zatem w Jego zamyśle Ewangelia miała być żywym słowem głoszonym bezpośrednio i to przez świadków:

Gdy jednak przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku (J 15,26).

Do tych świadków odwołuje się św. Łukasz we wstępie do Ewangelii.

Niektóre teksty w Nowym Testamencie, jak listy św. Pawła, powstały od razu w formie słowa pisanego, ale i w tym przypadku św. Paweł ich nie pisał, ale dyktował swojemu sekretarzowi, który jego wygłaszane słowo, zapisywał. W ten sposób powstawał list, słowo — bezpośrednie zwrócenie się do adresatów. Listy te z konieczności zastępują żywą obecność Apostoła.

Sam fakt, że słowo Boże jest pierwotnie słowem mówionym, nasuwa pewną metodę podejścia do tekstów Pisma Świętego, które dzisiaj mamy w postaci spisanych ksiąg. Czytanie słowa Bożego powinno być słuchaniem. Istnieje poważna różnica między czytaniem a słuchaniem słowa. Żywa mowa jest apelem, ona uderza. Pomiędzy mówcą a słuchaczem powstaje swoista więź, jakieś napięcie. Pojawia się możliwość spotkania. Człowiek czuje się poruszony, zagadnięty, co wzbudza w nim potrzebę odpowiedzenia. Przy lekturze tekstów pisanych stosunek do autora jest o wiele słabiej wyczuwalny. Aby wejść z nim w bliższą zażyłość, trzeba dać się jego słowu uderzyć, pomagając sobie słuchem i wyobraźnią. W starożytnej i średniowiecznej tradycji lectio divina było głośnym odczytywaniem tekstów Pisma Świętego. Angażowało ono całego człowieka, szczególnie mowę i słuch. Dzisiaj najczęściej ludzie jednak przelatują teksty wzrokiem, łowiąc ciekawe dla nich informacje. Tekst staje się bardziej przedmiotem traktowanym rzeczowo. Człowiek patrzy na niego z zewnątrz, oceniając niejako z góry.

Aby właściwie odebrać tekst biblijny, trzeba wsłuchać się w słowo, jak w słowo mówione, trzeba tak czytać, aby słyszeć żywe słowo. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! (por. Mk 4,9; 4,23; 7,16; Łk 8,8; 14,35). „Mieć uszy do słuchania” — to niezmiernie ważne. Przez słuchanie dopuszczamy słowo do swojego serca będącego centrum myśli, pozwalamy mu nas przeniknąć, poruszyć najgłębsze struny w naszym wnętrzu i wejść w dialog z najtajniejszymi myślami.

Zazwyczaj słyszymy lub znamy fragmenty tekstów biblijnych, czy to ze słuchania liturgii słowa w kościele, czy z własnej lektury, ale to słowo do nas nie dociera właśnie przez niewłaściwe przyjmowanie.

Słowo to jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim. A jest to słowo wiary, którą głosimy (Rz 10,8).

Pan Jezus przytacza całą przypowieść na temat przyjmowania słowa. Jest to znana przypowieść o siewcy (zob. Mt 13,1—23 i par.). Rozstrzygający moment dla późniejszego plonu stanowi właściwe przyjęcie słowa: Wreszcie ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc dzięki wytrwałości (Łk 8,15).

Istotne pozostaje to, na ile słowo Boże jest dla nas ważne, na ile poważnie je traktujemy. Przyjęte jak wiele innych słów, ulatuje. Zrozumiane nawet, ale bez zdecydowania, by pójść za nim, zostaje zagłuszone. „Zatrzymać słowo w sercu i przez wytrwałość wydać owoce” zawiera w sobie zarówno „szlachetność słuchania i rozumienia”, jak i zdecydowanie na trud wierności słowu. Wówczas plon okazuje się niespodziewanie wielki. Przypominają się słowa Syracydesa:

Nakłoniłem tylko trochę ucha mego, a już ją [tj. mądrość] otrzymałem i znalazłem dla siebie rozległą wiedzę. Postąpiłem w niej, a Temu, który mi dał mądrość, chcę oddać cześć (Syr 51,16n).

Inne przypowieści ukazują dalsze bogactwo słowa. Przypowieści o skarbie i perle (Mt 13,44—46 i par.) wskazują na najwyższą wartość królestwa Bożego, a tym samym słowa o nim, czyli mądrości. O niej to pisze Syracydes. Pan Jezus natomiast uświadamia nam, że gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze (Łk 12,34), czyli na tym będziemy się koncentrowali, w to będziemy wpatrzeni i wsłuchani.

Przypowieści o ziarnku gorczycy i zaczynie (zob. Mt 13,31—33 i par.) mówią o wielkiej witalnej sile królestwa Bożego i orędzia o nim. Ono jest na tyle mocne, że ostatecznie ogarnia sobą wszystko. Słowo jednocześnie samo z siebie wydaje plon, o czym mówi z kolei inna przypowieść — o zasiewie rosnącym własną siłą (Mk 4,26—29). Do nas należy jedynie wrzucić ziarno w ziemię.

Wydaje się, że trudności ze słuchaniem, przyjęciem i pójściem za słowem istnieją w nas. Słuchając słowa Bożego, odbieramy je od strony stawianych nam wymagań i norm: zakazów i nakazów. Słowo Boże wydaje się nam coś narzucać, a zatem zagłuszać naszą witalność. Przypowieści mówią jednak o czymś zupełnie innym. Słowo niesie w sobie życie i to niewyobrażalnie wspaniałe.

Słuchanie słowa Bożego z wiarą wymaga jednak odwagi. Powodem, dla którego nie umiemy przyjąć żywego słowa, jest lęk przed odsłonięciem głębi naszego serca. Boimy się ujawnić skryte myśli, które nas nurtują, a których się wstydzimy czy to ze względu na ich „niestosowność”, czy ze względu na delikatność kojarzoną ze słabością. Lęk przed odsłonięciem tajników serca jest ogromny. Bardzo często nie zdajemy sobie nawet z niego sprawy. Ujawnia się on często dopiero w sytuacji, która wprost odsłania własne myśli i pragnienia lub wymaga ich ujawnienia. W prawdziwej lectio divina otwieramy nasze serce na słowo, co wymaga odwagi. Może dlatego nie jest ona dzisiaj tak często praktykowana?

Aby jednak można było przezwyciężyć ów lęk, trzeba sobie zdać sprawę, że słowo Boże niesie dla nas wspaniałe orędzie dobrej nowiny, orędzie wolności i radości. Nie chce nas ono osądzić, ale, jak o nim mówią przypowieści, dać nam życie. Osądzenie, o jakim pisze autor Listu do Hebrajczyków (zob. Hbr 4,12), odnosi się do naszego zakłamywania słowa, jakie sami w sobie słyszymy.

Czyż tak bardzo Mi zależy na śmierci występnego — wyrocznia Pana Boga — a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył? (Ez 18,23).

Słowo Boże jest słowem miłości i życia.

Fragment książki „Usłyszeć Słowo Boże. Praktyka lectio divina”

Włodzimierz Zatorski OSB (ur. 1953) benedyktyn, fizyk, teolog, filozof. Ukończył studia z fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim (1980 r.) Od 1980 w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, (śluby wieczyste złożył w 1984 r.). Założycieli wieloletni dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów „Tyniec”. Od 2005 do 2009 przeor w Tyńcu, 2010-2013 mistrz nowicjatu. Od 2015 szafarz (ekonom) klasztoru. Od 2002 roku prefekt (opiekun) oblatów świeckich przy Opactwie w Tyńcu. Autor ponad 40 tytułów książkowych w tym 3 tytuły z zakresu duchowości lidera: „Podstawy duchowości lidera” (2011), „Duchowość lidera. Wybrane zagadnienia” (2014), „Duchowe dylematy lidera” (2017).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama