Odkryć Bożą drogę życia

Rozmowa na temat powołania - jego dojrzewania, rozpoznania, wątpliwości i ostatecznej decyzji

- Ze względu na zbliżający się termin rekrutacji na studia wyższe oraz do naszego Seminarium Duchownego w Radomiu chcielibyśmy Księdzu Markowi zadać kilka pytań na temat powołania oraz tego, jak dobrze rozeznać swoją drogę życiową.

Na wstępie prosimy, by przedstawił Ksiądz w kilku zdaniach historię swojego powołania. Co odegrało najważniejszą rolę w wyborze przez Księdza tej drogi życiowej? Czy długo musiał Ksiądz zmagać się z tym wyborem?

- Od dzieciństwa byłem zaprzyjaźniony z Chrystusem. Po pierwszej komunii św. zapisałem się z własnej inicjatywy do ministrantów, a później do oazy. Byłem prawie codziennie na Mszy św. i regularnie korzystałem ze wszystkich sakramentów. Nie myślałem jednak o kapłaństwie. Przeciwnie, moim największym marzeniem było założenie szczęśliwej rodziny. Marzyłem o tym, by poznać jakąś szlachetną i szczęśliwą dziewczyną i by stać się dobrym mężem i dobrym tatą moich przyszłych dzieci. W połowie liceum zacząłem czuć, myśleć, odkrywać, że Bóg proponuje mi kapłaństwo. Początkowo po prostu „odganiałem” od siebie tę myśl. Stopniowo jednak uświadamiałem sobie, że trzeba się z Bogiem „rozmówić”. W klasie maturalnej, zwłaszcza przed Bożym Narodzeniem rozmawiałem z Bogiem często nawet do późna w nocy, zanim zasnąłem. Mówiłem Mu, że nie chcę być księdzem, bo wtedy wydawało mi się, że nawet zatroskany o losy parafian, dobry i ofiarny ksiądz to bardziej urzędnik niż ktoś, kto mocno kocha i kto jest bardzo szczęśliwy. Bóg w czasie tych nocnych rozmów nie nalegał, nie przymuszał mnie do niczego, tylko cierpliwie proponował. Ujął mnie właśnie tym, że respektował moją wolność i moje marzenia. Stopniowo dorastałem do niełatwej decyzji, by wstąpić do Seminarium. Po sześciu latach upewniłem się o tym, że to rzeczywiście jest moje powołanie i że Bóg zna mnie lepiej niż ja znam samego siebie. Od trzydziestu trzech lat jestem szczęśliwym księdzem, który czuje się rodzicem dla spotykanych ludzi. To dla mnie wielka radość i wyróżnienie, być w naszych dziwnych i trudnych czasach ambasadorem Boga, który kocha i uczy kochać.

- Obecnie coraz częściej spotykamy się ze zjawiskiem tzw. spóźnionych powołań, a więc osób, które przychodzą do Seminarium dopiero po studiach na różnych uczelniach. Co sądzi Ksiądz o tej sytuacji? Czy według Księdza lepiej jest zdecydować się na przyjście do Seminarium tuż po maturze, czy może lepiej jest dobrze przemyśleć tę decyzję, w międzyczasie kończąc inne studia?

- Mówiąc precyzyjnie, to nie ma spóźnionych powołań, gdyż Bóg nie spóźnia się z podpowiadaniem każdemu z nas najbardziej odpowiedniej dla danej osoby drogi życia. Są natomiast powołania później odkryte. To zjawisko odnosi się nie tylko do powołań kapłańskich czy zakonnych, ale też do powołań małżeńskich. Coraz więcej młodych ludzi nieraz przez wiele lat nie potrafi uzyskać wewnętrznej pewności co do tego, jaką pójść drogą dorosłego życia. Istnieje mądra zasada, która mówi, że w niepewności się nie działa. W najważniejszych sprawach życia pośpiech jest złym doradcą. Jeśli ktoś z maturzystów nie jest pewien, czy ma powołanie do kapłaństwa, to czyni rozsądnie, gdy na razie wybiera inne studia czy podejmuje pracę zawodową. Warto, by wtedy włączył się w duszpasterstwo akademickie czy jakąś inną grupę formacyjną, a także żeby postępował zgodnie z przykazaniami, żyjąc w coraz większej przyjaźni z Chrystusem. Wtedy ma szansę wcześniej czy później upewnić się o swoim powołaniu i je wiernie zrealizować.

- W swoich wypowiedziach bardzo często Ksiądz mówi, że obecnie mamy problem nie tyle z kryzysem powołań, co z kryzysem powołanych. Mógłby nam Ksiądz bliżej wyjaśnić tę kwestię?

- Chętnie to wyjaśnię, bo to ważna sprawa. Otóż nie istnieje kryzys powołań, gdyż Bóg nie zapomina o nikim z nas i każdemu z nas podpowiada jakąś konkretną formę życia w wielkiej miłości i świętości. Problem leży zawsze po naszej stronie, a nie po stronie Boga. Rzeczywiście mamy obecnie wyraźny kryzys osób powołanych, ale nie mamy kryzysu powołań. Dla przykładu, jeśli jakiś nastolatek daje się wciągnąć w alkohol czy narkotyk, albo jeśli wikła się w pornografię czy cudzołóstwo, albo też ulega egoizmowi i lenistwu, to przynajmniej w tej fazie życia nie jest w stanie odkryć i zrealizować swojego powołania. To właśnie dlatego mamy obecnie w Europie i Polsce nie tylko mniej tych, którzy decydują się na kapłaństwo, ale też mniej tych, którzy decydują się na małżeństwo i założenie rodziny, bo nie dorośli jeszcze do wielkiej miłości. Wielu młodym ludziom brakuje solidnego wychowania i bliskiej więzi z Bogiem. To jest główny problem...

- Już po wyborze kapłaństwa często pojawiają się na naszej drodze różnego rodzaju wątpliwości, wahania. Czy w życiu Księdza też takie miały miejsce, a jeżeli tak to jak Ksiądz sobie z nimi radził? Co mógłby Ksiądz poradzić osobom, które się z takowymi zmagają?

- Chyba jestem dzieckiem szczęścia, bo do tej pory nie przeżywałem wątpliwości czy wahań. I wcale nie czuję się wyjątkiem w tym względzie. Przeciwnie, znam osobiście wielu takich księży w Polsce, we Włoszech, w Niemczech i w innych krajach Europy (niektórych z nich poznaję w związku z moją pracą w Europejskim Centrum Powołań), którzy nie przeżywają rozterek czy wątpliwości i którzy tym bardziej cieszą się kapłaństwem i z tym większym entuzjazmem ewangelizują, im dłużej są księżmi. Podobnie, znam wielu małżonków i rodziców, którzy nigdy nie mieli wahań i wątpliwości co do sensu trwania w małżeństwie i rodzinie. Znam oczywiście wśród księży i świeckich takich, którzy niestety złamali swoją przysięgę i okazali się niewierni swemu powołaniu. Gdy ktoś przeżywa wątpliwości czy kryzys, to podpowiadam, by kochał Boga i ludzi bardziej niż dotąd, by wierniej naśladował Chrystusa, by stawiał sobie większe niż dotąd wymagania i by wiązał się z tymi księżmi oraz świeckimi, którzy promieniują miłością, radością i świętością.

- Jak dobrze wiadomo historia każdego powołania jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Jednak mam nadzieję, że odpowiedzi Księdza niejedną osobę przekonają do odważnego pójścia za Chrystusem drogą kapłaństwa...

- Najważniejsze jest to, by każdy z młodych ludzi poważnie traktował samego siebie i by nie wmawiał sobie, że istnieje szczęście łatwe, czyli szczęście osiągnięte bez wysiłku, bez dorastania do wielkiej i wiernej miłości, bez pracy nad sobą. Ważne jest też i to, by nikt nie wmawiał sobie, że jest „powołany” do bycia singlem, czyli człowiekiem, który w swoim życiu nie podejmuje żadnych ważnych i trwałych zobowiązań. Kto nie bawi się życiem, ten odkryje i zrealizuje swoje powołanie, a wtedy jego życie stanie się radosnym świętem!

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama