O tym jak wszechwładne media zawłaszczyły kulturę

Kultura konsumpcji, którą stworzył człowiek współczesny.


O tym jak wszechwładne media zawłaszczyły kulturę

Małgorzata Dawidek Gryglicka

...dzisiaj rzeczywistością jest to - co się daje adekwatnie zobrazować (zreprodukować).
Jest nią także to, co już zostało zreprodukowane.
Jean Boudrillard

Przyszło mi na myśl, że pragnienie kreowania świata i chęć ustanowienia siebie samego jako twórcy zmian jest wpisane w mentalność ludzi dawien już dawna. Zastanowiło mnie jednak czy niezgodność na realność to bunt czy konieczność kreacji w czysto twórczym rozumieniu tego słowa? Pop-tożsamości, przymusowe szczęście, szybkość i pragnienie natychmiast wszystkiego dzięki czemu można znaleźć się na topie to podstawowe wartości, na których bazuje dzisiejszy człowiek żyjący w świecie na pograniczu rzeczywistości i fikcji.

Zapotrzebowanie na inność istniało zawsze. Konieczność otaczania się pięknymi przedmiotami, upiększania siebie i przestrzeni. Pragnienie odkrywania nowych, praktyczniejszych rozwiązań i wcielania ich w życie. Potrzeba zmiany świata czyli przekształcenia rzeczywistości. Efektem tego miałoby być stworzenie nowego wizerunku ziemi i człowieka. Początkowo tą problematyką zajmowali się artyści, ale z czasem chęć kreacji rozciągnęła się na coraz większy obszar. Zaczęto wykorzystywać do tego ogólnie dostępne środki techniki: fotografię, film, techniki komputerowe etc. co umożliwiło nie tylko estetyzację rzeczywistości, ale pozwoliło na tworzenie nowej (lepszej?) na miarę naszych potrzeb, pragnień i oczekiwań.

W tym miejscu nasunęło mi się pytanie czy pragnienie lepszego nie stało się równoznaczne z hołdowaniem owym pragnieniom, zatapianiu się w technikę i bezgraniczne zaufanie do postępu? Nie zamierzam wartościować zachowań i postaw, wykazywać co jest lepsze co gorsze. Przedkładać jedne formy sztuki i życia nad inne. Moim celem jest poszukiwanie miejsca w jakim znalazł się Człowiek dziś. Czy przypadkiem zaangażowana w kreację świata Sztuka, nie miała z tym czegoś wspólnego. Na ile weszła w obszar kształtowania rzeczywistości i na ile nas samych za sobą w owy świat pociągnęła? Na ile ja wierzę kreacjom, a na ile istnieję w rzeczywistości, w której się urodziłam?

Rzecz dotyczy momentu, w którym świat zostaje ogarnięty pragnieniem zmiany samej w sobie, sztuka natomiast staje się jednym z nośników owych zmian. Zauważyłam za Baumanem że: świat nie uległ sztuce ale ją wchłonął. Wykorzystał do tego stopnia, że zatarła się granica pomiędzy nią a realnością.

Kultura konsumpcji, którą stworzył człowiek współczesny, obawia się by nagle w rzeczywistości realnej nie zabrakło „obowiązującej wszystkich dawki szczęścia”, dlatego wykreowana rzeczywistość musi wyglądać ładnie i być przyjemna. Należy być szczęśliwym — teraz i nieodwołalnie. I tylko komuś stojącemu z boku kontrola nad chaotyczną pop-rzeczywistością może się wydać nie możliwa. Jednak jej uczestnicy, preferujący styl życia fast /fast food — fast sex — fast car/ doskonale potrafią odnaleźć swoje miejsce w każdej nowo stworzonej sytuacji. Umieją błyskawicznie się zaadoptować i zmienić styl by nie wypaść z pędzącej machiny i nie znaleźć się na szarym końcu — bo inaczej przestaną być cool. Nie jest nawet ważne, że życie przybrało takiego tępa, że nie ma już czasu na kontakty z towarzyszami tej podróży. Powierzchowne znajomości, brak czasu na zatrzymanie się, analizę i refleksję powodują, że Człowiek — pop roztapia się w świecie. Granica pomiędzy kreacją a rzeczywistością zanika jak np. jego pamięć o Tradycji i Historii. Nie istnieje nic co mogłoby go zdziwić. Choć wszystko dzieje się przypadkiem on wierzy, że w jego życiu nic nie jest przypadkowe i żadne zjawiska czy sytuacje nie potrzebują uzasadnień i komentarzy. Jeśli coś się zdarza, to ok. ale co mnie to obchodzi?- ja biegnę dalej!

W Świecie — pop autorytetem przestaje być szkoła a staje się telewizja. Automatycznie granice pomiędzy kulturą wysoką a niską zacierają się i powstaje w tym miejscu kultura popularna. Tak więc to co zostało wykreowane przez innych Człowiek-pop przyjmuje jako własne. Nie odczuwa jednak tego typu narzuceń jako czegoś złego. Wierzy, że to dzięki jego własnej sile sprawczej posiada kontrolę nad światem i własnym życiem. Robi to co lubi i jest tym kim chce być. Fakt, że nawet jego własny wizerunek jest przez kogoś zasugerowany czy raczej wykreowany nie trafia do niego, ponieważ nie ma on czasu na myślenie o sensie własnych działań. Przecież decyduje o sobie — ubiera się jak chce, słucha czego chce, umawia się z kim chce, je to co chce, na każdą okazję ma nową propozycję. Czego więcej trzeba?

Nie ulega wątpliwości, że media kształtują system wartości. Wstrzeliwują się natychmiast w kolejną „nieuświadomioną potrzebę”. Jednak nie tylko to jest niepokojące. Równie niebezpieczny wydaje mi się fakt, że zamiast reprezentować rzeczywistość — jaka powinna być kolej rzeczy — media same zaczęły ją tworzyć. To co z tego powstaje możemy określić mianem Rzeczywistości Nadrealnej. Człowiekowi — pop nasuwają się zatem takie oto wnioski — po cóż mam żyć w szarej rzeczywistości, skoro istnieje inna, lepsza, bardziej rzeczywista? Jest to moment, gdy to czy coś jest prawdziwe czy fikcyjne traci znaczenie. Istoty nabierają zdarzenia nie mające miejsca w realności a będące jedynie jej podróbką. Za to jakże przekonującą! Człowiek — pop daje się zwieść na tyle, że całkowicie im zawierza. To co oferują media staje się jedyną, wiarygodną daną. Fenomen telewizji bardziej zajmującej od życia wypłynął z faktu iż posługuje się ona intensywniejszymi, bo skondensowanymi i podanymi natychmiast bodźcami. Gra na skrajnych ale poruszanych jednocześnie emocjach co w życiu zdarza się niezmiernie rzadko z tego względu, że większość zdarzeń rozkłada się w czasie. Tak więc sensem życia staje się życie telewizyjnego idola. Identyfikacja czy nawet podszycie się pod fikcyjną postać powoduje, że życie Człowieka — pop jest Jednym Wielkim Falsyfikatem. Pozą. Od chwili zetknięcia się ludzi z mediami elektronicznymi tworzą oni wizerunek świata w obrazach. Ukazuje to kruchości fundamentów naszego doświadczania rzeczywistości, ponieważ nie potrafimy oprzeć się obrazom podejmującym wprawdzie wątki życia ale przekształcającym ich kontekst, odejmującym znaczenie albo sugerującym inne. Atutem obrazów medialnych jest to, że wyglądają ”normalnie”. Specjalnością telewizji jest zakorzenienie w nas odrębnych sytuacji tak, że odbieramy je jako składny ciąg. Tak oto powstaje rozdwojenie naszej świadomości, a podział rzeczywistości jaki zaistniał podczas tego procesu rośnie proporcjonalnie do wielkości światów i wątków, których doświadczamy.

  Atuty filmu są różne. Jednym z nich jest - zatrzymywanie rzeczywistości. Wystarczy przewinąć taśmę, albo wcisnąć stop — klatkę. I nie staje się tak dlatego, że odczuto pragnienie uchwycenia tego, co niepowtarzalne i przemijające a zaistniała — początkowo również dzięki fotografii - możliwość rejestracji chwili. Stało się to, by powracając do przeszłości budować na niej nową rzeczywistość, nowe przestrzenie, nowy świat. Kino u swych początków stanęło w opozycji do tradycyjnej kultury. Nie widziano w nim nic poza ciągłością fotograficzną. Estetyka dostrzegała w filmie źródło iluzji nieartystycznej, a „‘towarzystwo‘ prymitywną rozrywkę dla motłochu”.

Ricciotto Conudo mówił: Film jest najdoskonalszą ze wszystkich istniejących dotychczas sztuk. Sztuką totalną, syntezą wszelkich możliwości artystycznych. A Guillarme Apollinarie dodawał: ...jest sztuką przyszłości , która za sto , dwieście lat całkowicie zastąpi literaturę... Karel Capek: ...dla kina nie ma rzeczy niemożliwych. [...] nie ma żadnych przeszkód naturalnych. Borys Kusmer: kino posiada całkowitą władzę nad czasem i przestrzenią. Robert Desmos: kino przekształca elementy świata zewnętrznego do tego stopnia, że tworzy nowe wizerunki. Yvan Goll: film przetwarza wrażenia, które materialnie dzieją się w rzeczywistości i podnosi je do stanu bardziej bezpośredniego, bardziej intensywnego, bardziej absolutnego: nadrealistycznego....

Film posiada możliwość tworzenia świata pozbawionego wszystkich praw cechujących rzeczywistość realną. Zdano sobie sprawę z tego, iż film umożliwia poszerzenie samego obszaru widzialności. Ujawnia nowe płaszczyzny, na których działa. Nie opowiada o tym co jest lub było. Nie komentuje tego co rzeczywiste. Film staje się rzeczywistością samą w sobie, na tyle, że jego rzeczywistość zaczyna konkurować z rzeczywistością realną. Obydwie bardzo silnie na siebie wpływają i funkcjonują nierozerwalnie. Film to rzeczywistość stworzona z potrzeby kreacji i odpowiedź na ową konieczność. Aby bardziej zobrazować to o czym mówię, chcę przedstawić przykłady filmów powstałych w ostatnim czasie i dokładnie ilustrujących problem kreowania rzeczywistości.

Pierwszy z nich to film Peter'a Weir'a Truman Show (USA;1998). We wszystkich recenzjach i opisach dotyczących tego filmu znajdowałam podobnie brzmiący wstęp, mówiący o tym, że treścią filmu jest historia pewnego urzędnika żyjącego w małym miasteczku. Ma on żonę, przyjaciół, dobrą pracę ale w pewnym momencie zauważa, że w jego życiu ”coś nie gra”. My jako widzowie wiemy co jest nie tak. Wiemy, że życie bohatera jest wynikiem ścisłych zabiegów reżyserskich i biegnie zgodnie ze scenariuszem napisanym przez jego stwórcę. Według mnie film nie opowiada historii urzędnika nie z własnej woli sprzedanego mediom i wplątanego w nieuczciwą grę z kimś, kto wykorzystując swe możliwości stwarza mu substytut rzeczywistości, ale historię właśnie tego kogoś. Reżysera — boga. Kreatora życia. Stwórcy sytuacji i pana tych sytuacji. Oto mamy przed sobą postać reżysera tworzącego bohatera na całe życie. Bohatera z krwi i kości, który nie zejdzie z planu po zakończeniu zdjęć. Kontrolują go nie tylko kamery, ale cała sieć ludzkich i elektronicznych szpiegów, dzięki którym jego obraz przesyłany jest do tysięcy domów i jako niekończący się show oglądany przez miliony widzów. Sieć telewizyjna, która nigdy nie śpi i pokazuje na żywo 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu na całym świecie Trumana Burbanka jako samego siebie -zapowiada speaker. Bohater egzystuje w surrealistycznej rzeczywistości zupełnie o tym nie wiedząc. Jest więc uwięziony we własnym życiu. My jako widzowie też patrzymy na niego jak na postać z telenoweli. Ale najdziwniejsze jest to, że choć zdajemy sobie sprawę z niemożliwości zaistnienia takiej sytuacji i wiemy, że reżyser wykroczył poza pewne normy kreacji rzeczywistości, to gdzieś nam umyka fakt, że my sami tak jak Truman Burbank jesteśmy wplątani w analogiczną historię (podobne uczucie miałam tylko po obejrzeniu Anioła zagłady Bunuel'a). Ed Horris grający Christofa, organizatora i pomysłodawcę projektu tak oto mówi o swej roli: Nie sądzę, że postać którą gram jest zupełnym łajdakiem. Praktycznie stworzył on Trumana od momentu urodzenia, zapewnił mu opiekę na odpowiednim poziomie. Troszczy się także o swój show, który jest treścią jego życia. Jest skomplikowanym charakterem, połączeniem reżysera, boga i ojca. Tymczasem reżyser filmu Peter Weir sam przejmuje tą rolę: Chciałbym aby było to uczucie jakie towarzyszy nam, gdy zaczynamy czytać dobrą książkę, której treść wciąga i zatracamy się w świecie przez nią kreowanym. Można tu mówić o swego rodzaju koszmarze, który nigdy wcześniej nie zaistniał w filmie. Zastanawiam się jednak czy wierzenie własnej wyobraźni albo własnym wyobrażeniom treści książek może być lub jest tak samo silne jak zawierzenie gotowym, podanym sugestywnie obrazom. Obrazom, które nie istnieją tylko na ekranie kin ale przenikają do świata rzeczywistego w przeróżnej postaci (choćby rekwizytów). Działanie takiego obrazu na odbiorców można odczytać jak zbiorową hipnozę. Mówi o tym kolejny film. Dzieło Andy‘ego i Larry‘ego Wachowskich Matrix (USA; 1999). Matix jest wszędzie wokół nas, jest nawet teraz w tym pokoju. Możesz ją zobaczyć przez okno i w telewizorze. Czujesz ją gdy idziesz do pracy, do kościoła i gdy płacisz podatki. Matrix jest światem, który wepchnięto ci przed oczy aby zaślepić cię przed prawdą. Przed prawdą, że jesteś niewolnikiem, urodzonym po to aby żyć nie posiadając własnej woli...w więzieniu, którego nie możesz poczuć, posmakować, ani dotknąć. W więzieniu dla twojego umysłu. Na nieszczęście nikomu nie można powiedzieć czym jest Matrix. Trzeba to zobaczyć samemu. Jak? Wystarczy wziąć pigułkę. Teraz masz jeszcze ostatnią szansę, żeby zawrócić. Potem już nie będzie odwrotu. Weź niebieską pigułkę i historia się skończy. Obudzisz się w łóżku i będziesz mógł wierzyć w co tylko pragniesz. Weź czerwoną pigułkę a zostaniesz Alicją w Krainie Czarów a ja pokażę ci jak głęboko zabrniesz za królikiem. Pamiętaj jednak, że wszystko co oferuję to tylko prawda i nic więcej (fragment monologu Morpheus'a).

Przewodnim problemem poruszonym w filmie nie jest już problem zmiany wizerunku świata ale pytanie o jego prawdziwość. Film ukazuje działanie głębin podświadomości w dochodzeniu do wniosków o życiu złudzeniem życia. Odkrywa prawdę o rzeczywistości w jakiej żyjemy. Prawdę o Macierzy. O dwóch światach: prawdziwym i wygenerowanym, który ma tylko udawać rzeczywistość. Jest skonstruowany tak, że widz sam czuje, że jego podróż nie ma nie tylko końca ale i celu. Po przegranej wojnie z komputerami to one przejmują władzę na ziemi by kontrolować ludzi a przede wszystkim, by czerpać z ludzi energię (sztucznie poczęci ludzie są trzymani w gigantycznych rozmiarów brojlerni, a ich ciała podłączone do przewodów dostarczają energii Matrycy). Niezwykłym motywem zawartym w tym obrazie jest fakt, że to elektronika utrzymuje ludzi przy życiu (hoduje ich!), by sama mogła żyć. Czyli że ludzie są tylko energią wykorzystywaną przez maszyny. Nawet zjawisko deja vu jest tłumaczone jako wprowadzanie przez maszyny poprawek do sztucznie wygenerowanej rzeczywistości.

I tak doszłam do kolejnego etapu tworzenia nowej rzeczywistości jakim jest związek Sztuki z mediami elektronicznymi (telewizja, wideo, przekaz elektroniczny). Wkroczenie w świat wyimaginowany, zaspakajający pragnienia, niezobowiązujący i niezawodny (przez wyidealizowany jego obraz jaki mu przypisujemy) sprawia, że posuwamy się głębiej w konstruowaniu go i poznawaniu jednocześnie. Nie zastanawia już ucieczka od właściwej rzeczywistości w wirtualną ale pęd z jakim owa potrzeba zmiany przestrzeni rośnie. Najbardziej chyba jaskrawym przykładem zaczerpniętym z owego związku mediów ze sztuką i odwrotnie jest praca Nam June Paik'a Buddha (Budda telewizyjny) z 1973 r. Posążek Buddy kontempluje swój elektroniczny wizerunek wyświetlony na monitorze telewizora przy czym Budda z telewizora przypatruje się swemu rzeczywistemu nadawcy. Z razu powstaje pytanie o istotę związku jaki zachodzi między tymi dwiema postaciami. Nie ma tu bowiem mowy o znaczeniu techniki, ale istnieje badanie napięcia jakie powstało między rzeczywistościami. Duży wpływ na dzieło ma kompilacja jaką stworzyła technika, ale nie technika sama w sobie. Dlatego rozważania nad dziełem nie dotyczą jego charakteru ale ”natury rzeczywistości w ogóle”. Podobny problem porusza Tony Oursler w video instalacji Stuck zrealizowanej w 1996 r. Mówi on kondycji człowieka ukazując jedynie jego zarejestrowaną na taśmie twarz. W kącie szeroko otwartej walizki siedzi uszyta ze szmatek lalka która zamiast twarzy ma biały ekran. Na ten właśnie ekran z kamery ustawionej naprzeciwko jest rzucany obraz twarzy wciąż się zmieniających tak, że oglądający ma wrażenie ciągłej zmiany osobowości lalki - człowieka. Nagle lalka zaczyna żyć czyimś życiem.

Pojęcie rzeczywistości definiuje się dziś na naszych oczach — oto istota związku sztuki i nowych mediów. Dostrzegamy zmianę naszego poczucia realności lub też tego co za realne zwykliśmy uważać, a sztuka mówi o tym ponieważ dysponuje możliwością obrazowania. Rozwój technik elektronicznych spowodował początkowo zachwianie a obecnie drastyczne zmiany w naszej percepcji. Jesteśmy świadkami kształtowania się naszej świadomości podczas „trwania nieustającego spektaklu”. Nasze przyzwyczajenie do transmitowanych widoków, czyli zainscenizowanych obrazów, wzrasta. Wyimaginowany wizerunek, powiedziałabym widmo, bierzemy tym samym za realność. Staje się ona naszą realnością. Rzeczywistością, w której moglibyśmy funkcjonować lub nawet, pójdę dalej, funkcjonujemy.

Jest zatem pewne, że mamy do czynienia z rzeczywistością symulowaną, to jest pozorną. Tracimy pewność co jest rzeczywistością ”właściwą” a co widmem. Jednak siła jaką posiada proces obrazowania jest dużych rozmiarów i dlatego może nie czujemy potrzeby rozróżnienia owych rzeczywistości. Coraz mniejszą trudność sprawia nam zgadzanie się na rzeczywistość zainscenizowaną.

Dzieje się tak podczas każdorazowych wizyt ważnych osobistości, np. Jana Pawła II, podczas których wierni przybywający na spotkanie pozdrawiają jego obraz na telebimie. Podobnie rzecz ma się z naszym wizerunkiem na zdjęciu paszportowym. Jesteśmy inni niż przed pięciu czy dziesięciu laty, ale celnik uparcie doszukuje się podobieństwa. Wygląda na to, że nasz zarejestrowany wizerunek jest ważniejszy od nas samych i to my winniśmy się do niego upodobnić. Zastanawiam się czy moja wiarygodność jest poddana w wątpliwość? Co jest istotniejsze ja czy moje zdjęcie sprzed ośmiu lat? Gdzie jest granica między prawdziwym a fałszywym obrazem mnie samej? Gerard Marzorati powiada: większość nowej sztuki bazuje na pytaniu — obrazy kłamią, ale jak ? (Pictures lie, but how?)

Amerykański artysta Dog Aitken mówi o tym w swojej video instalacji Electric Earth (mit 8 laserdisces). W ośmiu salach aranżuje on osiem sytuacji wykorzystując realne sytuacje. Przytoczę tylko pierwszą. W zupełnie ciemnej sali widzimy rzutowany na ścianę obraz mężczyzny oglądającego telewizję. Mężczyzna siedzi do widza lekkim profilem i patrzy na ekran, którego jednak nie widzą oglądający. Można natomiast dokładnie obserwować zachowanie mężczyzny. Co jakiś czas podnosi on rękę z pilotem i zmienia kanał. Widz nie widząc obrazu słyszy tylko dźwięki dochodzące spoza ekranu. Są to odgłosy z różnych programów telewizyjnych, filmów, clip'ów, rozmów, wywiady, wiadomości, szumy. Na twarz oglądającego pada jedynie światło z ekranu. Widz rozpoznając odgłosy może sobie tylko wyobrazić lub przypomnieć znane sobie rzeczy.

Obraz miasta elektronicznego zawartego w realnej miejskiej przestrzeni jest motywem telemontażowej instalacji Lynn Hershnan'a i Fabiana Wagmister'a realizowanej od 98 r. Time & Time Again. W ciemnej sali zamontowano monitory z obrazami miast w których odbywały się pokazy (98 r. Dortmund — Reservate Sehnsucht; 99 r. Duisburg — Cennected Cities; 00 r. Dortmund — Vision Ruhr). Po ulicach widzianych na ścianach chodzą ludzie — widma. Są to cienie zwiedzających. Jednak proporcje między nimi a rzutowanym obrazem ulicy są zatracone na niekorzyść zwiedzających. Cienie nienaturalnej wielkości a wypełnione są mapami topograficznymi i zdjęciami lotniczymi. W tej sytuacji rzeczywistość emitowana staje się bardziej prawdziwa od rzeczywistości realnej. Widzowie są intruzami we własnej rzeczywistości. Przestają do niej pasować. Obecnie instalacja stała się projektem internetowym.

Coraz częściej w konfrontacji ze sztuką nowych mediów odnosimy wrażenie, że jesteśmy obserwowani przez jakieś trzecie oko. Występuje to np. w instalacjach Quido Sena, w których dźwięk lub sztucznie stworzone przedmioty śledzą oglądającego. Zamiana relacji rzeczywistości i fikcji polega na tym, że oglądający ekspozycję, ma wrażenie, że jest obserwowany. Podobnie poczułam się kiedyś, gdy siedząc przy komputerze, zobaczyłam nagle zupełnie błękitny ekran z małym napisem na środku — Matrix cię ogarnął. Myślałam, że może ktoś robi mi głupie żarty. Żadnych wskazówek jak wrócić do systemu, już się przeraziłam, że to wirus. Musiałam zresetować komputer.

 Krytycy przekazu elektronicznego uważają na przemian, że stworzona przez nas samych rzeczywistość powoduje zmiany w percepcji świata, niepokoi fakt, że obraz świata jednostki staje się w znacznym stopniu zależny od treści rozsiewanych przez środki przekazu /Arnold Gehlen/, że zmiany jakie wniosła technika mogą przekroczyć ten zakres wytrzymałości jakim charakteryzuje się ewolucja biologiczna człowieka, technika daje bowiem człowiekowi nieskończoną możliwość przemiany świata i przemiany samego siebie, /V. C. Ferkiss/. Są również głosy przeciwne gloryfikujące rozwój elektronicznego przekazu, gdyż niesie [on] możliwość odmasowienia kultury - do różnych ludzi trafiają różne impulsy i tylko my sami możemy je dla swych korzyści połączyć w całość /Alvin Toffler/.

 Narodziła się w nas (ludziach) przedziwna chęć kreowania, która daje poczucie władzy i nieograniczonych możliwości. Z czego wypływa to pragnienie boskości? Z czego wypływa chęć poprawiania Demiurga, Natury czy samego Boga? Zdawałoby się, że zapomnieliśmy o pewnych nieodwracalnych sprawach, procesach nie podlegających transformacji czy przemianom. W zamian zawierzyliśmy własnym możliwościom, a raczej możliwościom naszego nowego mózgu, życiu w nowym świecie czyli świecie przez nas skonstruowanym i spełniającym nasze oczekiwania i opieramy się przed powrotem do rzeczywistości realnej.

Na zakończenie anegdota. Otóż, Sean Connery po nakręceniu James'a Bond'a rozdawał autografy swym wielbicielom. Ponieważ jednak robił to nie chętnie tylko nieliczni zostawali szczęśliwcami. Udało się to pewnej starszej pani, która jednak po przeczytaniu nazwiska zmięła karteczkę i rozczarowana powiedziała: O przepraszam, pomyliłam się, byłam pewna, że to pan Bond.

A zresztą po cóż daleko szukać? W jednej z wiosek na wschodzie Polski skąd pochodzę kółko różańcowe kobiet zamówiło mszę za zdrowie Alvaro, który okazał się uwikłanym w ciężką chorobę bohaterem telenoweli.


opr. MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama