Jak na linie

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (37/2000)

Nauczyciele mówią: należy się nam, nic nas nie obchodzi, skąd rząd weźmie. Rząd mówi: niech płacą samorządy, które zatrudniają nauczycieli. Samorządy twierdzą: nie damy więcej, niż rząd przyśle.

Rząd dopłaca do PKP, do rolniczych emerytur, finansuje restrukturyzację kopalń. Dopłat domagają się kasy chorych i fundusze emerytalne, które mają problemy z tzw. ściągalnością składek od zobowiązanych do ich płacenia podmiotów. Jeśli budżet nie pomoże, zostaną zagrożone reformy ubezpieczeń i służby zdrowia. Rząd musi mieć pieniądze na zakup zboża i mięsa po preferencyjnych cenach i na wiele jeszcze innych celów. Wpływy do budżetu pochodzą z ceł, z akcyzy, prywatyzacyjnej sprzedaży, z podatków.

Mniejszościowy rząd musi lawirować, łatać, zwlekać, narażać się to jednym, to drugim, wysłuchiwać żalów, martwić się strajkami głodowymi emerytów, rosnącym bezrobociem rodzącym rozpacz i przestępczość. Cóż, od tego jest rząd — ludzie wynajęci do martwienia się, wykłócania, łataniny. A jednocześnie to są ludzie dziedziczący etyczne przesłanie sierpniowych strajków sprzed 20 lat. Wtedy wołano o godność i prawdę, o sprawiedliwość, o to, by życie Polaków odzyskało sens.

Życie Polaków odzyskało sens. Odzyskuje go dzień po dniu dzięki temu, że możemy mówić prawdę, dochodzić prawdy, protestować, gdy prawda jest ukrywana i wykrzywiana. I nawet ten rząd, który musi zasłaniać się powagą urzędu, aby prowadzić gry i manipulować, to nie jest rząd kłamców i graczy. Ten rząd nie puści na ludzi opancerzonych transporterów, nie zatrudni skrytobójców, nie wezwie obcych na swoich, nie wsadzi do więzienia za pisanie prawdy. Solidarność społeczna każe nam każdemu człowiekowi dać tyle, żeby nie był upokorzony, poniżony biedą. Im jednak szczodrzej będziemy dawać, tym więcej ludzi będzie chciało przyłączyć się do tłumu korzystających. Już teraz dajemy z budżetu miliony setkom tysięcy zdrowych i sprawnych, którzy rozmaitymi sposobami załatwili sobie renty. Pracują „na czarno” ludzie biorący zasiłek dla bezrobotnych.

„Solidarność” upomniała się o ludzką godność. A dziś trzeba przypomnieć, że ludzie wolą dostać od państwa mniej, ale w poczuciu, że się należy, niż trochę więcej, ale od organizacji charytatywnych, więc niejako „z łaski”. Ze względu na godność powinno się więc utrzymywać aparat państwowej pomocy, mimo że organizacje charytatywne są sprawniejsze, działają taniej. Rząd musi wybrnąć z odwiecznego dylematu — czy należy się temu, kto złotówkę zarobił uczciwą pracą, czy temu, co bez tej złotówki umrze z głodu? Nie jest to zresztą jedyna płaszczyzna balansowania na linie. Istotą kapitalizmu jest konkurencja, dzięki której zarabiają ci, którzy lepiej pracują, są bardziej pomysłowi, odważni. Jeśli jednak oni będą zmuszeni do utrzymywania pracujących gorzej, myślących stereotypami, bojących się ryzyka — poszukają innych miejsc na świecie albo z leniuchami będą przy piwku czekać na zasiłek. Czy więc wychowywać młodzież do konkurencji czy do solidarności? A jeśli do konkurencji — jak zrobić, żeby to nie było zarazem wychowanie do egoizmu, do wilczego wyścigu, do skutecznego oszustwa, do kapitalizmu mafijnego?

Rząd balansuje więc na linie nie tylko w sprawach konstrukcji i równoważenia budżetu, również w sprawach etycznych wyborów. Czy obywatele powinni być widzami, którzy raz na parę lat w głosowaniu wybierają robiących dobre wrażenie akrobatów politycznej areny? Jest jeszcze kwestia siatki ratunkowej — społeczeństwa stowarzyszeń, klubów, ruchów, grup realizujących na dole pewien pomysł etyczny. Czy jest już dobry czas dla takich inicjatyw?

opr. mg/mg

s
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama