Europa to dom, a dom to wydarzenie

Referat prof. Stanisława Grygiela wygłoszony podczas przedsynodalnego sympozjum poświęconego Europie

W dniach od 11 do 14 stycznia odbyło się w Rzymie międzynarodowe sympozjum, zorganizowane z inicjatywy Papieskiej Rady ds. Kultury w ramach przygotowań do II Specjalnego Zgromadzenia Synodu Biskupów poświęconego Europie, które odbędzie się jesienią br. W obradach uczestniczyło ok. 50 filozofów, teologów, kulturoznawców i historyków przybyłych z 35 krajów kontynentu, wśród nich Polacy — Stanisław Grygiel, Zbigniew Nosowski i Krzysztof Zanussi.

Kiedy mówimy o budowaniu Europy, mówimy nie o tworzeniu nowych ideologii, lecz o budowaniu szczególnego domu. Ten, kto buduje dom, kształtuje przestrzeń, żeby móc w niej mieszkać. Świat jest za mały, aby człowiek mógł w nim się zadomowić. Dlatego usiłuje on go powiększyć, nadając mu nowy kształt. Człowiek, który nie przemienia świata, człowiek, który nigdzie nie mieszka, nie staje się sobą.

Człowiek nie buduje domu li tylko dla siebie. Buduje go wtedy i tam, kiedy i gdzie oddaje siebie temu, kogo przyjmuje. Dom stanowi przestrzeń, w której człowiek objawia się człowiekowi. Objawiając mu się, poznaje siebie. Właśnie dlatego ten, kto nie buduje domu, nie wie, kim jest, a więc i kim winien się stawać. Wskutek tego wypacza i marnotrawi swoją tożsamość.

Jeśli człowiek buduje dom z «pomocą» innego człowieka, w znaczeniu, jakie słowu «pomoc» nadaje Biblia (por. Rdz 2, 18-20), to istotna prawda domu przekracza materialne zabudowanie określonej przestrzeni. Można mieć wiele apartamentów i być bezdomnym, a więc i nie wiedzieć, kim się jest.

Dom wyrasta z pracy człowieka, ale jeszcze bardziej z daru, jakim jest dla niego drugi człowiek. Dom jest epifanicznym wy-darzeniem. Wołanie: «Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała» (Rdz 2, 23), obwieszcza wszystkim, że właśnie tu i teraz położono fundament pod nowe domostwo, w którym człowiek, dając wszystko, łącznie ze swoim życiem, dla i za współdomowników, będzie dojrzewał, czyli dochodził do siebie. Będzie się w nim budziła samoświadomość, która pozwala mu coraz głębiej pojmować pragnienie wolności skierowujące go ku rzeczywistościom niedosiężnym dla ludzkich rąk.

* * *

Europa jest takim epifanicznym domostwem. Poczęła się w greckiej przestrzeni jako owoc wspólnej woli jej mieszkańców, sprzeciwiającej się azjatyckiemu stylowi życia, jeszcze przed Maratonem, Termopilami i Salaminą. Nie był to sprzeciw pusty. Z czystej bowiem negacji nic się nie rodzi. Jeżeli Europa jeszcze istnieje, to tylko dlatego, że poczęta w pracowitej miłości dobra oraz w pracowitym poznawaniu prawdy jest duchowym wydarzeniem. Dokonuje się w nim wyzwalanie człowieka od dzikiej swobody pomnażania potrzeb i przedmiotów do ich zaspokojenia. Bezładnie mnożące się potrzeby posiadania i zaspokajające je przedmioty dzielą ludzi, wtrącając ich w samotność. W samotności nie można się zadomowić. Europa — nie ta, jaką widzimy, ale ta, w jaką wierzymy — Europa w swojej arché jest zaprzeczeniem samotności i związanej z nią klęski człowieczeństwa w człowieku. Czy nie o tym myślał Perykles, kiedy tymi słowami dodawał Ateńczykom odwagi do walki z wrogiem: «Nie trzeba biadać nad utratą domów czy ziemi, lecz nad utratą ludzi. Przecież nie ludzie są własnością rzeczy, tylko rzeczy własnością ludzi. I gdybym wiedział, że was nakłonię, wzywałbym was do zniszczenia tych wszystkich dóbr materialnych i pokazania Lacedemończykom, że nie ulegniecie ich żądaniom z obawy o nie».

Europa jako wydarzenie duchowe, którego nie można geograficznie zdefiniować ani utożsamić nawet z największą ilością materialnych dóbr, przerosła nie tylko półwysep grecki, ale także i ziemie rozciągające się od «słupów Heraklesa» aż po mityczny Ural. W wydarzeniu tym nikt, komu dobro i prawda osobowego bycia człowieka droższe są aniżeli jakiekolwiek posiadane przedmioty, nie czuje się bárbaros. Ten sam Perykles mówił: «Miasto nasze pozostawiamy otwarte dla wszystkich; nie zdarza się, żebyśmy wydalali cudzoziemców i nie pozwalali komuś uczyć się u nas albo patrzeć na coś, co mogłoby się przydać naszym wrogom». «U nas każda jednostka może z największą swobodą przystosować się do najrozmaitszych form życia i stać się przez to samodzielnym człowiekiem». Inaczej mówiąc, być Europejczykiem znaczy być posłanym do innych.

Wydarzenia duchowe mają ekstatyczny charakter. Nic więc dziwnego, że Europę budują ludzie w ekstazie unoszącej ich w nieskończoność dobra i prawdy. Przylgnięcie do ich nieskończoności sprawia, że Europejczyk umie stawiać czoło ciągle nowym zadaniom przez nią wyznaczanym, a dostrzeganym w świetle emanującym z każdego wolnego słowa i z każdego wolnego czynu, na jakie zdobywają się ludzie niezależnie od tego, gdzie przebywają. To nie przypadek, że Europa wzięła imię od imienia córki króla Tyru, którą wedle greckiej mądrości porwał sam Zeus, przybrawszy postać byka. Bracia wysłani przez ojca na poszukiwanie jej jeszcze nie powrócili. Pozakładali wiele miast i państw, z których każde jest śladem Europy, ale nawet ich suma z nią się nie utożsamia.

Europa znajduje się przed nami, w nieskończoności ideału, a budujemy ją w nas samych. Ona jest darem i równocześnie naszą pracą. Jest ideałem pozwalającym nam nie tylko żyć, ale przede wszystkim sensownie w życiu żeglować. A wszystko dlatego, że Europę uwiodło Bóstwo, którego śladami (vestigia Dei) są piękno i wyrzuty sumienia, z czego doskonale zdawała sobie sprawę grecka mitologiczna oraz sokratejska mądrość. Na trosce o piękno oraz, odważę się powiedzieć, na trosce o wyrzuty sumienia, które bronią tego piękna i wiążącej się z nim wolności przed dziką swawolą, zasadza się europejskie domostwo człowieka.

Pragnienie Boskości, wyprowadzające człowieka poza posiadanie przedmiotów, bo Bóstwem można jedynie być, ożywiało grecki lógos. «Nie trzeba (...) dawać posłuchu tym, co doradzają, by będąc ludźmi troszczyć się o sprawy ludzkie i będąc istotami śmiertelnymi — o sprawy śmiertelników, należy natomiast ile możności dbać o nieśmiertelność», bo tylko takie życie jest naszym życiem, a nie życiem «jakiegoś innego stworzenia». Ale grecki lógos bardzo łatwo poddawał się polityce i w niej zamykał ludzkie pragnienie boskiej wolności. Nie wzmocniony proroctwem, grecki lógos zrażał się wręcz do samego siebie. Nie przeczuwał bowiem nadejścia Tego, który wie, co kryje się w człowieku, tak że nie musi o to nikogo pytać (por. J 2, 25). To prawda, że sprzeciw Greków wobec azjatyckiego zniewolenia nie był pusty, ale nie będąc sprzeciwem proroczym otwierał także drogę do utożsamienia przemijalności rzeczy z trwałością ideału, czyli do racjonalistycznych utopii i do dramatycznych rozczarowań nimi.

Nie znamy istoty wolności, ponieważ nie oglądamy Boga «twarzą w twarz», a tylko On jest wolnością. Jej prawda, będąca prawdą osoby, musi być objawiona człowiekowi. W przeciwnym razie nie będzie on mógł wiedzieć, dokąd ma iść, aby być sobą, a nie czymś innym. Grek znał wolność woli (boúlesis) i bronił jej przed wrogiem zewnętrznym. Ale to jeszcze nie była obrona rozumu i woli przed nimi samymi. To nie była jeszcze wolność. Grek może i miał świadomość, że w aktach woli zarysowuje się coś, co je spełnia i przerasta (thélesis). Nie widząc jednak możliwości urzeczywistnienia rzeczy nieskończenie dalekich, dawał posłuch tym, którzy radzili mu zająć się rzeczami znajdującymi się w zasięgu jego śmiertelnych, posesywnych rąk.

* * *

Człowiek utożsamiający się ze światem nigdy nie uświadomi sobie swojej wielkości. Świat jest za mały dla niego. Człowiek zaczyna poznawać swoją wielkość dopiero wtedy, kiedy buduje wespół z innymi wspólny dom. Wtedy bowiem przerasta siebie w stronę innych osób, a nie w stronę rozpadających się rzeczy. Zawierzając siebie innym osobom, wspólnie z nimi uświadamia sobie, jak wielka jest treść jego tożsamości zadanej mu do wspólnej pracy. Zawierzając się natomiast rzeczom, rozpada się wraz z nimi.

Proroctwo uczące cierpliwego czekania na nieprzemijającą Pełnię Osoby działo się w Jerozolimie. W Jerozolimie także wy-darzyła się ta Pełnia. To nie mógł być przypadek, że greckie szukanie człowieka i homerycka świadomość, że myśli Boga nie wybada nikt, jeśli On sam jej nie objawi, dotarły do tego miasta. Tuż przed męką Chrystusa, «wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon [Bogu] w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: ’Panie, chcemy ujrzeć Jezusa’. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: ’Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne’» (J 12, 20-25).

Wolność wy-darza się tylko tym, którzy, nie utożsamiając się ze swoim życiem, mają odwagę utracić je. Tylko Bóg jest wolnością, człowiek natomiast pragnie być Bogiem. Człowiek zatem musi obumrzeć, aby jego człowieczeństwo doszło do siebie i przyniosło «plon obfity». Człowiek jest człowiekiem, kiedy umiera dla siebie, aby odrodzić się w Bogu. Prawda ta obudziła grecki lógos, tak że zaczął on przychodzić do siebie. Trzeźwiejąc w stosunku do przemijających rzeczy, płonie on mistycznym entuzjazmem do rzeczy boskich i do nich wędruje. Opuszcza miejsca zdefiniowane taką czy inną geografią i wędruje ku tak wielkiej Obietnicy, że tylko nadzieją może jej dosięgnąć. Opuszczać znaczy umierać. Wchodzić natomiast w nowe, o które pytamy i któremu powierzamy się tak umierając, znaczy odradzać się. To właśnie w ten sposób człowiek buduje swoje domostwo. Buduje je w swoim byciu kimś posłanym do innych.

* * *

Europę zatem budują ludzie, którzy trzeźwiejąc w stosunku do przemijających rzeczy stają się fundamentalnym pytaniem o to, na co trzeba pracowicie czekać. Bogaty młodzieniec nie zapytał Chrystusa całym swoim byciem o to, co trzeba robić, aby się ocalić. Nie dostrzegając Daru bycia, zatrzymał się przy pytaniach etycznych i zawęził odpowiedzi na nie do swojego facere. Tymczasem wolność przychodzi do człowieka w jego agere emanującym z jego bycia, z jego esse, przychodzącym do siebie właśnie w poznawaniu dobrej prawdy oraz w miłowaniu prawdziwego dobra (agere). Jedynie o taką prawdę i o takie dobro człowiek może być wielkim pytaniem (magna quaestio św. Augustyna), wykraczającym poza sferę pytań o reguły postępowania. Pyta ono bowiem o samego Boga, na którego człowiek czeka do końca swoich dni.

Na pytania etyczne można dawać odpowiedzi bez zawierzenia się Chrystusowi. «Od młodości przestrzegałem tego wszystkiego», mówi bogaty młodzieniec, a więc zanim spotkał był Chrystusa (Łk 18, 21). Kiedy Go spotkał, usłyszał od Niego: «Jednego ci jeszcze brak». Brak ci bycia wielkim pytaniem o inne Bycie. Nie jesteś w pełni otwarty na Dar Wolności. Nie obumierasz, nie przebywasz w kenosis. Historia spotkania bogatego młodzieńca z Chrystusem wprowadza nas w istotę duchowego wydarzenia zwanego Europą.

Wolność, dla której człowiek waży się na powiedzenie «nie» siłom mogącym mu odebrać nawet życie, domaga się czegoś więcej niż tylko etycznej prawości. Boska wolność domaga się od człowieka całkowitego opuszczenia siebie; przekreśla ją zatrzymanie się nawet przy posiadanych przez niego cnotach. Osobowa Pełnia znajduje się ponad posiadaniem wszystkiego, nawet ponad posiadaniem osiągniętych cnót. Bogaty młodzieniec «mocno się zasmucił, gdyż był bardzo bogaty», i odszedł (Łk 18, 23). Wielkie posiadanie, habere, być może nawet posiadanie cnót zatrzymało go na drodze do wolności bycia. Historia pokazuje, że etyka oderwana od mistycznego wiązania się z prawdą i dobrem bycia prędzej czy później ustąpi miejsca produkującemu facere, które sequitur habere; taka etyka nie jest tym agere, które sequitur esse; taka etyka nie wyrasta z poznania prawdy oraz miłości dobra. Opierając swoje życie na takiej zasadzie, człowiek w końcu nie ma dokąd iść, ponieważ w wyprodukowanych przez siebie rzeczach znajduje tylko siebie. Na tym polega jego nędza. Jej znakiem jest smutek bogatego młodzieńca.

Smutny jest dzisiaj tzw. Europejczyk. Zamknięty w pytaniach oraz w odpowiedziach skonstruowanych przez własne cogito, nie może wyplątać się z formalnych reguł, z których na fundamencie jakichś sentymentów tworzy różne systemy postępowania. Nie otwierają go one na «nieśmiertelność» (Arystoteles), bo służą, rzecz jasna, nie jego byciu, lecz jego robieniu i posiadaniu jak największej ilości przedmiotów. Smutne jest tzw. europejskie społeczeństwo, dlatego że nie umie — posłużę się słowami André Malraux — ani zbudować świątyni, ani wykopać grobu dla człowieka. Ludzie, którzy umieją tylko facere, poruszają się w swoim abstrakcyjnym świecie, powiedziałby Platon, jak krowy; potrącają się nawzajem, a słabsi muszą ustąpić miejsca silniejszym. Oszalała, bo oderwana od prawdy i dobra wolność, nie pozwalająca człowiekowi zawierzyć się ich konsekwencjom i dlatego panicznie uciekająca przed cierpieniem i śmiercią, pozbawia człowieka siły niezbędnej do rodzenia i do tworzenia. Zamiast pomagać mu bać się tych, którzy niszczą życie duchowe i zatrzymują go na drodze do rzeczy boskich, oszalała wolność każe mu bać się tych, którzy potrafią już nie mówię zabić ciało (por. Mt 10, 28), lecz odebrać mu tę czy inną posiadaną przez niego rzecz. Oszalała wolność budzi odrazę.

Czy to społeczeństwo odzyska Pamięć, że umysł jest do poznania prawdy, a wola do kochania dobra i że dar prawdy oraz dobra jest większy niż życie? «Zapomnienie prowadzi do wygnania, natomiast pamięć przyspiesza zbawienie» — głosi napis w Yad Vashem w Jerozolimie. Czy Europejczycy wrócą z «wygnania»? Jeśli nie wrócą, duchowe wydarzenie, jakim jest Europa, zostanie zmarnotrawione w «dalekich stronach» (por. Łk 15, 13), gdzie człowiek, syn Ojca, sprowadza się do części zamiennej pozostającej na usługach społecznej machiny.

Człowiek nie mający do kogo iść, nie wie, co to znaczy odrodzić się. «Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?» — pytał Nikodem Chrystusa mówiącego mu o powtórnym narodzeniu się jako o warunku ujrzenia królestwa niebieskiego (J 3, 3-4). W odpowiedzi Chrystus z bosko delikatną siłą budził go do nowego życia. Nikodem, szukając prawdy i dobra, powoli dojrzewał do obumarcia i do odrodzenia się. Dyplomatycznie występował w obronie Chrystusa przed kapłanami i faryzeuszami (J 7, 50-52), by w końcu bez względu na konsekwencje przyjść pod krzyż z mirrą i aloesem, i razem z innym ukrytym uczniem Jezusa, Józefem z Arymatei, pomóc stojącym tam kobietom i Janowi obwiązać płótnem ciało Mistrza i złożyć je do grobu.

Chrystus nikomu nie narzuca wolności, bo wolność narzucona nie jest wolnością. On tylko nieustannie dotyka człowieka swoim byciem Miłością. To cała Jego pedagogia. Miłość budzi człowieka do nowego życia, do życia miłością. Chrystus ofiarowuje człowiekowi wolność tak, jak ofiarował ją Wielkiemu Inkwizytorowi w «Braciach Karamazow» Dostojewskiego: składa pocałunek na jego ustach. Chrystusowy pocałunek trzeba przekazać drugiemu człowiekowi, jak przekazał go Alosza swojemu bratu, Iwanowi, kiedy ten skończył recytować tworzoną przez siebie historię Wielkiego Inkwizytora. Wprawdzie zarówno Wielki Inkwizytor, jak i Iwan obstają przy swoich ideach negujących obecność żyjących obok nich osób (stąd «wszystko wolno»), ale palący ich w sercu pocałunek oraz drżenie ogarniające ich jestestwo są znakiem, że zaczęli oni już obumierać dla siebie i powracać do swojego bycia miłością w Chrystusie. Chrystus będzie odradzał się w nich, a oni odradzając się w Nim, Synu rodzonym odwiecznie przez Ojca, będą powracali do intimum własnego bycia, gdzie czeka na nich Ojciec, intimior intimo eorum. Tam jest ich dom, w którym ogarnia ich Wolność.

Pocałunek, jaki Chrystus nie przestaje składać na ustach starego europejskiego Wielkiego Inkwizytora, a Alosza na ustach Iwana, nie pozwoli im zamknąć się w przesmyku teraźniejszości, w którym przyszłość jałowo przesypuje się w przeszłość. Paląca ich serce Pamięć pocałunku pomoże im myśleć i istnieć odważnie, tak żeby prawda ich bycia nie została uzależniona od środków do życia oraz od ich produkcji, a oni sami żeby nie kłaniali się nikomu dla chleba, a sumienia mówiącego im, po co się żyje, nie oddali w pacht tym, którzy umieją robić techniczne cuda i na nich, a nie na prawdzie, opierają swój autorytet.

Tylko ludzie przebudzeni pocałunkiem Chrystusa nie skurczą Europy do sytuacji, w których tłum zdemoralizowanych koczowników z braku Pamięci kręciłby się w kółko w rytm ekonomiczno-politycznej matematyki. Owszem, to oni, umierając dla siebie i odradzając się w innych, będą rozszerzali granice tego duchowego wydarzenia, jakim jest Europa, bo przebiegają one wzdłuż serc oraz myśli powracających do europejskiej arché, jaką jest pełna miłości wolność osoby. Jej prawda, szukana przez Greków, a zapowiedziana przez izraelskich proroków, odsłoniła się w pełni na Golgocie. Na to wzgórze trzeba się wspinać, aby wyjść z platońskiej jaskini, gdzie tłum jednostek zniewolonych przez Anty-Chrysta, o którym pisze Włodzimierz Sołowiew, traci «z oczu szlak niemylnej drogi w głębi ciemnego (...) lasu» swojego rozumu i woli, odłączonych od piękności piękna i prawdy. Tylko to piękno może wyprowadzić Europejczyków z dantejskiego «Piekła».

O tym powrocie serca i myśli do Początku wyznaczającego granice Europy mówił Jan Paweł II w Santiago de Compostela (9 listopada 1982 r.): «Ja, Jan Paweł, (...) kieruję do ciebie, stara Europo, wołanie pełne miłości: Odnajdź siebie samą! Bądź sobą! Odkryj swoje początki. Tchnij życie w swoje korzenie. Tchnij życie w te autentyczne wartości, które sprawiały, że twoje dzieje były pełne chwały (...). Odbuduj swoją jedność duchową (...). Nie chełp się swoimi podbojami, pomna na ich możliwe negatywne konsekwencje. Nie zniechęcaj się z powodu zmniejszania się twojego znaczenia w świecie, czy też z powodu kryzysów społecznych i kulturowych, które cię dotykają. Możesz jeszcze być latarnią cywilizacji i bodźcem postępu dla świata. Inne kontynenty patrzą na ciebie i spodziewają się po tobie tej samej odpowiedzi, jaką św. Jakub dał Chrystusowi: ’Mogę’» («L'Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 2/1983, s. 29).

Prof. Stanisław Grygiel
Papieski Uniwersytet Laterański w Rzymie

Zobacz także przemówienie papieża Jana Pawła II podczas tego samego sympozjum

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama