Łowcy nagród i recepta na szczęście

Dreszczyku, z jakim czekają na ogłoszenie wyników konkursu, nie da się porównać z niczym innym

Dreszczyku, z jakim czekają na ogłoszenie wyników konkursu, nie da się porównać z niczym innym. Natężeniem emocji ustępuje on tylko poczuciu tryumfu z powodu nagrody. Ta cieszy zawsze, nawet jeśli to paczka zwykłej kawy.

Pan Waldemar twierdzi, że ten jego bzik na punkcie wszelkiego rodzaju konkursów to piętno przeszłości i ciągłego poczucia niedosytu „za komuny”. Piotr, przeciwnie - startuje po nagrody, bo pod nos podsuwa mu je współczesność: internet, radio, operator telefonii komórkowej. Agnieszka mawia, że konkursy to jej hobby, pożyteczny sposób na zabicie czasu, którego ma dużo.

Zaszłości z przeszłości

- Gram, bo lubię - mówi stanowczo pan Waldemar, odżegnując się od jakiejkolwiek ideologii. Zaczęło się w latach 80, kiedy zamiłowanie do intelektualnych rozrywek, jak rozwiązywanie krzyżówek, zaczęło przynosić drobne zyski. - Raz dostałem jakąś książkę - coś z klasyki, którą wytropić na rynku było wtedy marzeniem ściętej głowy. Wygrałem też kalkulator i radiomagnetofon Grundig. Potem przyszły gratyfikacje finansowe, ale to za krzyżówki, które z czasem sam zacząłem układać - wspomina z uwagą, że te parę złotych bardzo się wtedy w domowym budżecie przydawało.  Szczęściarzem okrzyknęła go rodzina, kiedy wysłał kilka zgłoszeń do konkursu rozpisanego przez jeden z lubelskich tygodników, i w ten sposób zgarnął kilka nagród. - Tematem było kino radzieckie. Znawcą się nie czułem, ale wystarczyło poszperać w bibliotece, na miejscu. Odpowiedzi wysłałem na siebie, syna, córkę i jeszcze mojego brata. Obłowiliśmy się wtedy nieźle, bo wygraliśmy dwa żelazka, lampę i aparat fotograficzny. Rozdanie nagród w takiej kawiarni na ul. Lipowej w Lublinie pamiętam do dziś - podkreśla, śmiejąc się z tych dziwnych czasów, kiedy żelazko było luksusem. Ale nie ukrywa, że dalej cieszy go każde 50 czy 100 zł, które od czasu do czasu wygrywa za rozwiązania krzyżówek.

Nieznośna lekkość bytu

Książki, zastawa stołowa, iPod, samochód, wycieczka do Marsylii...- lista nagród zdobytych przez Piotra, informatyka, jest bardzo długa. Startowanie w konkursach ułatwia mu praca - prowadzi stronę www w jednej z bialskich hurtowni. Poza komputerem i internetem jego

„narzędziem pracy” jest telefon komórkowy i sms-y, których wysyła dziesiątki. - Dwa, trzy lata temu powiedziałbym: setki. Dzisiaj dokładnie studiuję regulaminy konkursów i wybieram te, w których mam szansę coś wygrać - tłumaczy, podkreślając, że rajcują go np. konkursy, w których trzeba wymyślić hasło reklamowe, krótko opisać produkt albo jego działanie. Najlepiej pamięta wakacje na południu Francji. Było to tak: kupił szampon, a w kasie dostał ulotkę o konkursie na wierszyk.

W domu szybko ułożył taki, w którym mowa była o głaskaniu zwierza, czyli jeża, pod włos. Dwa tygodnie później patrzył na Morze Śródziemne. - Już w podstawówce lubiłem rywalizację: olimpiady, jakieś zmagania recytatorskie - przyznaje Piotr. A po chwili chwali się, że bakcyla konkursowo-nagrodowego połknęła też żona. I jego siedmioletni syn. Ostatnio został laureatem takiego konkursu plastycznego, w którym do wygrania były klocki lego..

Nagrody hurtem

Agnieszka nie ma konkursowej specjalizacji. Lubi kolorową prasę, a ponieważ mnóstwo w niej kuponów i zapowiedzi - korzysta z nich.- Kiedyś koleżanka z pracy pochwaliła się, że wysłała kupon wycięty z opakowania kawy, a producent przesłał jej dzbanek-termos. „Może i do mnie uśmiechnie się szczęście” - pomyślałam.  Znalazłam w takim kobiecym poradniku informację o konkursie ogłoszonym przez producenta soków. Dostałam zegarek na rękę. Konkursomania wciągnęła mnie na amen - mówi prostolinijnie i przyznaje, że teraz startuje w konkursach hurtowo. Trzeba tylko śledzić ogłoszenia na specjalnych stronach internetowych z zapowiedziami. I chociaż deszcz nagród bywa przesadą, a jakość niektórych wygranych to bylejakość - i tak cieszą. Przecież dostaje się je za darmo.

KL
Echo Katolickie 49/2011-12-07

Uzależnieni od ślepego losu

Jak wynika z badań CBOS, około 4% Polaków może być uzależnionych od gier na pieniądze.

W ubiegłym roku w tego typu grach uczestniczył co drugi dorosły Polak. Jak wytłumaczyć ich popularność? To z jednej strony ogromne pragnienie poprawy sytuacji materialnej (od zwykłej chęci zasilenia domowego budżetu, przez nadzieję na dużą wygraną, po potrzebę pieniędzy na jakiś ekstra wydatek), z drugiej - wiara w łut szczęścia.  Najwięcej respondentów grało w gry liczbowe (Lotto, Multi Multi itp.) - 40,5%. Ponad 11% graczy wybrało zdrapki, tyle samo grało w loterie i konkursy sms-owe. 3,4% badanych próbowało szczęścia na automatach z tzw. niskimi wygranymi. Jak twierdzą socjologowie, świadomość zagrożenia nałogiem hazardu jest duża: 95,5% ankietowanych jest zdania, że można uzależnić się od gier na pieniądze.  Jednak zdecydowana większość badanych (82,8%) nie ma w swoim otoczeniu osoby, która borykałaby się z tym problemem. Jako najbardziej uzależniające postrzegane są automaty - ponad 58% respondentów uważa, że to gra, którą najczęściej wybierają nałogowcy, oraz gry liczbowe - wymienia je ponad 28% badanych. Dane z badań ankietowych bywają jednak złudne. W przypadku każdego nałogu - czy są to gry liczbowe, konkursy czy alkoholizm - mechanizm prowadzący do uzależnienia jest podobny.

KL

Rachunek zysków, rachunek strat

Na celowniku konkursomaniaka nie ma wielkiej wygranej. - „Materialista” to nie o mnie - mówi.

Swoją pasję nazywa czasoumilaczem, ewentualnie - gdy chodzi o zaangażowanie intelektu - gimnastyką umysłu. Nie zależy mu przecież na wielkich pieniądzach. Stawką są przedmioty, którymi można umilić życie (markowe perfumy), podnieść stopę życiową (samochód, telefon), poprawić sobie samopoczucie (fi lm dvd). Efektem ubocznym są półki pełne drobiazgów, które tak naprawdę do niczego się nie przydadzą, a wyrzucić żal... Zdobywca konkursowych trofeów myśli jednak inaczej: komplet akcesoriów samochodowych - „będą jak znalazł, kiedy dorobię się auta”; cebulki nowej odmiany tulipanów - „podaruję mamie czy sąsiadce”. Bywa i tak, że filiżanka reklamowana jako autentyczny rosenthal okazuje się zwykłym duraleksem (a ile kawy trzeba było wypić, w myśl zasady: im więcej kodów, tym większa szansa).

Z dobrodziejstwem inwentarza konkursomaniak codziennie przyjmuje zapchaną po brzegi skrzynkę pocztową. Ulotki, foldery, gazetki, oferty wszystko z dopiskiem „wyjątkowe”, „jedyna taka szansa”, „wygrałeś!”, „twój klucz do szczęścia”. To skutek podawania danych osobowych, przy czym ilość propozycji rośnie proporcjonalnie do liczby konkursów. Te wciągają i - nie bójmy się tego słowa - uzależniają. Nieprawdą jest, że nic nie kosztują. Zmuszają do większych zakupów, do wysłania listu czy sms-a (który trzeba potwierdzić albo odpowiedzieć na pięć kolejnych). Konkursy wymagają też poświęcenia czasu, odsunięcia na bok innych spraw. Tu działa się na czas. Błędne koło? Konkursomaniak odpowie, że dobra zabawa, przyjemne z pożytecznym. I zaraz wypatrzy kolejną okazję.

KL

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama