Prawda medialna

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (16/2001)

Od kilku lat pojawiają się propozycje, żeby w Białą Niedzielę nie oglądać telewizji. Nie do końca rozumiem, czemu wyłączyć telewizor w tydzień po Wielkanocy zamiast w Wielkim Poście, ale popieram samą inicjatywę otrzeźwienia z tele-, a może szerzej: mediaholizmu. Nie podpiszę się co prawda oburącz pod opinią znajomego Niemca, który twierdzi, że najmądrzejsze programy w telewizji to reklamy, ale coś w tym jest. Czasem mam wrażenie, że za tymi produktami poezji stosowanej kryje się ciężka praca, znacznie cięższa, niż za lekką, nieznośnie lekką publicystyką. W końcu nie tak łatwo wymyślić głupi slogan, który pamiętają wszyscy; w przeciwieństwie do głęboko słusznych i mądrych poglądów ginących w morzu elektronicznej niepamięci.

Jak wszystkie wytwory ludzkich rąk i umysłu, także i media nie są doskonałe i trzeba sobie z tego zdawać sprawę, zanim fascynacja przerodzi się w bałwochwalstwo. Siła mediów jest wielka, sądząc po wypowiedziach niektórych, bliskich nawet znajomych, którzy światopogląd mają gazetowy: umiarkowani tygodnikowy, a skrajne przypadki - dziennikowy.

Właściwie nie wiem, skąd się bierze tak duże zaufanie do słowa pisanego, bo nie mam narzędzi do zbadania tego zjawiska. Mam tylko hipotezę roboczą, że wszystko z powodu naukowej żyłki, powszechnej w społeczeństwie, która każe szukać uogólnień pojedynczych obserwacji. W przeciętnej gazecie jest trochę informacji, które wydają się prawdziwe: data, godzina wschodu słońca, niektóre ogłoszenia. W nekrologach podaje się dość często dokładne informacje, podpisy pod zdjęciami niekiedy zgadzają się z twarzami, które na nich widzimy. Oprócz tego w gazecie jest mnóstwo wiadomości, których przeciętny człowiek nie jest w stanie sprawdzić, ale rozumując indukcyjnie, przyjmuje ich prawdziwość. Co prawda - rozmiaru tego zjawiska też chyba nikt nie bada - gdy opisana jest sytuacja, którą dobrze znamy (jakieś wydarzenie z sąsiedztwa albo z miejsca pracy), to przypomina się Radio Erywań: w zasadzie wszystko się zgadza, tylko ulica nie ta, numer inny, sąsiad jest w rzeczywistości sąsiadką, a nasze własne słowa są przekręcone. Jednak o naszym sąsiedztwie rzadko piszą, więc te małe niedokładności nie psują ogólnego kredytu zaufania. Zaufanie jest tym większe, im bardziej dobitnie przedstawiane są różne opinie. Dobitność wydaje się atrybutem kompetencji, chociaż ludzie naprawdę kompetentni znacznie częściej mówią "nie wiem" albo zastrzegają się, iż głoszony pogląd może być zmieniony, gdy zwiększy się ich wiedza na dany temat. Media wszakże wolą pewnych siebie, nawet gdyby później okazało się, że mówili bzdury. Do tego dochodzi medialne kuszenie mądrych ludzi, aby wypowiadali się autorytatywnie na tematy, które są im obce. Przykład: "Rzeczpospolita" doniosła, iż przew. Miller (któż wątpi w jego mądrość?) stwierdził, że "informatyzacja to realizacja idei oświecenia". Nie wierzę gazecie, że przew. Miller wygłosił najśmieszniejsze hasło od czasu leninowskiego: "Komunizm to elektryfikacja plus władza Sowietów".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama