Sumienie w polityce

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (42/2002)

Jedna z poczytnych gazet doniosła 1 października o ukazaniu się Apelu sławnych Amerykanów przeciw polityce prezydenta George'a W. Busha. Gazeta ta ma pewną wrodzoną skłonność do przesady, szukałem zatem wśród wymienionych przykładowo nazwisk, spośród 373 sygnatariuszy, listu znanych mi osób. Przyznam szczerze, iż nie jestem amerykanistą i może dlatego miałem tutaj niejakie trudności. Nazwiska takie jak Adrienne Rich, Edward Said, Jonathan Schell, Wallace Shawn, Gloria Steinem nie mówią mi zbyt wiele. Ale niezależnie od rangi sygnatariuszy listu sam Apel wydał mi się rzeczą ciekawą. Może po raz pierwszy po wydarzeniach 11 września w tym liście znalazły się słowa realizmu, pokory i odejścia od amerykanocentryzmu dziejów świata. Pisali autorzy listu: „My także byliśmy wstrząśnięci tragicznymi zdarzeniami z 11 września 2001 roku. [...] pochyliliśmy głowy w obliczu potwornych scen śmierci, chociaż pamiętaliśmy podobne wydarzenia z Bagdadu, Panamy, jak również z Wietnamu sprzed lat”. No właśnie, nawet przez momenty nie mogłem sobie przyswoić myśli, by datą 11 września roku 2001 mierzyć początek wieku czy tysiąclecia. Każda tragedia jest nieprzeliczalna, i każda jest dla kogoś nią dotkniętego jakimś końcem jego świata i zarazem początkiem nowego, w którym musi się odnaleźć.

Drugi ważny fragment tego listu, może nawet najważniejszy, to słowa świadomości: „Wierzymy, że ludzie sumienia muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za postępowanie swoich rządów”. To wyznanie brzmi bardzo chrześcijańsko, współbrzmi z licznymi, tak bardzo wręcz licznymi przestrogami papieskimi, by nie usprawiedliwiać wszystkiego fetyszem demokracji. By nie usprawiedliwiać się tym, że demokratyczna maszynka do głosowania wydała określony wyrok i w ten sposób oczyściła nasze ręce i sumienia. W najgłębszej swojej warstwie polityka jest kwestią decyzji, a te są domeną sumienia. I nie można w tym zakresie się czuć wyręczonym. Apel owych 373 ludzi jest istotnym głosem w debacie nad kształtem demokracji i nad niebezpieczeństwem jej deformacji. Demokracja oderwana od prawdy, od wartości łatwo przeobraża się w totalitaryzm — tysiące razy przestrzegał Papież. Uświadomiła to sobie grupa ludzi, którzy dostrzegli, że mocą głosowań wydaje się wyroki rozstrzygające o istnieniu lub nie „terrorystów”, cokolwiek zresztą to słowo miałoby znaczyć.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama