Trzy posłuszeństwa

O posłuszeństwie w formacji kleryków i nie tylko

- fragment tekstu

Gdy przed laty zajmowałem się formacją kleryków, odkryłem, że pod pojęciem posłuszeństwa kryją się czasem trzy różne postawy, które należy wyraźnie rozróżnić. Nazwałem to sobie w następujący sposób:

Pierwsza postawa, to posłuszeństwo „komunistyczne” lub inaczej neurotyczne. Jest to posłuszeństwo, w którym wola działa pod dyktando lęku. W czasach komunizmu społeczeństwo było zastraszone. Można było czasem usłyszeć radę: „Siedź cicho, bo cię wywiozą na białe niedźwiedzie!”. W wyniku panującego w społeczeństwie zastraszenia następował niedorozwój osobistej wolności. Przy zahamowaniu zdolności do wyboru, a także do odważnego trwania przy nim, ludzie z trudem podejmowali własne wolne decyzje, ponieważ to nie sumienie odgrywało decydującą rolę w ich życiu, ale lęk. Taka postawa wiedzie do zakładania — czasem nieświadomie — maski. W imię tego, aby wypaść dobrze wobec innych, wytwarzano postawę giętką, dostosowującą się do tych, którzy są w pozycji władzy, ale bez własnego kośćca. To jest postawa niezdrowa, łamiąca psychikę.

Druga postawa to posłuszeństwo „wojskowe”, czyli takie, w którym wola, zgodnie ze swoją naturą, podporządkowuje się wskazaniom rozumu. Dla żołnierza posłuszeństwo wobec dowódcy jest rozumne. On może się bać, ale wie, że dowódca lepiej zna sytuację na froncie i wie, że posłuszeństwo wobec niego, chroni go przed niebezpieczeństwem. Podobnie posłuszeństwo wobec szefa w przedsiębiorstwie, jest wyrazem rozumnego uznania szerszej kompetencji oraz odpowiedzialności szefa. Takie posłuszeństwo nie jest neurotyczne, ono nie niszczy osobowości. Ale to czysto racjonalne posłuszeństwo nie jest jeszcze posłuszeństwem we wierze, które otwiera na moc łaski.

Wreszcie trzeci rodzaj posłuszeństwa, to posłuszeństwo w wierze, które w najgłębszej warstwie odnosi się do Boga, a którego idea jest zawarta w ślubach zakonnych. Można to posłuszeństwo zdefiniować jako pokorę woli ze względu na wiarę. Wiara jest otwarciem na tajemnicę, zgodą na to, że znajdujmy się w rękach Bożych. To posłuszeństwo nie niszczy osobowości tak jak „posłuszeństwo neurotyczne”. Nie jest ono też irracjonalne, ponieważ wiara nie jest negacją rozumu, a jedynie pokorą rozumu, wyprowadzającą go poza naturalne granice, ku tajemnicy wiary.

Składając śluby posłuszeństwa, czystości i ubóstwa trzeba pamiętać, że śluby nie są ważniejsze od cnót teologalnych. Na pierwszym miejscu są wiara, nadzieja i miłość, które łączą z Bogiem, natomiast składane śluby zmierzają do tego, by wzmocnić tę relację. W wyniku zawierzenia Bogu, we wszystkim co się czyni, pojawia się miłość nadprzyrodzona. Posłuszeństwo nie zastępuje tego zawierzenia. Ono je wzmacnia. Gdy zabraknie więzi z Bogiem, samo zewnętrzne posłuszeństwo może stać się mechaniczne, pozbawione duchowej treści.

TRUDNE PYTANIA

Wielu świeckich pragnie podjąć w Kościele różne inicjatywy, np. wydawać książki religijne, prasę, kręcić filmy itp. Jak powinna wyglądać relacja pomiędzy nimi a Kościołem instytucjonalnym, na ile powinni być mu podporządkowani?

Istnieją cztery typowe podejścia do prawa, które można na sposób nieco karykaturalny przypisać różnym narodom: podejście francuskie, które mówi, że wolno robić wszystko z wyjątkiem tego, co jest zakazane; niemieckie, które mówi, że nie wolno robić nic, z wyjątkiem tych rzeczy, na które jest pozwolenie; włoskie, mówiące że wolno robić wszystko, szczególnie to, co jest zakazane; i rosyjskie — nie wolno robić niczego, nawet tego, co jest dozwolone. Które ujęcie jest najbardziej katolickie? Wizja św. Tomasza z Akwinu odpowiada najbardziej postawie francuskiej, głoszącej, że wolno robić wszystko, z wyjątkiem tego, co jest zakazane. Przykazania zawarte w Dekalogu są w większości ujęte w sposób negatywny, wyliczają czyny, których nie należy czynić. Oznacza to, że — ujmując sprawę pozytywnie — pole do działania jest szeroko otwarte. Św. Tomasz z Akwinu, w swojej teologii moralnej, główny nacisk kładzie na wychowanie cnót. One są przejawem twórczości człowieka i trwałej zdolności do podejmowania dobrych działań. Decydujące jest samodzielne rozpoznanie wartości i ich podjęcie. Człowiek dojrzały, nie potrzebuje, aby na każdym kroku go pouczać. On sam rozeznaje w co warto się zaangażować. Życie nie polega na zastanawianiu się nad tym, co jest dozwolone, a co nie, ale na tym, żeby robić to, co dobre.

Kościołowi potrzebni są ludzie świeccy, którzy nie będą bierni, i nie będą ulegali klerykalizacji, wyobrażając sobie, że ich główne zadanie polega na funkcjach liturgicznych (Oczywiście potrzebny jest ktoś, kto będzie kościelnym czy organistą, lub będzie śpiewał w scholi. Nie na tym jednak polega rola świeckich w życiu i świętości Kościoła). Trzeba aby świeccy wzięli odpowiedzialność za Kościół, za kraj, za życie społeczne, i robili rzeczy, które warto robić, właśnie dlatego że są potrzebne. I trzeba aby ludzie angażowali się na własne ryzyko, oddając swój czas, swoje pieniądze i talenty. Można robić wiele dobra, które wynika z wierności Chrystusowi i nie trzeba do tego wszystkiego uprzedniej pieczątki, zezwolenia, jakiegoś nihil obstat. Skoro nie pytamy się o zezwolenie, aby grzeszyć, to tym bardziej nie potrzebujemy zezwolenia, aby robić rzeczy dobre! A czasem, jeśli coś się nie uda, lepiej prosić o przebaczenie, niż uważać, że zawsze potrzebne jest zezwolenie. Przyjęcie zasady, że niczego nie wolno robić bez uprzedniego zezwolenia, wiedzie do psychicznego zahamowania.

Fragmenty tekstów pochodzą z Miesięcznika katolickiego LIST 2004/10 „Jak papieże ratowali świat”

opr. aw/aw

List
Copyright © by Miesięcznik List 10/2004

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama