Liberalizm po polsku

Czy Polska ze swoją specyficzną historią pasuje do modelu liberalnej demokracji?

Liberalizm po polsku

Dariusz Dańkowski SJ

Liberalizm po polsku

Czy Polska ze swoją specyficzną historią pasuje do modelu liberalnej demokracji?

Po tragedii smoleńskiej w Polsce bardzo mocno ożywiła się dyskusja na temat naszej zbiorowej tożsamości i naszego patriotyzmu. W ślad za tą debatą ruszyła również, choć ze znacznie słabszym zaangażowaniem, dyskusja na temat obywatelskości i państwowości. Rodzi się na tym tle szersze i głębsze pytanie: czy Polska ze swoją specyficzną historią pasuje do modelu liberalnej demokracji?

Dlaczego pytanie o demokrację liberalną jest dziś dla nas takie ważne? Dlaczego akurat “liberalna”? Dlaczego nie po prostu “demokracja”? W jakimś sensie odpowiedź na to pytanie wyłania się z naszej geopolityki i historii. Po upadku komunizmu społeczeństwo polskie w ramach swoich suwerennych decyzji opowiedziało się za zjednoczeniem z Unią Europejską i z NATO, za współpracą strategiczną z krajami Zachodu, a więc z tymi najbliższymi kulturowo i geograficznie. Społeczeństwo obrało zachodni model demokracji, a model ów nie powstał w próżni, narodził się w konkretnym kontekście historycznym i aksjologicznym. Narodził się on wraz z kapitalistycznymi formami wolnorynkowego gospodarowania, wraz z emancypacją mieszczaństwa i klasy robotniczej oraz z poreformacyjnym pluralizmem światopoglądowym. Narodził się wraz z liberalizmem i nową koncepcją obywatelstwa, którego podstawy zaczęto ujmować w deklaracjach praw.

Liberalna demokracja

Dziś przez “demokrację liberalną” rozumie się w literaturze przedmiotu nowożytny typ demokracji wykształcony w państwach cywilizacji zachodniej po przemianach okresu Oświecenia. Na poziomie politycznym demokracja ta wyróżnia się dwiema zasadniczymi cechami: obecnością procedur opartych na zasadzie większości, wyłaniających ciała przedstawicielskie sprawujące władzę polityczną oraz katalogiem podstawowych praw człowieka ujętym w formie konstytucyjnej i stojącym na straży, by owe procedury nie zamieniły się w tyranię większości. Ten typ demokracji jest testowany w krajach Zachodu od mniej więcej 200 lat i, przeżywszy rozmaite upadki i wzloty, wydaje się dziś modelem niekwestionowanym jako typ ustroju politycznego – mówiąc w dużym skrócie i z dużą dozą uogólnienia. Moralna wartość tego systemu polega na tym, że jak żaden inny model znany z historii sprzyja on rozwojowi podstawowych praw i wolności obywatelskich, jak żaden inny model gwarantuje pokojowy pluralizm światopoglądów w obrębie wspólnoty politycznej. Są to wartości uniwersalne o fundamentalnym znaczeniu zarówno dla jednostek, jak i grup społecznych.

Zaznaczyć przy tym należy, że termin “liberalny” ma tu wąskie znaczenie. Odnosi się do podstaw porządku konstytucyjnego. Demokracja liberalna nie oznacza, że wszystkim narzuca się światopogląd liberalny, że wszyscy stają się liberałami w potocznym rozumieniu tego słowa (choć również to potoczne rozumienie bywa często dalekie od jednoznaczności). Wręcz przeciwnie, demokracja, o której mówimy, zapewnia optymalne warunki do rozwoju rozmaitym światopoglądom, np. socjaldemokratycznym, narodowym, konserwatywnym, inspirowanym religijnie, ekologicznym, feministycznym, jak również liberałom w ścisłym sensie aksjologicznym, a więc ludziom, którym drogie są ideały indywidualizmu, ograniczonej roli państwa, niskich podatków – wraz z całym kolorytem haseł wypisywanych na sztandarach partii liberalnych, jak chociażby FDP w Niemczech. Tak więc czym innym jest światopogląd liberalny i przynależność do partii liberalnej, a czym innym jest model demokracji liberalnej. W tym ostatnim ujęciu jest to pojęcie bardzo mocno neutralne z punktu widzenia aktualnych napięć politycznych. Niemniej przymiotnik “liberalny” w odniesieniu do zachodniego typu demokracji jest bardzo ważny. Służy on nie tylko do odróżnienia od demokracji znanych nam z historii: demokracji starożytnej Grecji, demokracji szlacheckiej, demokracji socjalistycznej, ale również identyfikuje demokrację zachodnią w zderzeniu z innymi formami demokracji rozwijanymi współcześnie np. w Chinach czy w Indiach.

Problematyczny termin

O ile nie mamy w Polsce większych trudności z zaakceptowaniem samego terminu “demokracja”, o tyle termin “liberalny” nastręcza już kłopoty i to kłopoty szczególnego rodzaju. Inaczej niż w wielu krajach Zachodu, w Polsce termin “liberalizm” dorobił się dodatkowego zabarwienia. Dla wielu osób “liberalizm” oznacza nie tyle troskę o prawa i wolności jednostki, ile raczej atomizację społeczeństwa, kosmopolityzm, sekularyzm, materializm, relatywizm moralny, itp. Takie specyficzne “ochrzczenie” liberalizmu dokonało się dość szybko po obaleniu komunizmu i dziś jest przyczyną terminologicznego zamieszania. Wiele osób ma tendencje to kojarzenia terminu “liberalny” z czymś, co jest “pozbawione wartości moralnych” oraz “anty-patriotyczne”; niektórzy zastąpili dawnego wroga, czyli “komunizm”, nowym wrogiem – “liberalizmem”, okraszając to porównywalnym stopniem moralnej odrazy i nie przejmując się, że przypomina to produkowanie wroga na poczekaniu. Taka zaś produkcja ma już daleko idące konsekwencje, gdyż w tej logice osoba obdarzona mianem “liberał” będzie w efekcie kimś dużo gorszym niż zwykły konkurent polityczny, będzie zagrożeniem dla całej tożsamości narodowej, będzie wręcz nie-Polakiem (w najlepszym wypadku kimś “mówiącym po polsku”).

Nie chodzi jednak wyłącznie o spór semantyczny. Sprawa jest poważniejsza, jeżeli wraz z krytykowaniem liberalizmu utrwala się generalnie lękowa postawa wobec podstaw nowożytnej demokracji liberalnej (notabene – bez wskazania jakiejkolwiek realnej alternatywy). Problem narasta, gdy rozpędzona krytyka godzi w fundamentalne cnoty społeczne, które właśnie liberalizm pomógł ukształtować, takie jak: przedsiębiorczość, odpowiedzialne gospodarowanie (odpowiedzialne – czytaj: świadome, a więc rozumiejące wolny rynek), postęp, otwartość, niewykluczanie, korporacyjność, oszczędność, śmiałe inwestowanie, szacunek dla rządów prawa, szacunek dla praw i wolności jednostki, itd. Nie jest odkryciem Ameryki stwierdzenie, że po długim okresie komunizmu nasz kraj potrzebuje rozwoju klasy średniej, akumulacji kapitału, nowych inwestycji, tworzenia nowych miejsc pracy, a przede wszystkim wytworzenia nowych nawyków gospodarowania, inwestowania, obracania kapitałem, nowej kultury pracy itp. Jeżeli widoczna część opinii publicznej czyni z liberalizmu straszaka i wroga publicznego nr 1 (nie precyzując, o jaki liberalizm chodzi), to w efekcie nie tylko powstaje chaos pojęciowy, nie tylko szerzy się lękowa, surrealistyczna dyskusja, ale mnożą się zjawiska destrukcyjne – eskalacja konfliktów i kłótni, mnożenie uprzedzeń. Na dłuższą metę marnuje się kapitał społeczny.

Katolickość: atut czy przeszkoda?

Polska jest krajem o silnej tożsamości katolickiej z utrwaloną tradycją obecności Kościoła w życiu publicznym. Budując nowoczesną demokrację, nie tylko nie powinniśmy u nas katolicyzmu ignorować, ale wręcz w nim szukać wzmocnienia i inspiracji. Tym bardziej że liberalna demokracja nie traktuje religii jako ciała obcego. W kontekście społecznej roli religii demokracja liberalna wykształciła dwie kardynalne zasady: niezależności/autonomii Kościoła i państwa oraz wolności religijnej. Obie są ujęte w konstytucjach państw europejskich, obie zostały zaaprobowane przez Sobór Watykański II, głównie w takich dokumentach, jak: Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes i Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae.

Nie wchodząc w przysłowiowe dzielenie włosa na czworo, można powiedzieć, że dziś Kościół nie ma problemu z demokracją jako taką. Najpełniej wyraził to Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus, pisząc: Kościół docenia demokrację jako system, który zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych i rządzonym gwarantuje możliwość wyboru oraz kontrolowania własnych rządów, a także – kiedy należy to uczynić – zastępowania ich w sposób pokojowy innymi. W dalszej części dokumentu Ojciec Święty pisze, iż autentyczna demokracja wymaga “podmiotowości” społeczeństwa, przez tworzenie struktur uczestnictwa oraz współodpowiedzialności (CA, 46).

Podmiotowość społeczna i autentyczne uczestnictwo w życiu społecznym to wartości wspólne dla tradycji liberalnej demokracji i dla tradycji katolickiej. Należy wyraźnie podkreślić, że w relacji “religia” – “liberalizm” nie ma takiego (ani nawet analogicznego) napięcia, jakie istnieje w relacji “religia” – “komunizm”. Magisterium Kościoła podkreśla wręcz pozytywną rolę współczesnej demokracji, wolnego rynku i zysku w ekonomii. Historycznie rzecz ujmując, nawet w czasach największej krytyki liberalizmu, która ma swoją pokaźną kartę, nigdy nie była ona na tym samym poziomie, co krytyka totalitaryzmu komunistycznego.

Odpowiedź na pytanie, czy katolicka Polska pasuje do nowoczesnej demokracji liberalnej jest złożona. Czy tego chcemy, czy nie, Polska jest w trakcie przyswajania tego modelu. Nie bez napięć. Pytanie powyższe można by przeformułować: “Jak Polska przyswoi liberalną demokrację?”. Błędem byłoby szukanie szybkich odpowiedzi czy uprawianie socjotechniki w stylu “klerykalizowania liberalizmu” czy “liberalizowania katolicyzmu”. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że przyszłość naszej publicznej debaty i naszej podmiotowości społecznej w dużej mierze będzie zależeć od dialogu, jaki się rozegra na linii tradycja katolicka – tradycja demokracji liberalnej. Najgorszą rzeczą, jaką można sobie wyobrazić, jest walka na śmierć i życie między tymi dwiema tradycjami. Rzeczą najbardziej pożądaną jest twórczy dialog w duchu poszanowania dla wolności, równości, prawdy, taki dialog, w którym wszyscy budujemy naszą wspólną podmiotowość społeczną. W dialogu tym nie powinno się ośmieszać zbiorowych form manifestowania naszej religijności (nawet jeżeli nie przystają one do niektórych zagranicznych standardów), jak również nie powinno się robić z ideałów liberalnych niczego na kształt zagrożenia dla narodowej tradycji i tożsamości. Dialog ów powinien wykraczać poza doraźne spory i poza retorykę wyborczą. Być może efektem takiego procesu będzie umocnienie zarówno autentycznej demokracji, jak i autentycznego katolicyzmu.

Ks. Dariusz Dańkowski – jezuita, wykładowca filozofii politycznej, katolickiej nauki społecznej i etyki biznesu w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie; członek Centrum Studiów Społecznych; duszpasterz akademicki.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama