Dojrzałość społeczna

Życie poza miłością jest męczeństwem. Być dojrzałym człowiekiem to odpowiedzialnie kochać siebie i innych ludzi...

Życie poza miłością jest męczeństwem. Być dojrzałym człowiekiem to odpowiedzialnie kochać siebie i innych ludzi.

Poprzednie rozdziały dotyczyły formacji tych sfer ludzkiej rzeczywistości, przez które wychowanek kontaktuje się głównie z samym sobą i ze swoim wewnętrznym bogactwem. Teraz skoncentrujemy się na sferze, która w sposób bezpośredni odnosi się do kontaktu wychowanka ze światem innych ludzi. W perspektywie personalistycznej wychowanie w sferze społecznej jest niezwykle ważne, gdyż podstawową cechą człowieka jako osoby jest jego zdolność spotykania się zarówno z samym sobą, jak też z innymi osobami. Kontaktowanie się z innymi jest naszą podstawową potrzebą. Najłatwiej zauważyć to w sytuacji małych dzieci, dla których kontakt z rodzicami to dosłownie kwestia życia lub śmierci. Jednak dojrzałe spotykanie się z innymi nie przychodzi nikomu łatwo, nie jest spontaniczne. Tej niezwykłej umiejętności trzeba się uczyć. Popatrzmy na naturę spotkań międzyludzkich oraz na podstawowe zasady w tej dziedzinie, które wychowankowie powinni poznać i respektować.

Bóg stwarza Ewę jako wyraz współczucia wobec Adama i wobec jego osamotnienia. Dopóki nie pojawia się Ewa, dopóty Adam nie może wejść w świat osób i w świat międzyosobowych więzi. Bez Ewy Adam żyje jakby w ciągłym śnie. Obecność kobiety otwiera mu oczy na zupełnie inny, nowy świat. Na świat, który niesie ze sobą większe ryzyko i trudniejsze wyzwania niż świat zwierząt, ale w którym człowiek może doświadczyć miłości, a zatem tego, za czym najbardziej tęskni i co nie jest nieosiągalne w kontakcie ze światem rzeczy.

Pierwszym zadaniem wychowawców jest demaskowanie błędnych sposobów spotykania się z innymi ludźmi. Do najbardziej bolesnych i wypaczonych należą: posługiwanie się drugim człowiekiem na sposób rzeczy, manipulacja, szantażowanie, zadawanie fizycznego, psychicznego czy moralnego bólu, rażąca niesprawiedliwość, agresja, przemoc. Wszędzie tam, gdzie człowiek nie potrafi dojrzale spotykać się z innymi ludźmi, pojawia się śmierć pod różnymi postaciami: od wojen do samobójstw, od dzieciobójstwa do eutanazji, od okrucieństw do zbrodni. Często jest to śmierć w zamaskowanej postaci, śmierć na raty (np. alkoholizm czy narkomania). Życie poza miłością przybiera zawsze jakąś formę męczeństwa, a człowiek, który nie kocha i nie czuje się kochany przez innych, staje się wrogiem samego siebie.

Wielu wychowanków nie zdaje sobie sprawy z tego, że określone filmy, które oglądają, książki i czasopisma, które czytają, dominująca moda i mentalność, której ulegają, substancje psychotropowe, po które sięgają, czy niedojrzałe więzi, które tworzą – wszystko to utrudnia im osiąganie dojrzałości w sferze społecznej i oddala ich od miłości. Tymczasem miłość to jedyny dojrzały sposób funkcjonowania w sferze społecznej. A jednocześnie jest to najtrudniejszy, najbardziej skomplikowany i najbardziej zaskakujący sposób bycia razem z innymi.

Każde prawdziwe spotkanie między osobami jest inne i niepowtarzalne. Każda wiąże się z podjęciem ryzyka, gdyż jest to zawsze spotkanie z kimś odmiennym, niż my. Jest spotkaniem z kimś, kogo nie możemy do końca poznać i kto ciągle może nas zaskakiwać, zwłaszcza wtedy, gdy jest to spotkanie z osobą płci odmiennej. Kobiety i mężczyźni różnią się bowiem nie tylko w aspekcie fizycznym, ale jeszcze bardziej w aspekcie symbolicznym, czyli w sposobie interpretowania i przeżywania samego siebie, w sposobie kontaktowania się z drugą osobą, w sposobie odnoszenia się do rzeczywistości, w której żyją.

Żadna osoba ludzka nie może zostać utożsamiona z kimkolwiek innym. Podobnie żaden człowiek nie może stać się jedynym punktem odniesienia dla drugiej osoby. W każdym dojrzałym kontakcie – także między małżonkami – spotykające się osoby potrzebują siebie nawzajem, a jednocześnie nie mogą zawęzić swoich kontaktów jedynie do tej relacji. Poprzez kontakt z jednym tylko człowiekiem nikt nie może odkryć w pełni samego siebie i całego swego bogactwa. Jedną zatem formą niedojrzałości w sferze społecznej jest życie w izolacji i osamotnieniu. Formą drugą jest zawężenie więzi międzyludzkich do kontaktu z jednym tylko człowiekiem. Tymczasem być dojrzałą osobą to spotykać się z całym światem osób. Symptomatycznym potwierdzeniem tej zasady jest fakt, że Bóg nie jest ani samotnością, ani pojedynczą osobą, lecz wspólnotą osób.

Spotkania z innymi ludźmi odsłaniają naszą ludzką ograniczoność, zależność, niewystarczalność. Tym pełniej doświadczamy naszego istnienia, im bardziej ktoś inny jest dla nas obecny, im dojrzalej nas rozumie i respektuje, im silniej wiąże z nami swój los, a jednocześnie im bardziej nie jest do nas podobny. Z tego właśnie względu małemu dziecku nie wystarczy spotykanie się jedynie ze swoimi rówieśnikami. Potrzebuje ono spotkań z kimś większym od samego siebie. Z kolei ludzie dorośli mogą w pełni odkryć własną tajemnicę jedynie poprzez spotkanie z Bogiem, gdyż On jest całkowicie inny, a jednocześnie całkowicie nas rozumie i nieodwołalnie kocha.

Dojrzałe i autentyczne spotykanie się z innymi jest możliwe pomimo tego, że nie jesteśmy kimś doskonałym, ani wolnym od słabości i ułomności. Jednak wymaga ono odwagi kontaktowania się z drugą osobą w sposób szczery i z prostotą. Oznacza to, że spotykając się z kimś innym potrafimy uznać nasze ograniczenia, błędy i słabości oraz komunikować zarówno nasze lęki i trudności, jak też nasze silne strony, radości i nadzieje.

Kontakt między kobietą a mężczyzną z natury prowadzi do silniejszego zaangażowania emocjonalnego i społecznego niż relacja między osobami tej samej płci. Zaangażowanie to może ułatwiać, ale też może utrudniać, a nawet niszczyć relację między kobietą a mężczyzną w małżeństwie, w rodzinie, w przyjaźni, w relacji wychowawczej i we wszystkich innych formach kontaktu. Budowanie dojrzałej więzi wymaga bowiem harmonijnego połączenia dwóch sprzecznych, wydawałoby się, tendencji: potrzeby bycia razem i silnego zaangażowania się w kontakt z inną osobą, a z drugiej strony potrzeby niezależności oraz zachowania emocjonalnej i egzystencjalnej autonomii. Małe dziecko niemal zupełnie utożsamia się z rodzicami. Później niemal zupełnie się buntuje, chcąc osiągnąć całkowitą niezależność. Dojrzałość oznacza przezwyciężenie obu tych skrajności. Jednak także w życiu osób dorosłych każda intensywnie przeżywana więź przechodzi fazę „dzieciństwa”, czyli fazę, w której obie strony niemal utożsamiają się ze sobą i na pewien okres dystansują się od innych ludzi. Z kolei w następnych fazach doświadczają na przemian to intensywnej potrzeby wzajemnej bliskości, to znowu potrzeby zachowania większego dystansu i niezależności.

Okazywanie drugiej osobie miłości, a jednocześnie wyrażanie potrzeby bycia akceptowanym i kochanym wiąże się z jednej strony ze świadomością własnej siły i dojrzałości, a z drugiej strony z uznaniem własnych granic, własnej zależności, potrzeby dialogu i wsparcia. Jednak dojrzała miłość wymaga uznania nie tylko własnych granic, lecz także ograniczeń i niedoskonałości osoby, która nas kocha. W kontakcie z drugim człowiekiem trzeba zatem przezwyciężyć nierealne oczekiwania, typowe dla nastolatków, którzy marzą o spotkaniu kogoś absolutnie niezwykłego i absolutnie doskonałego, kto w dodatku przez całe życie pozostanie do ich wyłącznej dyspozycji.

Dojrzała relacja nie ogranicza się do przeżyć emocjonalnych ani nie zamyka się w granicach naszych stanów świadomości. Wyraża się nie tylko we wspólnym przeżywaniu czegoś, lecz również we wspólnym, pozytywnym działaniu na rzecz jakiejś osoby czy jakiejś sprawy. W przypadku małżonków objawia się to poprzez obopólną troskę o dom i rodzinę, poprzez solidarnie podejmowany trud wychowywania dzieci, poprzez wspólne rozwiązywanie pojawiających się trudności. Wyraża się też poprzez obdarzanie się gestami czułości i innymi znakami pamięci oraz bliskości.

Małżeństwo jest zdecydowanie najsilniejszą więzią, jaka może zaistnieć między kobietą a mężczyzną. Właśnie dlatego ludzie niedojrzali sądzą, że zawarcie małżeństwa oznacza rezygnację z własnej wolności, albo że rozwód to sposób na „odzyskanie” niezależności. Tymczasem więź małżeńska to podstawowa forma osiągnięcia pełnej wolności, gdyż warunkiem życia w wolności jest zdolność współdzielenia naszej wolności z kimś, kto zechciał zaryzykować swoją własną wolność, łącząc się z nami na zawsze i na zawsze dzieląc z nami wspólny los. Właśnie dlatego w małżeństwie najłatwiej jest obu stronom zachować największą spontaniczność w wyrażaniu tego, kim rzeczywiście jest dana osoba i co w danym momencie przeżywa.

Zadaniem wychowawców jest precyzyjne wyjaśnianie wyżej zasygnalizowanych zasad i kryteriów dojrzałości w ramach spotkań międzyludzkich, a także towarzyszenie wychowankom w dorastaniu do tego typu więzi społecznych. Jednym z podstawowych sprawdzianów dojrzałości w tym względzie jest zdolność wychowanka do przyjęcia samego siebie z miłością. Kto bowiem nie radzi sobie w kontakcie z samym sobą, ten nie potrafi dojrzale pokochać innych ludzi. Pismo Święte wyjaśnia, że możemy pokochać bliźniego najwyżej tak, jak siebie samego (por. Kpł 19, 18). Podstawowym motywem pokochania siebie nie jest osobista doskonałość, lecz to, że Bóg kocha każdego z nas w sposób bezwarunkowy i nieodwołalny. Kto gardzi samym sobą, ten lekceważy też miłość, z jaką Bóg odnosi się do niego.

Niedojrzałość oznacza, że wychowanek ulega postawom skrajnym: uznaje prawdę o sobie, ale nie odnosi się do siebie z miłością (prawda bez miłości), lub usiłuje kochać siebie, ale ucieka od prawdy o sobie (miłość bez prawdy). Pierwsza postawa prowadzi do rozgoryczenia, zniechęcenia, a nawet do rozpaczy. Przykładem jest biblijny Judasz, który szczerze uznał prawdę o sobie („zdradziłem niewinnego”), a następnie odebrał sobie życie. Z kolei uciekanie od prawdy prowadzi do pobłażania sobie, wygodnictwa i egoizmu.

Dojrzale pokochać siebie to przyjąć siebie jednocześnie z całą prawdą i z całą miłością, do jakiej zdolny jest człowiek. Przykładem takiej postawy jest Piotr, który po doświadczeniu swojej wielkiej słabości (zaparł się ukochanego Mistrza), nie poddaje się rozpaczy, ale idzie za Jezusem, gorzko płacze i przemienia się w kogoś niezłomnego. Istotnym sprawdzianem dojrzałej miłości wobec samego siebie jest stawianie sobie wymagań, czyli cierpliwe podjęcie trudu, aby każdego dnia coraz bardziej przybliżać się do najpiękniejszej wersji samego siebie. Kochać siebie to zatem coś znacznie trudniejszego niż być egoistą, albo wrogiem wobec siebie. Egoista nie stawia sobie wymagań, gdyż łudzi się, że już jest doskonały. Podobnie ktoś, kto odnosi się do siebie z wrogością czy pogardą, nie stawia sobie wymagań, chociaż z zupełnie innego względu. Sądzi mianowicie, że jest zbyt słaby, aby mógł osiągnąć w życiu coś dobrego.

Odpowiedzialny wychowawca jest świadomy tego, że postawa wychowanka wobec samego siebie nie może zostać wyłączona z procesu formowania sfery społecznej i pozostawiona spontaniczności. Kształtowanie dojrzałości w tej sferze jest nierozerwalnie związane z pracą danego wychowanka nie tylko nad swoją postawą wobec innych ludzi, ale także nad swoim sposobem odnoszenia się do samego siebie. Tylko ten wychowanek, który potrafi odnosić się do siebie z miłością i prawdą, ma szansę uczyć się dojrzałej miłości również wobec innych ludzi.

Niezwykle ważnym zadaniem odpowiedzialnych wychowawców jest precyzyjne ukazywanie natury dojrzałej miłości. Żyjemy w czasach szerzącego się analfabetyzmu i sceptycyzmu wobec miłości. Analfabetyzm oznacza, że wychowanek myli miłość z czymś, co miłością nie jest (np. zakochanie, pożądanie, „wolne związki”). Z kolei sceptycyzm oznacza, że wychowanek nie wierzy, iż jest przez kogoś kochany, albo że on sam potrafi pokochać kogoś miłością wierną i nieodwołalną.

Wychowawcze ukazywanie dojrzałej miłości wymaga opisania jej w sposób, który jest łatwo zrozumiały dla wychowanków. Trzeba najpierw podkreślać, że istotą miłości nie są uczucia, lecz decyzja troski o czyjeś dobro. Uczucia są spontaniczna reakcją w obliczu określonych osób i koncentrują nas na nas samych („podobasz mi się”). Natomiast miłość jest świadomą akcją, działaniem i koncentruje nas na drugim człowieku („pragnę twojego dobra”).

Kochać to być tak obecnym w życiu drugiego człowieka, by mógł on stawać się najdojrzalszą wersją samego siebie. Miłość wyraża się poprzez konkretne słowa i czyny. Kochać to w taki sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak wobec niego postępować, by wprowadzać go w świat dobra, prawdy i piękna. Prawdziwa miłość jest miłością widzialną i wcieloną. Jeśli ogranicza się ona jedynie do dobrej woli czy emocjonalnych poruszeń, jeśli nie wyraża się przez mądrą obecność, ofiarny wysiłek i odpowiedzialną czułość, to taka miłość jest złudzeniem. Taka miłość nikogo nie przemieni, nikomu nie doda siły i odwagi, by szedł w dobrym kierunku. Najbardziej wymownym przykładem miłości widzialnej i wcielonej, na jaką potrafi zdobyć się człowiek, jest miłość macierzyńska. Jest to sytuacja, w której kobieta–matka ofiaruje dziecku część własnego ciała i krwi, aby podzielić się z nim życiem i miłością – swoim życiem i swoją miłością. A później już do końca życia ofiaruje swoją obecność, siłę, zdrowie i czas, aby jej dziecko czuło się kochane i aby mogło się rozwijać.

Dojrzała miłość jest nie tylko miłością widzialną i wcieloną w konkretne działanie. Jest też zawsze miłością wychowującą. Oznacza to, że dojrzałe sposoby wyrażania miłości dostosowane są do postępowania i specyficznej sytuacji danej osoby. Innymi słowami i czynami wyrażamy miłość wobec dziecka, a innymi wobec dorosłego. Inaczej postępujemy wobec ludzi dojrzałych i uczciwych, a inaczej wobec ludzi zaburzonych czy przewrotnych. Inaczej wobec wrażliwych i stawiających sobie wymagania, a inaczej wobec egoistów czy agresorów. Chrystus jest najdoskonalszym wzorem takiej wychowującej miłości, czyli miłości dostosowanej do niepowtarzalnej sytuacji danej osoby. Do jednych odnosił się z czułością i rozrzewnieniem. Przebaczał im, uzdrawiał, dodawał nadziei, nauczał, szukał i odwiedzał. Takie właśnie słowa i czyny służyły ich dobru i pomagały im przemieniać ich życie. Z kolei wobec innych ludzi Chrystus był niezwykle stanowczy i twardy. Bronił się przed nimi. Mówił im bolesną prawdę. Demaskował ich przewrotność i egoizm. Jedynie tego typu słowa i zachowania stwarzały bowiem tym ludziom szansę na to, by się zastanowili i zmienili swoje postępowanie.

Zadaniem odpowiedzialnego wychowawcy jest wyjaśnianie, że widzialną i wychowującą miłością możemy objąć jedynie tych ludzi, których bliżej poznajemy. Tylko Bóg potrafi w jednakowym stopniu kochać wszystkich ludzi, gdyż tylko On wie, co kryje się w sercu każdego z nas i co służy naszemu dobru. Natomiast człowiek może kochać w sposób konkretny i kompetentny tylko tych, których rzeczywiście poznaje i rozumie. Tylko wtedy bowiem ma szansę zrozumieć, przez jakie słowa i jakie czyny może najskuteczniej troszczyć się o ich dobro. Wobec ludzi, których nie zna osobiście, może mieć jedynie dobrą wolę i gotowość, by ich pokochać w miarę, jak będzie ich poznawał i rozumiał ich sytuację życiową. To, czy kocham drugiego człowieka, zależy zatem ode mnie, od mojej dojrzałości i wierności. Natomiast to, w jaki sposób wyrażam miłość wobec drugiej osoby, nie zależy już ode mnie, lecz od sposoby postępowania tej drugiej osoby, od stopnia jej dojrzałości oraz od jej sytuacji życiowej.

Niezwykle ważnym aspektem dojrzałości w sferze społecznej jest świadomość wychowanka, że miłość weryfikuje się najbardziej w chwilach próby i trudności. Dopiero wtedy, gdy skutecznie zmagamy się z przeciwnościami i rozczarowaniami, możemy upewnić się, że rzeczywiście kochamy drugą osobę oraz że nasza więź nie jest oparta głównie na zależności emocjonalnej czy na naszych niezaspokojonych potrzebach. Najtrudniej jest kochać w sytuacjach skrajnych, czyli kochać kogoś, kto nie kocha samego siebie. Taki człowiek nie rozumie bowiem miłości i czyni wszystko, by nami manipulować, albo by nas do siebie zniechęcić. W sposób spontaniczny grożą nam wtedy postawy skrajne. Jedną skrajnością jest naiwna litość. Skrajnością drugą jest okrucieństwo, czyli wycofanie miłości.

Wzorcem kompetentnej miłości w tego typu skrajnych sytuacjach jest przypowieść o marnotrawnym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15, 11–32). Syn ma własny pomysł na to, jak być szczęśliwym. Jest to sytuacja znana wielu matkom i ojcom, których dorastające dzieci uważają, że styl życia proponowany przez rodziców nie przyniesie im szczęścia. Oni chcą żyć „nowocześniej” czyli bez stawiania sobie wymagań, bez norm moralnych i wartości duchowych. Syn oznajmia ojcu, że odchodzi i chce zabrać swoją część majątku. Ojciec nie próbuje go zatrzymać w inny sposób, jak przez swoją dojrzałą miłość. Wie bowiem, że do miłości i dobra nie da się przymusić. Przymuszać można tylko do zła.

Syn odchodzi w poszukiwaniu łatwego szczęścia, jednak boleśnie przekonuje się, że tego typu szczęście jest iluzją, że prowadzi do umierania tego, co w człowieku najpiękniejsze. Aby przeżyć w sytuacji głodu i osamotnienia, marnotrawny syn godzi się na rolę niewolnika i pasie świnie. Odchodząc od ojca łudził się, że idzie w kierunku ziemi obiecanej, którą sam sobie wymyślił. W rzeczywistości zgotował sobie piekło. W tak dramatycznej sytuacji rodzice zwykle nie wiedzą jak postępować wobec osoby, która odchodzi i błądzi. Kierują się bardziej emocjami niż miłością. U jednych zwycięża rozżalenie, a nawet nienawiść, wyrzekają się syna na zawsze. Wtedy błądzącemu pozostaje już tylko rozpacz, gdyż nawet gdyby któregoś dnia zastanowił się i uznał swój błąd, to nie ma do kogo wrócić. Inni z kolei rodzice popełniają błąd przeciwny, czyli usprawiedliwiają syna za wszelką cenę. Wynajdują tysiące okoliczności „łagodzących”. Czynią wszystko, aby syn nie cierpiał, mimo że nadal błądzi! W takiej sytuacji syn będzie błądził dalej, czasem tak długo, aż umrze. Czemu bowiem miałby się zmienić, skoro nie ponosi naturalnych konsekwencji popełnianych błędów?

Ojciec z przypowieści Chrystusa nie popełnia żadnego z tych błędów. On nawet w tak dramatycznych okolicznościach potrafi kochać w sposób dojrzały, czyli dostosowany do powstałej sytuacji. Nie przekreśla syna, jego dom i jego ramiona pozostają ciągle otwarte, ale też nie próbuje chronić syna przed cierpieniem, które ten sprowadza na siebie własnym postępowaniem. Ojciec jest bogatym człowiekiem, mógłby posyłać służących, aby się opiekowali synem i nie pozwolili, by cierpiał głód. Ale doskonale wie, że tak postępując nie kochałby syna dojrzale i nie pomógłby mu w przemianie życia. Syn zachowa szansę na ocalenie tylko wtedy, gdy będzie cierpiał tak długo, jak długo błądzi! Pod wpływem cierpienia syn marnotrawny przemienia się w syna powracającego. Odzyskuje oczy, które widzą i umysł, który szuka prawdy. Dopiero teraz odkrywa, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że kochał go naprawdę dojrzale.

Warto wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie dojrzałości w sferze społecznej. Zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie wychowankom, że kochać drugiego człowieka, to nie znaczy być jego wybawicielem. Kochać, to nie znaczy automatycznie zagwarantować komuś szczęście i prawidłowy rozwój. Kochać drugiego człowieka, to pomagać mu dojrzale zatroszczyć się o własny rozwój. Kochać, to być odpowiedzialnym za własną postawę wobec bliźniego, ale nie za sposób, w jaki kochana przez nas osoba odpowiada (lub nie) na naszą miłość. Uznając granice naszej ludzkiej miłości, unikamy niepotrzebnych rozczarowań i naiwnych oczekiwań. A jednocześnie nasza miłość staje się cierpliwa i przynosi owoce, które zaskakują nas samych i tych, których kochamy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama