Taktyczne odwroty

Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (47/2001)

„Koniec historii”, „powrót do normalności” — gdzie sprzedają okulary, przez które widać symptomy owego końca i tej normalności? Owszem, w Afganistanie kończy się jakiś etap dziejów, ale zwycięstwa Sojuszu (Północnego) nie oznaczają jednak końca historii nawet tam; dla odmiany zwycięstwo Sojuszu (LD) oznacza nie tyle powrót do normalności, co postępującą normalizację obozu władzy. Cóż normalność znaczy? Dotychczas partia kierowana przez p. Millera była tak niezwykła na polskiej scenie politycznej, że aż korciło spytać, czy ona rzeczywiście pochodzi z tej ziemi. Polskie partie kłócą się, dzielą, zmieniają zdanie co kwadrans, wystawiają na urzędy jakichś dziwnych ludzi — a SLD zwarty, silny, gotowy, kompetentny aż do bólu. Ale coraz częściej dowiadujemy się, że w partii tej oprócz Marsjan i androidów są też normalni ludzie, którzy mieszają w oświacie, mają kłopoty z koalicjantem i zdarzają im się kontrowersyjne nominacje — zupełnie jak w poprzednim rządzie. Nie wiem, czy to normalne, ale na pewno bardzo polskie — tak więc obserwujemy proces repolonizacji Sojuszu.

Nieoczekiwanie ów trend powrotu do normalności dotknął nie tylko władzę. Ponieważ w przeciwieństwie do red. Michnika czytuję „Gazetę Wyborczą”, zdarza mi się ostatnio przecierać oczy ze zdumienia. Z mojej lektury wynikało, że lustracja jest be, Jaruzelski jest OK, a Kiszczak to według słów redaktora naczelnego GW człowiek honoru. A w ogóle to ludziom sponiewieranym przez przynależność do PZPR i współpracę ze służbą bezpieczeństwa należy się tolerancja, wyrozumiałość, miłość i kredyt zaufania. Aż tu nagle p. Michnik naskoczył na tego biednego prokuratora Kaucza, tak jakby w polskim życiu politycznym nie było innych aktywistów stanu wojennego. Dywanowy nalot GW wspomogła salwa p. Labudy, której szkodzi Kaucz, a nie przeszkadzają życiorysy kolegów z Kancelarii Prezydenta. Kaucz musiał się wycofać do swojego Kandaharu, chociaż nawet min. Szmajdziński ręczył za niego, a przecież minister pochodzi z Wrocławia i wie, jak to było. On w ogóle dużo wie i dlatego nie ufa katolikom w tajnych służbach, bo mogliby się wyspowiadać rezydentom watykańskiego imperium. Schrupawszy Kaucza, p. Michnik przegryzł red. Maleszką, który okazał się kapusiem SB. Maleszka dostał zakaz publikacji, przynajmniej pod swoim nazwiskiem — być może w łaskawości swojej redakcja pozwoli mu pisać pod pseudonimem, np. T. W. Ketman. O co tu chodzi? Skąd ten nagły zwrot? Nie jest wykluczone, że biedny Kaucz poległ, aby zilustrować pogląd Pałacu Prezydenckiego, iż jedynie słusznym ministrem sprawiedliwości byłby mecenas Ryszard Kalisz. A czemu poległ Maleszka? Czyżby czas łaski się skończył w największej polskiej gazecie? Może zaczęły się skomplikowane manewry, wobec których intrygi bin Ladena to jak gra w Czarnego Piotrusia wobec brydża? „Rzeczpospolita” właśnie donosi, że stała się obiektem ataku prowadzonego przez Michnika pospołu z Urbanem. Parafrazując pewną posłankę „Samoobrony”, paskudnie się czuję pod względem zrozumienia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama