Sakrament bierzmowania: "zapobiegać, a nie leczyć", czyli jak dobrze zacząć...

Pierwsze spotkanie w katechezie przygotowującej do bierzmowania

Zanim rozpoczniemy spotkania przygotowujące do bierzmowania, należy dobrze przemyśleć i przygotować nasze "pierwsze wejście" (proszę wybaczyć język, którego pozwalam sobie używać, oddaje on jednak klimat, w jakim przychodzi nam często pracować). Jest niezwykle ważne, aby już na pierwszym spotkaniu, a właściwie jeszcze przed tym spotkaniem, "opanować" grupę i nadać właściwy charakter całemu cyklowi przygotowania. Przykłady mówią, że w tej samej parafii spotkania dla kandydatów do bierzmowania mogą być bardzo różne. Jednego roku są bardzo udane, następnego natomiast wydają się być zupełnie nieefektywne, a wszystko to zależnie od tego, jak przebiegło pierwsze spotkanie, czy zostało dobrze czy też źle przygotowane.

Unikać  obojętności

Pierwsza propozycja, do której wykorzystania bardzo zachęcam, to zapisy do bierzmowania. Od czasu, gdy przeszliśmy z katechizacją do szkół, ta idea zapisów na przygotowanie do sakramentów, nieśmiało, ale coraz bardziej się rozpowszechnia. Z pewnością to, co powstrzymuje wielu, to uciążliwa biurokracja, która stoi za tym pomysłem. Jest to jednak - jak się wydaje - trud, który przynosi wielkie owoce.

Niejednokrotnie spotkałem się ze zdziwieniem rodziców, którzy przychodzili zapisać swoje pociechy do Pierwszej Komunii św. w drugim (!) semestrze roku szkolnego i zasłaniali się tym, że przecież katecheta w szkole ma listę wszystkich dzieci. Jest to - jak myślę - właśnie to doświadczenie, które pokazuje wartość zapisów. Zdobycie listy tych, którzy powinni się przygotowywać do Pierwszej Komunii Św. czy bierzmowania, nie jest oczywiście żadnym problemem. Zapisy natomiast są okazją do pierwszego spotkania w klimacie zupełnie innym niż ten "organizacyjny", od którego rozpoczniemy naszą pracę z całą grupą. [ 1 ]

O ile do Pierwszej Komunii Św. zapisu dokonują rodzice, o tyle, jeśli chodzi o bierzmowanych, należy oczekiwać, że to oni sami przyjdą do biura parafialnego, aby wyrazić chęć udziału w przygotowaniu do sakramentu. Z pozoru może wydawać się, że nie ma to wielkiego znaczenia. W rzeczywistości jest to jednak drobny gest, który dla wielu staje się pierwszym znakiem, że to wydarzenie nie jest "sprawą mamy i taty", ale zadaniem, któremu trzeba osobiście stawić czoła. [ 2 ] Ten krótki czas poświęcony młodzieży w biurze parafialnym - gdyby dało się go jakoś ocenić w cyfrach - to być może nawet 30% sukcesu. Kilka pytań o dom, szkołę, niedzielną Mszę św., rzut oka na kartotekę parafialną... wszystko to razem wzięte może być okazją do twórczej rozmowy, a może nawet postawienia pewnych zadań jeszcze przed rozpoczęciem przygotowania. Niekiedy właśnie ta rozmowa stanowi okazję do uświadomienia któremuś z kandydatów, że przygotowanie do bierzmowania będzie wymagało od niego więcej wysiłku niż od pozostałych, a mimo to nie "zablokuje" go, a wręcz nastawi pozytywnie do tego, co proponujemy.

Konsekwencja

Drugą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę od samego początku i którą należy też uświadomić młodzieży jest konsekwencja w działaniu.

W jednej z dużych, wielkomiejskich parafii, zgodnie z wcześniejszym ogłoszeniem, trwające ponad trzy tygodnie zapisy do bierzmowania zostały zakończone dzień przed pierwszym spotkaniem. Jak się można było spodziewać, oprócz tych, którzy się zapisali, przy kościele zjawiła się też niewielka grupa spóźnialskich, a właściwie tych, którzy dowiedzieli się o bierzmowaniu nie z parafialnych ogłoszeń, tylko z przypadkowo zasłyszanych wiadomości podwórkowych. Można sobie wyobrazić zdziwienie na ich twarzach, gdy usłyszeli, że oczywiście nie ma żadnych przeszkód, żeby i oni zapisali się na przygotowanie do bierzmowania, tyle że będą mogli to zrobić dopiero za rok, bo bieżąca lista jest już zamknięta. Decyzja księży była tak niesłychana w odczuciu niektórych z tejże grupy, że po kilku minutach od rozpoczęcia spotkania dał się słyszeć odgłos tłuczonego szkła i przez szklane drzwi z tyłu kościoła wpadł do wnętrza pokaźnych rozmiarów kawałek cegły.

Nie wiem, co pomyśleli w tym momencie Czytelnicy, jednak niżej podpisany, który stał wtedy na ambonie przed młodzieżą, znalazł w tym wydarzeniu punkt odniesienia dla całorocznych spotkań. Sytuacja na swój sposób była wręcz ewangeliczna. Jak w przypowieści o dziesięciu pannach rozpoczęła się uczta i drzwi zamknięto (por. Mt 25,10-11). Nie chodzi tu oczywiście o jakąkolwiek nadinterpretację tekstu biblijnego czy o jakieś proste przykładanie tego, co się stało na święty tekst Ewangelii. Można jednak było w perspektywie tego co zaszło pokazać, że wiara domaga się, tak od młodzieży, jak od katechetów, odpowiedzialności, która ma swe źródło w tym, czego uczy nas Chrystus.

Roczne oczekiwanie było z pewnością błogosławieństwem, tak dla młodzieży, jak i dla katechetów. Ci, którzy zostali przed kościołem, mieli okazję przekonać się, że to im, a nie katechecie, powinno zależeć na przyjęciu sakramentu bierzmowania. Młodzież, która była w kościele dostrzegła wartość tego, co zrobiła, poczuła, że obecność w biurze parafialnym była już pierwszym, konkretnym krokiem w kierunku bierzmowania. Katecheta natomiast ukazał, że ten sakrament tak naprawdę jest w ręku młodzieży. Ich: "chcę" wypowiadane każdego dnia będzie podstawą do jego udzielenia.

Rozwaga

Pamiętajmy jednak, że konsekwencja nie ma nic wspólnego z pustym despotyzmem. To co robimy, musi mieć jakiś cel, punkt odniesienia. Zasady, nawet najlepsze, nie mogą być bezduszne. Nie zapominajmy, że Pan Bóg dał człowiekowi dziesięć przykazań, aby uczynić go szczęśliwym. Widać to najlepiej w streszczeniu Dekalogu, którym jest przykazanie miłości, łączące jakimś niezwykłym węzłem trzy osoby: Boga - bliźniego - i każdego z nas.

W wychowaniu do sakramentów musimy iść tą samą drogą. Stawiając całej grupie te same wymagania, musimy jednocześnie dostrzegać konkretnego młodego człowieka w tej potrójnej perspektywie przykazania miłości. Nie można do każdej osoby przykładać ani naszej osobistej miary, ani wciąż tej samej miary. Wychowanie czy katechizacja powinny być zawsze "na miarę" wychowanka, czyli powinny mieć charakter podmiotowy. Nasz cel - w jakimś bardzo ogólnym sensie - jest zawsze ten sam: wychowanie do życia poprzez Dekalog. Nasza "metodologia" nie może być jednak zawsze ta sama.

Niech ilustracją będzie tu ewangeliczna przypowieść o siewcy, [ 3 ] którą można by właściwie zatytułować także "przypowieść o ziemi". Biblia Tysiąclecia w komentarzu do tego tekstu zamieszcza tylko jedno, ale jakże wymowne zdanie: Jak los nasienia zależy od rodzaju gleby, tak skuteczność słowa Bożego i wzrost Jego Królestwa zależą od usposobienia i współpracy słuchaczy. [ 4 ] Trzeba, wracam do problemu postawionego w poprzednim numerze, pytać nieustannie, kim jest młody człowiek, którego spotykamy, jakie jest jego usposobienie, jaka zdolność do współpracy, co wyniósł z własnego domu, itd. Niekiedy należy dokonać indywidualizacji zadań grupowych, odnosząc je do konkretnej osoby. Jeżeli nasze ziarno ma przynieść dobry plon, to musimy mu przygotować odpowiednią glebę. Nie da się zrobić tego inaczej, jak właśnie poprzez odpowiedź na indywidualne problemy, które najczęściej wychodzą same, w miarę jak posuwamy się naprzód w naszej pracy.

Mam tu przede wszystkim na myśli momenty, kiedy ktoś z młodzieży przychodzi, żeby usprawiedliwić nieobecność na spotkaniu czy niewykonanie jakiegoś zadania. Doświadczenie mówi, że za większością tego rodzaju usprawiedliwień i tłumaczeń kryje się właśnie to "coś", co nas interesuje. To są te sytuacje, kiedy można przygotować glebę, aby ziarno wydało plon. I są to zarazem takie chwile, w których trzeba umiejętnie połączyć konsekwencję z rozwagą.

Istnieje - niestety - pokusa prostych rozwiązań. Można podnieść głos, można dać dodatkowe zadanie, można powiedzieć obojętnym tonem: "(...) tylko, żeby się to nie powtórzyło" i zakończyć całą sprawę. Potrzeba natomiast rozwagi, czyli rozważenia tego co zaszło i postawienia zadania adekwatnego do sytuacji chłopaka czy dziewczyny, z którymi rozmawiamy. Kiedy pojawiają się, żeby powiedzieć, że nie zrobili czegoś w związku z bierzmowaniem, nie wolno zatrzymać się na pierwszej odpowiedzi, warto zapytać także o zwyczajne życie religijne (Msza św., spowiedź, modlitwa, katecheza), które - zapewniając systematyczny, ciągły wzrost w wierze - są przecież dużo ważniejsze niż organizowane przez nas przygotowanie. Chodzi nam przecież o to, aby każdy, kto przyjmie sakrament bierzmowania, był odpowiedzialny i w jakimś stopniu samodzielny w rozwijaniu swej wiary.

Dopowiedzenie

Przypuszczam, że wielu Czytelników, widząc tytuł powyższego artykułu, oczekiwało pewnej konkretnej recepty na "dobry początek". Wydaje mi się jednak, że ważniejsze niż poszukiwanie takiej recepty, jest stworzenie jakiejś osobistej wizji czasu, który zostaje nam dany i wewnątrz którego, że tak powiem, będziemy czuli się wolni, to znaczy otwarci na Boga mówiącego do nas w życiu tych młodych ludzi, których do Niego prowadzimy. Niech nam nie zabraknie odwagi i czasu, aby się im z bliska przyjrzeć i konsekwentnie, ale zarazem rozważnie, prostować ich ścieżki do Pana.


 1  Na marginesie warto dodać, zwłaszcza jeśli chodzi o Komunię Św., że przy odrobinie wysiłku, może to być dobra okazja, aby porozmawiać z tymi rodzicami, których - często od wielu lat - nie udaje się spotkać podczas corocznej wizyty duszpasterskiej.

 2  Młodzież zazwyczaj przychodzi do biura parafialnego w małych grupach. Sporadycznie zdarza się, żeby ktoś przyszedł sam, najczęściej najbliżsi koledzy czy koleżanki będą pojawiali się w biurze grupkami. Na początku można pozwolić im wejść razem; będzie to okazja do kilku pytań o szkołę, klasę, katechezę, potem należy jednak przyjąć każdego z osobna, żeby nie zmuszać nikogo do mówienia publicznie o tym, co może być trudne lub przykre.

 3  Mt 13,1-23; Mk 4,1-20; Łk 8,4-15.

 4  Biblia Tysiąclecia, przypis do Mt 13,18-23.

opr. mg/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama