Jestem wolnym człowiekiem

Rozmowa z Janem Pietrzakiem, satyrykiem, legendą polskiego kabaretu

Z Janem Pietrzakiem, satyrykiem, legendą polskiego kabaretu, rozmawia Anna Wasak.

Jestem wolnym człowiekiem

Panie Janku, co się dzieje? Wydaje Pan książkę „Jak obaliłem komunę”, w tym roku fetujemy ćwierćwiecze wolności, a Pan dalej na cenzurowanym, w drugim obiegu, nie widać Pana w mediach głównego nurtu…

Komuna upadła, nawet komuniści zorientowali się, że komunizm to idiotyzm. Niestety, odżył PRL - w sensie struktury, która bardzo się broni. Dlatego jestem na marginesie, w mediach mnie nie ma, ale jeżdżę po Polsce, spotykam się z publicznością na żywo.

Mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy o tym, jak Pan komunizm obalał?

Myślę, że książkę pod takim, jak moja, tytułem powinien napisać każdy z 10 mln Polaków, bo zwycięstwo nad komuną to był sukces zbiorowy, niesamowity wyczyn polskiego ducha inspirowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II.

Jednak Pan odegrał przy tym szczególną rolę. Znalazłam w jednym z artykułów porównanie Pana rozmowy z Ronaldem Reaganem do rozmów Paderewskiego z prezydentem Wilsonem…

Rzeczywiście do takiego spotkania doszło i rozmawialiśmy o Polsce. W styczniu 1982 r. zrealizowano w USA wielki program popierający Solidarność. Nosił on tytuł „Let Poland be Poland” („Żeby Polska była Polską”), nawiązujący do mojej piosenki. Audycję wyemitowano 31 stycznia i obejrzało ją wówczas 185 mln widzów w 50 krajach świata. Wersję audio Głos Ameryki przygotował w 39 językach. Program emitowały także Radio Wolna Europa, Radio Liberty oraz Radio France Internationale.

Gdy byłem w USA pod koniec lat 80, skontaktował się ze mną przedstawiciel Departamentu Stanu, zapraszając na spotkanie z prezydentem Reaganem. Chciał mnie poznać, wiem, że lubił moją piosenkę, która stała się hymnem Solidarności. Dostał wówczas ode mnie tablicę, która zawierała wyryte w miedzi po polsku i angielsku słowa „Żeby Polska była Polską”. Podczas spotkania prezydent spytał mnie, jaka jest Polska. Odpowiadając, posłużyłem się powiedzonkiem, że przypomina rzodkiewkę: z zewnątrz czerwona, w środku biała. Roześmiał się i odpowiedział: „Jak pojadę do Moskwy, to powtórzę to tym burakom”.

Reagan często powtarzał też mój dowcip, jaki przytoczył w prasie jeden z reporterów przebywających w Warszawie: „Wprowadźcie socjalizm na Saharę, to za tydzień wam piasku zabraknie”. Uważał to za najkrótszą i najcelniejszą definicję ekonomii socjalistycznej.

Jednak sama książka „Jak obaliłem komunę” dotyczy Pana działalności kabaretowej. Satyra może być skuteczną bronią przeciwko światowemu Imperium Zła z czołgami, bombami atomowymi, zakłamaną propagandą?

Mam na to zaświadczenie od esbeckich ekspertów. Książka jest inspirowana materiałami Służby Bezpieczeństwa PRL na temat Kabaretu pod Egidą, jakie otrzymałem z Instytutu Pamięci Narodowej. Dokumenty te - śmieszne i straszne zarazem - to jednocześnie najlepsze recenzje, jakie wystawiono mi jako satyrykowi oraz świadectwo mojej roli w obalaniu komuny.

Żarty rejestrowano od początku lat 70, gdy nie było jeszcze środowisk opozycyjnych, nielegalnych wydawnictw i innych przejawów niezależnej kultury. Młodzi, którzy je przegrywali i ich słuchali, doświadczali, że to, co wydawało się im w komunizmie durne, znajdowało potwierdzenie w twórczości satyrycznej. A było to wchodzące w życie pokolenie Solidarności.

Jest Pan z polską publicznością już - bagatela! - 54 lata. 29 lat obserwował Pan i komentował rzeczywistość komunistyczną, 25 lat obserwuje i komentuje Pan obecną „wolność”. Który system był bardziej wdzięczny dla satyryka, podsuwał więcej tematów?

W moim zawodzie nie ma to znaczenia. Satyryk w każdym czasie, przy każdym rządzie musi informować publiczność, co o nim sądzi, w ironiczny i zabawny sposób powinien komentować zmieniającą się rzeczywistość. Zmieniła się jedynie forma nękania mnie. Za komuny byłem ścigany przez cenzurę instytucjonalną, urzędową, esbecką. Teraz takiej instytucji nie ma, ale są ludzie, którzy cały czas pilnują, żebym nie miał prawa głosu w swoim kraju. Jestem spychany na margines. Walka trwa. Ale jestem wolnym człowiekiem i tak staram się zachowywać…

Są jednak tematy, których Pan nie porusza, z których się nie śmieje. Czy dla kabaretu powinno istnieć tabu?

Nie sądzę. Tabu w sensie formalnym w kabarecie nie istnieje, jednak powinno istnieć w człowieku. Ze wszystkiego można się śmiać, ale nie ze wszystkiego śmiać się wypada. Nie śmieję się z krzywdy ludzkiej, z kalectwa, nie wyśmiewam religii, bo to sprawy ducha. Ważne jest podejście, takt, zasady moralne, przesłanie wynikające z żartu - czy chce się człowieka skrzywdzić, czy naprawić jakąś sferę rzeczywistości. Przy czym można się mylić! Nie jest tak, że wszystko się uda, czasem pod wpływem impulsu palnie się jakieś głupstwo, którego potem trzeba się wstydzić.

Obecnie media mainstreamowe wychowują do innego poczucia humoru niż ten, który Pan prezentuje…

Dla mnie media nie są żadnym drogowskazem. Obecnie większość ich to instytucje propagandowe, które służą do oszukiwania społeczeństwa. To skandal, że główne media są generalnie antypolskie i jeszcze antykulturowe - głupie, prostackie, obniżające poziom kultury narodu. To nie jest dla mnie odniesienie.

Pan także używa mocnych słów, zwłaszcza w felietonach.

Nie należy mieszać różnych form wypowiedzi. Niekiedy moi oponenci czytający felietony pytają, „gdzie podział się ten satyryk”? Felietony, jakie umieszczam w internecie i „Tygodniku Solidarność”, to nie jest kabaretowa twórczość. Nie wszystkie tematy oceniam na sposób satyryczny. Jeśli denerwuje mnie coś, do czego mam zasadniczy stosunek, wypowiadam się jako dziennikarz. Staram się być normalnym człowiekiem i nie podlegać presji. Natomiast w kabarecie muszę dbać o dowcip, bo tego ludzie oczekują i za to płacą, kupując bilety.

Jakie tematy denerwują Pana aż tak, że kończą się żarty?

Denerwują mnie sprawy fundamentalne. Niektórzy ludzie u władzy w Polsce zachowują się tak, jakby nie znali Dekalogu, jakby nagle spadli z księżyca, byli ludźmi z innej cywilizacji, nie wiedzieli, co znaczy hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Widać to po ich obyciu, wystąpieniach, programach.

To jest najbardziej irytujące, bo niezależnie od podziałów politycznych chciałoby się żyć w kraju, gdzie mamy wspólny mianownik. Stoi za nami jako narodem dziedzictwo historii - warto je znać i szanować. Namawiam, by zbudować w Warszawie Łuk Triumfalny, żeby dołożyły się do tego wszystkie orientacje polityczne. Komendant Piłsudski ze swymi legionistami szedł walczyć o wolność nie tylko dla PO czy PiS, ale wszystkich Polaków. Warto, by to wspólne dziedzictwo szanować i zrobić dla niego coś pożytecznego, zwłaszcza kiedy po 25 latach wolności Moskwa nie pozwala postawić pomnika Bitwy Warszawskiej.

Na Moskala trzeba mieć siłę, musimy się zjednoczyć, skupić jako naród i postawić ten pomnik, żeby dać impuls Polakom, by się zorientowali, że już można. Teraz są tak wystraszeni, nie tylko przez Moskwę, ale i obecną władzę, która bardziej służy Moskwie niż Polakom, że uważają, iż nic nie da się zrobić. Moja działalność to nie tylko słowo, kabaretowe wystąpienia, felietony, ale też aktywność związana z Towarzystwem Patriotycznym, które ufundowałem, a które prowadzi różne akcje mające udowodnić Polakom, że są w Polsce najważniejsi. Nie dajmy sobie odebrać tego prawa.

Historyk Józef Szaniawski porównał pana do Stańczyka…

Miał trochę racji.

…wskazując, że jest Pan satyrykiem, ale w Pańskim humorze kryje się wielka mądrość polityczna. Co jest dla Pana ważniejsze: zawód satyryka czy misja patriotyczna?

Jedno drugiego nie wyklucza. Dobrze, gdy człowiek trafia w taki zawód, w którym dobrze się czuje i jednocześnie może wykonywać pewną misję. Tak jest w wielu przypadkach, np. lekarzy czy nauczycieli, jak też ludzi pióra, którzy piszą po coś, żeby komuś to służyło.

Spod Pana pióra wychodzą teksty satyryczne, ale także liryczne, głęboko poruszające, jak pieśń „Żeby Polska była Polską”. Czy spotkał się Pan z oddźwiękiem, że pełnią swą misję, kształtują świadomość, przemieniają życie?

Ludzie są nadzwyczajni, przeżywają pieśni sprzed lat, mówią, jaki to miało na nich wpływ, chcę nawet wydać książkę na ten temat. Spotkałem człowieka, który w pewnym momencie życia zdecydował się na emigrację, po czym, gdy usłyszał pieśń „Żeby Polska była Polską”, zrozumiał, że nie chce nigdzie wyjeżdżać i zawrócił w połowie drogi. Tego typu incydentów, rozmów ze słuchaczami było wiele i to mnie podnosi na duchu, daje motywację, żeby nadal pracować.

Jest Pan optymistą? Wierzy Pan, że żartem, satyrą można - jak Pan przed chwilą powiedział - „naprawić rzeczywistość”?

Nie wiem, czy tego dożyję, ale trzeba się starać robić w życiu rzeczy pozytywne, czyli optymistyczne, nie dać się wcisnąć do kąta. Nie można się zapłakiwać i zatruwać własną goryczą. Życie ma dwie strony, jak odzwierciedla to dramaturgia światowa: tragedię i komedię. Stoję po stronie komedii, bo uważam, że ta sztuka jest trudniejsza, wymaga większego talentu. Łatwiej jest się zapłakać, a trudniej - dłuższy czas się śmiać. Pracuję w branży komediowej, mam do tego predyspozycje, widocznie Pan Bóg mnie dotknął impulsem krzywego zwierciadła.

W jednym z wywiadów sugerował Pan, że obecnie „rozsądek jest po prawicy”. Określa się Pan jako człowiek Solidarności…

Mam wielki sentyment do buntu Solidarności z lat 1980-81. Polacy zrobili rzecz niezwykłą - obalili Imperium Zła bez wojny, moralną potęgą swojej jedności, wzlotem ducha. To było inspirowane przez Jana Pawła II w sposób dla mnie oczywisty. On spowodował, że Polacy przestali się bać, podnieśli głowy, poszli na Ruskich. Uwierzyłem, że Polakom może się wszystko udać, gdy potrafią się skupić wokół idei.

Do tego, co mówi Pan od ponad 50 lat, trzeba mieć wielką odwagę. Potrzebna była w komunie, potrzebna jest i teraz?

Nie miałem łatwego życia, moje dzieciństwo było tragiczne - przypadło na czas okupacji, w stolicy przeżyłem powstanie warszawskie. Do tej pory w moim mieście rodzinnym nie mogę normalnie pracować, zakazują mi, wyrzucają z lokali. Specjalnie się nie zrażam, bo wiem, że inni mieli gorzej. Żyłem pod Hitlerem i Stalinem, to mam się bać pętaków obecnej władzy? Niech ich szlag trafi!

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 52/2014

opr. aś/aś

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama