Czy Papież pojedzie do Chin?

Czy możliwa jest podróż papieża do Chin i normalizacja stosunków Chin ze Stolicą Apostolską?

„Przygotowywaliśmy się na podróż do Moskwy, a tym czasem prędzej Jan Paweł II może odwiedzić Pekin” — powiedział mi jeden z dziennikarzy akredytowanych przy Watykanie tuż po ogłoszeniu przez Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej specjalnego przesłania adresowanego do uczestników rzymskiej konferencji poświęconej 400-leciu przybycia do Pekinu wielkiego jezuickiego misjonarza o. Matteo Ricciego.

Ważne, że papieski głos od razu dotarł do chińskich władz. W konferencji „O. Matteo Ricci: o dialog między Chinami a Zachodem” brała udział delegacja chińskich uczonych reprezentujących Uniwersytet w Pekinie i tamtejszą Akademię Nauk Społecznych. Podobną debatę urządzili Chińczycy ostatnio także u siebie. W swym liście Ojciec Święty nie tylko przypomniał nieustraszonego i mądrego misjonarza, ale mówił także o dniu dzisiejszym Chin. Jednak tym, co wywołało największe zainteresowanie, były papieskie słowa prośby o przebaczenie błędów, jakie popełnili w Chinach ludzie Kościoła katolickiego. Jan Paweł II przyznał, że Chińczycy mogli odnosić często wrażenie, że Kościół nie żywi do nich szacunku i jest wrogo nastawiony do ich kraju. „Za to wszystko proszę o wybaczenie i o zrozumienie tych wszystkich, którzy poczuli się w jakikolwiek sposób zranieni tymi formami działalności chrześcijan” — pisze Papież.

Gotowość Stolicy Apostolskiej

„Prawdy historycznej należy szukać spokojnie i bezstronnie, i w sposób wyczerpujący. To ważne zadanie, którego powinni się podjąć uczeni... — podkreśla Jan Paweł II. — Mogę zapewnić, że Stolica Święta gotowa jest zawsze do udziału i współpracy w tym dziele”.

Tak daleko idąca deklaracja wywołała od razu spekulacje na temat ewentualnej normalizacji stosunków między Stolicą Apostolską i Chinami. Państwa te od 1951 roku nie utrzymują ani stosunków dyplomatycznych, ani oficjalnie ze sobą nie współpracują. Kością niezgody dla Chin Ludowych jest utrzymywanie przez Watykan nuncjatury apostolskiej na Tajwanie i traktowanie tej „zbuntowanej prowincji” jako niezależnego państwa. W 1957 r. powstał Kościół patriotyczny, który liczy 4 mln wyznawców. Do Kościoła podziemnego natomiast należy ok. 10 mln wiernych. Przy miliardzie trzystu milionach Chińczyków liczba 14 mln nie jest imponującym odsetkiem, dyplomacja Watykanu jest jednak nastawiona na uzyskanie możliwości nieskrępowanego działania, tak jak to było za czasów o. Ricciego.

Ten wybitny włoski misjonarz przybywając do Państwa Środka nie tylko przybrał chińskie nazwisko i strój, ale także zaaprobował miejscowe zwyczaje i tradycję. Dzięki prowadzonej z rozmachem działalności misyjnej oprócz uznania i szacunku zyskał wpływy na dworze cesarskim. Atak, jak to w Kościele często bywa, przyszedł najpierw nie ze strony cesarza, ale od misjonarzy hiszpańskich, zazdrosnych o tak wielkie osiągnięcia misyjne. Trzeba przyznać, że słowa Papieża przepraszające za błędy ludzi Kościoła i brak zrozumienia dla tradycji chińskiej odnoszą się głównie do działalności późniejszej, kiedy misjonarze hiszpańscy i portugalscy próbowali działać opierając się na władzy świeckiej, która z pewnością nie chciała Chin schrystianizować, ale raczej zdobyć i podporządkować.

Od pewnego czasu Stolica Apostolska wykorzystuje każdą okazję, aby jej przedstawiciele mogli odwiedzić Chiny. Czyni także gesty pod adresem Kościoła patriotycznego. Kilkakrotnie duchowni tegoż Kościoła byli przyjmowani na prywatnych audiencjach przez Jana Pawła II, a ostatnio jeden z watykańskich hierarchów, goszcząc w Pekinie, odwiedził tamtejszą katedrę zarządzaną przez „patriotów”.

Plan na dziś czy na jutro?

Papież nie tylko przepraszał Chińczyków, ale także docenił to, co w tym narodzie jest wielkie. „Naród chiński zmierza do osiągnięcia znaczącego postępu społecznego. Ze swej strony Kościół katolicki z szacunkiem patrzy na ten zaskakujący rozmach i dalekowzroczność inicjatyw i gotów jest dyskretnie przyczynić się do promocji i obrony osoby ludzkiej, jej wartości, duchowości i nadprzyrodzonego przeznaczenia” — napisał Jan Paweł II podkreślając, że „Kościołowi leżą szczególnie na sercu te wartości i cele, które mają pierwszorzędne znaczenie także dla współczesnych Chin: solidarność, pokój, sprawiedliwość społeczna, inteligentne kierowanie zjawiskiem globalizacji, postęp cywilizacyjny wszystkich narodów”.

Papież stanowczo dał do zrozumienia, że Kościół katolicki nie zabiega dzisiaj o żadne przywileje ze strony Chin i władz politycznych, ale zależy mu wyłącznie „na podjęciu dialogu dla osiągnięcia kontaktów nacechowanych wzajemnym szacunkiem i pogłębioną znajomością”. Temu mogłoby służyć nawiązanie stosunków dyplomatycznych. Do takiego kroku, co jest deklaracją bezprecedensową, Stolica Apostolska jest gotowa „choćby jutro”. „Dla nikogo nie jest tajemnicą — pisze Jan Paweł II — że Stolica Apostolska, w imieniu całego Kościoła katolickiego i — jak wierzę — z korzyścią dla całej ludzkości, życzy sobie otwarcia przestrzeni dialogu z władzami Chińskiej Republiki Ludowej”.

Jak podkreślają obserwatorzy, zarówno pojednawczy ton listu, jak i ulubiona przez chińskie władze stylistyka (gdzie pokój, światowe osiągnięcia i postęp są na pierwszym miejscu) będą sprzyjać dalszym kontaktom i w konsekwencji, choć pewnie nie od razu, doprowadzą do zbliżenia.

Trudna droga do Pekinu

Główne pola konfliktu to oczywiście historyczne uprzedzenia i wzajemna podejrzliwość. Watykanista Marco Politi na łamach dziennika „La Repubblica” przypomniał o napięciach, jakie wywołują nawet kanonizacje Chińczyków. Ostatnia, z 1 października 2000 r., kiedy Papież wyniósł na ołtarze męczenników z okresu powstania bokserów, pociągnęła za sobą nawet oficjalny protest dyplomatyczny Chin. Za namową Pekinu tamtejszy Kościół patriotyczny wypowiada się o Watykanie bardzo krytycznie. Już po papieskim liście jeden z jego liderów przypomniał najważniejsze błędy Watykanu: poparcie reżimu Manchukuo w 1934 r., apel o neutralność społeczności katolickiej w czasie okupacji japońskiej i sprzeciw wobec reżimu komunistycznego w 1949 r.

Sun Yuxi, rzecznik chińskiego MSZ, zamiast słów zmierzających do pojednania przypomniał o stawianych Watykanowi od dawna warunkach normalizacji. Najważniejszym jest zobowiązanie, że „Watykan nie będzie ingerował w sprawy wewnętrzne Chin oraz zerwie stosunki z Tajwanem. Jeśli Watykan zaakceptuje te warunki, może liczyć na nawiązanie stosunków międzypaństwowych”. Także reakcja uznawanego i kontrolowanego przez państwo komunistyczne Kościoła patriotycznego była dość powściągliwa. Biskup Liu Bainian, wiceprzewodniczący tego Kościoła, stwierdził lakonicznie, że „papieskie przeprosiny to dobry znak, to postęp, ale wszystko zależy od kolejnych kroków Watykanu”. Jednak w samych Chinach rzeczywistość jest jeszcze trudniejsza.

Jedna mentalność, dwa Kościoły

Relacje między Kościołem patriotycznym a podziemnym są bardzo skomplikowane i niekoniecznie wpływają na nie czynniki tylko zewnętrzne i polityczne, uważa ks. Zbigniew Liana, filozof z krakowskiej PAT. Przed dwoma laty pojechał do Chin na prymicje kapłańskie młodego księdza z Kościoła patriotycznego, który studiował katolicką teologię w Stanach Zjednoczonych. Właśnie tam się poznali. Jak wspomina ks. Liana, wielu młodych chłopców chcąc pójść za głosem powołania, wstępuje nawet do kontrolowanych przez państwo seminariów duchownych, a niektórzy z nich mogą kontynuować naukę także za granicą.

Sytuacja katolików z Kościoła podziemnego jest uzależniona od lokalnych partyjnych władz. „W rejonie, gdzie przebywałem — wspomina ks. Liana — musieliśmy się wszędzie poruszać z przedstawicielem miejscowego aparatu partyjnego”. W południowo-wschodnich Chinach łatwo napotkać ślady chrześcijańskich misjonarzy: XVII-wieczne kościoły (zresztą w większości zarządzane przez duchownych z Kościoła patriotycznego) co niedziela wypełniają tłumy wiernych.

Władze chińskie wykorzystują każdą okazję, by udowodnić, że Papież nie ma u nich nic do powiedzenia. Kiedy w ubiegłym roku na Placu św. Piotra Ojciec Święty beatyfikował 130 chińskich męczenników, w pekińskiej katedrze władze państwowe zarządziły święcenia biskupie. Kilku wykładowców z oficjalnego i uznawanego przez państwo seminarium duchownego w Pekinie postanowiło zbojkotować tę uroczystość. Choć wcześniej ukończyli studia na zachodnich uczelniach katolickich, następnego dnia dowiedzieli się, że zostają zesłani do pracy na prowincję.

Ogół katolików Kościoła patriotycznego nie zajmuje się polityką, a ich wiara praktycznie niczym nie różni się od tej, którą wyznaje Kościół podziemny. Czy ewentualna normalizacja stosunków dyplomatycznych będzie oznaczać także pojednanie między wspólnotami obu Kościołów, pokaże najbliższy czas. He Guanghu, dyrektor centrum chrześcijańskiego w Chińskiej Akademii Nauk Społecznych, mówi wprost: normalizacja przyniesie wiele korzyści obu stronom i coraz więcej ludzi będzie to rozumiało.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama