Wspomnienia wojenne 1915-1920 (wstęp)

Dziennik będący znakomitym przedstawieniem postaw, osób, podniosłych i tragicznych wydarzeń, a także pasjonująca kronika dziejów Kresów Wschodnich I i II Rzeczpospolitej

Wspomnienia wojenne 1915-1920 (wstęp)

Kazimierz Nowina-Konopka SJ

WSPOMNIENIA WOJENNE 1915-1920

ISBN: 978-83-7505-662-4

wyd.: WAM 2010

Wybrane fragmenty
Wstęp
CZĘŚĆ PIERWSZA

I. Legiony

WSTĘP

Wspomnienia wojenne o. Kazimierza Nowiny-Konopki spoczy wały w Archiwum Południowej Prowincji Towarzystwa Jezusowego ponad 70 lat. Lata dzielące nas od czasów ich powstania nie wpłynęły bynajmniej na ich wartość, wydaje się bowiem, że właśnie obecnie przybrały na znaczeniu, gdy coraz częściej powracamy do źródeł naszej niepodległości. Autor wspomnień orientuje się znakomicie w dramatycznych wydarzeniach, których jest nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem, zna znakomicie nastroje panujące zarówno w Legionach, jak i w ówczesnym społeczeństwie, targanym rozmaitymi, niekiedy sobie przeciwstaw nymi orientacjami politycznymi.

Jako duchowny reprezentuje stanowisko w wielkim stopniu neutralne i stanowiska tego broni zdecydowanie, pomimo różnego rodzaju nacisków to z tej, to z tamtej strony, i dlatego też cieszył się w kadrze dowódczej — były oczywiście wyjątki — i u legionistów znacznym zaufaniem. Zwracali się do niego nie tylko przy rozwiązywaniu bardziej zawikłanych spraw, lecz także zwierzali się mu z osobistych kłopotów, mógł więc wyro bić sobie właściwy osąd zarówno poszczególnych osób, jak i wydarzeń — widział wszystko szerzej i oceniał głębiej niż jego zwyczajne otoczenie. Sądy jego o ludziach są nierzadko zabarwione lekką ironią czy nawet złośliwością, są krytyczne i ostre, niekiedy nawet szokują, jak np. ocena Józefa Piłsuds kiego, ma jednak zawsze odpowiednie dla nich uzasadnie nie. Krytyczny jest zresztą i względem samego siebie. Uwagę młodego chorążego, dotyczącą jego pierwszego frontowego kaza nia, przyjmuje z pokorą, zobowiązując się ponadto, że każde następne kazanie przed jego wygłoszeniem będzie oddawał mu do oceny. Nie ukrywa też swego dobrego apetytu, zaznaczając zawsze, ilekroć uda mu się spożyć jakiś dobry obiad czy kola cję. Umie jednak i głodować, gdy np. na Wielkanoc z całego przygotowanego przez siebie „święconego” nic dla niego nie pozostanie, zaspokoi się wtedy kawałkiem suchego chleba, którego i tak nie będzie mógł spożyć do końca. Nie pomija również i takich sytuacji, w których byłoby trudno uwieńczyć go otoczką aureoli.

W swych wspomnieniach o. Kazimierz Konopka nie poprzestaje na suchym jedynie przedstawieniu wydarzeń, na zasłyszanych tylko wiadomoś ciach, bo zgodnie ze swoją naturą sam musiał wszędzie dotrzeć, bezpośrednio zobaczyć, a że posiadał przy tym umysł dociekliwy, nie usiedział więc w miejscu, był w ciągłym ruchu. Bardzo rzadko spotykamy go w sztabach, jest natomiast często na pierwszej linii frontu, w okopach wśród żołnierzy, w ogniu — nie lęka się, jak np. podczas odwrotu, gdy wycofują się wśród zaporowego ognia, gdy ogniste węże przelatują nad nimi z piekielnym piskiem i rozprys kują się jak rakiety, siejąc ognistymi kulami — to dla niego „cudny widok”. Ta ruchliwość autora sprawia, że wiadomości posiada niejako „z pierwszej ręki”, a jeżeli bywają zasłyszane, zawsze to zaznacza. Opisy życia frontowego, jego wielkie i małe wydarzenia przedsta wia bez przesady, jako rzecz samą przez się zrozumiałą, nie nadając mu cech jakiejś nadzwy czajnej ofiarności lub bohaterstwa — choć ma dla niego uznanie. Jest wojna, tak musi być. Sam też poddaje się chętnie ciężkim wymogom życia frontowego, związanym niekiedy z nielu dzkim samozaparciem i tężyzną ducha. Cały dzień jego życia frontowego poznajemy w najdrobniejszych szczegółach, od rana do późnej nocy, śledzimy każdy niemal jego krok, a życie to nie było bynajmniej łatwe. Spełnia przy tym wiele czynności nienależących do obowiązków kapelana — jest finansowym, szefem kasyna, zaopatrzeniowcem, łącznikiem między dowództwem a frontem, telegrafistą, donosi chłopcom w okopach wodę, papierosy, tu i ówdzie jakiś dowcip — aż dziw bierze, skąd czerpał na to wszystko siły! Można podziwiać łatwość, z jaką dostosowuje się do zmiennych warunków i niewygód, nigdy nie narzekając na częste braki, na towarzystwo, które — co tu ukrywać — musiało go przecież niejednokrotnie razić swym prymitywizmem, brakiem towarzy skiej ogłady, a przede wszystkim niewybrednym językiem. Na jedno jest tylko niesłychanie wraż liwy — na wszelką nieprawość, intrygę i kłamstwo. Wtedy już gotów jest wezwać każdego, nawet dowódcę, na „udeptaną zie mię”, a argumen tami włada nie gorzej niż jego przodkowie pałaszem. Posądzony niesłusznie i ukarany pięciodniowym aresz tem domowym, po odbyciu „kary”, wykaże rzeczowymi dowodami jej bezpodstawność i — pomimo nalegań, by pozostał w pułku — poprosi o przeniesienie, twier dząc, że autorytet jego jako kapelana został naruszony, a przez to jego praca duszpasterska może się okazać mniej skuteczna. Podkreślić jednak należy, że zdarzające się między nim a dowództwem lub poszczególnymi oficerami nieporozumienia były raczej wynikiem różnego rodzaju intryg, do których usiłowali go bezskutecznie włączyć jedni lub drudzy.

Wartość wspomnień o. Konopki polega i na tym, że pisane były nie z perspektywy wielu lat, ale „na gorąco”, niemal z dnia na dzień, bez literackich aspiracji i emocji, i przez to właśnie dostarczają wiele informacji „od kuchni”, rysują dość przygnębia jący obraz wzajemnych relacji między poszczególnymi legionistami, oficerami i między I a II Brygadą Legionów, skrzętnie ukrywanych lub przemilczanych w publikacjach, zarówno samych legionistów, jak i ich bezkrytycznych sympatyków. Dotyczy to zarów no osoby samego Józefa Piłsudskiego, jak i najbliższego jego oto czenia. Byli po prostu zafascynowani osobą Komen danta, a i po trosze sobą także. Byli to niewątpliwie wspaniali chłopcy, ci legioniści — ofiarni, dzielni, odważni również aż do szaleństwa, ale byli też ludźmi podatnymi na wszystkie ludzkie sprawy.

Nękała ich zawiść, zazdrość, samolubstwo, intryga, stawianie często osobistych aspiracji i ambicji ponad ogólnonarodowe dobro. Bohaterowie bywali po prostu nie tylko „zmęczeni”, ale też niejednokrotnie sfrustrowani, rozgoryczeni, zniechęceni, nawet znudzeni — i wówczas „smutek ich pryskał w rozbitym szkle” — nie tylko w piosence. A jeżeli prawdziwa jest wypowiedź Rydza-Śmigłe go, pochodząca już z czasów po śmierci Marszałka, a przytoczo na przez gen. Kordiana Zamorskiego w jego zapiskach ze strony 224 i podana przez Mieczysława Lepeckiego w jego Pamiętniku adiutanta Marszałka Piłsudskiego (Warsza wa 1989, s. 11): „Człek to nienor malny, co ukryć się nie da, a skoro się wyda, uważać nas będą za trzodę głupców, żeśmy tego nie spostrzegli” — to stanowiła w tym gronie wyjątek.

Wspomnienia swe autor spisał w czterech osobnych tomach. Dwa pierwsze obejmują lata 1915-1918 i zawierają jego przeżycia z okresu służby w II Brygadzie Legionów Polskich i Pol skim Korpusie Posiłkowym — w sumie 212 stron maszynopisu. Dwa następne opisują dzieje o. Konopki po rozbiciu II Brygady (Polskiego Korpusu Posiłkowego) pod Kaniowem, jego życie tułacze po bezkresnych przestrzeniach Ukrainy, pełne niebez pieczeństw, utrudzeń i poświęceń w ciągłej służbie ideałom niepodległej i wolnej Ojczyzny. Te dwa następne tomy, obej mujące lata 1919-1920 i 210 stron, są nie mniej ciekawe, niekiedy nawet wstrząsają ce, nie obejmują jednak jego bez pośredniej służby wojskowej.

Kto znał o. Kazimierza Konopkę osobiście, jak piszący te słowa, znajdzie we wspomnieniach bardzo zbliżony jego obraz. Może teraz trochę biografii autora, wybiegającej poza ramy jego wspomnień, aż do tragicznego jego końca.

Najwcześniejsze swe lata opisał sam o. Konopka w ułożonym przez siebie w styczniu 1914 r., a więc w wieku 35 lat, gdy był zupełnie zdrowym człowiekiem i nic nie zagrażało jego życiu, oryginalnym nekrologu. Oto jego treść:

„Urodził się 10 stycznia 1879 roku w Tarnowie [rodzicami jego byli Leon i Anna z Kleinów — J.H.]. Z młodych jego lat nic szczególnego nie można zanotować, jak tylko, że już wówczas odznaczał się wielką uczynnością. Był to wynik pracy i wychowania bardzo zacnej matki, która, owdowiawszy, znalazła się w bardzo ciężkich warunkach i dlatego tym bardziej zwracała swe dzieci do Boga, do dobrego. Nieraz napominała śp. o. Kazimierza. Były to jego najszczęśliwsze chwile, gdy na zachę tę matki przystępował regularnie co miesiąc do Komunii św. Dzięki też matce znalazł się w Towarzystwie (Jezusowym): 24 sierpnia 1893 przyjechał do Starej Wsi, i chociaż nie ukończył jeszcze 15 lat życia, przyjęty do nowicjatu w dzień Narodzenia M. Bożej, otrzymał sukienkę zakonną z rąk śp. o. Rothenburgera1. Po ukończeniu humaniorów2, podczas filozoficznych studiów w 1900 uzyskał od przełożonych zezwolenie na jubileuszową pielgrzymkę do Paray-le-Monial i Lourdes. W ogóle pobyt w Sączu i kierunek ówczesnego rektora o. Maćkowskiego3, jak na każdym scholastyku4, tak i na nim pozostawił nadzwyczaj dodatnie skutki, spotęgowane jeszcze przez tę pielgrzymkę5. Zauważyć to było można pod względem duchowego wyrobiena i w naukach. W tych dotąd pilnością się nie odznaczał — obecnie, zwłaszcza kiedy go posłano do Chyrowa, by tam chodził razem z konwiktorami do 7-mej i 8-mej klasy, od razu wybił się na pierwszego. Po zdaniu matury w Chyrowie w 1904 r., posłany na teologię otrzymuje w 1906 r. święcenia kapłańskie i kończąc teologię, zaczyna równocześnie Uniwersytet. Tutaj dzięki zdolnościom, a także z powodu czynnego udziału w życiu akademickim, zyskał sympatię u profesorów i uczniów i wywierał na nich bardzo wielki wpływ. Czas wakacji obracał na pracę kapłańską, wyjeżdżając w okolice Krakowa, na Śląsk i na Saksy, a nadto poświęcał się i pracy pisarskiej, głównie w «Przeglądzie Powszechnym», jak i w pismach niemieckich z zakresu historii i geografii. W 1910 zdaje egzamin profesorski w Krakowie i uczy przez dwa lata w Chyrowie. Usunięty z profesury, odbywa trzecią probację w Tarnopolu w 1912/1913, jeszcze uczy w Krakowie historię kościelną na Wesołej6 i pracuje dalej jako pisarz...”.

Na tym kończy się tekst o. Konopki. Kropki na końcu pozostawiają w myśl autora miejsce na ewentualne dalsze uzupełnienia. Czy przypuszczał, że jego życie będzie tak bogate w wydarzenia? Nekrolog ten nie został nigdy ogłoszony. Warunki wojenne, w których jego autor zginął, nie pozwalały na jakiekol wiek ogłaszanie, a sam tekst spoczywał wówczas głęboko zagrze bany w archiwum prowincji i zapewne nikt o nim w ogóle nie wiedział. Dziś jest jeszcze jednym dowodem oryginalności jego autora.

1 Jan Rothenburger SJ (1848-1912), do zak. wst. w 1870, święcenia kapł. otrzymał w 1892, profesor teologii, przełożony w wielu domach zak., misjonarz w Stanach Zjednoczonych.

2 Humaniorami zwano w Towarzystwie Jezusowym klasy gimnazjalne.

3 Michał Maćkowski SJ (1849-1901), do zak. wst. w 1867, święcenia kapł. otrzymał w 1880, misjonarz wśród Polaków na Śląsku i na Węgrzech, długoletni przełożony w różnych domach zak., m.in. rektor w Zakładzie Chyrowskim.

4 Scholastykami nazywani bywają w Towarzystwie Jezusowym klerycy studiujący filozofię.

5 Podczas tej pielgrzymki zwiedził o. Konopka Francję i Hiszpanię.

6 Wesoła — dzielnica Krakowa, gdzie przy ul. Kopernika znajduje się Kolegium oo. Jezuitów z Wydziałem Filozoficznym.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama