Co jest naszą winą?

Komentarz do dokonanego 12.03.2000 wyznania win Kościoła

Cała sprawa zaczyna się od papieskiego wezwania do rachunku sumienia, którego powinniśmy dokonać jako Kościół przed Wielkim Jubileuszem, by z czystym sercem na nowo przyjąć łaskę zbawienia. W liście apostolskim „Tertio millennio adveniente” Ojciec Święty wyraził życzenie, aby Jubileusz Roku 2000 stał się okazją dla oczyszczenia pamięci Kościoła „z wszystkich sytuacji (...) będących w istocie źródłem antyświadectwa i zgorszenia”, jakie miały miejsce w ciągu mijającego tysiąclecia (TMA 33). Jan Paweł II wezwał także do teologicznego pogłębienia zagadnienia wzięcia na siebie win przeszłości, czy też ewentualnej prośby o przebaczenie, kierowanej do ludzi współczesnych. Owocem tego papieskiego zaproszenia jest ogłoszony dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej, zatytułowany „Pamięć i pojednanie. Kościół i winy przeszłości”.

Wezwanie, a jeszcze bardziej prośby o przebaczenie, wypowiadane już kilkakrotnie przez Ojca Świętego i zapowiedziane na początek jubileuszowego Wielkiego Postu, wzbudziły różne reakcje. Wielu rozumie, jak ważne jest, żebyśmy jako Kościół, głosząc prawdę o Bożej miłości, miłosierdziu i zbawieniu, równocześnie zdawali sobie sprawę, z czego zostaliśmy przez miłosiernego Boga wyratowani, i od jakiego zła On wciąż na nowo nas ratuje. Są jednak tacy, którym takie postępowanie wydaje się niepotrzebne (Kościół jest święty, to nie Kościół zawinił, ale ludzie, którzy nie byli mu w pełni posłuszni), przesadne (i tak nas niesprawiedliwie oskarżają, to dlaczego mamy jeszcze sami podpowiadać powody takich oskarżeń), zbyt jednostronne (inni powinni się też przyznać do swoich win, często są one większe; często też uderzały w Kościół).

Odpowiem na to najprościej: właśnie tak różne reakcje pokazują, jak bardzo potrzebna jest papieska inicjatywa. Nikt przecież nie może powiedzieć, że „nie ma sprawy”. Żyjemy w świecie objętym Bożą miłością i zbawieniem. Ale przecież w tym właśnie świecie ludzie dawniej i dzisiaj wielokrotnie sprzeniewierzyli się i wciąż się sprzeniewierzają tej Miłości. Wina jest zawsze winą człowieka, który wybrał zło. Bezpośrednia odpowiedzialność za nią spada na tego, kto zło wybrał. Ale to nie znaczy, że nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za zło uczynione kiedyś i czynione dzisiaj przez naszych braci i siostry w wierze. Ponosimy ją wszyscy — każdy zgodnie ze swoim powołaniem w Kościele. Zdaje się, że najlepiej jest mówić o tych trudnych sprawach najpierw we własnym imieniu i w pierwszej osobie. Dlatego tak właśnie teraz postąpię.

Potrafię przyznać, że moją winą są moje osobiste grzechy. Muszę jednak umieć również z całą otwartością i szczerością postawić sobie pytanie, czy w związku z moją osobistą winą pojawia się we mnie myśl o szkodzie wyrządzonej innym. Czy zdaję sobie sprawę z tego, że moje zło rzeczywiście dotyka innych? Nawet jeśli decyduję ja sam i o sobie samym, nigdy nie decyduję jedynie sam o sobie. Każdym moim czynem dotykam życia i zbawienia wielu innych ludzi — znanych mi i nieznanych. A zarazem to, co uczynili oni, dotyka, obciąża i rani także mnie i całą wspólnotę Kościoła. Właśnie dlatego muszę umieć uznać, że ciąży na mnie odpowiedzialność także za zło, którego ja sam nie spowodowałem — odpowiedzialność za to, co jest najpierw cudzą winą, cudzą decyzją, na którą ja nie miałem wpływu.

Jest rzeczą oczywistą, że nie może tu być mowy o mojej prostej odpowiedzialności za cudze winy, tak jak za własne. Ale przecież nie ma zupełnie obcej, cudzej, obojętnej, bezpańskiej winy, podobnie jak nie ma cudzego, obojętnego, bezpańskiego cierpienia. Moja własna wina nie jest tylko moją cząstką, niepozornym fragmentem morza ludzkich win popełnianych od początku świata. Moja wina jest moim udziałem w grzechu świata, który może zgładzić tylko miłość gotowa do ofiary. Nie ma sensu odmierzanie wielkości tego mojego udziału — nie chodzi o ilość popełnionego przeze mnie samego zła, ale o moją postawę wobec każdego zła. Chodzi o to, co wobec tego zła mogę i zamierzam uczynić. Nie mogę nie wziąć go na siebie. Nie mogę nie wziąć na siebie odpowiedzialności za to, co się stało i co się dzieje — w taki sposób, jaki odpowiada mojemu powołaniu na wspólnej drodze wiary, na naszej drodze z Jezusem Zbawicielem, na drodze Kościoła.

Do postawy prawdziwie chrześcijańskiej odpowiedzialności za zło wezwał nas Ojciec Święty.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama