Sposób drugi: zmień sposób mówienia o sobie

Fragmenty książki "Bóg wie, że jesteś zestresowany. Proste sposoby na odzyskanie równowagi"

Sposób drugi: zmień sposób mówienia o sobie

Anne Bryan Smollin

Bóg wie, że jesteś zestresowany

Proste sposoby na odzyskanie równowagi

ISBN: 978-83-7580-012-8
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2008

Wybrane fragmenty
Wprowadzenie
SPOSÓB pierwszy:
pogódź się z tym, że jesteś niedoskonały
SPOSÓB drugi:
zmień sposób mówienia o sobie
SPOSÓB trzeci:
trzymaj się priorytetów
SPOSÓB czwarty:
bądź obecny, tam gdzie jesteś

SPOSÓB drugi:

zmień sposób mówienia o sobie

ŻYCIE JEST TAKIE, JAKIM JE CZYNIMY.

ZAWSZE TAK BYŁO, JEST I BĘDZIE.

Babcia Moses

 

Konwersacja tocząca się w naszych głowach nie zna końca. Zawsze myślimy i rozważamy. Napływa do nas nieustanny strumień informacji. Kiedy wiadomości nie są dobre, mamy tendencję do internalizowania ich negatywności. Zaczyna działać mechanizm nazywany samospełniającym się proroctwem, np. gdy mówimy sobie, że nie potrafimy czegoś zrobić, to nieuchronnie nam się to nie uda.

Nasz sposób mówienia o sobie może się stać scenariuszem, według którego żyjemy. Nasze lęki, wątpliwości, skierowane przeciw samym sobie scenariusze zaczynają odgrywać główną rolę. Jeżeli chcemy to zmienić i zredukować stopień towarzyszących nam stresów, musimy zmienić sposób mówienia o sobie.

Szkoła podstawowa, do której uczęszczałam, znajdowała się w pobliżu mojego domu, w bezpiecznym i spokojnym miasteczku, gdzie wszyscy się znali i wzajemnie o siebie troszczyli. Ludzie szanowali cudzą własność i na porządku dziennym były wyrazy pamięci o sąsiadach. Wszyscy byli dla siebie jedną wielką rodziną.

W trzeciej klasie miałam wspaniałą nauczycielkę, która z każdego ucznia potrafiła wydobyć jego najlepsze cechy. Dzięki niej w szkole było przyjemnie, co motywowało nas do starania się o dobre stopnie i przykładania do nauki — dzieci porównywały swoje stopnie, a każde chciało mieć najwyższą średnią.

Pamiętam, jak patrzyłam na swoją końcową średnią — 99,4 — i czułam wzruszenie. Wtedy dowiedziałam się, że mój kolega z klasy, Jimmy, miał średnią 99,6. Dwie dziesiąte punktu więcej niż ja! To dlatego, że potrafił przeliterować słowo, z którym ja nie mogłam sobie poradzić. Tamtego dnia raz na zawsze uznałam, że nie potrafię literować. To przekonanie utkwiło w mojej głowie i minęło dużo czasu, zanim się go pozbyłam.

Musimy być ostrożni, wydając sądy na własny temat. Świadczy o tym incydent z życia pisarza Normana Cousinsa. Właśnie czekała go seria wykładów. Czuł się jednak wyczerpany i potrzebował przerwy. Spoglądając w swój kalendarz, zdał sobie sprawę, że czekają go trudne dwa tygodnie — codziennie wykład, a w niektóre dni nawet dwa. Poprosił sekretarkę, aby odwołała spotkania wyznaczone w ciągu dwóch najbliższych dni. Przyznał, że był wyczerpany i potrzebował przerwy. Kobieta powiedziała jednak, że nie wolno mu tak po prostu zrezygnować.

„Co masz na myśli, mówiąc, że nie mogę tego zrobić?” — zapytał.

Odpowiedziała, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego, nie ma przecież ataku serca, więc nie ma powodu niczego odwoływać. Cousins przytaknął. Uznał, że miała rację.

Dwa lata później przeżył atak serca. Zgodnie z wcześniejszym sposobem myślenia, miał wreszcie powód, aby odwołać spotkania i odpocząć. Tak jak w przypadku Cousinsa, przekaz, który kodujemy w swoim umyśle, często się urzeczywistnia.

Jeśli mówimy sobie, że nie potrafimy literować wyrazów albo że jesteśmy głupi czy niezdolni nauczyć się obsługi komputera, wówczas internalizujemy te informacje dopóty, dopóki to rzeczywiście się nie spełni. To, co o sobie mówimy, zaczyna definiować naszą pewność siebie. Zaczynamy stawać się tacy, jak sobie wmawiamy.

Krytyczne mówienie o sobie podnosi nasz poziom stresu. Dobra wiadomość to taka, że jesteśmy w stanie to zmienić.

Możemy zmienić negatywne myśli na swój temat w pozytywne, wsłuchując się uważniej w to, co myślimy o danej sytuacji czy frustracji. Samo powiedzenie sobie, że potrafimy się zmienić, stanowi początek tego procesu.

Z NASZYCH MYŚLI BUDUJEMY

SWÓJ ŚWIAT. MIEJ ZŁE MYŚLI,

A ZŁO PÓJDZIE ZA TOBĄ Z TAKĄ

PEWNOŚCIĄ, Z JAKĄ WÓZ JEDZIE ZA

WOŁEM.

Siddhartha Gautama

 

Zmień sposób mówienia o sobie

  • Słuchaj własnych myśli i oceń, czy są negatywne, czy pozytywne. Jeśli twoje przesłania są tylko negatywne, to nic nie będzie w porządku. Jeśli są pozytywne, odbierasz korzystnie to, co dzieje się wokół ciebie. Gdy zdasz sobie sprawę, że mówisz o sobie negatywnie, możesz to zmienić. Zatem spędzaj trochę czasu, wsłuchując się w to, co sam do siebie mówisz. Zapisuj to, jeśli wyda ci się to pomocne.
  • Dobrym sposobem na nauczenie się pochlebnego wyrażania się o sobie jest recytacja jednego pozytywnego słowa lub afirmującego zdania w rytm oddechów. Samo głębokie oddychanie może nam pomóc zredukować stres i poczuć większą równowagę; nadawanie przesłania pozytywnemu słowu lub zdaniu ugruntowuje w nas dobrą ocenę własnej osoby. Taka forma oddychania w połączeniu z umacniającym słowem lub zdaniem jest wspólna dla wszystkich wielkich religii świata. Jej chrześcijańską formułę można znaleźć w książce zatytułowanej Chmura niewiedzy [Wydawnictwo Benedyktynów, Tyniec 2006] autorstwa anonimowego angielskiego księdza z XIV wieku. Tak pisze o połączeniu oddychania i słowa:
  • „Jeśli chcesz zawrzeć całe swoje pragnienie w jednym słowie, które umysł może łatwo zapamiętać, wybierz raczej krótkie. Jednosylabowe wyrazy, jak „Bóg” albo „miłość” [w języku angielskim love — przyp. tłum.], są najlepsze. Ale wybierz takie, które dla ciebie ma znaczenie. Potem utrwal je w swoim umyśle, aby pozostało tam, choćby nie wiem, co się działo. Słowo to będzie twoją obroną w czas wojny i pokoju. Posługuj się nim do atakowania otaczającej cię chmury ciemności i do uporządkowania wszelkich rozproszeń.
  • Powtarzanie jednego słowa lub krótkiego zdania może mieć potężną moc. Oto kroki, jakie należy podjąć: najpierw usiądź rozluźniony. Wycisz się, wykonując ćwiczenia rozciągające i głęboko oddychając. Potem wybierz jedno słowo lub krótkie zdanie, które w jakiś sposób wyraża to, co jest dla ciebie najwartościowsze, i które cię wzmacnia. Może to być imię Boga (np. Mądrość, Allach, Światłość) lub inne kojące, pozwalające się skupić słowo lub zdanie: pokój, miłość, dobro, nadzieja, spokój. Zacznij je w duchu powtarzać, w rytmie zgodnym z własnym oddechem. Jeśli twoja myśl ucieka lub się rozpraszasz, delikatnie zacznij powtarzać swoje słowo od nowa. Zakończ, wyrażając wdzięczność: modlitwą dziękczynną lub uśmiechem. To skupione oddychanie można uprawiać wszędzie i zawsze, kiedy potrzebujesz pozytywnego myślenia o sobie”.
  • Pomyśl, co ci doskwiera. Może to być problem rodzinny, zbliżające się spotkanie towarzyskie, kłopoty w pracy albo dawny konflikt z ważną osobą. Możesz coś na to poradzić? Pomyśl o ludziach, których mógłbyś poprosić o pomoc lub radę. Ułóż plan rozwiązania problemu. Wtedy będziesz miał kontrolę. Nie utwierdzaj się w negatywnej opinii o sobie.
  • Zrób listę kilku pozytywnych przesłań, które codziennie powinieneś powtarzać, np. „Potrafię dochowywać tajemnicy” albo „Można na mnie polegać”. Przeczytaj tę listę kilka razy dziennie, jeśli potrzeba, i zacznij przemawiać do siebie pozytywnie, dopóki naprawdę nie uwierzysz każdemu orędziu.

TO, CO ZA NAMI, I TO, CO PRZED NAMI,

TO DROBNOSTKI W PORÓWNANIU

Z TYM, CO W NAS SIĘ ZNAJDUJE.

Ralph Waldo Emerson

 

Gadanie

Cały dzień mówię do siebie. Zanim zaczniesz się zastanawiać, czy z moją głową wszystko w porządku, uspokoję cię — myślę, że jestem całkiem normalna, wysyłając do siebie wiadomości; one zdają się wywierać wpływ na moje relacje ze światem. Wiadomości, które komunikuję samej sobie, mogą być zachęcające, wspierające i pouczające. Jednak mogę także wysyłać wiadomości niszczące lub raniące moje poczucie własnej godności. Kiedy cały dzień bombardują mnie nieuniknionymi stresorami, wtedy to, co mówię do siebie, wpływa na to, jak skutecznie radzę sobie w codziennych sytuacjach. Ponadto moje słowa mogą mieć wpływ na mój wewnętrzny pokój.

Jako konsultant ds. zarządzania i instruktor na szkoleniach, zachęcam klientów, aby uświadomili sobie, jakie informacje wysyłają do samych siebie. Czy są pozytywne, czy negatywne? Motywują czy zniechęcają? Próbuję dzielić się z moimi klientami tym, czego nauczyłam się przez lata, a co pomogło mnie samej.

Kilka lat temu prowadziłam szkolenie dla grupy pracowników pewnej fabryki. Jakiś czas wcześniej kierownictwo przeprowadziło reorganizację; oznaczała ona, że wielu pracowników musiało uczyć się nowych umiejętności albo w inny sposób — niż przez ostatnich piętnaście czy dwadzieścia lat — wykonywać dotychczasowe obowiązki. W skład zespołów wchodziły zarówno osoby z wieloletnim stażem, jak i zupełnie nowi, dużo młodsi pracownicy, którzy niecierpliwili się, że ich starsi koledzy potrzebują więcej czasu na nauczenie się nowych zasad pracy.

Kierownictwo zatrudniło mnie, abym poprawiła komunikację w zespole i przeprowadziła ćwiczenia integrujące. Pracowałam z sześcioma różnymi grupami. W jednej z nich starsza kobieta wydawała się niespokojna i spięta. Zdawało się, że Sarah próbuje zrozumieć to, czego ich uczyłam. Jej wystraszona twarz mówiła mi, że nie bardzo rozumie koncepcję tych ćwiczeń. Wreszcie, ze łzami w oczach, przyszła do mnie po wyjątkowo trudnej sesji o wypowiadaniu twórczych opinii.

„Nigdy nie będę w stanie się tak zmienić. Nie umiem nauczyć się nowej pracy, a inni są o wiele szybsi ode mnie”.

Mając czterdzieści pięć lat, czuła się stara i obawiała się, że straci pracę. W dodatku nie mogła się dogadać z innymi członkami zespołu, ponieważ myślała, że nikt jej nie lubi. Próbowała być przyjazna. Nawet kupowała im prezenty. Ale po prostu nie czuła się wystarczająco dobra. Stres w pracy zaczął odbijać się na jej życiu osobistym.

Wysłuchawszy litanii lęków Sarah, zapytałam ją, co o sobie myśli, jakiej treści sygnały do siebie wysyła. Usłyszałam tylko, że jest „za stara, za mało sympatyczna i zbyt powolna”. Rozmawiałyśmy o jej pracy przed zmianą. Jak sobie radziła? Odnosiła sukcesy? Czy w każdym tygodniu wypełniała swoje zadanie?

„Zawsze wypełniałam swoje zadanie. Niewiele więcej, ale radziłam sobie wystarczająco dobrze. Jednak te młode dziewczyny są o wiele szybsze ode mnie”.

Rozmawiałyśmy o jej osiągnięciach jako żony i matki, opowiedziała mi, jak prowadziła dom, wychowywała dzieci, pracowała przez te wszystkie lata i całkiem skutecznie radziła sobie ze wszystkimi obowiązkami. Jej twarz zaczęła się rozjaśniać, kiedy zdała sobie sprawę, że w wielu dziedzinach życia odnosi sukces.

„A teraz przyjrzyjmy się tym wiadomościom, jakie sobie wysyłasz” — pokierowałam. „Zobacz, czy możesz je zamienić na pozytywne oświadczenia”.

„Masz na myśli tę, że jestem za stara?” — przerwała i mówiła dalej. „Mam o wiele większe doświadczenie niż te młode dziewczyny. Jestem doświadczonym pracownikiem”.

„Dobrze” — odpowiedziałam. „A teraz co z przekonaniem, że nie możesz nauczyć się nowych rzeczy? Czy nie powiedziałaś mi, że kilka lat temu wprowadziłaś zmiany w procesie pracy na linii produkcyjnej? Nie mogłaś się aż tak bardzo zmienić w ciągu tych pięciu lat”.

„Myślę, że mogę nauczyć się nowych rzeczy. Tylko wydaje się, że jest ich za dużo naraz”.

„Więc podziel to na mniejsze części. I pamiętaj o tych wszystkich chwilach, kiedy w przeszłości odnosiłaś sukces”.

Zachęciłam ją, żeby mówiła sobie przez następne dwa tygodnie pomiędzy zajęciami, że jest kompetentnym pracownikiem, który potrafił nauczyć się nowych umiejętności. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu była zdolna refleksyjnie analizować problem i znaleźć sposób, żeby odnaleźć się na nowym stanowisku. Zapisała dwie afirmacje, które zamierzała czytać codziennie przed pracą. Zamierzała je nosić w kieszeni i zaglądać do nich w ciągu dnia.

Dwa tygodnie później wróciłam do fabryki na kolejną sesję. Zanim przyszli inni pracownicy, Sarah weszła z blaskiem w oczach.

„To działa” — wykrzyknęła. „No, prawie. Codziennie mówiłam afirmacje. Mam jeszcze problem z tempem, ale wreszcie wiem, jak posługiwać się przecinarką. Ale co najważniejsze, nie boję się tak jak przedtem”.

Sarah wyjaśniła potem, że już się tak nie denerwowała, idąc do pracy. Poza paroma dniami w ubiegłym tygodniu, które były straszne, wracała do domu mniej zdenerwowana.

Tamtego dnia po sesji pracowałyśmy jeszcze nad dwiema afirmacjami, jakimi mogła się posługiwać. Potem spotkałam się z nią jeszcze czterokrotnie. Za każdym razem zdawała się czuć pewniejsza siebie. Uczyła się z trudnością i często popełniała błędy. Ale była zdeterminowana, żeby zablokować te wszystkie negatywne informacje, które blokowały jej próby odniesienia sukcesu. Tak obciążyła się negatywną opinią na swój temat, że nigdy nie czuła się z sobą dobrze. Wzmagało to stres w dniu, który i tak był już stresujący.

Rok później spotkałam Sarah w sklepie spożywczym. Powitała mnie niczym dawno utraconą przyjaciółkę i powiedziała, że ma się dobrze. Nie martwiła się, że nigdy nie stanie się supergwiazdą, ale tym, że nie będzie mogła sobie wystarczająco dobrze poradzić z pracą. Bardzo się cieszyła, że nie była już taka przestraszona jak kiedyś.

„Za każdym razem, gdy potęguje się stres, wyciągam swoje przesłania, zaczynam mówić do siebie i rzeczy wracają do normy. Potrafię to robić. Robię to”.

NIC NIE USUWA NIEPRZYJEMNYCH MYŚLI

SKUTECZNIEJ NIŻ KONCENTRACJA

NA PRZYJEMNYCH.

Hans Selye

 

Podpisywanie książek

Jeden z najbardziej wzruszających bilecików, jakie otrzymałam, przyszedł do mnie dwa dni po tym, jak podpisywałam książkę w Barnes and Noble [amerykańska sieć księgarni — przyp. tłum.].

Zwykle na spotkaniach z czytelnikami przemawiam przez pół godziny. Kiedy tamtego dnia przyjechałam do księgarni, jakieś siedem minut przed rozpoczęciem, wszystkie krzesła były już zajęte. Ludzie siedzieli na parapetach. Stojący tłum zdawał się powiększać. Byłam uradowana taką frekwencją. Tak jak i wielu wykładowcom, tak i mnie moja publiczność dodaje energii, a patrząc na ich twarze, jestem w stanie rozpoznać, jak im się wiedzie.

Naprawdę świetnie się bawiłam, mówiąc o poczuciu humoru i korzyściach, jakie z niego mamy. Śmiech jest tak wspaniałym łącznikiem, a ja się „łączyłam” z tą grupą. Ich śmiech był moją nagrodą. Zwykle proszę ludzi, żeby byli dobrzy dla samych siebie i nauczyli się trochę relaksować.

Po półgodzinie zaczęłam rozdawać autografy. Zawsze próbuję nawiązać krótką rozmowę z osobą, której podpisuję książkę. Mam do siebie zaufanie, więc mówię to, co przychodzi mi wtedy na myśl. Czasem odnosi się to do tego, co usłyszałam od danej osoby, do jakiejś uwagi czy choćby wyrazu jej twarzy podczas mojej prezentacji.

Bilecik, który otrzymałam po ostatnim spotkaniu, zaczynał się od podziękowania za dzielenie się swoim poczuciem humoru. Parę zdań dalej przeczytałam: „Było tam bardzo dużo ludzi i wątpię, abyś mnie pamiętała — drugi rząd przy oknie, w niebieskim ubraniu — ale powiedziałaś, że w trakcie spotkania utrzymywałyśmy kontakt wzrokowy i że miałam wspaniały, ciepły uśmiech”.

Pamiętałam tę kobietę. Dalej w bileciku było zdanie, w którym autorka mówiła, jak wiele ten komentarz dla niej znaczył. Potem podzieliła się ze mną swoją historią. Wydawało się, że już kiedyś się spotkałyśmy. Powiedziała, że pięć lat wcześniej, kiedy przeżywała trudne chwile, trafiła do naszej poradni. Po swojej sesji siedziała, czekając na męża, który miał po nią przyjechać. Pamiętała, że za każdym razem, gdy przechodziłam korytarzem, uśmiechałam się do niej. Niestety, nie mogliśmy jej pomóc, jej stan wymagał leczenia w szpitalu.

Potem napisała: „Trzy miesiące wcześniej napiłam się benzyny i chciałam się podpalić — ostateczna ofiara dla Boga za moje liczne grzechy”. I dalej: „Teraz dziękuję Bogu, że mój mąż znalazł mnie, zanim było za późno”.

Pisała, że nadal dwa razy w tygodniu spotyka się z psychiatrą i „robię duże postępy, ale nawiązywanie kontaktu wzrokowego i okazywanie radości nie przychodzą z łatwością. Więc kiedy powiedziałaś o tym, co stało się na spotkaniu, pomyślałam tylko: »Wow. Ja? Nie do wiary!«”.

Zakończyła, dziękując mi za „słowa, które tak wiele znaczyły”.

Podziękowałam jej za bilecik i jeszcze raz uświadomiłam sobie, że nigdy nie wiemy, jak nasze słowa wpływają na drugą osobę. Nie zdajemy sobie sprawy z wpływu, jaki mamy. Nigdy nie wiemy, co ludzie noszą w swoich sercach.

Jej sposób mówienia o sobie doprowadził ją na krawędź samozniszczenia. Moje słowa jej pomogły. Teraz zaczęła długą drogę powrotu do zdrowia poprzez mówienie do siebie w nowy i pozytywny sposób. Jakiż przywilej dla mnie, że otrzymałam ten bilecik i zostałam włączona w jej historię.

UMYSŁ TO SWOISTE MIEJSCE I SAM

W SOBIE MOŻE UCZYNIĆ NIEBO

Z PIEKŁA, PIEKŁO Z NIEBA.

John Milton

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama