Celibat na celowniku

Rozmowa z ks. Markiem Dziewieckim, krajowym duszpasterzem powołań, na temat związku kryzysu powołaniowego z celibatem

W Niemczech trwa od jakiegoś czasu ożywiona dyskusja na temat celibatu księży. Publicyści, a także politycy przekonują, że zniesienie go to rzekomo droga do zwiększenia liczby powołań kapłańskich. Gdzie tkwi błąd w takim podejściu do sprawy i celibatu, i powołań?

- Zniesienie celibatu nie jest drogą do zwiększenia liczby kapłanów. Byłoby natomiast przejawem redukowania Kościoła katolickiego do roli jednego z odłamów Kościoła protestanckiego. Nie ma kryzysu powołań, lecz jest kryzys wielu młodych ludzi powołanych do kapłaństwa czy do życia konsekrowanego, gdyż z różnych powodów nie dorastają oni do bogatego człowieczeństwa i do postępowania według zasad Ewangelii. Podobnie obserwujemy obecnie kryzys wielu młodych ludzi powołanych do małżeństwa i życia w rodzinie. Sposobem na ten drugi kryzys nie jest reformowanie małżeństwa i uznawanie, że każda forma związku człowieka z człowiekiem (także tej samej płci) jest małżeństwem, lecz solidniejsze wychowanie dzieci i młodzieży po to, by dorastali oni do wielkiej, wiernej i czystej miłości. Podobnie sposobem na zwiększenie liczby kandydatów do kapłaństwa nie jest zmniejszanie wymagań, lecz zwiększanie poziomu wychowania oraz życie według Ewangelii poszczególnych rodzin i wspólnot parafialnych.

Zmniejszanie wymagań zatem nie doprowadzi do pokonania kryzysu powołań, a obecny szum jest kolejnym atakiem na celibat w Kościele katolickim...

- Celibat zawsze obowiązywał w Kościele katolickim. Nawet wtedy, gdy prawo kanoniczne pozwalało na święcenie żonatych mężczyzn, to i tak nie pozwalało na zawieranie małżeństwa już po przyjęciu święceń kapłańskich. Celibat jest nie tylko znakiem nowego sposobu życia w wieczności, gdzie się ludzie żenić nie będą ani za mąż wychodzić. Jest też znakiem najwyższego szacunku dla małżeństwa. Kapłan na wzór Chrystusa to bowiem ktoś, kto powinien ofiarnie wspierać małżeństwa i rodziny, jednak nie kosztem własnej żony i dzieci. Warto przy okazji wspomnieć, że w Kościele protestanckim pastorzy rozwodzą się dwa razy częściej niż świeccy.

A jak oceniać sytuację, w której politycy tak bardzo zaczynają się "troszczyć" o duszpasterstwo, że doradzają Kościołowi, jak ma postępować, aby nie brakowało duszpasterzy w parafiach?

- W niektórych przypadkach jest to przejaw naiwności wynikający z przekonania pewnych polityków, że oni znają się najlepiej na wszystkim, w tym także na teologii i na odkrywaniu woli Boga wobec Kościoła. Częściej jednak mamy tutaj do czynienia z przewrotnością polityków. Widzimy, że obecnie niemal w całej Europie spora grupa polityków to ludzie coraz niższego formatu, którzy nie radzą sobie nawet z własnym życiem osobistym i rodzinnym. Wielu z nich popiera zabijanie dzieci nienarodzonych. Wielu zdradza małżonka i żyje w kolejnych związkach. Niektórzy publicznie chwalą się swoim aktywnym homoseksualizmem. Wielu ulega korupcji i akceptuje rosnącą niesprawiedliwość społeczną. Tacy politycy wiedzą, że łatwiej im podporządkować sobie żonatych pastorów niż księży katolickich, którzy - jak bł. ks. Jerzy Popiełuszko - potrafią ryzykować własne życie, byle tylko chronić świeckich przed niesprawiedliwą władzą. A szczytem przewrotności są ci politycy, którzy porzucili małżonka i dzieci, żyją z trzecim czy piątym partnerem, na co dzień publicznie, w mediach kpią sobie z małżeństwa i rodziny, z wierności i z czystości, a nagle - w odniesieniu do księży - usiłują grać rolę wielkich "orędowników" i "sprzymierzeńców" małżeństwa. Oni równie bardzo "troszczą się" o losy Kościoła, jak "troszczą się" o losy małżeństw i rodzin. To jedynie kiepsko ukrywana forma przewrotności z ich strony.

Dziękuję za rozmowę.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama