Ja, Ty i Pan Bóg na ławie oskarżonych

O trudnej sztuce przebaczania: dlaczego warto przebaczać, jak to robić i czy "przebaczyć" faktycznie znaczy "zapomnieć"?

Chodzi o to, aby wyjść z fazy złości, smutku, bezradności i dostrzec nowe perspektywy. Trzeba odnaleźć nowe znaczenie dotykającego nas cierpienia, które pozwoli otworzyć się na teraźniejszość i na przyszłość.


Nie sposób przeżyć życia bez doznania krzywdy od innych, często bliskich ludzi. Doświadczenie to rani głęboko. Odbiera pewność siebie. Stawia w roli ofiary. Czy przebaczenie jest konieczne, aby ukoić psychiczny ból i odzyskać utraconą równowagę wewnętrzną?

Każdy człowiek jest raniony i każdy człowiek potrafi ranić, dlatego nie sposób sobie wyobrazić tworzenia autentycznych i trwałych relacji międzyludzkich bez umiejętności wybaczania. Chodzi tutaj nie tylko o wielkie zranienia typu zdrada małżeńska, przemoc domowa czy pomówienie w pracy, ale również te, które wpisują się w zwykłą codzienność, jak brak wrażliwości, krytycyzm, egoizm itd.

W modlitwie Ojcze nasz, której nauczył nas sam Pan Jezus, wśród siedmiu bardzo ważnych próśb znajduje się wołanie o przebaczenie: „przebacz nam, jako i my przebaczamy naszym winowajcom”. Co więcej, prośba ta pojawia się zaraz po wołaniu o codzienny pokarm: „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Wydaje się, że określenie czasu można odnieść nie tylko do potrzeb cielesnych, ale i duchowych, wśród których lekarstwem na ludzkie zranienia jest właśnie przebaczenie.

Czy przebaczyć znaczy tyle, co zapomnieć? Wystarczy wyparcie złych doznań ze świadomości?

Absolutnie nie! W języku angielskim istnieje nawet takie błędne powiedzenie: Forgive and forget! (Przebacz i zapomnij!). Raczej trzeba byłoby powiedzieć „przebacz i pamiętaj, ale pamiętaj już w inny sposób”: bez chęci zemsty, odwetu, bez zastygnięcia w bolesnej przeszłości. Przebaczenie jest aktem woli, nie zaś aktem pamięci. Ponadto w życiu ludzkim bywają tak wielkie urazy i krzywdy, że nawet gdybyśmy bardzo chcieli ich nie pamiętać, to nie sposób tego uczynić. Bo jak na przykład rodzice mogą zapomnieć tragiczną śmierć swojego dziecka? Lub jak wyprzeć ze świadomości przeżycia i obrazy z 11 września 2001 roku, kiedy to samoloty pasażerskie zostały wykorzystane jako narzędzia terrorystyczne?

Przebaczenie to długi i niełatwy proces gojenia ran oraz nadawania nowych znaczeń wydarzeniom bolesnym, które miały miejsce w historii. Ten proces nie polega na pozytywnym retuszowaniu faktów, wewnętrznych przeżyć czy silnych uczuć, ale chodzi raczej o zgodę na „przejście” z fazy złości, smutku, bezradności, chęci odwetu, w stronę akceptacji rzeczywistości, pokoju serca oraz nadziei, że jutro nie musi być zdeterminowane tym, co było wczoraj. Amerykański psycholog, Robert Sternberg powiedział, że „pamięć to sposoby, za pomocą których sięgamy do naszych przeszłych doświadczeń́, aby wykorzystać́ te informacje w teraźniejszości”. Przebaczenie to rodzaj pamięci, choć w perspektywie dającej siłę i nadzieję na przyszłość.

Czy przebaczenie to pojednanie?

Nie należy identyfikować przebaczenia z pojednaniem. Przebaczenie jest „aż i tylko” krokiem na drodze do pojednania, ale ostatecznie wcale nie musi z nim się wiązać. Jest aktem osoby skrzywdzonej względem siebie samego i nie musi, a nawet nie powinno być uzależnione od postawy oprawcy. Przebaczenie dokonuje się w osobie, która doznała krzywdy, natomiast pojednanie dokonuje się w obrębie relacji między dwoma osobami. Możliwa jest zatem taka sytuacja, że komuś przebaczamy i de facto nigdy się z nim nie pojednamy, choćby z tej racji, że jeszcze nie jest on do tego gotowy lub nie chce się z nami pojednać. Na pewno przebaczenie często jest milowym krokiem na drodze do pojednania i uzdrowienia relacji. Bardzo ważne jest jednak, aby łaski przebaczenia nie uzależniać od chęci drugiej osoby, jej gotowości czy kaprysów. Gdyby przebaczenie było tożsame z pojednaniem, uleczenie naszych rany było uzależnione od postawy drugiej osoby.

Czy chrześcijanin zawsze musi nadstawić drugi policzek? Księża, powołując sięna Pismo Święte, zachęcają do takiej postawy.

W Ewangelii św. Mateusza czytamy: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”. Jezus nie tylko naucza o przebaczeniu, ale cała jego misja zbawcza zmierza do aktu przebaczenia i pojednania człowieka z Bogiem na krzyżu. Tak jak nie ma Jezusa bez krzyża, czyli przebaczenia, tak też nie ma chrześcijaństwa bez wejścia na drogę ku przebaczaniu. Oczywiście nauczanie Jezusowe nie jest łatwe i chyba bez wiary trudno jest je w pełni akceptować.

Zapewne dla wielu ludzi, zwłaszcza tych, którzy doznali długotrwałych i silnych krzywd, wspomniana zachęta ewangeliczna „o nastawieniu drugiego policzka” nie kojarzy się z czymś dobrym. Wiemy, że Jezus mówiąc te słowa, nie zaprasza do biernej postawy względem zła czy przemocy, ale pokazuje inną drogę wygrywania z nim: „zło dobrem zwyciężaj”. Trudne fragmenty biblijne najlepiej tłumaczyć przez inne fragmenty biblijne, które dają lepsze światło i rozszerzają kontekst. Warto tutaj przypomnieć sobie, co Jezus sam zrobił w takiej sytuacji, kiedy ktoś uderzył Go w twarz. W Ewangelii św. Jana znajduje się opis przesłuchiwania Jezusa przez najwyższego kapłana, podczas którego jeden ze sług Go policzkuje, mówiąc: „Jak się odzywasz do najwyższego kapłana?!”. Jezus odpowiada: „Jeśli powiedziałem coś złego, udowodnij to. A jeśli nie, to dlaczego Mnie uderzyłeś?” (J 18, 22-23).

Jezus nigdy i nigdzie nie zachęca do pasywnej czy naiwnej postawy względem oprawców i prześladowców. Jest aktywny i konfrontuje policzkującego Go sługę z jego złą postawą, zadając pytanie: „Dlaczego mnie bijesz?”.

W dobrym zrozumieniu omawianego fragmentu pomocna może być interpretacja gestu uderzenia w twarz. Taki akt powodował nie tylko ból fizyczny, ale dotykał także ludzkiej godności. Kiedy Jezus zachęca do nadstawienia drugiego policzka, nijako chce przez to powiedzieć, że godność człowieka tkwi znacznie głębiej i że nikt nie jest wstanie człowiekowi jej zabrać, nawet jeśli wymierzy mu drugi policzek.

Myślę, że ten dość kontrowersyjny fragment ewangeliczny o nadstawieniu drugiego policzka trzeba interpretować w znacznie szerszej perspektywie walki dobra ze złem. Zła nie można pokonać złem, przemocy przemocą, agresji agresją, lecz tylko dobrem. Chrześcijanin nie wchodzi w eskalację zła poprzez prawo „oko za oko, ząb za ząb”, ale też nie pozostaje bierny i pasywny wobec zła, promuje drogę Chrystusową. Nie można jednak tej drogi zrozumieć, a tym bardziej doświadczyć siły jej skuteczności bez autentycznej relacji z Jezusem. Rozum, spekulacje czy poczucie sprawiedliwości nie prowadzą do ewangelicznego pokoju, tylko żywa wiara. 

Niektórzy uważają, że przebaczają tylko ludzie słabi, którzy nie potrafią walczyć o swoje. Dlatego często skrzywdzeni nie podejmują tego kroku z obawy przed ugrzęźnięciem w roli ofiary...

Przebaczenie wymaga ogromnej siły, odwagi oraz determinacji. Wspomniane cechy charakteryzują ludzi mocnych, którzy nie chcą zostać niewolnikami bolesnej i niesprawiedliwej przeszłości. Tylko ludzie mocni są w stanie ukierunkowywać swoje myśli, uczucia i zachowania w stronę wartości, które przekraczają to, co instynktowne i pierwotne. Innymi słowy, prościej jest się podporządkować negatywnym uczuciom, jak złość, chęć zemsty, odraza, niż podjąć z nimi twórczy dialog, który w konsekwencji może prowadzić do pokoju serca i uzdrowienia.

Co zrobić w sytuacji, kiedy człowiek wstępuje na drogę przebaczenia, jednak ostatecznie okazuje się, że nie jest w stanie jej dopełnić? Nie jest w stanie przekroczyć pewnej granicy?

Rzeczywiście, przebaczenie to wewnętrzny i długi proces, który ma swoją dynamikę. Niektórzy psychologowie mówią o kilku etapach z nim związanych jak: wypieranie się, przeżycie gniewu, targowanie się, smutek, pogodzenie się. Niewątpliwie można się zatrzymać się na którejś z wymienionych fazie, na przykładna etapie chronicznego smutku, który może przerodzić się w stan ciężkiej depresji. Inni mogą zatrzymać się na gniewie i chęci zemsty.

Droga do przyjęcia trudnego doświadczenia, krzywdy czy traumy z dzieciństwa nie jest prosta ani łatwa. Na pewno doświadczenie wiary, wsparcia kochających nas osób lub konkretny przykład ludzi, którzy przeszli już etapy uzdrowienia, mogą okazać się bezcenne, aby przejść cały proces przebaczenia. Czasem po prostu trzeba na to czasu.

Trzeba poczekać?

Tak! Bywa, że człowiek podjął już decyzję o przebaczeniu, jednak sfera emocjonalna może nie nadążać za wolitywną czy rozumową i potrzebuje on zwyczajnie czasu. Czas jest też potrzebny człowiekowi, który przebaczył, ale jeszcze nie nauczył się żyć bez starych, dobrze znanych uczuć, jak gniew, złość czy smutek. Kształtowanie się nowej filozofii życia po akcie przebaczenia wymaga czasu i wewnętrznego wysiłku.

Niektórzy specjaliści mówią, że przebaczenie drugiej osobie nie wystarczy, że trzeba ponadto przebaczyć sobie i pojednać się z Bogiem. Jak to rozumieć? Co trzeba w tym celu zrobić?

Zdolność do przebaczania sobie własnych słabości i potknięć jest bardzo istotna dla zdrowia psychicznego i samopoczucia. Czasem człowiek może trwać w niezdrowych uczuciach nie z racji, że nie otrzymał sakramentalnego przebaczenia lub wybaczenia od innych, ale tylko dlatego, że sam sobie nie potrafi wybaczyć. Nie potrafi uporać się ze swoim poczuciem winy, mroczną przeszłością lub zwyczajną ludzką ułomnością.

Istotną kwestią jest zatem samo-przebaczenie: przez akceptację własnej kruchości i przyjęcie daru przebaczenia od Boga, kogoś wyższego niż moje „ja”. Kiedy natomiast pielęgnujemy w sobie złość, niechęć, agresję, koło się zamyka, bo negatywne emocje nie są w stanie nam pomóc. Myślę, że doświadczenie dobrej spowiedzi to świetna szkoła przebaczenia sobie i innym. Nie tylko dawanie przebaczenia jest ważne, ale również umiejętność jego przyjmowania.

Jak przebaczyć Panu Bogu?

Paradoksalnie, Pan Bóg również może znaleźć się na ławie oskarżonych, na liście osób, do których mamy pretensje czy niewyrażone żale. Kiedy człowiekowi umiera dziecko albo ulega ciężkiemu wypadkowi, czy też kataklizm niszczy mu dorobek całego życia, zadaje on sobie pytanie, dlaczego coś takiego mu się przydarzyło i kto jest za to odpowiedzialny. Choć Bóg w rzeczywistości nie jest sprawcą zła, jednak w ludzkim myśleniu i potrzebie znajdywania przyczyn staje się winowajcą. Pośrednim lub bezpośrednim sprawcą zła, także z tego powodu, że mu nie przeciwdziałał.  Nie trzeba się gorszyć takim „ludzkim” podejściem do Boga.

Jedną z form przebaczenia Panu Bogu może być napisanie do Niego listu, w którym otwarcie i szczerze wyrazimy nasze pretensje. Wylanie na papier wszystkich negatywnych emocji, pretensji — i to bez żadnych ograniczeń — niewątpliwie jest bardzo dobrym lekarstwem nie tylko dla ducha, ale i psychiki.

Kiedyś sam tak zrobiłem pod namową mojego kierownika duchownego. Dzięki temu ćwiczeniu odkryłem, że tak naprawdę prawdziwym adresatem mojej złości i rozczarowania jestem ja sam, a nie Pan Bóg, który stoi zawsze po mojej stronie. Był to moment wewnętrznego oczyszczenia, pewnej ulgi, ale również czas dalszej mobilizacji. Odkrycia prawdy, że Bóg nie jest winowajcą, a tak naprawdę tym, który bardziej ode mnie walczy o mnie, o moje szczęście i dobro. Zawsze możemy się Mu powierzyć i stworzyć bardziej zażyłą relację.

Jak rozumieć stwierdzenie, że przebaczenie to przejaw wolności człowieka? W jakiej mierze?

Nie sposób wymusić aktu przebaczenia na nikim. Przebaczenie jest zatem wolną decyzją człowieka. Człowiek tym różni się od innych istot, że nie jest zdeterminowany i posiada zdolność wyboru. Viktor Emil Frankl, wiedeński psychiatra, który doświadczył koszmaru drugiej wojny światowej (przeżył obóz koncentracyjny), twórca logoterapii, czyli terapii skoncentrowanej na poszukiwaniu i odkrywaniu sensu w życiu, stwierdził, że nawet w najbardziej dramatycznych warunkach, gdzie następuje dehumanizacja człowieka, pozostaje on wolny i zdolny do decyzji. Prymas Stefan Wyszyński powiedział, że „przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, kluczem w naszym ręku do własnej celi więziennej”.

Przebaczenie zatem nie jest aktem dla kogoś, ale przede wszystkim darem dla siebie. Uwalnia ono od tego, co nas zatruwa i niszczy, a zarazem otwiera nowe horyzonty.

Boimy się przebaczenia, ponieważ ono wydaje się dawać przewagę krzywdzicielom i kojarzy się z przyzwoleniem na bezkarność. Jak zatem wybaczać przewiny, żeby nie rozzuchwalać złoczyńców?

Najważniejsze jest przebaczenie. Reakcja na ten gest może być bardzo różna: ktoś może podziękować, wyrazić zdziwienie, obiecać przemianę albo może być agresywny i nie widzieć problemu po swojej stronie. Uważam, że do oznajmienia drugiemu przebaczenia potrzebujemy takich cnót jak mądrość i roztropność. Chodzi o to, aby nie stworzyć sytuacji, w której oprawca rozumiałby nasz gest i naszą postawę jako akceptację lub pozwolenie na kontynuację zła. Przebaczam i mówię stanowcze „nie”, „dość”, „stop” dla krzywdy i zła. Nie ma określonych instrukcji przebaczania, dlatego myślę, że powinny mu towarzyszyć inne cnoty.

Co zrobić w sytuacji niezrozumienia, kiedy krzywdziciel nie zamierza zmienić swojego postępowania wobec nas? Może powinniśmy domagać się zadośćuczynienia albo rewanżu? Wtedy szanse się wyrównują.

Zdarza się, że krzywdziciel wcale nie zamierza się poprawiać czy zmieniać, bo być może nawet nie widzi, że nas krzywdzi, albo uważa, że ma do tego prawo. Idealna sytuacja wyglądałaby następująco: my mówimy o naszej krzywdzie, dołączamy do tego piękny gest przebaczenia, a nasz krzywdziciel przeprasza ze skruchą i przyjmuje postawę zadośćuczynienia. Oczywiście czasem trzeba domagać się zadośćuczynienia, ale nie należy od niego uzależniać gestu przebaczenia. Jeśli ktoś nas okradnie czy pomówi, to już w swoim sumieniu jest wezwany do naprawienia szkody. Choć wiemy, że niektóre z nich są nieodwracalne. 

Co zrobić z pragnieniem zemsty?

Chyba najlepiej zostawić zemstę w rękach samego Pana Boga. On zna wszystko i jest miłującą sprawiedliwością. Zemsta jest jednym ze sposobów reagowania na doznane krzywdy, ale co ciekawe nie prowadzi ostatecznie do pokoju serca. Więcej, nie naprawia szkody i często nie rozwiązuje problemu. Raczej wiąże się z eskalacją zła. Żeby skonkretyzować tę myśl, przytoczę pewną anegdotę: Kiedyś wnuczek zapytał dziadka, co sądzi o sytuacji na świecie, ten odpowiedział: —Czuję się tak, jakby w moim sercu toczyły walkę dwa wilki. Jeden jest pełen złości i nienawiści, drugi — miłości, przebaczenia i dążenia do pokoju. Zaciekawiony chłopiec ponownie zapytał: —Który zwycięży? Dziadek odparł: —Ten, którego karmię. Można dążyć do przebaczenie i można dążyć do zemsty, od człowieka zależy, jaką drogę wybiera.

Nie tylko jesteśmy krzywdzeni przez innych, ale też sami potrafimy wyrządzić im krzywdę. Często odczuwamy z tego powodu wyrzuty sumienia i chcielibyśmy, aby przewiny zostały nam wybaczone. Nie podejmujemy jednak odpowiedniego działania, ponieważ paraliżuje nas lęk przed reakcją na prośbę o przebaczenie. Jak zmierzyć się z tym wyzwaniem?

Zdrowe wyrzuty sumienia mogą być bardzo pomocne na drodze do przemiany serca i uzdrowienia relacji. Dają one możliwość kontaktu nie tylko z prawdziwym ja, ale również z cieniem mojej osobowości oraz konsekwencjami moich czynów. Dlatego stają się dobrymi motywatorami przemiany. Dzięki nim mogę być lepszy i nie zgodzić się na to, żeby ranić drugiego człowieka. Mogę zmieniać swoje życie, naprawić błędy. Kiedy wyrzuty sumienia powodują tylko złość, autoagresje lub zatrzymują się na wewnętrznym przygnębieniu, wtedy mogą być bezowocne, a nawet toksyczne.

Skąd bierze się lęk przed prośbą o przebaczenie? Może on być związany ze świadomością, że będziemy dalej ranić lub że osoba, której chcemy przebaczyć, tego nie zaakceptuje albo spłaszczy. Ludzie nie proszą o przebaczenie, ponieważ czasem nie wierzą, że jest ono możliwe, czasem chcą utrzymać poziom dominacji i pozornej władzy.

Czy przyznając się do winy, nie stawiamy się„niżej” drugiego człowieka i nie pozwalamy mu „górować nad nami”?

W zdrowych relacjach — kiedy ja i ty jesteśmy w stanie się ranić, ale też wzajemnie przepraszać, czyli budować naszą relację — jest wręcz przeciwnie. Przyznanie się do winy zakłada, że jestem siebie świadomy i wiem, na co mnie stać. Nie trwam w iluzji, że jestem doskonały lub bezbłędny. Jak każdy człowiek przeżywam trudności, napięcia i słabe dni. Przyznanie się do tego jest walorem, zbliża człowieka do prawdy i do drugiego człowieka, który to samo przeżywa, więc staje się nam bardzo bliski. Człowiek, który potrafi się przyznać do winy, ma kontakt ze swoją słabością, jest odporniejszy na manipulowanie i sterowanie. Nie chodzi o to, aby upubliczniać swoje winy i całkowicie się obnażać. Natomiast niektóre słabości warto odkrywać, bo wtedy ciosy innych nie są już tak bolesne, ponieważ znamy prawdę.

Kiedy dzięki przebaczeniu staniemy bliżej prawdy, to zyskamy pokój wewnętrzny?

Przebaczenie jest ważnym krokiem w stronę pokoju wewnętrznego, ale żeby go utrzymać czasem potrzeba woli naprawienia zła, czyli zadośćuczynienia oraz postanowienia poprawy.

Ojciec Pio mówił, że kto kocha, musi być przygotowany na cierpienie.

Trudno prawdzie kochać bez doświadczenia cierpienia. Osoby, które głęboko wchodzą w miłość, głęboko mogą siebie też ranić. Stąd też tak cienka jest granica między miłością a nienawiścią. Jeśli druga osoba staje się nieodpowiedzialna, rani bardzo głęboko wybranka, który przeżywa miłość, obdarza bezgranicznym zaufaniem i powierza jej całe swoje życie. Tylko miłość przebaczająca jest w stanie przezwyciężyć ludzką kruchość i takie sytuacje.

Co daje umiejętność przebaczania innym?

Na przykład z badań z psychofizjologii ludzkiego stresu wynika, że świat psychiczny jest powiązany ze światem biologicznym człowieka. Uczucia i myśli, które człowiek nosi w sobie, bardzo silnie przekładają się na symptomy fizyczne, jak bóle karku, głowy, pleców, żołądka, osłabienie odporności itd. Przebaczenie staje się warunkiem zdrowia, nie tylko psychicznego czy duchowego, ale często także biologicznego.

Dziś chcemy pewne „stresy” leczyć specjalnymi technikami relaksacyjnymi lub cudownymi lekami, tymczasem tak naprawdę wystarczy przebaczyć, aby czuć się lepiej i nie mieć fizycznych dolegliwości. W psychologii pozytywnej mówi się, że od przebaczenia zależy również poczucie dobrostanu — szczęścia. Trudno doświadczać radości serca bez pozytywnego przeżycia swojej trudnej historii.

dr Piotr Kwiatek OFMCap — zakonnik i psycholog Krakowskiej Prowincji Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Doktorat uzyskał na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie (UPS). Ukończył trzyletni program terapii Gestalt w Filadelfii (USA). Ponadto odbył szkolenie z Racjonalno-Emotywnej Terapii Behawioralnej (REBT) w Instytucie Alberta Ellisa w Nowym Yorku. Jest członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Psychologii Pozytywnej (IPPA), The Gestalt Therapy Institute of Philadelphia (GTIP). Obecnie prowadzi badania z zakresu psychologii pozytywnej i formacji.

„Głos Ojca Pio” [5/89/2014]

www.glosojcapio.pl

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama