Fala solidarności i jedności

Korespondencja z Nowego Jorku po zamachu na World Trade Center

Po deszczowej i burzowej nocy, poranek 11 września 2001 r. był słoneczny. Nic nie wskazywało, że cokolwiek złego stanie się już za chwilę. Wiadomość o uderzeniu samolotu w jeden z budynków World Trade Center spadła na nas jak grom z jasnego nieba, ale nikt nie przeczuwał, że to dopiero początek tragedii. Po chwili nie było wątpliwości: atak terrorystyczny! Jak zahipnotyzowani wpatrywaliśmy się w ekran telewizora. Milczeliśmy. Modliliśmy się... Trzymaliśmy kciuki, żeby budynki ocalały. Gdy zniknął pierwszy z The Twin Towers, wyszedłem z domu, aby zobaczyć... na własne oczy. Byłem świadkiem upadku drugiej wieży. Trudno było powstrzymać łzy... Nowy Jork, jak zawsze bardzo dynamiczny, nie zatrzymał się, no, może na chwilę. Tragedia w World Trade Center pociągnęła za sobą wielką falę solidarności i jedności. Także w modlitwie. W archidiecezji Nowy Jork, w skład której wchodzą Manhattan, Staten Island i The Bronx, oraz w diecezji Brooklyn-Queens otworzono na cały dzień kościoły, które nawet na moment nie były puste. Dodatkowe Msze św. w intencji ofiar i ich rodzin były odprawiane wszędzie. Nowojorczycy prosili o spotkania na Eucharystii. Chcieli wspólnie się modlić. W piątek, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, na wyraźne życzenie prezydenta Stanów Zjednoczonych George?a W. Busha, cały kraj przeżywał Narodowy Dzień Modlitwy i Pamięci. W czasie wieczornej Mszy św. w kościele Our Lady of Hope, w którym pracuję, powiedziałem zebranym, że 11 września pozostanie dla nas na zawsze dniem Krzyża, znaku, który symbolizuje cierpienie, ale również daje nadzieję i życie. Niedziela była w diecezji Brooklyn-Queens dniem modlitwy o pokój. Biskup ordynariusz Thomas V. Daily zaproponował, aby w całej diecezji tego dnia odczytano fragment Ewangelii św. Jana, w którym Jezus mówi: "Pokój mój zostawiam wam, pokój mój daję wam; nie tak jak daje świat, Ja wam daję". Każda Msza św. kończyła się wspólnie odśpiewaną pieśnią "God bless America". Po południu, po raz pierwszy od tragicznych wydarzeń wtorku 11 września, pojechałem na Manhattan. Podszedłem do samej Canal Street, która wówczas była ciągle granicą nie do przekroczenia. Choć moje oczy nie mogły dosięgnąć miejsca, które ciągle nazywamy World Trade Center, moje serce biegło tam, zdając się pokonywać wszelkie przeszkody. I właściwie ani przez chwilę nie przestało tam być.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama